czwartek, 24 grudnia 2015

Chapter 6 "In my veins"

Hej ho moi kochani czytelnicy! Chcialam zlozyc Wam życzenia wszystkiego najlepszego, spokoju i dobrej imprezy sylwestrowej i zebyscie byli dobrzy i wobec siebie i wobec zwierzakow i zeby to co sobie postanowiliscie w ramach New Years Resolution sie udalo, i trzymajcie sie cieplo mimo tego ze za oknem i tak temperatura iscie wiosenna. Pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania. Kolejny rozdzial jakos w polowie stycznia.
Female Robbery

_____________________________

*** rok 1017 ***

Postawny brunet w krotkich czarnych wlosach ktorych kosmyki lekko krecily sie na czole luskal drewno, by wyrzezbic z niego cos na rodzaj strzaly. Stal nad ogniskiem i prostowal patyk, by jak najlepiej wymierzyc ciezkosc. Niedaleko niego siedziala jego mala podopieczna, ktora luskala orzechy.
- Agron! - Uslyszal kobiecy glos dobiegajacy z obrzeza lasu. Kiedy spojrzal w jego strone zobaczyl czarnoskora kobiete. Podeszla do niego. Dziewczyna spojrzala na nia nie odrywajac sie od czynnosci. - Witaj kochanie, jak sie miewasz? - Kobieta ukucnela obok i zlapala ja za dlon. - Juz czas. - Pokiwala smutno glowa.
- Nie oddam jej. Chyba ze jej matce.
- Doskonale wiesz co zrobila Esther ze swoimi dziecmi. To ze ja oddala nie uchroni jej przed Dhalia.
- Alisha nie bedzie naczyniem w rekach wiedzmy.
- Nie odejde z wioski Ayano.  To jest moja rodzina.
- Dziecko, Dhalii nie da sie powstrzymac.
- To ze tamta wiezdzma ja oddala nie sprawi ze ja zrobie to samo. To moja siostrzenica.
- Sam oddales jej Antinue Agronie. - Chlopak opuscil glowe i poczul jak lza splywa mu po policzku. - Nie wybacze sobie tego nigdy ze trafila do takiego tyrana jak Mikael, ze musiala ukrywac dziecko i to kim jest i ze musi byc gorszym stworzeniem.
- Mozemy oszukac Dhalie. Jeśli zrobilibysmy to co Esther...
- Nie, Alisha nie bedzie wampirem. - Ayana spojrzala wyczekujaco na Alishe.
- Co mi to da? - Zapytala nastolatka.
- Sile, niesmiertelnosc i kiedys w przyszlosci zjednoczenie z Twoimi rodzicami, moje dziecko. Nie jest to nic bezpiecznego, bedziesz karmila sie krwia zywych istot. - Dziewczyna pokiwala glowa na znak ze rozumie.
- Nie pojdziesz z nia Alishio. Wole dac sie zabic niz Ci na to pozwolic.
- Wuju... Ayanna chce dobrze.
- Ayana da nam teraz spokoj. - Spojrzenie starej czarownicy spotkalo sie ze spojrzeniem wilkolaka, po czym skinela glowa. Pozegnala sie tylko z nimi i odeszla.
- Moze tak poznalabym mame i tate.
- Przykro mi kochana ale to juz niemozliwe, Twoi rodzice wiedza ze umarlas. Musisz sie z tym pogodzic.
- Jesli nadajdzie Dhalia i uda sie mnie zabrac?
- Bede Cie bronil tak dlugo jak to bedzie mozliwe i jesli ja zgine wtedy niech Ayana uratuje Cie od tamtej wiedzmy. - Odparl oschle i wszedl do chaty zostawiajac dziewczyne sama.

*** teraz ***

Stali przy granicy miasteczka. Anette ubrana w dzinsowa koszule z krotkim rekawem w krotkich czarnych spodenkach i lustrzankach obserwowala trase z której miala wylonic sie matka Bonnie.
- Mialam problemy z silnikiem. Bieglam. - powiedziala widząc zniesmaczona mine Pierwotnej.
- Lepiej pozno niz wcale. Wsiadaj, czas na spotkanie. - Otworzyla drzwi od pasazera. Tym razem to Enzo wsiadl za kierownice. Anette zajela miejsce obok a Sophie z Abby z tylu.
- Ucieklam od Bonnie a wciaz uwazasz ze jakos ja przekonam?
- Jestes jej matka, a Bonnie to sentymentalna nastolatka. - Odparla. Dojrzdzali do Grilla. - Zatrzymaj sie tutaj. - Powiedziala i nasluchwilala. Uslyszala glosy samych nastolatkow.
- Koniec roku.
- Idealnie, beda wszyscy. Enzo, czas sie zabawic.
- Zrobić rzez w miescie mojego wroga? Jestem za. Abby dolaczasz?
- Abigail idzie na cmentarz wraz z Sophie zbalezc prochy Kola i Rebeki i przygotowac rytual. - Enzo podniosl rece w gescie poddania sie woli pierwotnej.

Bar byl pelen nastolatkow. Wsrod nich Antinua zobaczyla Stefana w towarzystwie Caroline a Elene z Damonem.
- To ta panna ksero od klatwy?
- Mhmm wyglada na to ze w stanie zakochania w Damonie...
- Zabicie jej brata bedzie moja zemsta i uwolnieniem Kola z Rebeka. - Anette uscisnela jego ramie. - Panie przodem. - Zwrocil sie do niej. Weszla w glab sali. Od razu spotkala sie wzrokiem że starszym Salvatore.
- Co do cholery... - Zaczal po czym jego wypowiedź zostala.przerwana przez wrzask jednej z nastolatek.
- Pozdrowienia z Augustine, Salvatore! - krzyknal w strone bruneta rzucajac w jego strone cialem martwej dziewczyny. Kiedy Elena chciala go zaatakowac zostala zlapana przez Pierwotna.
- Jednak zyjesz. No coz przykro mi ze bedziesz musiala patrzec na śmierć swojego brata.
- Co? Co Jeremy Ci zrobil?
- Wampiry maja lepsza pamiec, a Ty psujesz nam reputacje. Pozwol ze przypomne, gdy wyjechalam Damon wraz z Jeremym dobrali sie do ciala Rebeki. To samo stalo soe z Kolem...gdzie Twoj brat?
- Zostaw ja. - Warknal Stefan. Anette trzymajac ja za gardlo wepchala druga reke w jej serce.
- Jak Ci idzie Lorenzo?
- Mozesz kontynuowac! - Odktzyknal. Byl w takim amoku ze Damon nie dawal rady go powstrzymac.
- Dotknij go a zabije Elene, tym razem na zawsze. - Warknela Anette do Caroline ktora probowala.przedzec sie przez caly ttlum. - Gdzie Jeremy?
- Sa z Bonnie. U niej. - wycharczala ledwym glosem Elena.
- Och jak to dobrze ze niczego nie bede musiala daleko szukac. - Wyciagnela telefon i zadzwonila do Sophie. - Macie wszystko? BOnnie jest w swoim domu z Jeremym, przekaz naszej czarnej owcy by ich wyciagnela na stary cmentarz. Tam sie spotkamy. - Schowala telefon i wyciagnela reke z serca Eleny. - Możecie towarzyszyc Jeremiemu w jego ostatnich chwilach. - powiedziala z usmiechem tryumfu po czym zniknela w wampirzym tempie za drzwiami baru. Elena, Stefan i Caroline ruszyli za nia, natomiast Damon zostal zatrzymany przez Enzo.
- Pozwol ze powspominamy stare czasy...- Warknął i rzucil w niego kółkiem nasaczonyn werbena tak ze trafił miedzy jego zebra.
- Wytlumacze Ci... - Westchnal probujac wyciągnąć kolek, ale Enzo naparl na niego tak ze go tylko głębiej wcisnal. Damon jeknal z bolu.
- Zostawiles mnie na pewną smierc. Tego sie nie da wytlumaczyc.
- Dlatego sie skumales z Pierwotnymi?
- Anette mnie przemienila w wampira, jestesmy przyjaciolmi i dowiadujac sie ze Damon Salvatore mieszka w Mystic Falls gdzie zabito jej rodzenswo postanowiłem pomoc sie jej zemscic.
- To ja go do tego namowilem, dzieciak bie jest winny.
- Nie bron ludzi, to tylko pokarm. - Zasmial sie. - Nie wiem jak Ty ale ja chce byc przy egzekucji. - Usmiechnal sie ironicznie.

***
Polana starego cmentarza zostala oswietlona przez pochodnie, ktore zapalila Sophie. Czarownica zrobila kregi z soli, niedomkniete w Jednym miejscu, tak by mogla przez nie przejsc Anette. Kiedy wszystko bylo gotowe na miejscu zjawili sie Jeremy, Abby i Bonnie.
- Po co nas tu przyprowadzilas? - Spytala mulatka po czym jej spojrzenie spotkalo sie ze wzrokiem innej wiedzmy.
- Przepraszam coreczko. - Zdazyla wyszeptac i przytulila ja mocno, kiedyw tym samym momencie jakby znikad zjawila sie Anette i wepchnela Jeremiego do kregow. Sophie szybko dokonczyla krag tak ze nikt nie mial prawa go przekroczyc.
- Jeremy! Bonnie! - Uslyszeli glosy grupki przyjaciol, ktorzy rowniez sie pojawili na miejscu.
- Super, bede miala publiczosc...lubisz wystepowac Sophie? - Zapytala z diabolicznym usmiechem. - Jeremy muaisz sie przygotowac bo grasz główna role.
- Czego znowu chcecie?! - Warknela Bonnie. - Jeremy jest zwykłym człowiekiem.
- Ktory jak sie dowiedzialam zabil moje ukochane rodzenstwo, wiec za to zaplaci. - Odparla trzymajac chlopaka za wlosy, kiedy kleczal odwrocony w strone grupki przyjaciol. - A Ty Bonnie Bennet uzyjesz swojej kotwiczej zdolnosci i przyprowadzisz ich z powrotem. - Plomienie bardziej sie wznogly a ksiezyc byl coraz wyzej.
- Czas zaczac Anette.
- Zdradzasz wiedzmy, pomagasz najwiekszym wrogom natury. - Zwrocila sie do Sophie mloda Bennet.
- To nie Twoja sprawa. Odpowiem za swoje czyny w swoim czasie. - Usmiechnela sie do niej. Anette podniosla Jeremiego z kleczek i odwrocila go do siebie.
- Przepraszam ze tak pozno ale mialem dluzsza rozmowe. - Glos Enzo rozlegl sie po okolicy. Trzymal przerzuconego przez ramie Damona ktorego cialo zrzucil na wilgotna glebe.
- Cos Ty zrobil mojemu bratu. - Warknal Stefan chcac ruszyc na Enzo, ale zaatakowala go Abby.
- Mamo, bronisz ich...oni chca zabic Jeremiego skrzywidzic mnie...
- Twoja mamusia jest zahipnotyzowana, robi tylko to co jej kazalam.
- Ty suko. - syknela Caroline. Elena podbiegla do Damona.
- Nic mu nie bedzie, nawalil sie troche werbena, ma przyzwyczajony organizm do takich trunkow. - Zasmial sie do Eleny ktora tylko prychnela w odpowiedzi.

- Ostatnie slowo? - Spytala Anette szepczac mu na ucho.
- Idz do diabla.
- Ciekawe, tak samo powiedziala niegdyś Elena i wiesz co? Ja sie nie wybieram, ale Ty bedziesz sie tam dobrze bawil. - Wbila w niego kly i zaczela wysysac krew z niego vez opamietania. W tym samym czasie wziela reke i wsadzila w jego cialo, po czym przy akompaniamencie wrzaskow i wyzwisk wyrwala mu serce podajac je Sophie by umiescila je w naczyniu.
- Zabije Cie! - Anette zasmiala sie bezsilnie.
- Nie tacy jak Ty Eleno probowali, ale znacznie moge Ci pomoc. - Przechylila glowe, cala gromada przyjaciol ruszyla w strone Pierwotnej i wiedzmy, ale odbili sie jakby od niewidzialnej sciany. - Bonnie podejdziesz? - Spytala słodkim glosem.
- Predzej dam sie pokroic.
- To moze innym razem. Sophie? - Zwrocila sie do wiedzmy ktora zakleciem przyciagnela ja do kregu.
- Prochy. - czarownica wyciagnela reke po urne z prochami Kola i Rebeki. - Zrobie to pokolei.
- Zrob tak zeby sie udalo. - Mruknela Anette. - Jeszcze jeden ruch w kierunku Lorenzo, a kaze Abigail wyrwac sobie serce. - Katem oka widziala jak Elena probowala zaatakowac go bronia ktora do niedawna tkwila w ciele Damona.

Sophie wymawiala zaklecie majac zamkniete oczy. Anette trzymala silno Bonnie za rece chcac isc z nia na druga strone po rodzenstwo.
- Jak tu pusto...Kool!? Rebekah! - Krzyknela w otxhlan.
- To druga strona, czego sie spodziewalas.
- Spusc z tonu kochana. - Kiedy Bonnie miala odpowiedzec zza drzew wyłoniła sie meska sylwetka. - Kol? Kol... - Puscila reke Bonnie i pobiegla do chlopaka.
- Co Ty tutaj robisz? - Zapytal zszokowany. - Tu przebywaja martwe byty
- Znalazlam droge przyszlam po Ciebie i po Rebeke.
- Rebeki tutaj nie ma Anette. - usmiech z twarzy Pierowtnej zniknal.
- Wracamy. - Syknela tylko w odpowiedzi i oboje wrocili do swiata zywych. - Cos Ty zrobila?! - Wrzasnela w kierunku Sophie wyrywajac ja z letargu. - Gdzie Rebekah? - Oczy wampirzycy przybraly bursztynowej barwy.
- Nie wiem to nie moja wina, wykonywalam zaklecie to Wy bylyscie po drugiej stronie. - Anette odwrocila sie do Bonnie.
- Ty wiedzialas! Ty cholerna wiedzmo wiedzialas! - Bonnie sie zasmiala.
- Kazdy z bytow jest sam. Musialybysmy wrocic raz jeszcze.
- Sophie.
- Mowilam Ci ze czarownica wykonuje takie zaklecie raz na cale zycie. - Anette ruszyla peden w jej strone i dopierajac jej cialo do drzewa wyrwala jej serce. Po chwili wszyscy widzieli Bonnie w konwulsjach bolu kiedy nadprzyrodzony byt przenosil sie na drugą strone. Zaklecie Sophie opadlo, Anette ruszyla do grupku i zlapala Elene.
- Zabawmy sie. Eleno, Twoj brat nie zyje przez wampirzyce. Matka Twojej przyjaciolki pozywila sie Twoim bratem, widzialas to i teraz jedyne co chcesz zrobix to wyrwac jej serce. - Puscila Elene.
- Abby? - Kol puknal w ramie starsza Bennetowne. - Dasz sie zabic. - kiedy zaatakowaly sie na wzajem oddalili sie troche, patrzac jak Abigail ginie na oczach corki. Wraz z Enzo udali sie na skraj miasteczka.

wtorek, 1 grudnia 2015

Chapter 5 "Slipped Away"

Mialo byc zawieszenie ktore potrwa do swiat, jednak dodaje notke szybciej i wybaczcie ze jest krotka bo miala byc dluzsza! Zapraszam, pozdrawiam i dziekuje za cierpliwosc,
Female Robbery


*** rok 1003 ***

- Gdzie ona jest? - Spytała brunetka o jasnych oczach wychodząc z izby w której sypiała do kuchni. - Gdzie moje dziecko?! - Krzyknęła do starszej kobiety która zdawała się nie zwracać na nią uwagi.
- Zmarła. Miala wysoka gorączkę i zmarła. - Odparła spokojnie. - Musiałam spalić jej ciało by nie doszło do chorób wśród rady.
- Co zrobiłaś mojej córce?! - Warknęła w jej stronę czując jak zaczyna opanowywać ja wilcza natura. Kiedy sięgnęła za gardło kobiety chcąc ja przydusić wszedł jej brat i jednym zdecydowanym ruchem oderwał młodą matkę od starszej kobiety. - Jak tylko dowiem się co zrobiłaś z moja Alisha to Cie zabije. - w odpowiedzi usłyszała prychniecie i została wyprowadzona przez brata na zewnątrz.

*** teraz ***

Łazienkę wypełniał kojący zapach lawendy. Leżała w wannie pełnej wody z olejkiem i trzymając w reku butelkę czerwonego wina, które wypiła prawie do polowy, zastanawiała się nad wydarzeniami poprzedniego wieczoru.
Gdy wróciła Enzo nie było, nie martwiła się o niego bo mimo wszystko poznał Nowy Orlean od najlepszej jak i od najgorszej strony. Nie chciała go tez niepokoić. Nikt prócz samej rodziny Pierwotnych nie znal bowiem prawdy i tylko bracia Mikaelson mogli domyśleć się jak dużym ciosem jest dla niej to, ze Klaus będzie miał dziecko z inna kobieta. Nie sądziła też ze to, od kiedy zostali wampirami, będzie możliwe. Bala się jedynie ze przez to ze urodzi potomka zostanie postawiona na piedestale a ona zostanie zepchnięta na boczmy tor. Klaus ja kochał, kiedyś. Teraz nie była przekonana co do bezgraniczności tego uczucia. Przyszły jej do głowy słowa Tylera o ich sojuszu. Powoli zdawała sobie sprawę ze wszystko się wali. Postanowiła jeszcze zrobić coś w sprawie Kola i Rebeki, jako ze Enzo to najprawdopodobniej miał zemścić się na Damonie Salvatore, pomyślała ze będzie to całkiem dobry sposób na oderwanie się od spraw Nowego Orleanu, a także by dokonać podwójnej zemsty. 
Z głębokich refleksji oderwało ja pukanie do drzwi. Wyszła wiec z wanny i ubrana w biały satynowy szlafrok i założywszy czarna bieliznę podeszła otworzyć. Kiedy zobaczyła Klausa w drzwiach od razu chciała mu zatrzasnąć drzwi. On tylko zablokował je ręka i odepchnął prawie przewracając Anette. Kiedy wszedł zamknął drzwi.
- Nie dałaś mi wyjaśnić. - mruknął podchodząc do niej.
- Chcesz wyjaśnić zdradę? 
- Ona nic dla mnie nie znaczy. Elijah kiedy dowiedział się ze jest w ciąży i ja mogę być ojcem to ją przyprowadził.
- Ta wilcza dziwka sypiała z kimś jeszcze? Doprawdy wysoko mierzysz. - Zaśmiała się. - Moja noga nie postanie w domu w którym mieszka ta suka, chyba ze będę mogla ja zabić.
- Jest w ciąży. To dziecko to jednak moje dziecko.
- Zastanów się nad tym kogo chronisz Niklaus...
- Chronię rodzinę.
- Tego bękarta nazwiesz rodzina? Dawno temu wyśmiewałeś królów wielkich mocarstw kiedy wywyższali dzieci z nieprawego łoża ponad te prawdziwe pierwotne dzieci. Teraz Ty robisz to samo.
- Nie zapomniałem! - Warknął. - To może być nasza szansa, to dziecko według jednej z czarownic, która chce pomoc, ma doprowadzić do śmierci wielu sabatów.
- Czarownic możemy się pozbyć na wiele sposobów. - Westchnęła. - Dobrze dam jej czas.
- Czas na co?
- To dziecko jest częściowo Twoje  wiec tak długo jak jest w ciąży i nie wejdzie mi w drogę będzie żyć, jak tylko urodzi wyrwę jej serce, poderżnę gardło, wyssam z krwi zrobię wszystko byleby nie oglądała tego świata.
- Mowili ze to ja jestem bezwzględny. - Uśmiechnął się do niej katem ust. Podeszła do niego i spojrzała w oczy. 
- Potrzebuje księgi Esther. - Klaus patrzył na nią ze ściągniętymi brwiami. - Czarownice bawią się w przywracanie do życia, Bonnie przywróci tych których jej chłopak zabił.
- Bonnie już nie jest czarownica.
- Ja tez ktoś przemienił?
- Została zabita i przywrócili ja do życia ale jako kotwice, każdy nadnaturalny byt przechodzi przez nia gdy umiera.
- To muszę mieć inna czarownice. Ta Sophie, ona jest dobra?
- Jej nie zabierzesz. Marcel kontroluje czarownice, trzyma na strychu nastoletnią wiedźmę uratowaną ze żniw i to robi.
- Kochany jego moce na pewno nie sięgają poza Nowy Orlean jeśli w ogóle poza Dzielnice. Zabiorę ja na wycieczkę i wrócę.
- Sophie Deveroux jest potrzebna bym chronił dziecko.
- Juz kiedyś czarownica nie dopilnowała dziecka. Nauczony doświadczeniem powinieneś nie korzystać z pomocy wiedźm. - odparła. 
- Sama chcesz to zrobić. Chcesz zabrać czarownice do Mystic Falls by uratować Kola i Rebekę.
- Wykorzystać, a oczekiwać ze będzie chronić jakiegoś bękarta bo ma zniszczyć ich ród to pewna różnica, nie sądzisz kochany?
- Jeśli przyjdziesz normalnie porozmawiać w rezydencji na plantacji oddamy Ci księgę. - odparł i w sekundę stał obok niej i chwytajac za gardło przykuł do ściany tak że stykali się czołami. - Jeśli zrobisz cokolwiek ze względu na naszą rodzinę, tylko po to by ją chronić nie stanę temu na przeszkodzie. - pocałował ją z całej siły i gdy puścił szybko zniknął z pokoju.

Miała na sobie czarne skórzane rurki, botki na koturnie i białą koszulkę z nadrukiem.Włosy schowała pod kask a na wierzch załóżyła skorzaną kurtkę. Kiedy zjawił się Enzo oboje udali się do rezydencji na przedmieściach.
- Czyli Klaus wyraził zgodę? - Anette uśmiechnęła się mimowolnie. - Nowy Orlean dawno nie przeżywał takiego wstrząsu.- weszli na ganek i Enzo mocno zapukał do drzwi. Otworzył im Elijah. Kiedy weslzi do środka, przy stole w jadalni do której poprowadził njstarszy Mikaelson siedziała Sophie, Hayley i Klaus który widząc Anette wstał.
- Nie poznaję go. - szepnęła szatynka biorąc łyk wody  kieliszka.
- Jeśli jest się damą to każdy mężczyzna zachowuje się jak dżentelmen. - odpowiedział towarzysz Pierwotnej. - Jestem Enzo.
- Hayley. - odparła nie podnosząc na niego wzroku.
- Własnie o to tym mówię, kobietom w dzisiejszych czasach brakuje manier i dobrego wychowania.
- Lorenzo...Ty tez nie jesteś żadnym szlachcicem by wywyżać się w tym gronie.
- Oczywiście Elijah, ale w przeciwieństwie do panny Hayley nie robię sobie gruntu poprzez sypanie z kimś z wyższych sfer.
- Dość. Skończ te zaczepki nim skręcę Ci kark lub wyrwę serce.
- Lorenzo mówi tylko to, co myśli, dodatkowo podzielajac moje zdanie. - odpara tym razem Anette która zajeła miejsce obok Klausa wpatrujac sie intensywnie w oczy wilczycy. Chwycił ją za rekę i ucałował patrzac pobłażliwie na nią. - Gdzie księga?
- Jest ze mną. - odezwała się Sophie.
- Jedziesz ze mną? - spytała mrużąc oczy.
- Pod jednym warunkiem. - Anette przechyliła z zaciekawieniem głowę. - Pojadę i pomogę Ci z zakleciem przywracającym, jeśli pomożesz mi wydostać Davinę Claire z niewoli Marcela.
- Claire? - brunetka zaśmiała się w głos. - Kolejna Claire jest przy największej mocy w sabacie, samolubne żmije. Klaus i Elijah nie wystarcza?
- Obawiam się, że nie. - odparła patrząc na nią.
- Co muszę mieć?
- Krew tego kto ich zabił i ich prochy.
- Dwa w jednym. Podoba mi sie to. Umiesz zaklecie?
- Umiem formule, nie uzywalam go, czarownica moze to zrobic raz na cale zycie.
- Musi Ci zalezec na tej malej wiedzmie skoro poswiecasz je dla Pierwotnych. -
- To cos wiecej niz sprawa sabatu Enzo, tu chodzi tez o Monique.
- To bzdety ona nie wroci.
- Bzdetem byly kiedys wampiry. - Enzo przewrocil oczami. Zajeli sie opowiadaniem calego przebiegu rytualu. Wraz z warunkami.
- Ustalmy jedno, pomoge Ci z odzyskaniem Daviny. Podam Ci ja na tacy, tylko wskrzrsisz ich dwojke, skoro to chodzi o tego samego zabojce to nie problem.
- W porzadku. Kiedy jedziemy? - W tym samym momencie rozdzwonil sie telefon.
- Tak Abigail? Czekam na Ciebie u granic Mystic Falls jutro o swicie. - Usmiechnela sie tajemniczo i rozlaczyla sie.
- Abby Bennet? - Spytal zszokowany Klaus. Anette pokiwala twierdzaco glowa. - Do czego ona jest potrzrbma?
- Jeremy to chlopak jej corki, musze miec Abby po to by usilnie przekonac Bonnie ze musi mi pomoc uratowac brata i siostre.
- Szybko ja znalazlas. - Elijah zmruzyl oczy wpatrujac sie w Anette. - Nie dosc ze zabijesz jej chlopaka, to bedziesz torturowac jej matke.
- Zabili Rebeke i Kola. Czas na nas. Przyjdz do Grand Hotel przy glownej ulicy. Wyjezdzamy po zmroku.
- Marcel zorientuje sie ze jej nie ma...
- To nie jego wlasnosc wilczku, masz dwojke Pierwotnych do ochrony, także poki ja wyjezdzam nikt nie zrobi Ci krzywdy. - Mowila spokojnie patrzac na nia. Rozstali sie, kazdy w swoim kierunku przygotowujac sie do wyjazdu.

- Czyms sie martwisz? - uslyszala glos Elijah za soba gdy siedziala przy kominku. Usmiechnela sie blado gdy udiadl w fotelu obok i ujal jej reke.
- Ona nienawidzi mnie i jeszcze bardziej tego dziecka.
- Antinua jest dosc wybuchowa, ale nie zrobi Wam krzywdy.
- Skad ta pewność? Gdyby tylko mogla zabilaby mnie spojrzeniem, wystarczy ze nie bedzie Was w pobliżu i mnie zabije.
- Nie zrobi tego. - Uslyszeli Klausa ktory wszedl do salonu że szklanka wypelniona Burbonem. - Nosisz w sobie moje dziecko tak dlugo jak jestes w ciazy nie spadnie Ci wlos z glowy.
- To dlaczego tak dziwnie wpatruje sie we mnie jakby tylko... - Klaus zasmial sie w glos i szybkim tempem znalazl sie nad nia opierajac sie o lokietniki fotela.
- Przez moja chwilowa glupote jestes ze mna w ciazy, nie dziw sie ze kobieta ktora kocham tak sie zachowuje, powiem Ci wiecej, jesli kiedykolwiek dowiem sie ze Ty lub te wilki ktore znalazlas zaczna dzialac przeciw niej nie tkne palcem jesli jeszcze przed porodem bedzie chciala Cie zabic, nawet jej pomoge...
- Niklaus.
- Nie mieszaj sie Elijah. Zadne dziecko nigdy nie bedzie wazniejsze od Anette i naszego dziecka.
- Jakiego waszego dziecka? - Odezwala sie w koncu Hayley. Klaus opuscil glowe i pokrecil nia starajac sie obrocic to w zart.
- Moze lepiej by wiedziala. - Mruknal Elijah. Klaus odwtocil sie od nich i dopil drinka.
- Ja i Anette bylismy mlodzi. Ja wiedzialem juz ze ona jest wilkolakiem o mnie nie wiedzielismy. Bywalem z nia gdy wracala do ludzkiej formy. Nikt nie wiedzial ale sypialismy ze soba. Anette wedlug mojej matki miala wyjsc za Elijah bo tak nalezalo. Pewnej pelni powiedziala ze juz drugi miesiac się nie przemienia. Poszlismy do przyjaciolki matki, ktora stwierdzila ze Anette spodziewa sie dziecka. Gdy doszlo to do matki i widac bylo ciaze trzymali nas z dala od siebie i wmawiali wszystkim ze Anette choruje, tylko nasza rodzina znala prawde. Na swiat przyszlo dziecko i matka zrobila tak, ze udala ze jest to kolejna corka, jednakani mi ani Anette to nie pasowalo, mielismy zamiar uciec zabrac dziecko...ale rozchorowala sie, zadne zioła nie pomagaly. Miala 3 lata i zmarla, spalono jej cialo by nie doszlo do epodemii i zrobiono to bez naszej wiedzy. - Czujac naplywajace lzy do oczu odwrocil sie i wytarl oczy po czym przywrocil na twarz stoicki spokoj. - Tak wiec zapamietaj dziecinko, jesli kiedykolwiek zrobiszw kierunku Anette cos co mi sie nie spodoba, urzadze Ci jeszcze gorsze pieklo niz to ktore szykuje ona dla Ciebie. - Mowil przytrzymujac ja za kark tak by patrzyla mu w oczy i szybko zniknal opuszczajac mury rezydencji.

poniedziałek, 5 października 2015

Chapter 4 "She Wolf"

Jechali autostrada w kierunku Nowego Orleanu. Tym razem to Enzo prowadził. Anette patrzac przez boczna szybe sanochodu zastanawiala sie czego sie dowie w swoim dawnym domu. Rozmyslania skierowala na osobe Marcela i Enzo, byli bardzo do siebie podobni i tak jak Klaus traktowal Marcela jak syna ona podobne uczycia zywila kiedys do Enzo. Po spedzeniu razem kilku namietniejszych chwil takie podejscie nie miało juz miejsca, usmiechnela sie wrecz na to wspomnienie. Do głowy przyszla jej rozmowa o jej znamieniu, dziwnym bylo ze on juz je widzial, byla pewna ze nie u niej, po pierwsze ze sam to przyznal a po drugie ze spotkali sie w takich czasach, ze kobiece ramiona i plecy byly non stop zakryte. Jego niepamięć co do osoby u ktorej to widzial byla podejrzana.
- Zostales zahipnotyzowany. - Powiedziala nagle i spojrzala na niego.
- O czym Ty mowisz? - Spytal i zerknal na nia. - Wampira moze zahipnotyzywac jedynie Pierwotny wampir. Oprócz Was nie ma żadnych.
- Znam Cie Lorenco, Twoja pamiec jest niezawodna, pamietasz wszystkie 100 lat zycia a tego jednego nie.. - Jej wywod zostal przerwany przez wiadomości w radio.
- Masowy mord bez winnego. Mowa o sprawie Alice Rose, ktorej ciala nie znaleziono w spalonym gmachu sadu. Panna Alice ma 17 lat i w tej chwili jest scigana listem gonczym przez policje krajowa i FBI. Jej zdjecie jest dostepne na naszej stronie internetowej, pomoc w znalezieniu oskarzonej zostanie nagrodzona. Co do samej rozprawy, śledczy odkryli, ze nie byl to zwykly pozar. Doszlo do celowego usuniecia uszczelek w rurach z gazem ziemnym i podpalenia w samej sali sadowej. - Słuchali w milczeniu, Anette weszla na strone internetowa radia i znalazla jej fotografie wraz z opisem. Dziewczyna miala zimne spojrzenie w kierunku tego kto robil jej zdjecie takie oczy widziala tylko u jednej osoby. Miala czarne wlosy i ciemniejsza karnacje.
- Chyba wiem gdzie widziales znamie. - Szepnela troche nie dowierzajac zdjęciu pod jej wieziennym portretem. Wreczyla mu telefon a on od razu sie zatrzymal.
- Przeciez ona jest wilkiem.
- Mowiles ze nie postarzala się nawet o dzien, to oznacza tylko jedno.
- Jest hybryda. - Anette pokiwala twierdzaco glowa.
- Co wiecej jeśli ma identyczne znamie jak ja i to co mowiles o watasze Półksiężyca jest prawda, ona jest najwyraźniej moim potomkiem. - oddal jej telefon. - Musze ja znalezc nim ludzie to zrobia i znowu zrobi jakies przedstawienie. Powiesz mi jak sie z nia poznales?

*** rok 1994 ***

Było poludnie, gdy przekroczyl prog baru Russoue. Ludzi bylo dosc duzo z racji tego ze byla to niedziela. Podszedl spokojnie do lady baru i zamowil podwojna porcje koniaku.
- Zatapiasz smutki? - Uslyszal glos z lewej strony. Brunetka o lodowych niebieskich oczach wpatrywala sie w niego usmiechajac tajemniczo.
- Odprezam sie. Wygladasz znajomo. - Powiedzial kiedy przysiadla sie do niego.
- Poznalismy sie w 1973 w tym samym miejscu. Udawalam pijana a Ty mnie odprowadzales gdy jakis inny wampirek chcial mnie poderwac. - Zasmial sie.
- nie przypominam sobie bym Cie przemienil.
- Jestem wampirem od niemal tysiaca lat. Alice.
- Enzo. - Podał jej reke. - Mam wrazenie ze jestes do kogos podobna
- Kazdy ma swojego sobowtora moj drogi. - Mrugnela okiem w jego strone. - Potrzebuje przewodnika.
- Po Nowym Orleanie?
- Nie. Chce znalezc droge na bagna.
- Na bagna? - Tam mieszkaja same wilkolaki jeśli taki Cie ugryzie..
- Nie martw sie mam swego rodzaju zabezpieczenie.
- Masz ze soba krew Pierwotnego? - Spytal wytrzeszczajac na nia oczy.
- Mozna tak powiedziec. To wiesz jak tam trafic? Szukam pewnej watahy.

*** teraz ***

- To chyba byla ta wataha...te wilkolaki mieszkaja na bagnach ale wtedy im nie pomogla, uratowala kilka maluchow i to wszystko.
- Musze ich znalezc, nie wiem jak, ale jeśli to ma jakis zwiazek ze mna? Ten list Kathrine nie da mi spokoju, poki tego nie sprawdze.
- Dobrze. Juz wjezdzamy do Francuskiej Dzielnicy. - Odparl.
Ta czesc miasta byla mimo swej dlugowiecznosci bardzo dobrze zachowana. Budynki pamietaly pierwszych osadnikow. Zmierzchalo sie i uliczne latarnie jeszcze bardziej podkreslaly cudowny nastroj tej czesci miasta.
- Znajdzmy jakis hotel i ruszamy sie rozgladnac. - Zadecydowal Enzo.
- Najpierw musze sie napic. To miasto dziala teraz na mnie wyjatkowo niekorzystnie. - Spojrzala na niego z mina szxzeniaka. Kilkanascie minut pozniej byli juz zakwaterowani w hotelu niedaleko glownej ulicy przy ktorej stala dawna rezydencja Mikaelsonow. Anette wyszla na balkon w ich sypialni i powoli objela wzrokiem miasto. Cieszyl ja widok budynkow i miejsc ktore zachowala w pamieci przed stu laty. Jej wzrok zawisl na dluzej na balkonie rezydencji. Pamietala jak spedzali tam Nieraz noce cieszac sie soba lub patrzac w rozgwierzdzone niebo szukajac swoich przodkow, usmiechnela sie na te wspomnienia do siebie.
- Sprowadzilem motocykle do garazu hotelowego. Idziemy? - Anette nie odpowiadala dluzsza chwilę nasluchujac dzwiekow z rezydencji.
- Ta szuja nadal zyje i mieszka w moim donu. - Scisnela dlonie w piesci i odwrocila w strone Enzo. - Chodzmy. - Dodala i ruszyli ku barom.

Bar Roussoue byl dosc pokaznych rozmiarow, przez lata wystroj zmienil sie niewiele. Sciany byly pokryte ciemnym drewnem, lada barowa byla wciaz ta sama, odnawiana lakierem. Lampy z przyciemnionym swiatlem dodawaly tylko uroku temu zakatkowi, gdzie zagladali turysci i przede wszystkim mieszkajace tu wampiry.
- Enzo Ty z dziewczyna? - Spytala ze zdziwieniem dziewczyna zza baru. - Milo widziec ze wreszcie masz jakies towarzystwo. Jestem Sophie. - Zwrocila sie do Anette. - Co Wam podac?
- Anette. Ja poprosze podwojna whiskey. - odpowiedziala po chwili rozgladajac sie po lokalu. - Indianscy przodkowie? - Spytala wskazujac ruchem glowy tatuaz ramieniu.
- Lubie symbolike. - Odparla podajac zamowienie Anette i Enzo, ktory zawsze tutaj zamawial Burbon.
- Mmmm wiedzma, chyba robie się glodna. - Zasmiala sie.
- Spokojnie. - Uslyszala glos ktorego nie slyszala od lat. - Posluchaj nie mam zamiaru Cie powstrzymywac, ale nie bede wysylal swoich ludzi dla Twojej zemsty na Klausie. - Kiedy uslyszala jego imie poczula jak cos w srodku ja ukulo. Jednak to czyj glos teraz uslyszala dopiero zwalilo ja z nog.
- Chcesz zatrzymac miasto jako swoje krolestwo, to proponuje Ci uklad. Ta dziewczyna jest najlepsza karta przetargowa. Lepszej okazji by ich powsyrzymac nie bedzie. - Anette napisala smsa do Enzo by zaraz wyszli. Wypila duszkiem porcje alkoholu i ruszyla ku wyjsciu. Po kilki minutach oczekiwania na rogu ulicy, gosc Marcela w koncu opuscil lokal.
- Czesc Tyler. - podeszla w jego strone gdy stal odwrocony plecami do niej. - Slyszalam urywek rozmowy Twojej z Marcelem.
- Teraz Ty bedziesz chelpic sie tym ze zniszczyliscie nam zycie? Wystarczy mi ze Klaus zrobil ze mnie idiote, wykorzystal moje cialo i zabil matke, wiec chociaz Ty jedna moglabys dac spokoj.
- Zaraz, chwila jak wykorzystal Twoje cialo i zabil matke, Twoja matka zyla gdy wyjezdzalam z Mystic Falls, a...
- A Klaus ponownie powedrowal w inne cialo tym razem moje i wciaz zyje.
- Co? - Spytala ledwo slyszalnym glosem. - Widzialam jego plonace cialo. - Mowila bladzac wzrokiem wkolo siebie nie mogac skupic spojrzenia na jednym punkcie.
- Plantacja na obrzeżach miasta, tam mieszka on Elijah i jeszcze jedna osoba ktorej widok moze Cie zdziwic. - Usmiechnal sie ironicznie. - Ciekawe jak dlugo jeszcze Ty i Klaus pozostaniecie odwiecznymi sojusznikami. - Dopowiedzial i zniknal jej z oczu. Enzo stal kolo niej.
- Oho kolejny znajomy. - Mruknal niezadowolony.
- Anette Mikaelson w Nowym Orleanie ze swym podopiecznym. Czyzby szykowal sie zjazd rodzinny?
- Przestan Marcel.
- Jestem u siebie. - Zasmial sie. - Dziwi mnie to ze przyjechalas do dawnej siedziby z Enzo a nie z Klausem. Czyzbyscie sie poklocili.
- Zamilcz. - Warknela i przykula go za kark do budynku. - Niech tylko jeden z nich dotknie Lorenzo a we wszystkich Was wszczepie wilczy jad. - Mowiac to powoli zmieniala kolor oczu na bursztyn.
- Spokojnie Anette. - Wycharczal.
- Ktora to plantacja?
- Zaraz za Dzielnica. - Puscila go. Kiedy znalazla sie przy Enzo wziela go za reke i w wampirzym tempie wrocili do hotelu.

- Co zamierzasz? - Spytal gdy zamkneli za soba drzwi. - Pójdziesz tam?
- Nie wiem. Jesli Niklaus wie ze doprowadzilam do jego smierci zabije mnie. Druga sprawa jest tam Elijah, nie ma Kola, oszwem on mogl nie wrocic z tych swoich wakacji, ale nie ma Rebeki, za to mieszkaja z kims jeszcze.
- Domyslasz sie czyj widok moze Cie zdziwic. - Wzruszyla ramionami.
- Mnie zdziwi nawet widok Niklausa kochany. - Odparla spokojnie. - Ide, czym bardziej bede to odwlekac tym gorzej dla mnie. - Wstala a Enzo ruszyl za nia. - Nie, pojde sama. Gdyby cos sie dzialo zadzwonie.
- Na pewno? - Zalozyl rece na klatce piersiowej i patrzyl na nia uwaznie. Podeszla do niego i pocalowala w policzek, pogladzila go jeszcze wierzchem dloni.
- Tak. Wroce za niedlugo, sprobuj wypytac o te wilkolaki. - Pokiwal twierdzaco glowa po czym ona wyszla.

Wziela z garazu motocykl i zalozywszy kask odpalila silnik kierujac sie na plantacje wskazana przez Marcela. Bez adresu wiedziala o ktora chodzi, pierwsze lata w Nowym Orleanie spedzili na niej. Podjechala pod duzy budynek w stylu wiktorianskim i zsiadla z pojazdu. Sciagnela kask a wiatr zwial jej wlosy w bok. Czula jak serce jej przyspiesza kiedy robila kolejny krok w strone drzwi. Starala sie uchwycic glosy dochodzace ze srodka, ale procz przewracania kartek papieru nie uslyszala nic. Kiedy stala przed samymi drzwiami wziela gleboki oddech i zapukala w drzwi cala piescia.
- Juz ide! - Uslyszala nieznajomy kobiecy glos.
- Haley czekaj. - uslyszala glos Elijah, po chwili drzwi sie otworzyły i na przeciw siebie staneli Anette i Elijah z obca jej dziewczyna. Anette skanowala ja wzrokiem mruzac oczy. A Elijah patrzyl na nia ze zdziwieniem niepokojem i radoscia w jednym. - Antinua. - Wyszeptal, a ona na niego spojrzala.
- Witaj Elijah. Zakladasz dom samotnej matki? - Spytala usmiechajac sie sztucznie. Dziewczyna spojrzala na nia z wyrzutem i chciala coś powiedzieć ale Elijah wbil sie jej w słowo.
- Wejdz, musimy porozmawiac. Jest wiele rzeczy o ktorych powinnas wiedziec. - Anette przestapila prog domu, prawie sie nie zmienil, nie wliczajac unowoczesnien w formie drzwi z porzadnymi zamkami czy sprzetem elektronicznym. Weszli do salonu i omal nie zeslabla. W fotelu kolo kominka siedzial Klaus czytajacy jakas książkę. Mimowolnie zrobila krok w tyl zatrzymujac sie na Elijah'y. - Niklaus. - Starszy Mikaelson zwrocil sie do brata, ktory gdy tylko podniosl wzrok i zobaczyl Anette zerwal sie z miejsca i podbiegl do niej. Pocalowal ja mocno tak ze na chwile im obojgu zabraklo tchu. Kiedy ja objal wtulila sie w niego z calej sily czujac jak moczy mu koszulke swoimi lzami.
- Zyjesz...Ty na prawde zyjesz. - Szeptala drzacym glosem. Anette oderwala sie od niego i podeszla jeszcze do Elijah i go przytulila. - Co z Rebeka i Kolem?
- Usiadz. - Anette zmarszczyla brwi i usiadla na sofie. Nieznajoma dziewczyna usiadla z tyl w fotelu, Elijah na przeciwko Pierwotnej a Klaus obok niej. - Wiele sie zmienilo odkad Ty wyjechalas.
- Zabrzmialo jak zarzut. - Spojrzala na Elijah. -Zrobilam co mogłam. Zabilam Elene.
- Nie do konca, Elena jest wampirem. Miala w sobie krew Damona, nikt procz lekarza ktory jej ja podal nie wiedzial.
- Ale za to pozbylas sie Alarica kochana.
- Niestety dokonali zemsty. Jeremy wsadzil kolek z bialego debu w cialo Rebeki, ktore pozostalo w lochach.
- Nie wyciagneliscie jej?! - Wrzasnela.
- Zrobil to gdy wiedzial ze Elena juz nie zyje. A nie obudzila sie jako wampir.
- A Kol? - Elijah opuscil na chwile wzrok a Klaus patrzac na nia z boku w koncu sie odezwal.
- Nie zyje. Zabil go Jeremy.
- Jeremy Gilbert zamordowal dwojke z nasi Wy tak spokojnie o tym mowicie?
- Nie mieli szans go odratowac, plona zywym ogniem
- Nie odzywaj sie kiedy nie jestes o to proszona i ta rozmowa nie dotyczy Ciebie, kimkolwiek jestes. - warknela w jej strone Anette. - Wlasnie, kim Ty jestes? - Skupila na niej swoj wzrok.
- Haley Marshall. - Odparla wytrzymujac spojrzenie.
- Ktory to miesiac? - Haley uniosla brwi ze zdziwieniem. - Kiedy otworzyliscie drzwi slyszalam bicie serca dwojki ludzi. Nie bez powodu zapytalam o dom samotnej matki.
- To juz połowa trzeciego.
- Haley chodz ze mna. Mysle ze Niklaus i Antinua musza ze soba porozmawiac. - Pierwotny i dziewczyna opuscili salon. Klaus podniosl sie i nalal im po porcji alkoholu.
- Co Wam odwalilo by zajmowac sie ciezarna nastolatka.
- Ta dziewczyna to wilkolak. Ma to samo znamie na lopatce co Ty i to dziecko ktore nosi w sobie pozwoli tworzyc hybrydy bez krwi sobowtora. - Oczy mu iskrzyly z radosci.
- Zaden wilkokak nie może sam z siebie moc tworzyc hybryd, wiesz o tym.
- Nie moglby gdyby nie to ze to ja jestem ojcem tego dziecka. - powiedział jednym tchem i wypijajac duszkiem porcje alkoholu wpatrywal sie w nia. Stala oslupiala po czym z calej sily uderzyla go w twarz. Popchnela go za koszulke w kierunku stolu i gdy sie rozwalil wziela noge od niego i stajac nad Klausem zamachnela sie i wsadzila mu go pod serce.
- Pol roku przeplakiwalam noce, cierpialam w samotnosci, wylaczylam uczucia i zabijalam bez najmniejszych skrupolow bo nie radzilam sobie z Twoja smiercia, a Ty po czterech miesiaxach znalales dziewczyne i zrobiles jej dziecko?! Jak mogłeś mnie tak zniewazyc, jak mogles zapomniec o mnie! - Krzyczala co zdanie wbijajac w niego kolek, kazdy raz byl odpierany przez Klausa, ale Anette byla na tyle zdeterminowana ze nie potrafil dac sobie rady. Gdy miala zadac kolejny cios do pokoju wpadl Elijah i odciagnal ja.
- Nawet Ty mnie zdradziles, moralny i szlachetny Elijah. - Pol roku zylam w swiadomosci ze Niklaus nie zyje! Pol roku! A Ty zabawiales sie z ta suka! - Wrzasnela i kiedy ja zobaczyla chciala ruszyc w jej strone ale obaj pierwotni ja zlapali w ostatniej chwili. Anette miala ja prawie na wyciagniecie reki. - Uwazaj ktoredy chadzasz dziecinko.
- Ona urodzi dziecko, dziecko Niklausa. - Anette zasmiala sie zalosnie.
- Pożałujesz dnia w ktorym przekroczylas prog domu w ktorym mieszkali Mikaelsonowie. Predzej czy pozniej urzadze Ci pieklo jakie Ci sie nie snilo. - Powiedziala gdy ja wypuscili, po czym opuscila budynek plantacji i ruszyla do hotelu.









środa, 16 września 2015

Chapter 3 "I confess to lose control"

Witajcie kochani wracam z trzecim rozdzialwm. Zaznaczam ze pewien fragment moze zawierac tresci dla doroslych. Sprawa sie rozwija wciaz zmieniam koncepcje i probuje wymyslec zakonczenie jakies w miare z sensem, i noo za niedlugo zaczynaja się TVD i TO, czekacie, nie czekacie? Jakies przewidywania co sie moze tam dziac? Czekam na Wasze opinie i do zobaczenia w nastepnym rozdziale.
Pozdrawiam,
Female Robbery
___________________________________

Zapadal zmrok. Wjechali na parking malego przydroznego hotelu by odpoczac od wydarzen poprzedniego dnia. Wyszla z lazienki owinieta w swoj ciemnobrazowy satynowy szlafrok ktory zjezdzal z jednego z jej ramion pokazując kawalek biustonosza.
- Moze teraz jak mamy troche wiecej czasu, to opowiesz mi o tym wiezieniu w laboratorium? - Spytala rozplatajac mokre kosmyki wlosow.
- Nie ma o czym gadac.. - Odparl wymijajaco.
- Kiedy mowiles o swoim wspoltowarzysze mine miales nietega, co sie stalo?
- Pewien palant zawarl ze mna uklad w imie ktorego oboje mielismy sie wydostac, ale w pewnym momencie po prostu odpuscil sobie ratowanie mnie i zabral swoj tylek stamtad. Miałem go znalezc ale ze wzgledu na Megan dalem sobie chwilowo spokoj, teraz w sumie nie wiem nawet czy jeszcze żyje. Przedtawie Ci ja w miare od poczatku...

*** rok 1948 ***

- Obudz sie 54190, masz współlokatora. - Zasmial sie lekarz wpychajac do celi obok czyjeś cialo. Kiedy wyszedl Enzo usiadl przy scianie gdzie po drugiej stronie byl nowy więzień pogwizdywal do czasu az tamten sie ocknal.
- Gdzie ja jestem do cholery? - szepnal chrapliwyn glosem kaszlac. Przyczolgal się do krat, lecz gdy ich dotknal zostal oparzony werbena która byly skropione kraty.
- Witaj w moim swiecie.
- Czyli gdzie?
- Laboratorium Augustine w Uniwersytecie Withmore.
- A Ty kim jestes?
- Tym samym czym Ty teraz...eksperymentem. - Kiedy wspolwiezien nie odpowiedzial ciagnal dalej. - Doktorek ktory Cie tu przywlukl szuka tajnego skladnika wampirzych organizmow, by moc wspomóc szpitale.
- Kroliki doswiadczalne?
- Coś w ten desen.
- Jak dlugo tu jestes?
- A ktory to rok?
- 1948.
- 7 lat...jestem Enzo.
- Damon.

***teraz ***

- Nie chce Ci dawac nadziei na zemste, ale istnieje realna szansa ze wiem gdzie jest Damon.
- Skad? - Spytal zszokowany.
- Mialam okazje jednego poznac, ten ktorego spotkales ma mlodszego brata?
- Tak, nienawidzi go bo jakaś panna kochala go bardziej.
- Mowil jej imie?
- Kathrine. - Spojrzal na nia uwaznie. - Czy to przypadek...
- To ta sama Kathrine sobowtor. - Usmiechnela sie. - Coz nawet swiat wampirow bywa maly. Chcesz do niego jechac?
- Najpierw Nowy Orlean. Zemsta poczekala tyle lat to poczeka jeszcze troche.
- Jak wolisz. - Klepnela go w ramie. - Moze zamowimy cos do jedzenia?
- Jasne. - Odparl wyrywajac sie z transu. - Pizza?
- Cokolwiek, byleby dostawca byl dosc zywy. - Enzo wykrecil numer i zlozyl zamowienie.

Kilkanascie minut pozniej uslyszeli pukanie. Anette ubrana w krotka letnia sukienke otworzyla drzwi.
- Zamawiala Pani pizze? - Spytal niesmialo.
- Wejdz. - Wskazala dlonia wnetrze i chlopak wszedl do srodka. - Enzo! Kolacja. - Powiedziala usmiechajac sie gdy chlopak ja minal. Stanela za nim i przejechala palcami po jego szyi.
- Zbyt mala porcja na nasza dwojke. - Wyszedl wycierajac dlonie w recznik.
- Nalezy sie $13,99. - Powiedzial drzacym glosem.
- Boisz sie? - Spytala biorac jego reke. - To dobrze, przynajmniej zachowujesz sie stosownie do sytuacji.
- Nie rozumiem. - Mruknal. Enzo zaczal z nim rozmawiac a Anette bez ostrzezenia wbila w nadgarstek swoje kly. Kiedy wrzasnal Enzo stanal przed nim i go zahipnotyzowal po czym wzial od niego pizze i wgryzl sie w jego szyje. Anette rowniez zmienila miejsce i wysysala krew z chlopaka z drygiej strony szyi. Patrzyli na siebie przez caly czas dopoki nie wyssali go z krwi do konca. Kiedy przerwali pozwalajac jego cialu upasc Enzo podszedl do Anette i przesunal po struzce krwi na jej dekolcie palcem, po czym ona przejechala po nim jezykiem. Popchnela go na lozko i usiadla na niego okrakiem. Siegnal za jej sukienke zostawiajac ja w samej bieliznie. Szybkim tempem obrocil sie tak ze lezala pod nim, przykul jej nadgarstki do lozka i zaczal całować po szyi co rusz smakujac jeszcze krwi nieżyjącego dostawcy pizzy. Anette po kilku kolejnych sekundach nie miala tez na sobie bielizny, a Enzo pozbywal się juz tylko dolnej garderoby. Wstal z nia tak ze oplotla go nogami a kiedy podeszli do sciany obrocil ja tylem do siebie przygwadzajac swoim cialem i doprowadzając na szczyt rozkoszy coraz to bardziej masowal jej piersi.

Po wszystkim lezeli obok siebie przykryci jedynie cienkim przescieradlem.
- Musze przyznac ze zaluje, ze nie doprowadzilem do tego wtedy gdy mnie uczylas byc wampirem. - Anette zasmiala sie i spiela wlosy.
- Nie mialabym nic przeciwko.
- Ty nie, ale Klaus powiesilby mnie za jaja i obdzieral zywcem ze skory ze dotknalem jego kobiete.
- Nie jestem niczyja własnością.
- Nie jestes. Ale Klaus o tym zapominal...

*** rok 1917 ***

- Dobrze, ale musisz sie bardziej skupic inaczej wezmie Cie tylko za szalenca, a masz być morderca. - Mowila spokojnie przygladajac sie jak Enzo hipnotyzuje mloda kobiete.
- Albo za zakochanego podlotka. - Uslyszeli z gory glos Klausa, Enzo tylko zerknal w jego strone natomiast Anette nawet nie drgnela. - Anette jestes mi potrzebna. - Dodal po chwili.
- Narazie jestem zajeta Niklausie. - Odparla spokojnie. Klaus w wampirzym tempie znalazl sie tuz przy niej.
- Mowie ze jestes mi potrzebna, teraz. - Wysyczal ostatnie slowo przez zeby. Kiedy odwrocila sie do niego mierzac sie z nim wzrokiem prawie stykali sie nosami.
- A ja teraz jestem zajeta. - Odpowiedziala usmiechajac sie ironicznie.
- Kol zaszalal za francuska dzielnica, jego zachowanie przybliza nas do spotkania z Mikaelem coraz szybciej.
- To idz go pilnuj... - Wzruszyla ramionami. - Kol robi to bo mu sie nudzi, moralny Elijah zajmuje sie dobrymi stosunkami z innymi frakcjami, Rebekah romansowaniem z kolejnymi facetami, Ty pilnowaniem naszego domu...
- A Ty?
- Ja sama wszystkiego nie zrobie.
- Pozwol ze Ci ulatwie. Enzo zrobie Ci przyspieszony kurs na bycie wampirem lowca. - Klaus podszedl do dziewczyny i zahipnotyzowal ja tak ze przez moment stala bez ruchu po czym krzyczac ze goni ja wampir i potrzebuje pomocy wybiegla z rezydencji. Anette kiwnela glowa w strone Enzo by za nia pobiegl. - Nie musisz dziekowac. A i chyba juz nie jestes zajeta. - Usmiechnal sie jak dziecko chcace dostac cos slodkiego. Anette tylko przewrocila oczami po czym ruszyla w strone wyjscia z rezydencji a tuz za nia Klaus.

*** teraz ***

- Niklausa juz nie ma. - Odparla szeptem i odwrocila sie by usiasc i ubrac sie.
- Masz znamie. - Powiedzial odkrywczo.
- Od urodzenia to samo w tym samym miejcu Szerloku.
- Widzialem je u kogos.
- U mnie? - Spytala zakladajac szlafrok na nagie cialo.
- Nie. Widzialem je jakos po tym jak opuscilem Withmore, nie wiem tylko u kogo.
- Wiele osob ma znamiona.
- Nie znamie oznaczajace watahe Półksiężyca.
- Co? - Spytala z powatpiewaniem.
- Nie wiem u kogo go widzialem, ale to znamie posiadaja wilkolaki z watahy o nazwie Półksiężyc. Jesli jedno z rodzicow bylo wilkiem to dziecko rodzi sie z takim.
- Ja nie urodzilam sie wilkolakiem Lorenzo a to jest zwykle znamie. - Odparla szybko i ruszyla do lazienki spakować swoje rzeczy gdyz nazajutrz mieli wyjechac.


niedziela, 30 sierpnia 2015

Chapter 2 "Welcome To The Black Parade"

Witajcie znow, powracam z nowym rozdzialem, ktory jest nie do konca wesoly, ale tez pchnie naprzod niektore wydarzenia. Ode mnie to tyle, czekam na Wasze opinie i do nastepnego.
Pozdrawiam,
Female Robbery
_______________________________________
Lezala w pokoju Enzo podczas gdy on postanowil ewentualnie przespać sie na kanapie. Wstala, za oknem switalo.
- Lorenzo? - Spytala szeptem, odpowiedzialo jej tykanie zegara. Podeszla blizej, spal albo udawal, ze spi. Gdy tylko wyciagnela reke by go obudzic szarpnal ja i przeleciala przez kanape tak ze znalazla sie na podlodze pod nim. Patrzyl na nia wampirzym wzrokiem z klami wysunietymi do ataku. - Niezle.
- Musze byc czujny, jestesmy zbyt blisko Nowego Orleanu, a wampiry Marcela szaleja w poszukiwaniu tej Alice. - Wstal z niej pomagając jej wstac. Zeskanowal ja wzrokiem.
- Nie mam szlafroka. - powiedziala. - Pozyczylam.
- Dawno zadna dziewczyna w moim T-shircie nie chodzila. - powiedzial cicho usmiechajac sie zawadiacko.
- To o co chodzi z Marcelem? - Anette usiadla na kanapie podkulajac nogi a Enzo usiadl obok.
- Ta Alice, mowilem Ci ze ja znam. - Pokiwala twierdzaco glowa. - Zacznę od początku. Marcel po Waszym wyjezdzie zaczal tworzyc wampiry, najpierw wszystkie byly nocne. Ale Marcel spiknal się z jakas czarownica i od tamtej pory co roku podczas pseudo wampirzych igrzysk 10 wampirow zdobywa pierscien. Marcel ma tez dwojke najblizszych. Terry'ego i Diego. Sama wiesz ze nie lubiłem sie z Marcelem.
- Dlaczego nie walczyles z nim o przejęcie miasta?
- Przestalo miec dla mnie znaczenie co bedzie z tym miastem, kiedy zniszczono plantacje. Chcial zebym byl po jego stronie ale zamiast byc jakims jego parobkiem wolałem wyjechac. Nie miałem zadnych wiesci od Ciebie, a potem bylem w tym osrodku naukowym.
- A co z ta Alice?
- Właśnie to dziwne. Ona jest chyba wilkolakiem, widzialem ja jak walczyla z jednym z wampirow, jej oczy...
- Mówiłeś, ze do Nowego Orleanu przybyla koncem lat 70.
- Tak.
- Ile miala lat?
- Na oko z 17, ale spotkalem ja 10 lat temu i nie postarzala się ani odrobine.
- To niemozliwe, musialaby być hybryda. Nie ma innych hybryd procz mnie, i tych ktore stworzyl Niklaus.
- Nie wiem kim ona jest, ale raz gdy byłem w Nowym Orleanie i rozmawialem z nia nie wiedzac kim jest zostalem w drodze powrotnej zaatakowany przez osilkow Marcela nabajami z werbeba, ona mi je wyciagnela, powiedziala zebym uwazal bo przez nia moge miec klopoty. Marcelowi nie podoba sie to ze chce odzyskac ziemie przodkow po tym jak on przegonil wilkolaki na bagna.
- To wszystko się nie trzyma razem. Jak moze istniec hybryda o ktorej mysmy nie wiedzieli, i jakim sposobem powtarza to co ja robilam...
- W latach 90. zrobila rzez na cmentarzu czarownic, chcac ukarac je za to ze przez ich przodkow musi blakac sie sama po swiecie.
- Pewnie bylam wtedy zasztyletowana, z kolei taka rzez zrobil Niklaus kiedy znalezlismy Katerine a czarownice nie chcialy nam pomoc. To jest mocno podejrzane...musze udac sie tam czym predzej.
- Zwariowalas? Sama nie pojedziesz. Zostan z nami, w czasie wakacji beda zniwa wtedy tam pojedziemy.
- A co z Megan? - Enzo westchnal ciezko.
- Czuje ze ona umiera. Nie chce jej meczyc moimi bohaterskimi zapedami
- Pozwolisz jej umrzec?
- Tak wybrala. A ja nie mam prawa sie temu sprzeciwic, jesli bedzie z nia dobrze to wyjedziemy we trojke na poczatku wakacji, jesli nie to nawet szybciej. - Odparl patrzac w kierunku jej sypialni.

Dochodzila 9 rano, Megan parzyla kawe, a Enzo robil wlasnie przeglad samochodu Anette.
- Pomoc Ci? - Spytala wychodzac na zewnatrz. Enzo zasmial sie za co Anette udrzyla go w bok.
- Wybacz, ale dziewczyna i samochody...
- Lorenzo, to nie lata 20. kiedy kobiety walczyly o swoje prawa. Poza tym w latach 80. pracowalam w jednym warsztacie dosc dlugi czas.
- Anette minelo od tamtego czasu 30 lat. - wrstchnal zrezygnowany podajac jej skrzynke z narzedziami.
- Tulalam sie po swiecie sama okolo stu lat. Musialam sobie radzic. - mowila sprawdzajac silnik i linki od hamulców. - Potrzebna mi wymiana oleju. - Kiedy rozmawiali i zajmowali sie jej samochodem do warsztatu zajechal facet na starym motocyklu BMW.
- Dobry! Ja chciałem go troche podreperowac i przemalowac... - Enzo podszedl do niego i przywital sie z nim. Anette wytarla brudne z oleju rece i podeszla do nich.
- Niezly egzemplarz, az dziw ze na chodzie.
- Dobrze zachowany, poza tym skad kobieta moze to wiedziec. - szturchnal Enzo, by ten rowniez wysmial Anette.
- BMW R 60/2 produkowany miedzy 1960 a 1969 rokiem z dwucylindrowym silnikiem o pojemnosci 17 dm3. - Mowila ze spokojem okrazajac go. - Nie lubie seksistow. - Powiedziala zatrzymujac sie na przeciwko mezczyzny patrzac mu w oczy z lekko zacisnieta szczeka.
- Anette zna sie na rzeczy.
- Na pewno nie na tyle bym powierzyl jej swoje malenstwo. - Odparl rozzloszczony. Anette popchnela go przypierajac do budki z paliwem.
- Spokojnie dziecinko...
- Dziecinko, serio, dziecinko? - zmruzyla oczy.
- Panu chyba podziekujemy... Anette. - Odezwal sie Enzo podchodzac do nich.
- Zajmij czyms Megan. - Odparla spokojnie nie odrywajac wzroku od mezczyzny.
- Anette...
- Rob co mowie! - Warknela przez zeby, a kiedy do niej podszedl zlapala go druga reka za szyje i uniosla kilka centymetrów nad ziemie.
- Wariatka! - wyrwalo sie wlascicielowi motocyklu.
- Enzo, wejdziesz do budynku i zajmiesz czyms Megan. - zahipnotyzowala Enzo i puscila go, a ten od razu zrobil to co chciala.
- Kim Ty do cholery jestes? - Zapytal z przestrachem kiedy i jemu poluznila uscisk.
- Twoim ostatnim wspomnieniem. - Usmiechnela sie unoszac kacik ust i wystawila zeby po czym wgryzla sie w jego szyje.

Kiedy skonczyla cialo osunelo sie bezwiednie na ziemie.
- Do ostatniej kropli, nie wyszlas z wprawy, ale nie masz prawa mnie hipnotyzowac.
- Nie dales mi wyboru, Lorenzo.
- Nie musialas go zabijac. - Anette w odpowiedzi przewrocila oczami. - Sprzatnij go chociaz. - Dodal po chwili i wrócił w stronę glownego budynku.
- Pozyczysz motocykl? - W odpowiedzi rzucil jej kluczyki. Anette wziela cialo i pojechala nad nablizsza skarpe wyrzucic je. - Pozbylam sie dowodow Tato. - Powiedziala oddajac mu kluczyki.
- Nie musisz byc zlosliwa. - Odparl piorunujac ja wzrokiem.
- Chyba uczen przerasta mistrza.
- Nie chodzi o mnie tylko o Meg. Przynajmniej to zaakceptuj. - Odparl i wrocil do zajmowania sie jej samochodem. - Ten jego motocykl jest Twoj.
- Dziekuje laskawco. - mruknela i skierwala sie do pojazdu sprawdzajac co nalezy w nim naprawic i zastanawiala sie jak go przemalowac.

***kilka tygodni później***

Skonczyla wlasnie malowanie swojego motocyklu, patrzyla z duma na stuningowany silnik ulepszone hamulce, chromowane elementy i błyszcząca stal kierownicy. Odkad na powaznie zajela sie tym zabytkiem spedzala niemal cale dnie, jedynie wieczorami wybierajac sie na swieze posilki z ludzkiej krwi do najbliższego miasteczka.
- Skonczylam! - Krzyknela wchodzac do kuchni gdzie Megan robila kawe.
- Szybko. - Odparla z uśmiechem. - Kiedy nam go pokazesz?
- Poczekam na Lorenzo i wtedy Wam go zaprezentuje. - Usiadla przy stole. Kiedy Megan podchodzila z reki wypadl jej dzbanek z kawa. Anette w wampirzym tempie podbiegla do nien nim upadla. - Usiadz.
- Nic mi nie jest Anette, to starosc. - Zasmiala sie. - Moglybysmy porozmawiac nim wroci? - Spytala siadajac. Pierwotna pokiwala twierdzaco glowa. - Wiem ze nie dozyje poranka.
- Meg...
- Daj mi skonczyc. Balam sie ze ten dziwn nastapi, ale nie dlatego ze boję sie smierci. Balam sie ze Enzo, moj kochany Enzo zostanie sam, ze nie bedzie mial kto z nim byc, bałam sie o to bardziej niz o to ze ja zostane sama, gdyby to jemu cos zrobili. - Anette odwrocila wzrok czujac jak lzy naplywaja jej do oczu. - Anette wiem ze juz raz go uratowalas. Wiem kim byl dla Ciebie Klaus, Enzo opowiadal mi o Was wiele. Nie chce by sie zalamal zeby byl smutny i zeby mial do siebie pretensje, ze nie dal rady mnie uratowac. Obiecaj mi ze zrobisz wszystko, byleby nie byl taki. Niech bedzie szczesliwy, niech wyjedzie z Toba.
- Wiesz ze tak sie nie da.
- Obiecaj, to chodzi o naszego wspolnego przyjaciela. Obie uratowalysmy mu życie, niech go dobrze wykorzysta.
- Moge obiecac ze ze mna wyjedzie, ze go nie zostawie. - Kiedy Megan miala powiedziec cos jeszcze obie uslyszaly glos Enzo. Anette szybko wytarla oczy i zajela sie sprzstaniem dzbanka.
- Co tu sie stalo?
- Troche zrobilo mi sie slabo. - Usmiechnela sie blado. - Ale to nic.
- Powinnas sie polozyc.
- Ani mi sie sni, Anette skończyła prace nad motocyklem musze go zobaczyc, a czekaliśmy tylko na Ciebie chlopcze. - Pogrozila mu palcem przed twarza.
- Skonczylas? - Zapytal lekko zszokowany.
- Oczywiscie. Wyjdzie na zewnatrz i zamknijcie oczy, pokaze wam go zaraz. - Odparla z entuzjazmem i pobiegla do garazu.

Enzo i Megan stali na placu przed budynkiem. Anette powoli wyprowadzila sprzet.
- Nie podgladajcie! - Krzyknela i usiadla za kierownica po czym ruchem nadgarstka odpalila silnik i na stojaco zrobila kolko wokol nich krzyczac ze moga juz patrzeć. Kiedy sie zatrzymala dostala brawa i okrzyki zachwytu.
- Jest piekny, taki z klasa. - Powiedziala dumnie Megan. - Gleboka czerwien, Wy wampiry to chyba macie na tym punkcie bzika.
- Moze troche.
- Jest tysiac razy lepszy od poprzedniej wersji. Chyba naprawdę Cie nie docenialem.
- Dzieki. - Odparla z westchnieniem i ostentacyjnie odrzuciła wlosy na plecy.

Wieczor upłynął im w swietnych humorach. Anette mimo to co raz to spogladala na Megan. Miala zle przeczucia co do tego co powiedziala. Sama nie radzi sobie ze smiercia swojego ukochanego a mialaby jeszcze zrobic cos by Enzo tez sobie z tym radzil. Bylo juz pozno i Enzo pomogl Meg polozyc sie do lozka.
Switalo kiedy obudził ja halas dochodzacy z kuchni. Enzo stal posrodku niesamowicie spustoszonego pomieszczenia. Wyrywal wlasnie noge od stolu chcac wsadzic drewno w swoje cialo.
- Przestan! - Krzyknela i wyrwala mu kawalek drewna rzucajac za siebie.
- Ona nie zyje Anette, usnela i sie nie obudzila a ja.. Ja jej nie podziekowalem. - mowil wciaz przewracajac rzeczy siegajac po kolejny drewniany kawalek.
- Uspokoj sie, nie pozwole Ci sie zabic.
- To ze jej obiecalas ze sie mna zajmiesz do niczego nie zobowiazuje.
- Nie skladam obietnic bez pokrycia kochany. Pochowamy ja, i wyjedziemy.
- Wez to ode mnie. - Spojrzal na nia skupiony. - Zabierz to slyszysz! - Warknal i rzucil sie jakby chcial ja zabic. Anette odepchnela go z calej sily tak ze wylecial przez okno upadajac w tumany kurzu przed budynkiem.
- Jestes rozgoryczony, rozumiem masz do tego prawo ale nie bedziesz sie do mnie stawial. - Powiedziala spokojnie zaskakując do niego
- Wez to ode mnie.
- Jak rozmwilismy w pierwszy wieczór mowilam, ze to nic nie da, kiedys wrocisz i bol też powroci.
- Wez to, nie chce czuc nie chce o tym pamietac. - Mowil coraz ciszej, jego glos brzmial jak glos malego lkajacego dziecka. - Zrob cos ze mna, bo nie jestem w stanie tego wytrzymac.
- Obiecalam, ze...
- Prosze Anette, drugi raz prosze zebys uratowala mi zycie, ale chce to zrobic ze wzgledu na to ze ona Ciebie tez prosiła bys mi pomogla.
- Lorenzo... - Szepnela i przytulila go do siebie tak ze wtulil sie w jej ramiona. Oparla brode o jego glowe gdy uklekla przy nim. Oderwala go od siebie na chwile i spojrzala mu w oczy. - Zapomnisz o Megan, ta kobieta zniknela zaraz po uratowaniu Cie. Nie wiesz co sie z nia stalo. Nie bedziesz czul juz smutku z powodu jej smierci, zapomnisz o tym co tu sie stalo i wyjedziesz. - Enzo pomrugal oczami i wstal. - Gdzie idziesz? - spytala gdy wychodzil w strone garazy.
- Wyjezdzamy, wyprowadz samochod i zapakuj motocykle. Ja jeszcze spale te bude.

Kiedy odjezdzali spod stacji jeszcze mocno sie palila, wzieli cialo Megan i rowniez je spalili rozsypujac prochy w miejscu w ktoryn spedzila 5 lat zycia.
- Dokad teraz? - Zapytala go zmieniajac bieg w samochodzie.
- Ty juz kilka razy pomoglas mnie, wiec ja teraz pomoge Tobie. Kieruj sie na Nowy Orlean panno Mikaelson. - usmiechneli sie do siebie, kiedy po chwili uslyszeli w radio refren "Highway to hell" AC/DC.

środa, 12 sierpnia 2015

Chapter 1 "Memories"

Oto pierwszy rozdzial tego opowiadania, prolog byl jedynie wstępem i mam nadzieje, że Was zachęcił do czytania, szczególnie tych, którzy pierwszy raz mają stycznosc z moim blogiem. Co więcej planuję by to byla druga a zarazem ostatnia część. Naliczylam okolo 20 rozdzialow z tego co sobie zaplanowalam. Wole mimo wszystko tego tak obiecywac dokladnie bo wiele sie zmienia i wszystko wyjdzie w praniu
Niestety nikomu sie nie udalo odgadnac, ale tez niewielu próbowało. Cóż, pozostaje Wam dowiedzieć sie poprzez przeczytanie rozdziału.
Pozdrawiam,
Female Robbery

_____________________________________________

Kiedy wyrwala sie z jego objec poczula jak łzy cisna się jej do oczu. Wpatrywala sie w wampira nie mogac ukryc zachwytu że spotkania.

***1917***

Trwala wojna, szpitale byly przepełnione rannymi w walce żołnierzami jak i cywilami. Szpitale potrzebowaly pielegniarek i lekarzy. Wsrod nich byly Anette i Rebekah. Każda wojna była dla nich swego rodzaju uczta. Mogly do woli karmic sie na ludziach którym nie dawano szans na przezycie. Tym razem nie bylo inaczej. Anette wraz z jednym z mezczyzn, ktory pracowal tam jako wolontariusz odwozili tych, nad ktorymi zapadl wyrok.
- Ja. Nie. Chce. Umierac. - powiedzial ochryplym glosem, mimo swojego stanu sciskajac mocno jej nadgarstek. - Proszę. - Wyszeptal spogladajac jej w oczy.
 Byla głodna, ale widziala w jego spojrzeniu determinacje przetrwania. Spojrzala w kierunku wolontariusza.
- Nie ruszaj sie. Cokolwiek sie tu wydarzy zapomnisz o tym. - Powiedziala niskim głosem hipnotyzujac go i zaraz potem wrocila do rannego. - Moge Ci pomoc, ale wowczas bedziesz potworem zerujacym na ludzkim cierpieniu, nie postarzejesz sie nawet o dzien i nigdy i nie zalozysz rodziny.
- Nie. Pozwol. Mi. Umrzec.- Powiedzial majac prawie zamkniete od gorączki oczy. Anette ugryzla swoj nadgarstek i przylozyla krwawiaca reke do jego ust.
- Pij. - Szepnęła podnosząc mu glowe by latwiej bylo mu przelknac szkarlatna ciecz. Kiedy skonczyl otworzył szerzej oczy. - Jak Ci na imie?
- Lorenzo. - Odparl.
- Do zobaczenia w moim swiecie Lorenzo. - odpowiedziala i skrecila mu kark. Wychodzac poraz kolejny zahipnotyzowala chlopaka by uzyczyl swojej krwi nowemu adeptowi.

***teraz***

Anette weszla wraz z Enzo do budynku z którego kilka chwil temu wyszla. Megan wlasnie podawala do stolu.
- Dobrze wydawalo mi sie, że gdzies Cie widzialam. - Powiedziala i podala jej zdjecie w ramce, na ktorym byla wraz z Enzo.
- Boze...to zdjęcie z plantacji. Pamietam ja! - Zawolala radosnie.
- Teraz popadla w ruine, wyjechaliscie a miasto zostalo przejete przez Marcela.
- No tak, zapedy podopiecznego Klausa doprowadzily nawet do zasztyletowania Kola. - odparla z przekasem. - Jestem Anette Mikaelson. - Podala reke starszej kobiecie i oddala jej zdjecie.
- Wiem kochanie. Enzo opowiadal mi o tym jak zamienilas go w wampira i dalas mu nowe zycie. - Anette mimo pewnosci siebie, tego co potrafi i co robi, rzadko kiedy slyszala cos tak dobrego o sobie jak dawanie drugiego nowego zycia czlowiekowi. Odparla niesmialo "dziękuję". - Siadajcie. Enzo poczestuj swoją przyjaciółkę swoimi zapasami, na pewno jest spragniona.
- Nie trzeba...
- Jasne ze trzeba, to dla Was najlepszy pokarm. - Kiedy siedzieli jedzac obiad i popijajac ja krwia, a Megan woda, Anette by nie mowic jeszcze jak tu sie znalazla, zapytala ich jak sie poznali.
- Megan uratowala mi zycie, jak Ty kiedyś.
- Nie przesadzajmy.
- To prawda. W czasie drugiej wojny światowej pojechalem walczyc do Afryki, tam mielismy lekarza, raz zorientował sie kim jestem. Zaaplikowal mi potezna dawke werbeny i obudzilem sie w jakims lochu. Ten lekarz był naukowcem. Tebn facet robil nam badania, wycinal kawalki ciala, bo chcial wynalezc lek, ktory bedzie działał na ludzi by tak szybko sie regenerowali jak wampiry. Byl tez chwilowo inny wampir, jemu udalo sie uciec. - Westchnal, ale Anette zauwazyla grymas zlosci na jego twarzy, jednak o to postanowila zapytac później. - Wtedy pojawiła sie Megan. Byla tam pielegniarka, dawala mi swojej krwi kiedy tylko byla mozliwosc i w koncu go zaatakowalem, zabilem i uwolnilem, a Megan postanowila wyjechac ze mna.
- Nie ukrywam, ze bardzo mi sie podobal. Co prawda to wampir, ale byl tak szarmancki i inteligentny, ze nie potrafilam odejsc bez niego. Najpierw bylismy parą potem udawalismy. On mojego syna a teraz wnuka, co kilka lat przeprowadzalismy sie, by nikt nie nabral podejrzen, ale tutaj mieszkamy piaty rok...
- Dlaczego nie chcialas zostac wampirem?
- Bo to nie jest prawdziwe zycie, kiedy wszyscy sie starzeją i umieraja, a dla Ciebie czas sie zatrzymal. Jestes Pietwotna, nie ma broni byś mogla zginac, ja obawialam sie, ze lada chwila ktos moze dowiedziec sie kim jest Enzo i mi go odebrac. - Enzo ujal jej dlon i uscisnal delikatnie.
- A Ty Anette, co się z Toba dzialo? - Zapytal patrzac na nia uwaznie.
- Jezdzilam po swiecie, zostałam zasztyletowana i przywrocona do zycia, pozbylismy sie klatwy.
- Jestes hybryda? - Pokiwala twierdzaco glowa. - Anette gdy byla dzieckiem jej wioske zaatakowaly wilkolaki udało jej sie przezyc i teraz jest wampirem i wilkolakiem.
- Czyli gdybys nawet nie byla Pierwotna ciezko by bylo Cie zabic.
- Zgadza sie. Ogolnie Esther wrocila do zycia, Mikael nas znalazl, a prawie się go pozbylam wspolpracujac z wiedzma. Na szczescie oboje nie zyja. Finn tez nie żyje.
- A co z reszta? Klausem, przeciez byliście nierozlaczni. - Anette usmiechnela sie blado i przymknela oczy.
- Niklaus nie zyje. - Odpowiedziala zgodnie z prawda. - Patrzylam jak jego cialo plonie, powiedzialam o tym tylko Elijah, on miał powiadomic reszte. Zabilam tego pieprzonego sobowtora i ruszylam w droge.
- Przepraszam Was kochani ale muszę się polozyc. - Odezwala sie nagle Megan. - Mysle ze i tak o takich rzeczach powinniscie porozmawiac w cztery oczy. - Usmiechnela sie promiennie i wstala od stolu. - Nawet nie zaprzeczaj. - Spiorunowala wzrokiem Enzo. Nie widzieliscie sie niemal wiek.
- Odprowadze Cie. - skapitulowal i nim Megan wyszla z kuchni dal jej butelkę Burbona.

- Zasnela od razu. - Z barku wyciagnal kolejna butelke i usiadl na przeciw niej. - Opowiesz mi co sie stalo z Klausem? - Popatrzyla na niego odkrecajac butelke i wziela duzy lyk.
- Jasne, opowiem Ci o tym jak sie stoczylam wystepujac przeciw rodzinie. - Usmiechnela sie zlosliwie patrzac w bursztynowa ciecz. Opowiedziala mu wszystko odkad pozbyli sie klatwy. Wraz z tym jak sprowadzila smierc na Klausa. - Teraz gdy spotkam go po Drugiej Stronie bedzie to dla mnie gotsze niż piekło.
- Klaus Cie kocha chocbys mu wbila sztylet w plecy to nigdy by Cie nie skrzywdzil.
- Z tym sztyletem Ci sie udalo. - Pokiwala mu palcem przed oczami. - Wiesz jakie jest lekarstwo na smutek i wyrzuty sumienia? - Spytala i ponownie wypila porcje alkoholu prosto z butelki. - Wylaczenie wszelkich uczuc. Dzialasz jak robot: zywisz sie, zaspokajasz pragnienie krwi i ewentualnie zabijasz. Robisz straszne rzeczy tylko po to by zagluszyc to pieprzone poczucie winy i smutek, ktory Cie zzera od środka, jakby ktos robil Ci transfuzje krwi wtlaczajac w zyly werbene. Wiesz co w tym jest najgorsze? Ze nie ma okreslonego czasu by tego sie pozbyc. Jezdze juz pol roku po swiecie i to wraca. Nie pozbedziesz sie tego, ale mimo wszystko to latwiej zniesc. - Mowila nieprzerywanie patrzac jakby pustym wzrokiem na Enzo, ktory z kolei wpatrywal sie w nia. - Dziwnie na mnie patrzysz. - Uniosla jedna brew do góry.
- Śmierć Klausa wyprula z Ciebie wszelka szlachetnosc... - Anette w mgnieniu oka zlapala go za szyje i przycisnela do sciany.
- Byłabym bardziej szlachetna rozpaczajac i nie karmiac sie? - Zapytala opierajac swoje czolo o jego. - Zyje na tym swiecie ponad tysiac lat, nalezy mi sie takie a nie inne uttacenie kawalka siebie. - Druga dlonia pogladzila jego twarz. - A teraz spotkalam Ciebie, na chwile przy Was zapomnialam co tutaj robie.
- A co robisz? - Zapytal masujac szyje kiedy tylko go wypuscila.
- Katerina wyslala mi list, w Nowym Orleanie podobno jest cos lub ktos, kto powie mi prawde o swoim pochodzeniu, o mojej prawdziwej przeszlosci.
- Co Cie powstrzymuje? - Wzruszyla ramionami.
- Nie lubie niespodzianek, poza tym czuje jakby pierwsze 5 lat mojego zycia gdzies umknelo, to samo mam z czasem gdy juz uaktywnilam klatwe. Jakby ktoś dostal sie do mojej glowy i wyjal z niej wspomnienia. - Stanela przy blacie z zakupami, w oczy rzucil sie jej artykul o Alice Rose. - Nie slyszalam o tej sprawie.
- Oprocz wylaczenia uczuc wylaczylas odbiorniki masowego przekazu? - Zaśmiał sie. - Znam ja. Mieszkala w Nowym Orleanie, zjawila sie tam jakos koncem lat 70. Zrobila rozrobe, wilkolaki atakowaly wampiry, powiedziala ze to miejsce nalezy do jej przodkow, wilkolakow, ze wampiry to twor wiezdzmy ktora chciala pozbyc sie problemu.
- Z opowiadania brzmi jak wariatka. - Podniosla wzrok znad tekstu. - I mam dziwne przeczucie ze nia jest. - Dodala po chwili. - Pamietasz sprawe niejakiej Anastazji Ryan? Gmach sadu w czasie rozprawy spalony, ciała nie znaleziono, winna zabojstwa 13. nastolatkow ze szkoly w Houston i dziwne rany na tych cialach, ktore nie obrocily sie w proch.
- Tak, to jakos przed wojna bylo.
- To bylam ja. - Enzo podniosl wzrok z gazety na nia patrzac z niedowierzaniem. - Nie wiedzialam co ze soba robic gdy rozstalismy sie z Klausem przez Mikaela, to tak troszke zrobilam zamieszanie. Zmienilam swoje dane przez Mikaela.
- To bylas Ty? - Spytal nie mogac otrzasnac sie z szoku.
- Wtedy tak. Pytanie po co ta dziewczyna robi to samo 70 lat pozniej... - Mruknela po czym spojrzala na Enzo.


niedziela, 9 sierpnia 2015

Prolog

Zabijcie mnie ale pisze rozdzialy na telefonie i postanowilam, ze przerwa bedze bardzo krotka, dlatego dodaje Prolog juz teraz. życze milego czytania.
KONKURS: Jeśli ktoś odgadnie z kim spotkała się w ostatniej scenie Anette, dostaje dedykacje w pierwszym rozdziale. Mysle, ze dam Wam czas do 24 sierpnia, sa wakacje, nie kazdy spedza je przed kompem. 
Licze na pomysly i kreatywność jaka sie wykazał Szymon ;d przepraszam za literowki, interpunkcje, etc.
Pozdrawiam,
Female Robbery
______________

Sala rozpraw pekala w szwach. Glownie były to we  ofiar zbiorowego zabojstwa trzynasciorga nastolatkow. Glowna podejrzana, a wlasciwie winna wlasnie powstala by odsluchac wyrok.
- Alice Rose, zostajesz uznana za winna zabojstwa trzynasciorga nastolatkow ze szkoly sredniej w Dallas. W związku z tym, ze sad nie odnotowal zadnej skruchy ani tez pozalowania za czyny, zostajesz skazana na kare smierci poprzez zastrzyk. - dziewczyna ubrana w grafitowa elegancka garsonke usmiechnela sie tajemniczo i spojrzala lodowo niebieskimi oczami na sedziego. -  Czy chcialabys cos powiedziec?
- Chcialabym cos sprostowac, jestescie tylko marnymi ludzmi, ktorzy nie dostrzegaja potzreb innych. Te dzieciaki same sie o to prosily, to byla selekcja naturalna. - Za soba uslyszala glos matki jednego z niezyjacych. - Mi tez zabrano polowe mojego serca... Tacy nie szanujacy innych i uwazajace sie za osmy cud swiata ludzie powinni ginac nagminnie.
- Dość! Twoje slowa wykraczaja poza wszelkie ramy przyzwoitosci. Nie masz za grosz szacunku, jak mozna byc tak wyzutym z uczuc czlowiekiem?
- Tego juz wysoki sadzid nie sprawdzisz. - Uniosla dlon do gory. - Jakies ostatnie zdanie? - Spytala, a gdy nikt nie odpowiedział po minucie oczekiwania, pstryknela palcami rozpoczynajac krwawa jatke.

- "Alice Rose - morderczyni kilkunastu nastolatkow w Dallas zginela wraz z rodzinami ofiar, prawnikami i pracownikami gmachu sadu wyzszej instancji, w pożarze spowodowanym ulatniajacym sie gazem." - doczytal do konca i rzucil gazete na stolik przed swoim towarzyszem.
- Cóż, przynajmniej wiemy gdzie jest. -Usmiechnal sie w odpowiedzi i upijajac burbona zajal sie czytaniem artykulu.
- Po co w ogole chcesz ja znalezc? Tylko buntuje wilkolaki przeciw Tobie.
- Ale pochodzi z najstarszego rodu wilkolakow w ameryce północnej. I musze dowiedziec sie czego tutaj szuka, akurat teraz kiedy zblizaja się kolejne zniwa.

Jechala powoli autostrada nie majac pojecia gdzie moglaby sie teraz udac. Trzymajac list od Kathrine na siedzeniu obok obmyslala plan powrotu do Nowego Orleanu. Nie wiedziala jak wyglada tam sprawa wampirow, nie byla tam niemalze wiek, a teraz miala odnalezc wskazowki dotyczace jej rodziny. Mimo wszystko obawiala sie byc tam sama, tak bardzo tesknila za Klausem i yak bardzo potrzebowala jego obecnosci przy tym czego chciala sie dowuedziec, ze mimo polrocznej podrozy wciaz krazyla w okolicach kolonijnego miasta.
Potrzebowala odpoczynku. Widzac z daleka stacje benzynowa postanowila sie tam zstrzymac i jesli dobrze pojdzie to nawet sie pozywic. Kiedy zjechala na pobocze zobaczyla opustoszaly teren bylego warsztatu samochodowego. Wiatr byl zbyt silny przez co nie potrafila wyczuc zapachu czlowieka. Natomiast po chwili ze srodka budynku uslyszala powolne kroki. Usmiechnela sie do siebie i powoli ruszyla w tamtym kierunku.
- Halo? Jest tam kto? - zapytala podchodząc coraz bliżej. Kiedy wysuwala kły czujac plynaca w czyich zylach krew zdziwila sie widokiem starszej kobiety. - Przepraszam, nie wiedzialam, ze ta stacja jest nieczynna.
- Alez jest skarbie. Niestety rzadko kto tu bywa, a tylko wnuczek sie tym zajmuje. - Odparla z delikatnym usmiechem. - Jestem Megan. Miło mi bedzie jesli zdecydujesz sie zostac, moj wnuczek lada chwila powinien wrocic z miasta, pomoze Ci. - Anette miała juz zamiar wrocic, ale pomyslala, ze skoro przyjedzie tu wnuczek, przynajmniej odrobine zaspokoi swoj glod.
- Anette. - Odparla i podala rękę starszej pani.
- Albo mam deja vu, albo gdzies widzialam Twoja twarz. - Dodala po chwili spokojnym tonem, kiedy weszly do srodka sklepu i na gore do mieszkania i starsza kobieta przygladnela się jej.
- Nie to raaczej niemożliwe, nie bylo mnie w tej okolicy od lat. - Megan zrobila mrozonej herbaty i odpowiala jak tu z wnukiem trafila. Kiedy Anette zaczela mowic o tym ze wybiera sie do Nowego Orleanu, uslysxala warkot silnika motocykla.
- To chyba moj wnuczek. Zaraz wroce. - Powiedziala i lapiac ja za ramię w geście sympatii zeszla na dol. Uslyszala po chwili jak sie witaja i starsza kobieta mowi o kobiecie na gorze, ktora chciała zatankowac i odpoczac. Mlody mężczyzna zdenerwował się że ktoś obcy został tu wpuszczony pod jego nieobecność i popedzil na górę.
Anette odwrocila sie i jej oczom ukazał sie dobrze zbudowany mezczyzna około 25-30 lat, ubrany w ciezkie buty, koszulke "Harley Davidson" i jeansy. Ciemne troche dluzsze wlosy przylegaly do jego glowy. Kiedy ich oczy się spotkaly miała wrazenie, ze wzrok plata jej figla przez brak świeżej krwi w organizmie.
- Muszę się przewietrzyc. - Powiedziala i wydobyla z siebie grymas usmiechu. Kiedy zeszla na dol i dobiegla do samochodu, poczula jego obecnosc za soba. Odwrocila sie do niego i odgarnela wlosy, ktore przykryly jej twarz.
- To naprawde Ty. - Szepnal, kiedy ich oczy sie spotkaly. - Bylem pewien, że zobaczymy się dopero po Drugiej Stronie... - Usłyszała jego niski akdamitny glos i bez zadnego ostrzeżenia wtulila sie w niego. Odwzajemnil uscisk.

środa, 22 lipca 2015

Witajcie kochani ;)
Jak wakacje? Nowe część się pisze powoli a Was chciałam zapytać czy ktokolwiek z Was zwrócił uwagę na tytuły rozdziałów? Bo są to tytuły piosenek jeśli macie checi i czas zapoznajcie się z nimi a nóż wam się spodobają mam nadzieję że uda wam się to po samych tytułach, jeśli nie to służę pomocą.
Pozdrawiam,
Female Robbery

sobota, 18 lipca 2015

Chapter 18 "I'm Staring at the Mess I Made"

 Witajcie kochani, niestety nie udało mi się spełnić swojej właśnej prośby bo dodaje posta tydzień później, a to wszystko przez przeprowadzkę, internet mamy dopiero od wczoraj a dostęp do kompa mam tylko jak koleżanka jest w pracy bo mój już padł calkiem i narazie hajs sie zbiera na nowy :D. 
To jest jak zapowiadałam ostatnia część tego opowiadania, pewnie niektórych zaskoczy, niektórych wcale. Chcę ten ostatni rozdział zadedykować thegirlithoutback, bo normalnie co dziewczyna mi klepała komentarze podbudowujące moją osobę tak tyle :D i oczywiście jeszcze Szymonowi dedykuję, bo też na bieżąco podążał za moimi rozdziałami i mimo mojego opóźnienia czekał i komentował moje opowiadanie. Reszcie dziękuję za tak częste odwiedziny. Trzymajcie się, pozdrawiam,
Female Robbery

______________________________________________________________________________

- Mam rodzeństwo nie potrzebuję już hybryd. - Usłyszała spokojny glos Klausa dochodzący z bawialni. Zaśmiała się pod nosem i czekała.
- Skoro w to wierzysz, po co Ci jeszcze moja krew? - Spytała Elena ledwo przytomnym głosem.
- Właśnie Niklaus. Po co? - Spytała Anette wychylając się zza futryny. Blondyn obrócił się i spojrzał na nią pobłażliwie. - Skoro masz rodzinę, rodzeństwo, to dlaczego zostawiasz ją skazaną na psychopatycznego wampira chcącego wybić całą rasę?
- Wiedziałem co robię Anette, zdenerwowany tym, że zabiję Elenę odpuścił Ci. - powiedział niewzruszonym tonem. - Jak widzę jesteś cała i zdrowa, wnioskuję, że miałem rację.
- To Rebekah miała racje. - syknęła. - Masz bzika na punkcie hybryd i nie odpuścisz, nawet za cenę rodziny. - Powiedziała podchodząc bliżej. - Wysuszysz ją, żeby zabić Alarica. Sprytne. - Dodała po chwili. - Ale tu i teraz mówię Ci, że ja wyjeżdżam nie czekając na to. - Odwróciła się napięcie nie dając mu nawet dojść do słowa. Gdy tylko weszła do swojej sypialni wysłała sms do braci Salvatore.
Kilkanaście minut później usłyszała wrzask agonii dochodzący z miejsca gdzie była Elena. Zbiegła po schodach zobaczyła Klausa zamrożonego, osuwającego się na wyłożoną panelami podłogę. Przy schodach prowadzących do małej biblioteczki zobaczyła leżącą Elenę. Podeszła do niej i podniosła ją.
- Co robisz? - Zapytała patrząc niepokojąco na Pierwotną. Ta uśmiechnęła się blado i podeszła do jednego z braci, który również szedł w jej stronę.
- Oddaje Wam ją, ale w zamian za to chcę w spokoju opuścić miasto nim zachód pozwoli Alaricowi na łowy. - Powiedziała przekazując jeszcze przytomną Elenę Damonowi. Anette podeszła do Klausa. - Przepraszam, ale do takiego wyboru mnie zmusiłeś, kochany. - Szepnęła przejeżdżając po jego twarzy wierzchem dłoni, po czym złożyła pocałunek na jego czole.
- Nie sądziłem, że naprawdę pozwolisz nam to zrobić. - Odezwał się Stefan, gdy skierowała się na schody. Anette wzruszyła ramionami.
- To był jedyny sposób by uchronić Elenę przed śmiercią i Was też. - Odpowiedziała wchodząc na górę. - Upewnijcie się, że Alaric go nie zacznie zbyt szybko szukać, w przeciwnym razie ja Was wszystkich zdążę złapać nim zginiecie ze względu na powiązanie krwi. Eleny również nie oszczędzę. - Zostawiła ich samych na dole, a sama ruszyła na piętro z powrotem pakując swoje rzeczy do podróżnej torby.
Gdy tutejsi mieszkańcy opuścili ich rezydencję ktoś zapukał do drzwi. Zeszła otworzyć biorąc swoją torbę do ręki i rzuciła ją w pobliżu drzwi.
- Anette Mikaelson? - Zapytał młody mężczyzna w granatowym uniformie. Brak plakietki z nazwiskiem wskazywał, że nie jest to nikt ze służb mundurowych. Pokiwała twierdząco głową. Mężczyzna sięgnął po torbę, która zwisała na jego ramieniu i wyciągnął list. - To dla Pani, przesyłka polecona. - Powiedział i wyciągnął kwitek, który miała podpisać. Zrobiła to i z koperta weszła do środka żegnając się i dziękując uprzednio. Patrzyła z niemałym zdziwieniem na kopertę. Adresata nie było. Były tylko jej dane. Nikt nie znał jej adresu, nie tutaj. Nie chcąc niszczyć papeterii zapaliła jedną ze świeczek i poczekała, aż klej sam zacznie puszczać. Wyciągnęła zgrabnie złożony papier. Gdy go otworzyła jej oczom ukazał się dość krótki list, pisany piórem i bardzo eleganckim pismem.
- „Droga Anette. Pewnie dziwi Cię, że ktokolwiek do Ciebie pisze, nie znając adresu Twojego zamieszkania. Otóż łatwo było to osiągnąć. Jak wiesz uczę się od najlepszych. Sprawa w jakiej piszę, jest również nietypowa. Wiem, że osiedlając się w Mystic Falls nie macie zamiaru ruszać gdziekolwiek indziej, ale jest coś czego dowiedziałam się o Twoim pochodzeniu. Od próby zabójstwa Klausa przez Mikaela minęło dość sporo czasu, z związku z tym wiele miejsc odwiedziłam. Jedno z nich powinno być Ci doskonale znane – Nowy Orlean. To co odkryłam, może rzucić nowe światło na Twój życiorys. Znalazłam jedną z watah. Pomieszkują na obrzeżach miasta i co ciekawe posiadają identyczne znamię na lewej łopatce, dokładnie jak Ty. Wiem, pewnie myślisz, że nie mam w tym interesu, lub że kłamię. Przyjedź do Nowego Orleanu, a sama przekonasz się o wartości mych słów. Interes mam w tym ogromny, ponieważ pomagałam zabić Klausa, doszły mnie słuchy o Finnie, wiem, że zabiłabym samą siebie, zabijając jednego z Pierwszych. Mam nadzieję, że to co do Ciebie piszę da mi chociaż trochę wolności od pięciusetletniej ucieczki przed Waszym gniewem. Katerina.” - Przeczytała list na głos i zmięła go w dłoni. Stała przez chwilę w bezruchu zastanawiając się nad słowami wypisanymi atramentem. Przymknęła oczy po czym rozłożyła ponownie kartkę i ponownie dokładnie składając włożyła ją do koperty i schowała do bocznej kieszeni w torbie.

- Gdzie jesteście? - Powiedziała do telefonu zamykając drzwi rezydencji.- Muszę wziąć ze sobą ciało Niklausa.- Dodała nim Damon zdążył odpowiedzieć.
- Jesteśmy właśnie w drodze nad jezioro. – Odpowiedział zdenerwowany zmiana planów.
- Nie wrzucisz go do jeziora Damonie. – Odparła ostro. – Muszę go zabrać ze sobą, to naprawdę ważne.
- Pozwoliłaś nam go wysuszyć i zamknąć w trumnie.
- Ale nie topić. – Warknęła. – To miało być miejsce, trudne do znalezienia przez Alarica, a nie mnie. – Wsiadła do samochodu wrzucając uprzednio torbę na tylne siedzenie.
- Poczekaj mam kolejne połączenie. – Powiedział nie dając jej szansy na dalszą dyskusję. Schowała telefon do kieszeni i ostatni raz spojrzawszy na rezydencje z piskiem opon opuściła jej dziedziniec. Zmierzchało się, wiedziała, że oznacza to przyspieszenie wyjazdu. Musiała wcisnąć gaz do dechy i jak najszybciej opuścić miasteczko.

Jej telefon ponownie się rozdzwonił.
- Nie mogę się dodzwonić do Klausa, jest może z Tobą? – Usłyszała w słuchawce głos starszego Mikaelsona i od razu zjechała na pobocze hamując ostro. – Anette, jesteś tam?
- Tak. – Odpowiedziała nieobecnym głosem.
- Klaus jest z Tobą? – Spytał ponownie. Anette westchnęła głęboko i trzymając kurczowo telefon przy uchu zaczęła drgać z nerwów.
- Elijah… ja zrobiłam coś strasznego. – Powiedziała powstrzymując się od płaczu.
- Gdzie jesteś? – Zapytał stanowczym i jednocześnie zatroskanym tonem.
- Przy wjeździe do Georgii.
- Spotkajmy się w barze przy granicy. Będę tam za dwie godziny. – Powiedział spokojnie i rozłączył się. Pół godziny później znalazła przydrożny bar i napisała Elijah SMS z jego nazwą. Zamówiła sobie bardzo mocną kawę, która działała w przypadku podobnie jak alkohol, wzmagała ciśnienie krwi, by nie czuć zbyt wielkiego pranienia w supisku ludzi.
Elijah zjawił się jak zwykle na czas, ubrany w ciemny garnitur z ciemną koszulą i grafitowym krawatem. Przyprowadziła go wzrokiem od drzwi do swojego stolika i nim zaczęli rozmawiać pozwoliła mu zamówić coś dla siebie.
- Punktualny jak zawsze. – Uśmiechnęła się blado patrząc w swoją prawie pusta filiżankę.
- Co się stało Anette? – Zapytał kładąc swoją dłoń na jej, która trzymała ucho od porcelany. Rzuciła na niego krótkie spojrzenie i wyprostowała się. – Gdzie jest mój brat?
- Esther wróciła po tym jak Ty i Kol wyjechaliście z miasta. To była impreza z okazji lat 20. ostatnia tam. Zabrała Elenę na stary cmentarz, nam zablokowała wyjście ze szkoły rozsypaną solą. Zrobiła z Alarica Saltzmana nowego Pierwotnego, który ma kołek z białego dębu, którego nie da się zniszczyć.
- Domyślam się, że zostaliście bo Niklaus uparł się na zabranie Eleny. – Anette uśmiechnęła się boleśnie wyglądając przez okno przez chwilę.
- No więc Rebekah zniknęła kilka dni wcześniej, Ester ją zasztyletowała i zamknęła w grocie, do której żaden nieśmiertelny nie ma wstępu.. My poszliśmy do Gilbertów. Salvatorowie tam byli, powiedzieli że Alaric ma Elenę i Caroline, więc poszliśmy do szkoły. Plan był taki, że Bonnie dała każdemu znam trochę swojej krwi, ona miała zatrzymać serce Jeremiego, w trakcie gdy któreś z nas uda się połączyć z krwiobiegiem Alarica by go wysuszyć. – Elijah patrzył na nią uważnie. – W końcu znaleźliśmy nauczyciela trzymającego Elenę. Braciom Salvatore się prawie udało, ale łatwo ich odepchnął, potem wszedł Niklaus, Alaric nim się bawił, chciałam mu pomóc i wtedy to ja znalazłam się w bardzo groźnej sytuacji.
- Powinniście byli wyjechać nim wróciła matka.
- Ja wyjechałam dużo wcześniej. Spotkałam Kola i wydał mnie Niklausowi, musiałam wrócić… - odparła nerwowo zaciskając zęby.
- Mów dalej. – Powiedział, gdy siedzieli chwilę w ciszy.
- Leżałam na ziemi, Alaric klęczał nade mną i chciał wbić mi ten super niezniszczalny kołek w serce. Niklaus zbierał się by wstać, a Elena… okazało się, że Elena jest powiązana z życiem Alarica, jeśli ona zginie on też. Sama to odkryła. Chcąc to sprawdzić przecięła sobie tętnicę. – Mówiła ciągle patrząc w oczy Elijah. – Alaric się tym zdenerwował, a Niklaus… - powiedziała i wypuściła powietrze. – Niklaus zostawił mnie tam na pewną śmierć i porwał Elenę by upuścić z niej krwi i by tym zabić Alarica. Nic nie odpowiesz? – zapytała gdy siedzieli w milczeniu dłuższą chwilę. - On mnie tam zostawił, gdyby nie chwila nieuwagi tego historyka nie żyłabym! – Warknęła.
- Gdzie Niklaus? – Spytał spokojnie.
- Wysuszono go i zamknięto w trumnie i chcą go gdzieś wywieźć, utopić w jeziorze czy cokolwiek nim Alaric go znajdzie. – Odparła skruszona.
- Jak mniemam masz z tym coś wspólnego.
- Zaprosiłam Salvatorów i powiedziałam, że to Niklaus stworzył ich linię, że ma Elenę, oddam ją im, a ja wyjadę jak reszta rodzeństwa. – Elijah milczał wpatrując się uważnie w Anette. W tym samym momencie rozdzwonił się jej telefon. – Słucham? Gdzie jedziesz? – Mówiła spokojnie. – Napisz mi dokładnie gdzie to jest nim będzie za późno. – Dodała po chwili i rozłączyła się. – Elena wylądowała w szpitalu. Alaric chciał ją odebrać, ale Jeremy ją uprzedził. On chce zabić Niklausa, jak dowie się, gdzie Damon go wiezie. - Poczuła jak łzy zbierają się w jej oczach. Elijah złapał ją za rękę.
- Pojadę do Mystic Falls i porozmawiam z Eleną, powiem jej, że damy im spokój wyjedziemy, nigdy więcej nas nie zobaczą, ale muszą nam oddać mojego brata. Poczekaj na telefon Damona i pojedź po Niklausa.
- Alaric Cię zabije, Elijah. – Powiedziała roztrzęsiona.
- Spokojnie, uciekaliśmy przed Mikaelem, to i przed Alariciem damy radę. – Uśmiechnął się pobłażliwie. – Jadę. Będziemy w kontakcie. – Wstał i pocałował ją w czoło, uspokajała ją ta troska i bliskość kogoś, kogo znała latami. Obawiała się jednak najgorszego, że Alaric dowie się gdzie jest Klaus i zabije jego i ją jeśli tylko zjawi się w zasięgu jego zmysłów.

- Magazyny na granicy stanu. – Usłyszała niezadowolony głos Salvatore. – Mam Ci oddać Klausa. Podobno dacie nam spokój. Ja w to nie wierze, ale Elijah umiał oczarować Elenę więc dostaniecie go.
- Podziękowałabym, ale doprawdy nie mam za co. – Powiedziała wsiadając do samochodu. – Alaric już wie?
- Prawdopodobnie. Pospiesz się nim zacznę żałować posłuchania Eleny. – Dodał i rozłączył się. Ruszyła w stronę Wirginii. Kol byl w Denver. Elijah prawdopodobnie pilnował by Elena i jej spółka niczego nie wymyślili. Jej pozostało odebrać Klausa. Na razie nie chciała go wybudzać, chciała by pozostał taki przez kilka lat, by przekonał się jak to jest gnić w drewnianym pudle taki szmat czasu i by zrozumiał jak wielki popełnił błąd zostawiając ją tam na pastwę kreatury jego matki.
W końcu dotarła do magazynów. Zjechała windą na sam dół. Drzwi otworzyły się.
- Damon! – Krzyknęła. – Damon, gdzie jesteś? – Weszła powoli w kolejny korytarz. – To nie jesteś zabawne! – Warknęła. Gdy doszła na koniec jednego z korytarzy i skręciła w kolejną alejkę ze schowkami, zobaczyła pełno otwartych po jednej i po drugiej stronie. Zwolniła krok zaglądając do każdego z nich. Kiedy już miała wychodzić do następnej alejki ktoś ją złapał.
- Cii, to ja. – Powiedział jej na ucho. Ona pokiwała porozumiewawczo głową. – Alaric tu jest, już przygotowałem trumnę by ją wywieźć. – Wyszeptał ponownie, po czym oboje w wampirzym tempie udali się po trumnę.
Kiedy wywozili ją i dojeżdżali do samochodu wyrósł przed nimi Alaric, który jednym ruchem ręki chwycił Anette i uderzając najpierw o samochód rzucił nią o betonową wylewkę w magazynie. Gdy Damon chciał go zaatakować ten jednym kopnięciem zrobił z nim to samo co z Anette. Historyk otworzył trumnę, w której znajdowało się ciało Klausa związane grubym łańcuchem. Pierwotny otworzył oczy. Alaric sięgnął za marynarkę i wyciągając kołek zamachnął się by wbić go w Klausa.
- Nie! Nie rób tego! – Anette zaczęła krzyczeć i chcąc go powstrzymać wstała by go zaatakować. Alaric popatrzył na nią z ukosa i wcisnął drewniany kołek w ciało hybrydy. – Nie! – Anette zerwała się, ale Damon przytrzymał ją. Ciało Klausa stanęło w płomieniach. Brunetka zaczęła cała trząść się z płaczu. – Nie! Nie! Nie! – Wyrywała się wciąż Damonowi patrząc ze wściekłością na historyka. Alaric wyciągnął kołek z Klausa.
- Ty następna. – Uśmiechnął się kątem ust zamykając trumnę.
- Anette, uciekaj! Biegnij! – Krzyknął do niej Damon, a ona bez większego zastanowienia zerwała się do ucieczki. Jak tylko dotarł do samochodu ruszyła bez większego zastanowienia w kierunku Wirginii. Musiała coś zrobić, musiała przede wszystkim powiadomi resztę rodzeństwa o śmierci Klausa. W końcu wjechała do Mystic Falls. Swoimi zmysłami wyczuła obecność Elijah w miejscu starego spalonego kościoła. Stanęła niedaleko niego.
- Elijah… - szepnęła podciągając nosem. Pierwotny odwrócił się do niej. – On nie żyje. Nie mogłam nic już zrobić, ja do tego doprowadziłam… - podszedł do niej i przytulił ją. Trwali tak kilka minut.
- Tyler Lockwood nie żyje. Mówiłaś, że to Niklaus zapoczątkował ich ród.
- Bo myślałam, że to on. – Powiedziała spokojnie.
- To nie byłem ja, ani Rebekah ani też Kol.
- Ja też nie. To był Niklaus, jestem tego pewna. – Mówiła spokojnie łkając jeszcze, co jakiś czas.
- To jakim cudem oni wciąż żyją? – Anette wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, mam dość, muszę stąd wyjechać. Muszę czymś się zająć i zagłuszyć to. – Zaczęła mówić nerwowo. – Powiadom ich Elijah, ja nie potrafię im tego przekazać. – Rozpłakała się ponownie i ponownie starszy Pierwotny ją przytulił uspokajając.
- Spotkamy się niedługo. Ja sprawdzę w czym tkwi sekret tego, że oni żyją. – Elijah kciukiem otarł jej łzę z policzka.
Gdy Elijah zniknął w mroku, zadzwoniła do Stefana.
- Halo?
- Żyjesz, gratulacje. – Szepnęła.
- Anette. – Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Elijah rozmawiał z Eleną, ona i Matt niedługo tu będą.
- Tak powiedział mi o tym, a także o tym że was już dawno wtedy nie będzie. – Powiedział podchodząc do swojego samochodu.
- Cóż Elijah zawarł z nią jakiś układ, ale ja też miałam z Wami umowę. Poza tym ja wiem, że łowca będzie nas ścigał, a doszłam do wniosku, że nie mam zamiaru użerać się z kolejnym psychicznym Pierwotnym czyhającym na moje życie. – Mówiła spokojnie wychodząc z lasu. – Jeśli ja i rodzeństwo Niklausa ma przeżyć, musimy zabić Alarica. A jednym sposobem jest…
- Anette, nie. – przerwał jej opanowanym głosem do słuchawki. Pierwotna rozłączyła się i wyszła na środek mostu Wickery. Samochód z Mattem i Eleną właśnie wjeżdżał, Matt zauważając kogoś stojącego na moście skręcił ostro wpadając wprost do rzeki i urywając przy tym kilka nowych belek z mostu.

***

- Chcesz pomścić swoją siostrę? - zapytał gniewnym głosem Damon spoglądając w stronę młodego Gilberta. - W lochach jest zasztyletowana Rebekah Mikaelson. Wet za wet. - dodał i wręczył Jeremiemu kołek ostrym końcem w swoją stronę.
- Jak nikomu innemu im się to należy. - powiedział spokojnie i ruszył w głąb jaskini pod czujnym okiem starszego Salvatore.
Damon zatrzymał się u wejścia groty, bo tam żaden wampir nie mógł wejść. Jeremy stanął nad ciałem Rebeki i wyjmując uprzednio sztylet zanurzył w jej ciele niezniszczalnym kołek, który teraz zaczął palić się żywym ogniem wraz z dziewczyną nim przekłutą. 

_______________________________________________________________________________

Haha myśleliscie że to koniec? NIE! Czekajcie cierpliwie. Po wakacjach startuję z drugą częścią ;))

sobota, 4 lipca 2015

Chapter 17 "The Bitter End"



Witajcie,
Niech Was nie zwiedzie tytuł to jeszcze nie ostatni rozdział!
Wiem, miałam skończyć wraz z pierwszym lipca, ale własnie początkiem zeszłego tygodnia się zaczęła moja przeprowadzka na nowe mieszkanie i kompletnie nie miałam czasu nawet wejśc na kompa, od tygodnia nie byłam na internetach i ciężko mi to było ogarnąć. Tymczasem dodaję nowy rozdział i mam pomysł! Ostatni dodam na swoje urodziny to jest 11 lipca, mam nadzieję że się Wam on spodoba.
Pozdrawiam,
Female Robbery

P.S. Myślę, że zakończenie rozdziału Was odrobinę zaskoczy ;))

_________________________________________________________________________________

Wstała wcześnie rano i ruszyła do szkoły, by posprzątać po wczorajszej imprezie. Miała się tam znaleźć z Rebeką, ale Rebekah została zasztyletowana i zamknięta w magicznej grocie do której żaden wampir nie wejdzie. Była 8 rano, zjawić się miała też Caroline, Tyler i Matt. Ze względu na śmierć historyka, o której również się wczoraj dowidziała nieobecni mieli być Elena wraz z Jeremim.
- Gdzie jest Matt? - usłyszała głos blondynki w drzwiach do sali. Anette ściągała dekoracje z sufitu.
- Nie ma go. Został wezwany do pracy w ostatniej chwili. - odpowiedziała Pierwotna, nie odwracając się nawet ku młodej wampirzycy.
- Żartujesz sobie? Jesteśmy tylko my dwie? - spytała zszokowana Caroline podchodząc bliżej.
- Tak. I jesteś spóźniona. Komitet sprzątający zaczął o 8. - powiedziała Anette i wrzuciła ostentacyjnie kubek do kosza.
- Jest jakoś…8:02. - odparła poirytowana Forbes.
- Właśnie. Udało mi stawić na czas, a Tobie nie… - odezwała się Anette i wrzuciła papierowe bibeloty do kosza. Caroline schowała telefon do kieszeni spodni i zaczęła również zbierać dekoracje.
- Przykro mi z powodu waszej matki, a właściwie to Twojej macochy. - zaczęła Caroline, kiedy Anette ją minęła by wysypać zawartość małego kosza do wielkiego worka. - Wiem, że jej nienawidziliście, ale i tak jest mi przykro. - Anette przewróciła oczami wracając do swojego zajęcia nic nie odpowiadając licealistce. – I jeszcze zamknęła Rebekę w grocie, to nie było wcale spoko. – chciała zażartować.
- Szkoda też tego Twojego nauczyciela. Wydawał się być miły. - odpowiedziała panna Mikealson wiążąc worek.
- Tak. Taki był. - uśmiechnęła się blado młoda blondynka, słysząc jakkolwiek miłe słowa od panny Mikaelson.
- No dobrze, to ja zacznę od sali gimnastycznej. - odpowiedziała i odwracając się napięcie wyszła z pomieszczenia.

Nagle Caroline usłyszała warknięcie Anette i odgłos, jakby ktoś rozwalał szafki na szkolnym korytarzu. Wybiegła i zauważyła nauczyciela od historii próbującego wsadzić kolek z białego dębu w ciało Anette. Szybko odwróciła go i przyparły do ściany, a Antinua wyrywając mu kolek z reki wsadziła mu go pod żebra. Od razu we dwie ruszyły na parking, ale nim Caroline zdążyła wsiąść do samochodu Alaric złapał ją i zaciągnął z powrotem do szkoły. Anette stała ukryta za drzewem. Chciała pójść po nią, ale dziwnie wzmocniony kołek był dla niej zbyt śmiercionośny.
- Alaric Saltzman próbował mnie zabić. - powiedziała Anette jak tylko weszła do domu i napotkała Klausa pakującego swoje rysunki.
- Miał być martwy. - odpowiedział spokojnie. – Powiedział, że nie dokona przemiany.
- Ale nie jest. I jest wampirem przez zaklęcie Esther. - odezwała się wyraźnie podminowana Anette. - On ma kołek, który może nas zabić. Jest silniejszy Niklaus. Zbyt silny. - dodała zaniepokojona.
- Gdzie on teraz jest? - spytał zamykając pudło z malowidłami.
- Utknął w szkole, nie ma pierścienia więc mamy czas do zmierzchu. - powiedziała Anette. - On po nas przyjdzie Niklaus, musimy wyjechać już teraz. - popatrzyła na Klausa, który krzątał się miedzy nimi pakując resztę swoich dzieł.
- W porządku, zabiorę Elenę i już nas nie ma. - powiedział stając przed nimi.
- Daj już spokój z Eleną, nie potrzebujemy jej, gdybyśmy ją zabili od razu zamiast bawić się w tworzenie hybryd do niczego by nie doszło. - warknęła Anette. Klaus podbiegł do niej i chwytając ją za ramiona skierował jej spojrzenie na siebie.
- To czego nam teraz potrzeba, to ochrona przed ponownymi atakami ze strony Esther. Stworzymy tę armię po to, żeby nikomu z nas się nic nie stało…
- Tyle lat chroniliśmy się nawzajem. Nadal możemy to robić. Zawsze i na zawsze, Niklaus. - powiedziała cicho Anette, kiedy Klaus wypuścił ją ze swojego uścisku. – Zgarniemy Kola i Elijah…
- Nie wyjedziemy bez niej. - mruknął patrząc na Pierwotną.
 - Ja wyjeżdżam teraz. - Klaus spojrzał na nią z twardym wyrazem twarzy. - W porządku, ufaj bardziej tym hybrydom, skoro nawet moje słowa nic dla Ciebie nie znaczą. - dopowiedziała, po czym chciała wyjść
- Dobra już po nią pójdę. Ty tutaj zostań.
- Zwariowałeś, że będę czekać. - Klaus uniósł rękę chcąc jej coś wytłumaczyć. - Nie tym razem Cię nie posłucham. - wzięła kurtkę do reki i ruszyła w kierunku wyjścia z rezydencji wpadając po drodze na Tylera Lockwooda. Kiedy chciała wsiąść do samochodu Klaus przyparł ją do niego i starał się namówić ją do pomocy. – Daję Ci godzinę.

Anette wraz z Klausem stali na ganku domu Gilbertów. Klaus delikatnie zapukał do drzwi, które w kilka sekund później otworzył Jeremy.
- A Wy tu, czego do cholery? - zapytał zaskoczony nastolatek.
- Bardzo nieładnie traktujecie gości. - odparła Anette. Kątem oka zauważyła jak jeden z Salvatorów podchodzi do drzwi.
- Co tu robicie? - zapytał stajać obok Jeremiego.
- Zacznijmy od tego, że młody Jeremy mógłby okazać trochę manier i zamiast rozmawiać z nami w progu, zaprosić do środka. - odpowiedział Klaus. Zaraz potem w drzwiach stanął Damon.
- Może pójdziesz do swojego pokoju? - zaproponował Damon patrząc na Jeremiego. - Teraz. - dodał i odczekując aż Jeremy wejdzie na górę stanął wraz z bratem w drzwiach.
- Biedny chłopak. - westchnęła. - Strata jednego opiekuna mogła zostać zastąpiona tylko Waszą dwójką.
- Ta, a co do tego. Coś się stało. - przerwał jej Damon, w odpowiedzi Anette spiorunowała go wzrokiem.
- Oh wiemy o tym, że moja matka stworzyła nową kreaturę. Dlatego tu jesteśmy. Wyjeżdżamy z miasta. - odparł Klaus spoglądając uważnie na braci. - Jeszcze tylko muszę zabrać kilka potrzebnych rzeczy: zapasowe koło, latarkę, sobowtóra. - uśmiechnął się iście diabelsko.
- W tym nie możemy pomóc. - odparł Damon i zatrzasnął im drzwi przed nosem. Anette patrzyła zdziwiona tym jak zachowali się bracia Salvatore.
- Jakiś pomysł by skłonić ich do wydania sobowtóra? - zapytała stojąc z założonymi rękami na ganku. Klaus chodził w tę i z powrotem rozmyślając intensywnie jak wyciągnąć sobowtóra. Anette wzięła gazetę leżącą na progu i zeszła po kilku schodach na ulicę. - Mały wandalizm tutaj chyba nie zaszkodzi, co? - krzyknęła do Klausa, który widząc, co zamierza robić również wyszedł na chodnik.
- Daję dychę, że nie trafisz w tamto okno. - powiedział dołączając jej zabawy. Pokazała mu kciuk wystawiony do góry i zamachnęła się z całej siły. Gazeta uderzyła w okno i roztrzaskała je wpadając do środka. - Nieźle. Pozwolisz, że tym razem ja coś zaproponuje? - Anette skłoniła się i czekała na jego ruch. - Myślę, że w końcu zechcecie nas wpuścić! - Krzyknął w kierunku rozbitego okna, czując, że właśnie tam znajduje się para wampirów. Podszedł do jednego z domów i kładąc dłonie na szczeblach drewnianego płotu uśmiechnął się do siebie. Popatrzył na piłkę do gry, wziął ją do ręki wraz z dwoma szczeblami i podszedł przed dom Gilbertów.
- Dycha, że nie trafisz w ani jednego z nich. - Uśmiechnął się do niej. Ustawił piłkę na wprost drzwi ich domu. I nagle kopnął ją wyrywając drzwi z zawiasów. Anette klasnęła w dłonie i wraz z Klausem podbiegła do futryny. Klaus trzymając w obu rękach po jednym sztachecie wbiegł po schodach i zamachnął się prawą ręką rzucając z całej siły w jednego z wampirów będących pod drugiej stronie domu.
- Na ziemię! - krzyknął Stefan chowając pod sobą Bonnie.
- Pudło! - krzyknął zadowolony Damon, po czym rzucił z powrotem sztachetę, która ominęła Pierwotnego i trafiła w rękę brunetki. Wyciągnęła ją i złamała na pół i ponownie rzuciła jednym z kawałków. – Znowu pudło! - krzyknął ponownie. Klaus złamał tym razem swoje drewno i cisnął nim po raz kolejny. Każde z kawałków zatrzymywało się w ścianie robiąc wielkie dziury.
- Nudzi mnie to…widziałam butlę z gazem przy sąsiednim garażu. - powiedziała znudzona i podbiegła na druga stronę ulicy. Klaus trzymając w jednej ręce butlę z gazem, a także podpaloną gazetę wszedł na ganek.
- Odłóż to. - powiedział spokojnie Stefan wychodząc do niego. - Eleny tutaj nie ma, jest z Alarickiem w szkole, ma też Caroline. - dodał po chwili. - Chce zabić je obie, no chyba że osobiście się do niego zwrócicie. - popatrzył na parę Pierwotnych. Klaus pokręcił głową i rzucił butlę z gazem, a także zgasił gazetę.
- Teraz przynajmniej wiem, że nie prosisz mnie o wejście w pewną śmierć. - odparł.
- Na prawdę chcielibyśmy, ale jeśli Alarick zabije któreś z Was, jest 1/5 szansy, że my również. - odparł Stefan, a Damon dołączył do brata wychodząc na ganek z jedną drewnianą listwą zawieszoną prze ramię.
- Ja podejmuję wyzwanie. - powiedział uśmiechając się ironicznie patrząc uważnie na Anette.
Dwie godziny później stali na parkingu szkoły. Anette miała złe przeczucia nie potrafiła spokojnie czekać na przebieg wydarzeń, kiedy nowy Pierwotny wampir był dla nich pewną śmiercią mając wzmocniony niezniszczalny kołek z białego dębu.

- Wiesz, jak to wszystko się skończy to i tak bierzemy Elenę ze sobą. - powiedział Klaus, gdy wysiadali z samochodu zaparkowanego na szkolnym parkingu.
- Pojadę z Wami. - odpowiedział z ujmującym spokojem Stefan.
- Naprawdę? A gdzie haczyk? - spytała Anette przechylając głowę.
- Nie ma żadnego. Odwracam się plecami do wszystkiego tutaj, żeby upewnić się czy Elena jest bezpieczna.
- To sprawia, ze jesteś dla niej lepsza opcją. - odparł spokojnie Klaus spoglądając na niego z ukosa. - Elena tylko marnuje czas będąc z Damonem. Ale to tylko moja opinia. - dodał patrząc na niego.
- Wiesz, oboje spędziliście wiele czasu by poróżnić mnie z bratem, a odniosło to przeciwny skutek.
- Poważnie? - zapytała roześmiana Anette podchodząc do przodu samochodu, o który stał oparty Klaus i założyła ręce. - Może zatem pozwolimy po tym wszystkim zdecydować Elenie, który z braci Salvatore ma jej towarzyszyć? - spojrzała na niego spode łba. - Skoro z Damonem jesteście tak blisko.
- Oh, śmiało. Przeszliśmy z Damonem gorsze piekło niż to co urządziła nam Wasza rodzinka. - odparł i ruszył w kierunku szkolnego stadionu.
- Mam pewien pomysł. - powiedziała mulatka podchodząc do grupy wampirów stojącej wokół. - Zaklęcie, które może zamrozić wampira.
- Tak jak zrobił z Mikaelem Twoja mamusia? - spytała unosząc jedną brew do góry. - Ile lat później mamy się spodziewać, że któreś z was wpadnie na genialny pomysł wypuszczenia go? - zadała z wyrzutem pytanie bacznie ich obserwując.
- Może jednak damy jej szansę na wykazanie się, wszyscy wiemy, że wybudzenie Mikaela było złym pomysłem. - odparł spokojnie Stefan trzymając ręce w kieszeni swojej czarnej marynarki.
- Tylko żeby to zrobić, będziemy potrzebować większej ilości wampirzych mięśni, w tym waszych. - syknęła ostatnie dwa słowa w kierunku Pierwotnych.
- Wyjaśnimy tylko jedno. - odezwał się Klaus. - Słońce zachodzi za jakieś 6 godzin. Jeśli wam się nie uda, Elena będzie martwa, my odejdziemy, a reszta będzie pozostawiona sama sobie. - z oddali nadszedł też Jeremy.
- Wypijcie to. To moja krew. - powiedziała mulatka przekazując niewielką fiolkę najstarszemu Salvatore. - To połączy was razem. Więc kiedy zatrzymam serce Jeremiego, każde z Was będzie miało dość siły by zatrzymać Alarica. Musicie nawiązać fizyczne połączenie z jego krwiobiegiem, żyłą, tętnicą, czymkolwiek połączonym do jego serca. - Anette słuchała tego wywodu niezwykle znużona, zwarzywszy na to, że wszystko to co usłyszała od Bonnie przerabiała kilkanaście lat temu z dobrym skutkiem. Wydawało jej się, że czarownica Bennet robi z tego zbyt wielki dramat. Mimo broni jaką posiadał wampirzy Alaric jego gniew nie równał się z tym co prezentował sobą Mikael.
- Zanim przejdziemy przez te drzwi, przejdźmy na jedną stronę. - powiedział Klaus, gdy fiolka z krwią dotarła do niego.- Mogę Was zapewnić, że linia krwi od której pochodzicie jest albo moją albo Anette, zatem oboje jesteśmy odpowiedzialni za wasze żywoty. Caroline, Tylera i Abby również. - dodał patrząc uważnie na Bonnie. - Powinno coś pójść źle?
- Kłamiesz żeby uratować tyłek. - odezwał się Damon,
- Nie kłamie. Sprawdźcie sami, pozwólcie nauczycielowi zabić jedno z nas, a umrzecie prędzej czy później. - mruknęła z grymasem Anette patrząc wyzywająco na Damona. Gdy wszyscy wypili krew z fiolki ruszyli do szkoły.

Anette wchodząc ostrożnie drzwiami od sali gimnastycznej usłyszała kroki ciężkich butów z jednej sali i po chwili bieg koło siebie. Zaskoczyła wampira łapiąc ją za twarz tak by nie wydała dźwięku.
- Jesteś bezpieczna. Uciekaj do domu i tam zostań. Zrozumiałaś? – szepnęła jej w ucho. – Jestem Ci to winna w końcu uratowałaś mnie przed nim kilka godzin wcześniej. - Anette odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się.
- Dziękuję. – odparła Caroline i odwzajemniła uśmiech po czym uciekła w szybkim tempie ze szkoły. by usłyszeć głos osoby do której się zwracał. Słyszała tylko przyspieszony Weszła głębiej do sali, aż w końcu dotarła do korytarza.
Weszła na główny korytarz uważnie się rozglądając. Patrząc czy bracia Salvatore są w pobliżu i oceniając skąd może pojawić się nowy Pierwotny. Usłyszała po chwili uderzenie czyjegoś ciała o metalowe szafki.
- Powinienem Cię zabić! - krzyknął męski donośny głos. - Powinienem wypruć Ci flaki jak innym do tej pory. Ty jesteś z nich najgorsza, Eleno. - oczy Anette zrobiły się większe. Postanowiła niepostrzeżenie zaczaić się na Alarica, który właśnie terroryzował Elenę.
- No dalej zabij mnie! - usłyszała zduszony krzyk Eleny. Gdy dobiegła do korytarza na którym się znajdowała bracia pochwycili Alarica, każdy pod jedno ramię. Kiedy chcieli go zamrozić Alaric wyrwał im się skręcając po chwil kark Damonowi, a zaraz potem Stefanowi. Nagle Klaus dopadł go. Przyparł do szafki i trzymał na miejscu gdzie powinno być serce. Alaric przekręcił jego dłoń i odrzucił jak najdalej od siebie.
- Jest jeszcze jeden Pierwotny którym powinieneś się zająć. - powiedziała z udawanym spokojem Anette patrząc jak Alaric rzuca Klausem jak kukłą. Nim Klaus zdążył się pozbierać Alaric dopadł Anette i wyciągając kołek zza marynarki przyparł ja do podłogi mając go nad nią.
- Skoro tak spieszno Ci umierać, nie widzę przeszkód. - mówił pełnym gniewu głosem patrząc na jej twarz. Rękami broniła się, by moc odwrócić kołek w jego stronę i go nim zabić. Klaus leżał jeszcze chwile nieprzytomny.
- Puść ją, albo się zabiję! - oboje popatrzyli w stronę Eleny.
- Odłóż to.
- Dlaczego? - spytała trzymając kawałek szkła przy swojej szyi. - Bo potrzebujesz mnie żywej? Jest pewna przyczyna, dlaczego Esther użyła mnie do stworzenia Ciebie, prawda? - Alaric wciąż z całej siły próbował wbić kołek w serce Anette. Klaus powoli odzyskiwał siły i wstawał. - Nie chciała byś był nieśmiertelny, więc połączyła Twoje życie z ludzkim…moim. W ten sposób masz tylko jedno życie by zabić całą rasę wampirów, a potem będzie po Tobie.
Kiedy ja umrę, Ty też.
- Mylisz się. - odparł Alaric starając się z całej siły włożyć niezniszczalny kołek w ciało Pierwotnej.
- Czyżby? - spytała i nacięła aortę na swojej szyi. Alaric zaczął krzyczeć by przestała nie powstrzymując się przed zabiciem Pierwotnej. Wtedy Klaus szybkim ruchem wstał i zabrał Elenę, zostawiając Anette samą z nowo powstałym Pierwotnym. Anette szybko odepchnęła osłabionego Alarica i wybiegła przed szkolę. Nigdzie nie było śladu Klausa i Eleny.
- Niklaus! - wrzasnęła i kopnęła z całej siły w betonowy słupek, który łamiąc się odleciał kilka metrów dalej. - zapłacisz mi za zostawienie mnie samej! - krzyknęła ponownie i biegiem ruszyła w kierunku rezydencji. – Słono za to zapłacisz