wtorek, 10 lutego 2015

Chapter 5 „Use Somebody”



Kathrine siedziała w małym mieszkaniu Alarica. W końcu i właściciel się obudził.
- Co się stało? - zapytał widząc brunetkę na jego fotelu, która piłowała paznokcie. - Elena?
- Chyba kpisz, Kathrine. - uśmiechnęła się z przekąsem. - Właśnie odzyskałeś przytomność po tym, jak Twoje ciało opuścił Klaus.
- O czym Ty mówisz? Klaus jest w mieście?
- Tak, i już od dawna ma kamień, ma wilkołaka i ma wampira.
- Ciebie? - Kathrine zaśmiała się i podeszła do niego.
- Zamiast żartować zrób coś nim zginie Elena i jej przyjaciele. Nie masz za dużo czasu pełnia jest pojutrze. Klaus odzyskał siły, był tu Damon, dzięki temu mam werbenę i Klaus nie może mnie hipnotyzować, z chęcią Wam pomogę pozbyć się Pierwotnych, ale musi wejść tutaj jeszcze jeden wampir by móc zrobić coś Klausowi.
- Masz na myśli Damona? - spytał lekko zdziwiony. - Zastanowimy się nad tym wspólnie, bez Ciebie. - dodał i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.


Leżała w wannie biorąc odświeżającą kąpiel. Wiedziała, że przybycie prawdziwego Klausa jest kwestią tej nocy. Nie mogła doczekać się by zobaczyć jego prawdziwego. Minęło dokładnie 92 lata odkąd ostatni raz widziała jego twarz.
Było to w 1918 roku, piękna słoneczna pogoda, Nowy Orlean. Wszystko działo się pięknie. Elijah odnalazł wreszcie spokój, Rebekah zakochała się ze wzajemnością, a to że Antinua była u boku Klausa i zdawała się łagodzić każdy jego wzburzony nastrój, przekonywało wszystkich, by osiedlić się tam na dłużej. Sielanka nie trwała długo, bo do akcji wkroczyła zmora każdego z nich - Mikael. Całe szczęście, które udało się zbudować w ciągu 300 lat trysnęło jak bańka mydlana w zaledwie jeden wieczór. Musieli uciekać. Każde w inną stronę, Wtedy ostatni raz widziała ich wszystkich. Dlatego też teraz zrobi wszystko, by ich zjednoczyć.
Leżąc w wannie, rozmyślania o przeszłości przerwał jej dzwonek do drzwi. Spojrzała na budzik stojący na stoliku obok łóżka, dochodziło południe. Z kalendarza obliczyła, że jutro dojdzie do wielkiego finału. Pełnia.
Zeszła na dół, ubrana w jeansy i koszulkę na szelkach z jeszcze mokrymi włosami, które niesfornie oblepiały jej twarz. Otworzyła drzwi, a przed nią stał on. Wysoki, w krótkich lekko podkręcanych blond włosach i o lodowatym spojrzeniu. Ubrany w czarne spodnie, ciężkie buty, biały t-shirt z wyciętą literą V, na szyi wisiał mu jakiś stary różaniec, na całość miał nałożoną czarna sportową marynarkę. Oparty o futrynę drzwi zeskanował ją wzrokiem.
- Nie wpuścisz mnie? - zapytał unosząc jedną brew do góry. Spojrzała na niego i przewróciła oczami. - Antinua...wczorajszy wieczór był zbyt nerwowy. Mam ze sobą butelkę wina z 1918 roku specjalnie dla Ciebie. - spojrzał na nią wymownie. - I chciałbym uczcić przynajmniej dwie rzeczy.
- Nie sądzisz, że ze świętowaniem należałoby się wstrzymać do czasu przełamania klątwy? Po prostu, oni mogą skorzystać z chwili naszej nieuwagi i wszystko szlag trafi. - dodała, gdy po zadaniu pytania podszedł do niej i popchnął ją do środka wpraszając się. Docisnął ją do ściany i przejeżdżając palcem po jej karku szepnął:
- Do pełni pozostała nam doba, góra dwie i mamy już wszystko, a Ciebie nie wiedziałem 91 lat 11 miesięcy i 23 dni.- spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Narazie chcę się cieszyć tym, że w końcu Cię mam tak blisko siebie, i że razem dostaniemy z powrotem to, co zostało nam niesłusznie odebrane...
- Niklaus... - chciała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta pocałunkiem. Trzymał ja przypartą do ściany i obsypywał pocałunkami. - Podam wino. - powiedziała przerywając mu. - Katerina jest z Tobą?
- Tak. I ona i kamień. A Ty tutaj mieszkasz sama? - zapytał wchodząc za nią do kuchni. Wyciągnęła kieliszki i podsunęła kolo niego. Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Nie myśl, że ominęła mnie kwestia Twoich układów z Elijah. - warknął i puścił jej rękę.
- O co Ci chodzi? Mieszkam tutaj sama. Nie jesteś wystarczająco doinformowany, bo moje układy z Elijah dotyczyły jedynie trzymania Eleny z dala od pomysłu targnięcia się na życie, by zostać wampirem, jak zrobiła to Katerina. Po drugie Elijah, kiedy ostatni raz mnie odwiedził to było około 4 tygodni temu i pożegnał się wsadzając mi cholerny sztylet, nawet nie patrząc mi w oczy. Wciąż, masz jakieś obiekcje? - spytała patrząc mu w oczy czując jak jej twarz nabiera groźnego wyrazu. Zacisnął usta, tak że policzki kości policzkowe uwydatniły się nieco bardziej.
- Wybacz, ale pamiętam jak wyglądały Wasze relacje.
- Niklaus, to było ponad 900 lat temu, to była kwestia Twojej matki. - powiedziała wspominając, jak prawie doszło do czegoś, co na tę chwilę nie miałoby prawa buty. - Mimo mojej sympatii do Elijah, nigdy nie był mi tak bliski jak Ty. Dziwi mnie to, że ciągle o tym zapominasz. - Klaus spróbował wprowadzić rozmowę na inny tor.
- Kathrine wspomniała, że utknęłaś na ponad 10 lat w trumnie.
- Owszem obudziła mnie, chciała ochronić siebie, za moją pomocą przed Tobą. - Klaus zaśmiał się. - Mam dziwne wrażenie, że zrobiła coś ważnego, skoro mówisz że jest z Tobą.
- Oddała kamień, poza tym mimo że mam wampira i wilkołaka muszę mieć kogoś w zapasie. - Anette uniosła jedną brew do góry.
- Skąd będziesz miał zapasowego wilkołaka?
- Przyjaciółka Tylera Lockwooda. - uśmiechnął się zadowolony. - Pamiętaj, że jesteśmy zawsze krok przed nimi.
- Tak. Pamiętam, podałam im na tacy informacje o Tobie, a Ty nadal żyjesz, wciąż to o czymś świadczy. Jak Ci się w ogóle udało przetrwać ich zasadzkę?
- Zabiłem tę czarownicę. - Anette prawie wypluła wino.
- Bonnie Bennet nie żyje?
- Tak. Jestem tego pewien, gdy odchodziłem sprawdziłem jej wszelakie funkcje życiowe, nic. Jest martwa. Elena przed rytuałem przemyśli, czy to aby na pewno dobry pomysł by narażać swoich przyjaciół. - dopił swoją porcję i nalał następną. - Tymczasem porozmawiajmy o tym, co działo się, gdy dzielił nas czas i kilometry. - uśmiechnął się nonszalancko i  uniósł kielich z winem w kierunku wampirzej przyjaciółki. - Za nasze spotkanie po latach...
- Za nasz nieuchronny tryumf nad magią. - dodała po chwili i stuknęła lekko swoim kieliszkiem o jego.

***kilka godzin później***

Siedział na skórzanej kanapie w salonie. Odgarniał jej włosy z twarzy. Pił ostatni kieliszek wina, podczas gdy ona zasnęła w jego ramionach. Ostatni raz spędzał z nią wieczór w 1918 roku, w Nowym Orleanie, nim doszło do ataku jego ojca. Cieszył się, że w końcu ją zobaczył. Spojrzał na jej twarz, była spokojna, czarne włosy falami układały się na jej smukłej szyi. Nie zmieniła się wcale, usta delikatnie zarysowane lekko zaczerwienione. Policzki, które pod wpływem wypitego wina nabrały rumieńców. Wiedział, że musi już wrócić do mieszkania Alarica, sprawdzić co robi Kathrine, czy aby na pewno nic się nie zmieniło i nikt nie pokrzyżował mu planów. Zegar na ścianie pokoju wybił 23. Delikatnie drażnił jej szyję, by w końcu się obudziła.
- Dopiero przyjechałeś, a już działasz mi na nerwy. - warknęła popychając go na ścianę, gdy szybko wstała z jego kolan.
- Wiedziałem, że nie należy Cię budzić, ale zapomniałem jaka jesteś temperamentna. - gdy chciała do niego podejść znalazł się tuż przed nią i przycisnął znowu do ściany. - Muszę wracać. - przegryzła dolną wargę i przejechała dłonią po jego twarzy.
- Obiecasz mi coś? - spytała kciukiem przejeżdżając delikatnie po jego ustach. - Nigdy nie zostawiaj mnie już samej, nigdy nie pozwól mnie wsadzić do tej cholernej drewnianej puszki. - powiedziała ze złością w głosie.
- Gdyby nie te puszki Mikael dawno by nas zabił. - odparł.
- Obiecaj Nikolaus! - warknęła.
- Obiecuję, że za dwa dni zaczniemy nowe życie i zrobię wszystko by wynagrodzić Ci 92 lata rozłąki. - złapał jej twarz w dłonie. - Jutro zabierz stąd wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Wiesz gdzie mieszka Alaric? - ona pokiwała twierdząco głową. - Przyjdź tam, dom został przepisany na czarownicę, która mi pomaga, ona Cię wpuści, a pojutrze po rytuale wyjedziemy z tej dziury. - pocałował ja w czoło i wyszedł.

****następny dzień***

Pakowała swoje rzeczy. Jej osobistych było doprawdy niewiele. Wzięła ubrania, w których przywrócono ją do życia, a także niektóre rzeczy jakie podobały jej się, a należały przed śmiercią do właścicielki domu. Jedna walizka była całym dobytkiem jaki miała. Zamykając drzwi zastanawiała się, jak to możliwe, że przez tyle czasu ile tutaj mieszkała policja ani sąsiedzi nie zorientowali się, że 30latka nie żyje, a jej miejsce zajął ktoś inny. Wyjęła komórkę i zadzwoniła po taksówkę. Klucz wsadziła pod wycieraczkę. Ostatni raz przed wejściem do samochodu zerknęła na ten dom i ruszyła w stronę mieszkania Alarica Saltzmana.

Zapukała lekko w drewniane drzwi. Usłyszała zgrzyt zamka. Przed nią ukazała się drobna mulatka, w kręconych włosach, niedbale upiętych.
- Antinua? - spytała patrząc w jej stronę, wampirzyca pokiwała głową. - Klaus poszedł gdzieś na chwilę z Antohnym, jest za to Kathrine. - uśmiechnęła się. Patrząc na nią Anette miała nieodparte wrażenie ze ta dziewczyna ma nie więcej niż 17 lat. Mimo całej charyzmy jaką posiadał jej przyjaciel, i jego uroku osobistego dziwiło ją, jak mógł namówić na współpracę praktycznie dziecko. - Wejdź.
- Antinua. - porcelanowy kubek wypadł z ręki Kathrine, gdy zobaczyła Pierwotną przekraczającą próg tego domu.
- Katerina. - mruknęła i chwyciła ją za szyje i uniosła kilka centymetrów nad ziemię. - Nie myśl sobie, ze oddanie Niklausowi kamienia zmieni cokolwiek w Twoim życiu. Zginiesz, samotnie i niekochana przez nikogo, to kwestia czasu. Twoje matactwa dotyczące mnie i Elijah nie pozostawię tak sobie. - dodała. Popatrzyła w jej oczy. I postawiła na ziemię. - Oddaj bransoletkę. - z lekkim wahaniem zrobiła to o co ja prosiła. - Podejdź do okna. - gdy tylko jej ciało zaczęło się palić na słońcu. Antinua rzuciła jej bransoletkę. - Następnym razem każe Ci wyjść z mieszkania.
- Kochana... - usłyszała za sobą znajomy tembr głosu. Odwróciła głowę i zobaczyła Klausa w towarzystwie jakiegoś osiłka. - To Anthony, drugi mag, który nam pomaga.
- Panno Mikealson. - podała mu rękę.
- Anette. - odparła, czując uścisk jego dłoni. - Mam pewne wątpliwości. - Klaus spojrzał na nią niezrozumiale. - Moglibyśmy wyjść porozmawiać? - gestem ręki puścił ją przed sobą.
- Zajmijcie się swoją robotą. Anthony przypilnuj lochu z wampirem i wilkołakiem, Kimberly przygotuj rytuał.- oni wyszli zaraz za nimi. - Co się stało?
- Faszerujesz Kathrine werbeną? - spytała siadając na ławce w parku, do którego weszli.
- Nie. Skąd ten pomysł. Słyszałem jej krzyki, wrzaski agonii jaką przez Ciebie przeżywała. Co się stało?
- Jej plotki dotyczące mnie i Elijah, nie podoba mi się kiedy jakiś marny wampirzy pomiot knuje za moimi plecami. Ale przede wszystkim w trakcie tego, nie wiedziałam czy się nie zbuntuje, chciałam więc ją zahipnotyzować, by zrobiła wszystko o co ją poproszę.
- Udało się, skoro bez wahania wyszła na słońce.
- Udawała. Wiedziała, że jej nie zabije, nie póki nie skończył się rytuał. Gdy oddawała swoją bransoletkę, która chroni ją przed słońcem, wycofała na chwile rękę i zmrużyła oczy patrząc na mnie, jak gdyby była zdziwiona i chciała zrobić coś, co jednak nie byłoby dobrym rozwiązaniem.
- Werbena mówisz? Widziałem się dzisiaj z Alarickiem i Damonem w barze...
- Oni coś knują i znaleźli w Kathrine sojusznika. Należy uważać. Mówiłeś coś o lochu, Kathrine wie gdzie przetrzymujesz wampira i wilkołaka?
- Tak, i jeśli jakimś cudem uda im się zabić Anthonego i uwolnić tamtą dwójkę mamy pewność, że Katerina coś przed nami ukrywała. Wówczas Kathrine jest wampirem potrzebnym do rytuału, przyjaciółka Lockwooda wilkołakiem, Kimberly czarownicą, mamy kamień i wzięcie sobowtóra to tylko fatyga. - przejechała dłonią po jego twarzy.
- Jutro odzyskamy co nasze. - uśmiechnęła się do niego. - Nie wiem jak Ty, ale ja idę do Grilla na drinka, sprawdzę jak się sprawy mają.- musnęła jego policzek i odeszła w stronę Grilla.

Wracając do domu czuł spokój. Wiedział, że czeka ich przeprowadzenie rytuału. Tyle lat spędzonych na poszukiwaniu najcenniejszego składnika i wreszcie ten cel był na wyciągniecie ręki. Nie mogli zmarnować tej szansy. Ale prócz odzyskania swojej wilczej natury miał jeszcze inny plan. Nie wiedział, czy Antinua wie o tym, ale póki co nie chciał jej informować, mimo wszystkiego co ich łączyło, obawiał się, że nie zechce mu w tym pomóc, bo wystarczy że mają siebie nawzajem. Wszedł do środka mieszkania i rzucił klucze na blat.

Siedziała przy barze i dolewała sobie koniak do kieliszka.
- Nie widziałem Cię od wieczoru przed imprezą.
- Widocznie nie chciałeś mnie widzieć. - powiedziała pijąc powoli kolejna porcje koniaku.
- Wiesz w kogo zamienił się Klaus? - popatrzyła na niego kątem oka udając zainteresowanie. - W Alaricka. - prychnął. - Nie rozpoznałem, że w moim przyjacielu została umieszczona dusza Pierwotnego.
- Sądziłam, że tacy ludzie jak Ty, czy ja nie mają przyjaciół, nie wliczając rodziny. - mruknęła i nalała mu porcje do swojego kieliszka i przesunęła mu. - Niklaus jest świetnym aktorem i tylko ktoś kto zna go kilkaset lat jak ja, Elijah lub nawet Kathrine poznają, że to on.
- Wiedziałaś? - spytał nerwowo. - Wiedziałaś i nawet nie szepnęłaś słowa w tym temacie? - szarpnął ją za rękę.
- Nie pozwalaj sobie Damonie. Jestem w szoku, że sam nie zauważyłeś, tego dialogu nim Elena go wpuściła do domu, było to typowe oczekiwanie wampira na zaproszenie do środka, jego mina kiedy Bonnie zaprezentowała swoje umiejętności, był ewidentnie pod wrażeniem, ale to nie była kwestia zachwytu, że jest ktoś kto obroni jego słodką Elenę, tylko wrażenie, że ona może być niebezpieczna i należy się jej pozbyć, przy okazji wyrazy współczucia, podobno Bonnie zmarła. - dodała szybko i nalała sobie kolejną porcję.
- Tak, niestety Twój brat ją uśmiercił. - patrzył na nią uważnie chcąc wychwycić, czy aby na pewno niczego nie podejrzewa.
- Powiedziałabym, że mi przykro, ale to przez czarownice Elena zginie i to czarownica uczyniła mnie i moje rodzeństwo wampirami. Dlatego im mniej czarownic na tym świecie, tym lepiej. Tymczasem muszę spadać, brat na mnie czeka, zobaczymy się jutro, punkt 18 razem z Niklausem przyjdziemy po Elenę, rozradzam wszelkie próby ukrycia jej, przemienienia w wampira, czy czegoś podobnego.
- Poczekaj. - złapał ją za ramie. - Rozmawiałem już o tym z Klausem. Poczekaliście 500 lat na to, co Wam za różnica w tę czy w tę?
- Gdybyś na każdym kroku śnił koszmary o tym, co Cię spotkało i to co zrobisz skończy to i tylko Cię wzmocni nie zwlekałbyś ani sekundy. - odpowiedziała. - Dobrej nocy Damonie. - wyszła z baru i ubierając na siebie czarną skórzaną kurtkę  ruszyła w kierunku domu Alarika.

- Co oglądasz? - usłyszała głos Kathrine, gdy przekroczyła próg mieszkania zobaczyła Klausa, który podłącza telefon do komputera by wyświetlić nagranie.
- Swoje zwycięstwo. - uśmiechnął się nonszalancko i spojrzał na drzwi, w których stała Antinua. - Wreszcie jesteś. - powiedział spokojnie gdy podeszła się do niego przytulić. Pocałował ją w usta, gdy niespodziewanie przerwano im poprzez szybki bieg jakiejś nadprzyrodzonej istoty. - Damon Salvatore... - mruknął Klaus trzymając jedną rękę wokół tułowia Antiuy.
- Jesteście chorzy. - powiedział z obrzydzeniem. - Rodzeństwo...
- Nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem Salvatore, ale chyba nie o tym chciałeś rozmawiać. - ucięła ścierając kąciki ust palcami. - Ktoś Cię musiał wpuścić...
- Dawny właściciel nim Klaus przejął mieszkanie. - Klaus wymownie spojrzał na Katharine,  która wyglądała tak, że gdyby mogła całkowicie zapadłaby się pod ziemię. - Wasz plan się nie uda, nie chodzi o Elenę, po prostu znalazłem loch w którym trzymałeś Caroline i Tylera... - Klaus zaśmiał się w głos. - Nie żyje też Twój czarownik. Antinua zaśmiała się i zasłoniła delikatnie usta dłonią.
- Widzisz to nagranie..? - spytał podając mu telefon z włączonym filmikiem.
- Jules..
- To przyjaciółka tego chłopaka, którego uratowałeś, mam też zapasowego wampira. - zerknął na Kathrine. - Jedną czarownicę ekstra też posiadam.
- Nie pamiętasz co mówiłam Wam nim Niklaus w ciele Alarika przekroczył próg Waszego rodzinnego domu? - spytała stojąc z założonymi rękami obok Klausa. - Zawsze jesteśmy krok przed wami. Zawsze. - powtórzyła.
- Najpierw musielibyście zabić mnie.
- Kusząca propozycja. - odparł Klaus i skręcił mu kark. Antinua uniosła jedną brew.
- Przecież go nie zabiłeś. - Klaus uniósł jego rękę i podwinął bardziej rękaw jego skórzanej kurtki. - Spostrzegawczy jesteś kochany. - dodała po chwili. - Gdzie Kimberly?
- Prawdopodobnie już z wilkołakiem. Ubieraj się Kathrine. - powiedział i rzucił w pannę Pierce jej marynarką.
- Jeśli znajdę kogoś innego, by zajął moje miejsce, darujecie mi życie? - Antinua podeszła do niej. - Jest kobieta, ciotka Eleny można z niej zrobić wampira. - powiedziała szybko.
- Szybko znajdujesz rozwiązania, jeśli w grę wchodzi utrata życia. No dobrze, pomożesz Anette ją zwabić do lasu. Ja zajmę się przygotowaniem rytuału z Kimberly.
- Co z Elena? - spytała Anette kierując się do wyjścia.
- Pójdziemy po nią oboje. Zadzwonię po Kimberly, lepiej żeby na czas rytuału Damon nie opuszczał tego mieszkania.

wtorek, 3 lutego 2015

Chapter 4 „Devil In The Midnight Mess”




Kilka tygodni później
______________________

- Po co nam ona?- usłyszała znajomy głos.- Rose opowiedziała nam wszystko po co ona tutaj jest, tak samo Elijah i po to samo przyjdzie inny Pierwotny.- głos stawał się coraz bardziej ostry i głośny.
- Ile zajęło Elijah obudzenie się po wyjęciu sztyletu?- drugi głos był całkiem blisko, był stonowany spokojny, tak jakby nic się nie działo. Otworzyła oczy i widziała ciemność. Powoli odzyskiwała władze w nogach i rękach. To na czym leżała było miękkie, miłe w dotyku. To znów była trumna.
-Elijah...-szepnęła i w tym samym momencie wieko otworzyło się. Jęknęła niezadowolona i gdy wzięła oddech poczuła, że się dusi od razu wybiegła przed dom Salvatorów.
- Jak to do cholery możliwe?- spytała łapiąc równomierny oddech.- Przecież ten dom...
- Jest już moją własnością. To na wypadek ataku Twojego brata.- powiedział piskliwy jak dla niej damski głos. Wyprostowała się i przyjrzała Elenie. Pierwszy raz widziała ją z tak bliska.
- Sprytne. Dlaczego więc wzięłaś mnie do tego domu?
- Bo mieliśmy tutaj też Elijah, został zasztyletowany przez mojego ojca.- jej oczy zrobiły się większe. Patrzyła na każde z nich z zainteresowaniem.- Ale najpierw chcemy pomocy od Ciebie. Elijah wyznał, że zabił Cię by chronić Elenę.- Anette wybuchła śmiechem, chociaż z całej siły starała się zachować powagę.
- Zabił mnie bo uznał, że mu przeszkadzam.- doprowadziła się do porządku.- Jakiej to pomocy chcecie?
- Kathrine zniknęła z grobowca, kamień również.
- Chcecie znaleźć kamień, czy Kathrine?- zapytała zadziornie.- Och tak wiem, wszyscy nienawidzicie tej przodkini waszej przeuroczej Eleny.
- To nie jest mój przodek.
- Tak? To jak wyjaśnisz wasz identyczny wygląd? Zresztą to jest najmniej istotne. Jesteś jednym z guzików w całej tej maszynie, Kathrine wypadła wieki temu.
- Mogłabyś ze mną porozmawiać, na osobności?
- Jeśli będę mogła spokojnie wejść do Twojego domu. Wiesz jeśli nadejdzie czas, a Ty chcesz mieć mnie po swojej stronie należałoby to zrobić. Taka mała sugestia.- mruknęła. Elena spojrzała na chłopaków. Stefan kiwnął głową zdając się na decyzję Eleny, w końcu o jej życie chodziło. Damon patrzył uważnie na Anette.
- Damon?- w końcu ocknął się.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie, to głupota.- powiedział i upił łyk Burbona.
- Wejdź proszę.- kiwnęła głową i gestem ręki zaprosiła wampirzycę do środka. Zadowolona weszła i wzięła szklankę z Burbonem od Damona.
- Dziękuję. Gdzie mała Rosaline?
- Nie żyje.- odparła Elena.- Została ugryziona przez wilkołaka. A nie ma na to lekarstwa.- Anette poruszyła głową, że rozumie i z powagą omiotła salon spojrzeniem.- Gdzie mój przyjaciel?
- Weszliśmy z nim w mały układ, chcielibyśmy liczyć i na taki z Twojej strony.- wszyscy usiedli. Damon nalał sobie, bratu i Anette Burbona.- Rose powiedziała, że jesteś jedną z rodzeństwa Pierwotnych, że zamknięto Was w trumnach i rozrzucono po całym świecie. Dwóch czyli Elijah i Klaus uniknęło tego, i obaj chcą ściągnąć klątwę z kamienia.
- Tak, znam historię własnej rodziny, więc jeśli chcesz czegoś ode mnie, to rzuć czymś konkretnym. Swoją drogą jestem głodna, mogłabym jako Wasz gość, który był wysuszony z krwi przez kilka tygodni czymś się na karmić?- Stefan ruszył do piwnic po torebki z krwią.
- Anette ja wiem więcej niż Rose. Rozmawiałam z Elijah. Powiedział, że ta klątwa nie odnosi się do wszystkich wilkołaków, wampirów. Chodzi o mieszańca, o Klausa.
- Niezła papla z tego Elijah. Co chcecie zrobić?
- Elijah ma czarowników, którzy wraz z Bonnie mogą zdjąć czar z kamienia.- oczy Anette zrobiły się większe. Stefan podał jej worki z krwią, by trochę stłumić wrzące w niej emocje napiła się tak, że w ciągu kilku minut opróżniła litrowe torebki.
- Szukałam tego kamienia równie długo co on, i jestem Wam w stanie zagwarantować, że tego kamienia nie da się zniszczyć, ani nie da się ściągnąć z niego klątwy w inny sposób niż poprzez wykonanie rytuału.
- Dzisiaj spróbują.
- Powodzenia. Skoro tak bardzo chce nagle pomóc Elenie, to dlaczego nie pomógł w podobny sposób Kathrine.
- Dlaczego wiec Tobie mamy ufać?- spytał szatyn.
- Nie musicie. Ja działam na własną rękę. Jeśli nie chcesz skończyć jak Kathrine, lepiej nie kombinuj, bo wszyscy ucierpicie.- zwróciła się do Eleny.- Dziękuje za gościnę ale muszę się zająć sobą.-wstała i ruszyła w stronę drzwi.

Kiedy szła przez plac wokół domu Salvatorów poczuła, że ktoś za nią idzie.
- Czego jeszcze chcesz?- odwróciła się napięcie i stanęła twarzą w twarz z brunetem.
- Jesteś Pierwotną, dlaczego zależy Ci na przeszkodzeniu Elijah?- zapytał, dziewczyna zaśmiała się i poklepała go po ramieniu.
- Kochany, uwierz mi, jeśli chodzi o to, co tyczy Niklausa, nie ma żadnej siły na tym świecie by mogła powstrzymać go przed dokonaniem zamierzonego celu.- Damon otworzył usta, Anette wiedziała, że ma zamiar wspomnieć o jednej sytuacji.- Kathrine wciąż jest w promieniu zagrożenia, dlatego chciała oddać mi Elenę, bym ja mogła ją podać na tacy swojemu przyjacielowi. Kathrine wciąż może zostać zabita przez jednego z nas, także jak widzisz, jeśli choćby w najmniejszym stopniu przeszkodzisz Niklausowi w osiągnięciu celu, możesz pożegnać się z tym światem.
- Nie pozwolę by spotkała ją krzywda, rozumiemy się?!- warknął szarpiąc ją za rękę. Wyrwała ją i popchnęła go, że odleciał kilka metrów dalej.
- Zapędzasz się. Elena urodziła się po to, by pomóc jednemu z nas i żadne Wasze kombinacje tego nie zmienią.- mówiła podchodząc do niego.- Zależy Ci na niej, wręcz kochasz tę dziewczynkę, ale jej przeznaczenia nie zmienisz.- popatrzyła mu w oczy.

Kolejny poranek. Przez drzwi sali lekcyjnej widziała jak wszyscy siedzą w klasie. Alarica nie było. Cieszyła się, że nie będzie jedyną spóźnioną. Gdy weszła do środka zapadła cisza, a wszyscy pogrążyli się w szeptach, wszyscy oprócz Eleny i jej dwóch przyjaciółek. Rozmowy innych osób przerwało wejście nauczyciela. Zatrzymał się przy biurku i powitał swoich uczniów. Swój wzrok zawiesił dłużej na sobowtórze, gdy mrugnął oczami spojrzał na ławkę przed Gilbertówną, gdzie siedziała Antinua.
- Yyy... mogłabyś przypomnieć mi swoje imię? Nie zapisałem Cię jeszcze.
- Anette, Annete Mikealson.- powiedziała spoglądając na niego. Widziała w jego oczach, że wie o czymś, co nie chciałaby by wyszło na jaw.- Dziękuje. Moi drodzy, dzisiaj wieczorem odbywa się impreza w stylu lat 60. porozmawiajmy o tym co w tamtych czasach się działo i jak to wpłynęło na to, co dzieje się teraz.- zaczął swój monolog. Lekcja minęła szybko.- Anette, mogłabyś zostać na chwilę?- zapytał, gdy prawie wszyscy opuścili salę. Elena spojrzała niezrozumiale na przyjaciela, ale on posłał jej spojrzenie, by o nic się nie zamartwiała.
- Coś nie tak?
- Twoja mina na dzisiejsza imprezę, nie była zbyt entuzjastyczna, nie masz zamiaru przyjść?
- Lata 60. są super, ale nie sądzę bym była mile widziana, jeśli wie Pan o co mi chodzi...
- Sądzę, że jeśli lubisz tamte czasy to warto przyjść, a gdybyś nie miała doprawdy z kim rozmawiać, zawsze służę towarzystwem.- powiedział. Patrzył na nią dość intensywnie. Gdy wyszła stamtąd wiedziała, że cały czas ją obserwował. Mimo swojej niechęci do kolegów i koleżanek ze szkoły, miała ochotę się przejść, czuła ze dzisiejszy wieczór będzie bardzo ciekawy.

- Szopka się udała?- zapytała Kathrine siedząc w skórzanym fotelu. W mgnieniu oka Alaric chwycił ją za gardło i docisnął do ściany.- Dusisz mnie...
- Powiedziałaś mi o wszystkim?- spytał patrząc na nią wymownie. Kathrine patrzyła na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.- Dlaczego nie wspomniałaś ani słowem, że w Mystic Falls jest Antinua?!- przerzucił ją za siebie tak że wylądowała na równoległej ścianie mieszkania nauczyciela.
- Nie wiedziałam, że jeszcze tutaj jest, sądziłam że pojechała szukać Ciebie.- zaśmiał się.- Poza tym nie chciałam Cię martwić.- powiedziała udając smutek w głosie.
- O czym mówisz?- podszedł do niej i dłonią uniósł jej brodę.
- Antinua układa się z Twoim bratem, podobno chcą Cię powstrzymać.- powiedziała powoli.
- Kłamiesz! To są oszczerstwa, Antinua nigdy by tego nie zrobiła, nie przeciw mnie i nigdy nie przeciw samej sobie.
- Czyżby? To dlaczego, gdy ja zbiegłam z grobowca, oboje zniknęli? Nagle. Nie dziwi Cię to?- dopytywała. Wzrok historyka był rozbiegany.
- Jeśli sam nie zobaczę tego o czym mówisz, nie uwierzę w żadne Twoje słowo Katerino.- powiedział i wstał, gdy jego komórka się rozdzwoniła.- Słucham? Spisałeś się, teraz zostaje nam czekać na dogodną okazje by ich pochwycić.- jego twarz stała się nieprzenikniona.-Zajmij się tym. Ja pełnię obowiązki nauczyciela.- odłożył zamaszyście telefon.- Dzisiaj moja droga zostaniesz sama, później Kimberly dotrzyma Ci towarzystwa. Udanego wieczoru.

-Przepraszam bardzo, ale nie możesz iść na imprezę szkolną. Nie pamiętasz jak się zawsze kończą? Najpierw Kathrine, wcześniej wampiry z grobowca, imprezy są dla Ciebie zagrożeniem.- od progu słyszała podniesiony glos Damona, który za wszelką cenę, chciał powstrzymać Elenę przed wyjściem na imprezę.
- Co tu tak głośno?- spytała spoglądając na nich.- Widzę nowe twarze.- mruknęła patrząc na Bonnie.- Pamiętam Cię z lekcji historii u Saltzmana.- powiedziała i podała im rękę.- Jestem, tak jak chcieliście, o co chodzi?
- Ogólnie rzecz biorąc dzisiaj jest impreza z okazji lat 60. Caroline i Tyler zniknęli, z tego co ja się orientuje Klaus jest już w mieście i prawdopodobnie zjawi się tam. Jedynie Ty wiesz jak on wygląda i mogłabyś nam pomóc go zlokalizować.
- Po pierwsze, obiecałam się zająć obroną Eleny przed Elijah. Po drugie, jeśli chodzi o Niklausa, sprawa jest trudniejsza niż Wam się wydaje. O ile dobrze pamiętam, nim zamknięto mnie na ponad 10 lat do trumny, wszystkie inne ciała mojej rodziny będące w trumnach zostały odwiezione na różne kraje świata. Niklaus ma zapewne układy z jakimiś czarownikami, którzy pomogli mu przenieść jego duszę do jakiegoś ciała.
- Po co?
- Po to, by niepostrzeżenie się wkraść chociażby na dzisiejszą imprezę i wziąć to co należy do niego.- popatrzyła wymownie na Elenę.- Wciąż nie znaleźliście Kateriny, jest wielka szansa, że ma ją i kamień. Co więcej znikną Tyler-wilkołak i Caroline-wampirzyca...
- Skąd to wiesz, to kim są?- zapytał zszokowany Jeremy.
- Przyłapałam blondynę, gdy piła krew w szkolnej ubikacji, a u Tylera, gdy raz kogoś pobił charakterystyczne dla wilkołaka bursztynowe oczy.- powiedziała przewracając oczami.- Jestem Pierwotną na prawdę ciężko coś przede mną ukryć. Wracając do tematu, jedyne czego mu brakuje to Elena-sobowtór, dlatego musiał przybrać postać jednego z Waszych kolegów jak mniemam, by móc spokojnie dostać się jak najbliżej.- dokończyła i uśmiechnęła się do siebie.
- Zdradzasz nam sposób jego działania?- spytał Damon podając jej szklankę z alkoholem.
- Chcę Wam dać choć minimalną szanse na element zaskoczenia.- odparła upijając łyk.- Jedno jest pewne, cokolwiek nie zrobicie, on zawsze jest krok przed Wami.- pukanie do drzwi odwróciło spojrzenia wszystkich w kierunku wejścia. Elena podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Alaric, wreszcie.
- Przepraszam za spóźnienie, ale miałem kilka spraw po drodze do załatwienia, mogę?- spytał patrząc promiennym uśmiechem na swoją podopieczna.
- Jasne wchodź.- powoli przekroczył próg domu. Anette zauważyła w tym coś dziwnego, jak na nauczyciela który zna dobrze sytuację, jest przyjacielem Eleny zachowywał się nadzwyczaj ostrożnie. Tak jakby się bał, że nie będzie mógł tu wejść.
- Co ona tu robi?- zapytał z przekąsem patrząc na brunetkę.
- Pomaga nam w zidentyfikowaniu Klausa.- Saltzman pokręcił głową na znak ze rozumie jej obecność. Ona przez cały czas miała wrażenie, że kątem oka na nią zerka i obserwuje jej reakcje. Starała się nie poświęcać temu więcej uwagi, tylko skupić się na słowach czarownicy, która właśnie teraz prezentowała sposób w jaki pozbędzie się dzisiaj Klausa.
- Skąd pewność, że on dzisiaj się zjawi, to wielkie skupisko ludzi.- nauczyciel założył ręce na piersi.
- Niklaus uwielbia wielkie wejścia, a dodatkowa publiczność tylko dopełnia całości.- zaśmiała się. Zauważyła, że Alaric wyglądał na zszokowanego silą jaka posiada młoda czarownica, ona też, nawet przez chwile poczuła strach przed magiczną siłą drzemiącą w tej małej czarownicy.
- Znasz jego zwyczaje?- zaciekawił się i podszedł bliżej niej.
- Ric, daj jej spokój ona tylko pomaga...
- Pomoc od kogoś kto zna Klausa? Może zaprośmy jeszcze tego Elijah?- mruknął niezadowolony.
- Ric...- szepnęła Elena.- Możemy kontynuować?- wszyscy pokiwali głową.

Impreza lat 60. miała zacząć się lada chwila, nie wiedziała kompletnie co na siebie włożyć. Nie pomyślała o zakupach. Wyprostowała włosy i przewiązała je wstążka wokół głowy. Ubrała lekkie sandały i długą zwiewna sukienkę, w stylu hippie.
- Powiedzmy...- mruknęła, gdy spojrzała na siebie kilka chwil przed opuszczeniem domu. Pełno ludzi wprawiało ja w zły nastrój. Skupiska ludzi były dobre w czasach, kiedy imprezy były organizowane przez nią i innych Pierwotnych, gdy ludzie byli pokarmem i niczym poza tym. Tutaj musiała się pilnować i uważać na to co robi. Władze wiedziały, że grasują tutaj wampiry i mogła się natknąć na kogoś kto pije werbenę. Sala była pełna ludzi, a muzyka w tle dość klimatyczna, mimo że z zespołami z lat 60. miała bardzo mało wspólnego. Zastanawiało ją to, gdzie mimo wszystkich obecnych i poznanych juz przez nią nauczycieli był Alaric. Miała co do niego wątpliwości. Nie podzieliła się nimi z nikim. Po prostu jak na przyjechała Eleny i chłopaka ich ciotki zachowywał się conajmniej powściągliwie. Nikt tego nie zauważył, nikt nie zadał mu nawet żartobliwego pytania, by coś odkryć.
- Panie i Panowie przerywamy teraz nasz mini koncert na specjalna dedykację...- wszyscy roześmiani, popatrzyli w stronę zespołu.- Oto piosenka z dedykacja od Klausa dla Eleny.- i nagle wszyscy zamarli. Wzrokiem wyłapała przerażoną Elenę, która obejmowała Stefana, Damon stał gdzieś z tyłu z Alarickiem a Bonnie właśnie podchodziła do przyjaciółki, by zacząć swój plan obezwładnienia pierwotnego. Ich rozbiegane spojrzenie przy wychodzeniu upewniło ja tylko w tym, że nadal nie wiedzą za kogo "przebrał" się jej przyjaciel z dzieciństwa.
- Przerażające.- usłyszała głos za sobą.- Klaus jest na prawdę pewny siebie, skoro tutaj przychodzi i zachowuje się w ten sposób.
- Dedykacja jest jednym z tandetniejszych pomysłów.- odparła z niezadowoleniem nalewając sobie ponczu do plastikowego kubka. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.-Stać Cię na coś znacznie lepszego.- popatrzyła mu prosto w oczy. Zerkając czy nikt nie widzi złapał ją za ramię i zaciągając w kąt.
- Skąd się tutaj wzięłaś?- spytał przytrzymując ja.
- Jestem uczennicą i wpadła na szkolną imprezę, to takie dziwne?
- Nie o to pytam.- widziała jak żyła w jego karku pulsuje pompując sporą ilość krwi. Zaśmiała się.
- Możesz być pewien, że żaden z nich się nie zorientował kogo ciało przejąłeś, prócz mnie.- poprawiła mu kołnierzyk koszuli.- Wyszli Cię zabić, chyba masz zamiar coś z tym zrobić?
- Narazie to nie Twoja sprawa.
- To od 900 lat jest moja sprawa.- wyciągnęła karteczkę zza biustonosza.- Wiem, że pewnie Twoje ciało jest w drodze, zajrzyj do mnie, gdy je odzyskasz, zjawienie się nauczyciela u mnie w domu wywołałoby niepotrzebne plotki. Dobrej nocy Niklaus.- szepnęła i odsunęła go od siebie by móc całkiem opuścić imprezę.

***w tym samym czasie**

- Musimy stąd wyjść, Klaus tutaj jest, a my nie mamy pojęcia kim jest. To jest byt niebezpieczne.- powiedziała Bonnie biorąc pod rękę Elenę.
- Ric, dzięki Bogu.- Elena westchnęła.- Gdzie byłeś?
- Klaus Cię szuka, musimy stąd wyjść jak najszybciej. Za mną.- powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Dziewczyny biegły co raz odwracając się, czy nikt ich nie śledzi.
- Tutaj nie ma przejścia. Ric to ślepy zaułek jeśli Klaus...
- Domyślna jesteś.- powiedział i uśmiechnął się.- Zastanawiałem się czy w ogóle tutaj przychodzić, lata 60. zdecydowanie nie są moją dekadą, za to 20. styl, imprezy pełne wdzięku i jazz...
- Alaric, jesteś na werbenie?- spytała podejrzliwie Bonnie, zasłaniając Elenę swoim ciałem.
- Nie, masz jeszcze 2 szanse.- powiedział i powoli do nich podchodził.
- Zahipnotyzowali go.- szepnęła Elena.
- NIE! To nie takie trudne, ale skoro tak bardzo odbiegacie od odpowiedzi, mała podpowiedź. Ja nie jestem Alaric.- oczy dziewczyn zrobiły się wielkości talerzy.
- Klaus.
- Niespodzianka.- zaśmial się głośno.
- Nie, to niemożliwe.- powiedziała Elena cofając się trochę do tylu.
- Spokojnie, tym razem nie przyszedłem po Ciebie.- powiedział poważnym głosem patrząc zmrużonymi oczami na Bonnie. Cała akcja rozegrała się wyjątkowo szybko. Bonnie swoimi mocami rzucała Klausem jak kukłą, ale nie była w stanie go zabić.- Pamiętaj Bonnie, jeśli zabijesz to ciało, zawszę mogę wejść w inne...Jeremiego np.- cwany uśmiech pojawił się na jego twarzy. Obie dziewczyny nie wiedziały co robić. Gdy po raz kolejny ciało Alarika z duchem Klausa w środku popchnęła na przeciwległą ścianę, przyjaciółki rzuciły się do ucieczki.