niedziela, 21 grudnia 2014

Chapter 3 "Shut your mouth"



 Nie wiem czy ktoś w ogóle zagląda na mojego bloga, ale jeśli tak, to mimo swoich poglądów życzę Wam spokojnej przerwy świątecznej i super zabawy w Sylwestra, jak i wejścia w Nowy Rok z uśmiechem na ustach i w sercu. Żebyśmy wszyscy byli bardziej empatyczni na to co się dzieje wokół nas i mimo tego, że zima w tym roku zbyt sroga nie jest pamiętajcie o swoich podopiecznych zwierzakach, by im też przez ten świąteczny czas było ciepło, miło a brzuszki najedzone :)
A teraz zapraszam na czytanie trzeciego rozdziału.
Pozdrawiam,
Female Robbery

********************************************************************************
Obudziła się z krzykiem. Znów czuła ten rozdzierający jej kości ból. Znowu wróciły te same wspomnienia. Przemiana w wilkołaka. Siedziała na polanie nad strumykiem czując ogarniający ją zewsząd strach o życie. W końcu zabiła człowieka, co prawda przez przypadek ale to właśnie zrobiła. Powinna zostać wygnana, a jednak pozwolono jej zostać. Patrzyła na wschodzący księżyc. Niebo było czyste, a gwiazdy dodawały nocy uroku. Przez chwilę wydawało jej się, że czuje ból w kościach, taki jakby coś ją rwało. Sądziła, że to przez to, że tyle czasu spędziła siedząc w jednej pozycji. Nagle jej kręgosłup gruchnął tak mocno, że położyła się na plecach. Krzyczała z bólu, który zaczął przeszywać całe jej ciało. Po chwili każda z jej kości wydawała dźwięk, jak gdyby była łamana. W odbiciu tafli wody zobaczyła swoją twarz, jej oczy zmieniły kolor z jasnoniebieskich w bursztynowe, jej krzyk powoli zamieniał się w ryk zwierzęcia. Ubrania po chwili zaczęły się rozdzierać i stała prawie nago. Palce u rąk i nóg zmieniły kształt na te bardziej zwierzęce, a zęby zaczęły bardziej się wyostrzać. Gdy całkowicie stała się wilkiem pobiegła w stronę lasu.
Przetarła twarz chcąc zapomnieć znów na chwilę przerażające wspomnienie. Wstała z łóżka z przekonaniem, że tym razem musi się im udać, tym razem doprowadzą całkiem do ściągnięcia klątwy i nie pozwolą na zepsucie tego perfekcyjnego planu. Do pełni pozostało niecałe 2 tygodnie. Była pewna, że Klaus i jego świta już też zbliżają się do miejsca przebywania sobowtóra. Znalazła kamień, teraz tylko wystarczy go odzyskać.
- Dzisiaj poniedziałek. - Powiedziała do siebie i przez myśl jej przeszłoby pojawić się w szkole. Mogłaby przecież udawać jedną z uczennic, co prawda miała te 21 lat, ale jej osoba i rysy twarzy wcale nie przypominały tak dorosłej dziewczyny. - Gdzie, jeśli nie tam będę mogła pilnować sobowtóra?- Mówiła przekonując samą siebie równocześnie przeglądając kolejne ciuchy Kathrine. Tym razem ubrała ciemnogranatowe rurki, czarne botki i białą koszulkę na szelkach wraz z koszulą w czerwono-czarną kratę, którą znalazła w szafie właścicielki.

- Chciałeś mnie widzieć. - Powiedziała Elena stojąc z torbą do szkoły w drzwiach domu braci. - Coś się stało?
- Wchodź. - Zaprosił ją gestem ręki do środka i poszedł wraz z nią do salonu, w którym siedział Damon i Rose.
- Co ona tutaj robi?
- Jest coś o czym powinniście wszyscy wiedzieć, a przede wszystkim Ty, Eleno. Przepraszam, za to, że Cię porwałam, ale to wszystko robiłam, by zapewnić bezpieczeństwo i sobie i mojego przyjacielowi. Teraz, gdy on nie żyje, a Twoi przyjaciele zabili jednego z Pierwotnych, jestem winna Ci wyjaśnienia.
- Sądziłem, że Pierwotni to tylko legenda, a jeśli nawet istnieli to dawno zostali zakołkowani. - Mruknął Damon.
- Niestety, ale żyją. Mogę już zacząć? - Damon podniósł ręce w geście poddania się.
- Słucham. - Usiadła na kanapie. Stefan zajął miejsce na łokietniku, a Damon usiadł obok Eleny. Rose wstała i zaczęła chodzić po pokoju zaczynając swoją opowieść.
- Porwanie akurat Ciebie nie było przypadkowe. Twoje podobieństwo do Kathrine również. Chodzi o to, że kiedyś, dawno temu pomogłam jej ukryć się przed Pierwotnymi.
- Ilu ich jest? - Spytał Stefan.
- Nie wiem, ja osobiście znałam jednego. Tego którego zabiliście.
- Skąd w takim razie wiadomo, że jest ich więcej?
- Brat Elijah potrzebuje krwi sobowtóra, wówczas była to krew Kathrine, jednak gdy dokonała przemiany jej krew stała się zbędna, los znów stworzył nowego sobowtóra, Ciebie Eleno, i jeśli ten drugi dowie się o Twoim istnieniu, za kilka dni możemy się spodziewać jego osoby w Mystic Falls, a jeśli nie dostanie Ciebie, wówczas zmiecie to miasteczko z powierzchni ziemi.
- Udało nam się zabić jednego pierwotnego, damy rade zabić kolejnego. - Powiedział Stefan, na co Damon zareagował z entuzjazmem.
- W porównaniu z Klausem Elijah to króliczek wielkanocny. - Odparła Rose patrząc na nich poważnym wzrokiem. - Klaus jest najgorszy z nich, to on potrzebuje krwi sobowtóra, każdy kto staje mu na drodze ginie. Zastanówcie się lepiej jak uchronić Elenę, albo pogódźcie się z jej stratą. - Jej głos brzmiał na prawdę przekonująco. Patrzyła uważnie na Elenę, ta jednak zdawała się być myślami gdzie indziej.

Weszła do domu trzaskając drzwiami. W szkole jej nie było. Ludzie patrzyli na nią jak na kosmitkę, co prawda mieli racje zbliżał się praktycznie koniec roku szkolnego, a ona wparowała tam jak gdyby nigdy nic. Dwie postacie wpatrywały się w nią. Udało się jej znaleźć kronikę szkolną z końca lat 80., Tak więc powinna znaleźć tam informacje o rodzicach tych dziewczyn. Przeglądnęła książkę. W końcu trafiła. Rok 1986 klasa III, Abigail Morose, Carol Stevenson, Elizabeth Jones.
- Pani burmistrz, na pewno zero krwi wilkołaczej. Abigail.... - źrenice jej oczu bardziej się rozszerzyły. - Czarownica, która pomogła mi przyskrzynić Mikaela, a przecież ta mulatka to była Bonnie. - wzięła kartkę papieru. - A ta ostatnia...Wygląda jak pani szeryf z imprezy. Elizabeth. Liz Forbes, jej córką jest ta blond laleczka. - prawie krzyknęła z radości, że doszła kto jest kim. - Tylko dlaczego ta dziewczyna nie wydaje mi się być człowiekiem… - rozsiadła się w fotelu. Kartkę z malutkimi zapiskami schowała do tylnej kieszeni spodni i postanowiła znów zrobić wizytę w domu Salvatorów. Elena na pewno już tam była, musiała sprawdzić jak się ma, w końcu miała jej chronić do czasu złożenia ofiary. Druga sprawa zdobyć jak najwięcej informacji o tych dziewczynach ze szkoły.

Stała na ganku domu braci. Pukała wiele razy, ale mimo tego, ze dom nie należał do człowieka chciała zachować elegancje i nie wdzierać się na siłę. W końcu usłyszała spokojne kroki w kierunku drzwi.
- Kathrine nadal jest w krypcie, a Elenę udało nam się odzyskać bez Twojej pomocy i wiedzy. Żegnam. - chciał zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, ale ona powstrzymała go ruchem ręki.
- Nie tak prędko kochany. - przyparła go do ściany. - Gdzie jest Twoja koleżanka? - uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na nią unosząc jedną brew do góry. Puściła go.
- Jest bezpieczna, a chyba to spędzało Ci sen z powiek. - odparł. - Na prawdę nie mam czasu. - mruknął, gdy ruszyła w głąb domu. Zeszła po kilku stopniach i znalazła się w salonie. Nagle usłyszała nadnaturalny bieg między meblami, czując, że ten ktoś chce przebiec koło niej wyprostowała rękę i zatrzymała tajemniczą postać. Na dywanie koło jej stóp leżała szczupła dziewczyna w oliwkowej bluzce jeansach z krótko ściętymi rudymi włosami.
- Niemożliwe. - szepnęła unosząc się lekko na łokciach wpatrując z przerażeniem w brunetkę stojącą nad nią. Szybko podniosła się i stanęła miedzy jedną futryną okna, a druga. Damon patrzył na przerażoną rudowłosą, która wydawała się bać coraz bardziej, gdy tylko goszcząca jego dom wampirzyca kierowała w jej stronę kolejny krok. - Myślałam, że nie żyjesz, że zabito Cię razem z innymi.
- Rosaline, zapominasz, że nas się nie da zabić. - powiedziała cicho. - Za to Ty jesteś bliska śmierci. - pogłaskała wierzchem dłoni jej szyję, po czym skręciła jej kark pozbawiając przytomności.
- Co Ty robisz?! - podbiegł do niej i ułożył ciało nieprzytomnej wampirzycy na podłodze. - Wpadasz tutaj i pozbawiasz przytomności kogoś kogo nie znasz.
- Ona mnie zna, jak się obudzi zapewne wszystko Ci opowie o mnie i o tym po co tutaj jestem. - mówiła spokojnie. - Zadarliście z niewłaściwą osobą. - dodała poprawiając bluzkę.
- O czym mówisz?
- Elijah, wampir którego przeszyliście kołkiem, jest Pierwotnym, jego się nie da zabić, tak wiec możecie się go spodziewać. Na drugi raz lepiej lokuj swoje emocje, bo możecie tego wszyscy pożałować. - mówiła idąc w stronę drzwi.
- Skąd Ty to wiesz? O Pierwotnych. - poprawił. Wampirzyca zaśmiała się. Podeszła do bruneta i przesunęła się do niego, musnęła delikatnie jego policzek.
- Bo ja również jestem jedną z nich. - stał jak wryty. Do domu wpuścił pierwotnego wampira, nawet o tym nie wiedząc. Teraz pozostało tylko czekać na to, by Rose się obudziła i powiedziała mu to co wie na jej temat.

- Pamiętasz Slatera? - usłyszała znajomy głos w telefonie.
- Możliwe, co to za jeden? - odparła wchodząc do domu. Rzuciła klucze na blat kuchenny, a sama skierowała się w stronę kanapy w salonie.
- Wampir, często pośredniczył między nami, a innymi wampirami. - Antinua nic nie odpowiedziała, wszystko zdawało się być dla niej jasne. - Właśnie widziałem w okolicy jego domu samochód z rejestracja stanu Virginia. Jakieś pomysły?
- Damon Salvatore, pewnie już wie i o mnie i razem ze swoją koleżanką chcą skontaktować się z Klausem. Co chcesz z tym zrobić?
- Nie pozwolić im na to. Chyba, że uważasz, że niepokojenie na tym etapie Klausa jest odpowiednie.
- Nie! Nie mogą się z nim skontaktować, nie wiemy w jakiej jest postaci, nie może się im ujawnić szybciej niż potrzeba, wystarczy, że ja to zrobiłam. - powiedziała do słuchawki i zaczęła masować swoje czoło jedną ręką. - Zrób co należy. Ja póki co zajmę się tym, co dzieje się z Eleną. - odparła i rozłączyła się. Usiadła na klatce schodowej i zamknęła oczy. Nie miała pojęcia jak to wszystko zrobić. Musiała współpracować z Elijah, dopóki nie ma tutaj Niklausa. Z drugiej strony miała wrażenie, że on tu przybył tylko po to, by we wszystkim przeszkodzić. Coś musiało się dziać w trakcie jej snu w trumnie.

Siedzieli w kawiarni. Damon, Rose i jej stary znajomy Slater. Dyskutowali jak usłyszał Elijah, w jaki sposób można skontaktować się z Klausem, plus dokładniejsze informacje na temat klątwy.
- Jak to zrobiłeś, że Rose nie pali światło słoneczne? - spytał wyjątkowo zafascynowany Damon.
- Tworzywo, które pochłania promienie UV. Ja też nie mogę wychodzić na światło słoneczne, ale dzięki tylu kierunkom studiów, które udało mi się przez 300 lat skończyć, udało mi się to odkryć. - odparł. Rose uśmiechnęła się do niego. - To w czym Wam pomóc?
- Chcemy się skontaktować z Pierwotnymi. - Slater pomasował swoją szczękę.
- To będzie trudne, większość jest zamknięta w trumnach.
- Kogo będziesz mógł najszybciej złapać?
- Elijah. - mruknął. - Szukał Rose i Trevora, skoro jest tutaj sama Rose z Tobą wnoszę, że już go spotkaliście.
- Zabiliśmy go, tymczasowo. - dodał Damon. - A co z tym całym Klausem?
- Stary nie chcesz go spotkać.
- Muszę nim on znajdzie Elenę. Sobowtóra. - poprawił zaraz. Slater siedział zamyślony.
- Jeśli Klaus nie będzie chciał się ujawnić, nikt z Was go nie znajdzie, nawet jego rodzeństwo. Jest jednak inny sposób, by uchronić dziewczynę. - Elijah wziął w garść kamyczki leżące naokoło ozdobnego drzewka po drugiej stronie ulicy i spacerował tam i z powrotem czekając na odpowiedni moment, by zaatakować. - Możecie ściągnąć klątwę z... - po tych słowach, które usłyszał rzucił kamyczkami w kierunku baru, a szyby rozprysły się w drobny mak. Slater i Rose zaczęli prawie płonąć.

- Przez Ciebie za dużo wiedzą. - powiedział wchodząc bez zaproszenia za próg nowego domu Anette. - Gadasz im o nas jakby to, że jesteśmy Pierwotnymi miało nie mieć dla nich żadnego znaczenia.
- Chcesz powiedzieć, że to ja utrudniam? Gdyby nie fakt, że jakichś dwoje zniewieściałych wampirków zapragnęło porwać sobowtóra, bo bali się Ciebie do niczego by nie doszło. Musiałam sprawdzić jak się sprawy mają, to jest moja sprawa bardziej niż Twoja, wiec bądź tak miły i nie drąż dziury w całym.
- Nie twierdzę, że utrudniasz. Uważam, że powinnaś na jakiś czas zamilknąć i pomóc mi działać, sama wiesz co stało się w barze Slatera.
-Ach, czyli to, że Rose wyśpiewała im wszystko jest moją winą? Wiadomość z ostatniej chwili Elijah, czy bym się tam zjawiła, czy nie, oni i tak by od niej wszytko wyciągnęli. Po tym jak zabiłeś jej ukochanego Trevora jest przeciwko nam. Nic tego nie zmieni. Jedyne co możemy teraz zrobić, to zatrzymać Kathrine w grobowcu z kamieniem, i pilnować by nie wywieźli gdzieś Eleny, co gorsza by nie zrobili z niej kolejnego wampirzego sobowtóra. - mówiła składając nowe ubrania do szafy. Nim Elijah zjawił się udało się jej pojechać na zakupy. Pieniądze były zbędne, w końcu mogła zahipnotyzować kasjerkę. Niespodziewanie poczuła jak zimne ostrze wbija się w jej kręgosłup. - Nie spojrzysz mi nawet w oczy... - nim skończyła zdania cała pokryła się sinym kolorem. Krew płynąca w jej żyłach zastygła.
- Tak będzie bezpieczniej dla nas wszystkich Antinuo, zajmę się tym. - powiedział i zaciągnął jej ciało do piwnicy domu. Znajdowała się tam trumna, jej trumna, którą zapewne przywiozła wraz z Kathrine. Włożył ją delikatnie do środka wyciągając sztylet z pleców i wkładając go do klatki piersiowej zamknął trumnę. - Musisz mi wybaczyć, ale rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu. - szepnął i wyszedł w wampirzym tempie z mieszkania.

piątek, 12 grudnia 2014

Chapter 2 "Meet you there"



Nadszedł świt. Antinua obudziła się w wygodnym małżeńskim łóżku. Było duże, ale ona pamiętała czasy, kiedy łóżko potrafiło pomieścić dużo więcej osób, a wciąż zostawało trochę miejsca. Przetarła oczy i spojrzała przez okno. Dzisiaj znów śniły jej się wydarzenia z przeszłości, wszystkie ucieczki, wszystkie starania o odzyskanie swojej prawdziwej natury. Znalazła ubrania Kathrine w walizce w pokoju gościnnym, który wcześniej zajmowała. Przeglądnęła rzeczy i wyciągnęła z nich czarne skórzane spodnie, czarne buty na wiązanie i czerwoną koszulkę, która odsłaniała subtelnie jedno ramię. Związała włosy w luźny kucyk i postanowiła znaleźć dom braci Salvatore. Było co prawda wcześnie, ale wiedziała, że wampiry nie sypiają zbyt długo.

Podpytała przechodniów o adres i w kilkanaście minut stała na ganku ich domu. Posesja wydawała się ogromna. Pamiętała takie domy z czasów przed pierwsza wojną. Zastukała parę razy o kołatkę i oparła się jedną ręką o futrynę drzwi.
- Witaj Damon. - Przywitała się z uśmiechem. Zmierzył ją wzrokiem i zapatrzył się na chwilę spoglądając na jej odkryte ramie.
- Yyy... Cześć. - Powiedział unosząc jedną brew do góry spoglądając na nią z zadowoleniem. - Czy my się spotkaliśmy? - Spytał zdezorientowany, kiedy dziewczyna bez żadnej przeszkody wślizgnęła się między niego a drzwi.
- Tak, wczoraj. Impreza u Lockwoodów. - Powiedziała cicho. - Jestem Anette. - Dodała szepcząc mu na ucho i ruszyła w głąb domu.
- Czego chcesz? - Spytał, gdy usiadła w starym fotelu prawie tonąc w jego miękkim obiciu.
- Zgubiłam coś wczoraj na imprezie, a raczej kogoś. - Sprecyzowała i spojrzała na niego z ukosa.
- I sądzisz, że mam coś z tym wspólnego? - Popatrzył na nią podejrzliwie i nalał dwie szklanki swojego ulubionego Burbona, podając jedną Anette. Nim usiadł dobiegł go odgłos kogoś, kto znów zapukał do drzwi. - Stefan! Otwórz, ja mam gościa! - Krzyknął, a po kilku sekundach po schodach zbiegał szatyn. Pamiętała go również z wczorajszego wieczora, to on poprosił Kathrine do tańca i to z nim widziała go po raz ostatni. Nim otworzy drzwi rzucił okiem na gościa w salonie i machnął ręką na przywitanie. Gdy otworzył drzwi, wszyscy zobaczyli w nich młodego chłopaka.
- Jeremy. - Powiedział spokojnie Stefan. - Wchodź, stało się coś?
- Elena nie wróciła na noc do domu, jest może tutaj?
- Nie. - Odpowiedział Damon. - Nie spała w domu? Przepraszam. - Zwrócił się do Anette i podszedł do drzwi. Anette siedziała i przysłuchiwała się dialogowi. Elena zniknęła, ktoś musiał ją porwać. Jeśli Kathrine jest u Salvatorów to nie mogła być ona. Sobowtóra nie spotkała na imprezie, więc nie ma pojęcia, z kim się mogła zerwać. A ten chłopak, Jeremy? Wygląda na młodego, skoro mówił, że Eleny nie ma w domu oznacza, że musi być kimś z jej rodziny.
- Nie mam pojęcia, widziałem ją wczoraj nim przybiegłem do Was. - Powiedział zrezygnowany. - Widziała się z dziewczynami, ale potem każda poszła w swoją stronę, sądziłem, że może Ty… - zwrócił się do Stefana. - Że u Was się zatrzymała.
- Nie chciałabym się wtrącać. - Usłyszeli za sobą damski głos. - Ale mam pewne sugestie, co do tej Eleny. - Powiedziała podchodząc do nich bliżej i robiąc cudzysłów palcami przy imieniu nastolatki.
- Wiesz gdzie jest moja siostra? - Ucieszył się licealista wchodząc bezpardonowo do środka.
- Zaraz... - Mruknął spokojnie Damon patrząc podejrzliwie na Anette. - Kim Ty właściwie jesteś? - Dziewczyna uśmiechnęła się do nich. Pierwotna chrząknęła i popatrzyła tryumfalnie w ich stronę.
- Przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć, gdzie przebywa aktualnie Kathrine Pierce, jeśli jej nie przetrzymujecie, to może właśnie ona porwała Elenę.
- Znasz Kathrine? - Spytał Stefan stając na przeciw dziewczyny.
- Niestety tak. – Westchnęła. - Osobiście wolałabym, żeby nie żyła, ale jeśli chcecie odnaleźć waszą nastolatkę, to ona będzie wiedzieć zapewne wiele.
- Skąd ta pewność?
- Nie wydają Wam się do siebie bardzo, aż za bardzo podobne fizycznie? - Uniosła jedną brew. - Co prawda Eleny nie zdążyłam jeszcze poznać, ale widziałam kilka fotografii?
- To, dlatego wczoraj pytałaś o Lockwoodów, chodziło o kamień, chciałaś go zdobyć dla tej żmii. - Skwitował Damon.
- Wypraszam sobie, żaden marny pomiot nie będzie mną rozporządzał. Ten kamień należy do mnie i chce go odzyskać, ale to chyba ona ma go przy sobie, dlatego potrzebuje wiedzieć gdzie jest. Druga sprawa, nim tu przyjechałam, to sądzę, że wiele rzeczy się wydarzyło, więc na prawdę trafnym rozwiązaniem byłoby złożenie jej wizyty i dowiedzenie się, kto może stać za zniknięciem Eleny. - Oddała pusta szklankę starszemu z braci. - Im wcześniej się dowiecie gdzie ona jest, tym lepiej dla Was.
- Kim Ty do cholery jesteś. - Złapał ją za rękę, a ona w odwecie z całej siły odepchnęła go od siebie, tak, że wylądował na podłodze w salonie.
- Ta wiedza sprowadzi na Was masę problemów. Jak będziecie wiedzieć przynajmniej gdzie ona jest dajcie znać, będę w barze. - Poprawiła bluzkę i odeszła z ich domu. Oni stali jak wryci jeszcze długo wpatrując się w futrynę.

- Co to było?! - Krzyknął, Jeremy. - Ta dziewczyna ma siłę kilkorga takich jak Wy.
- Ale ma racje, to może mieć coś wspólnego z Kathrine. - Powiedział Stefan.
- Ta suka nam nie pomoże, póki jest w grobowcu, jest spokój. - Damon stał koło brata masując swoje ramię. - Ciekawe, czego ona szuka, tak wypytując o Kathrine i pomagając w odnalezieniu Eleny.
- Przynajmniej nie można, co do niej mieć podejrzeń. - Mruknął Jeremy. - Bonnie dzwoni. - Powiedział do nich i odebrał telefon. - Co? Nie tu jej też nie ma...Stefan chce pogadać z Kathrine. Okej już daję na głośnik. - Powiedział patrząc na wampiry.
- Żadnej współpracy z Kathrine. - Usłyszeli stanowczy głos mulatki.
- A masz inny pomysł jak odnaleźć Elenę, bo jak nie to podziękujemy za ostrzeżenie Ciociu Dobra Rado. - Stefan i Jeremy spojrzeli na Damona spode łba, tak, że ten wywracając oczami sięgnął po kurtkę i wyszedł na spacer.
- Jeremy jest spokrewniony z Eleną, co prawda nie jest jej bratem, ale kuzynem owszem. Dzięki jego krwi i mając mapę mogłabym spróbować odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się Elena, a wtedy Wy będziecie mogli tam się udać i zabrać z powrotem. - Stefan stał jak zahipnotyzowany i patrzył w ścianę. - Stefan, Jeremy, jesteście tam?
- Yyy, tak Bonnie. - Powiedział spokojnie. - Jak szybko mogłabyś tutaj przyjechać?
- Daj mi pół godziny. - Powiedziała i rozłączyli się.

Siedziała przy barze biorąc butelkę Burbona do ręki i wlewając sobie kolejny kieliszek. Kątem oka zobaczyła, że ktoś się do niej przysiada.
- Nieładnie pić samotnie. - Usłyszała już znajomy głos. - Nieładnie też jest rzucać gospodarzami po ich domu. - Ledwo powstrzymała śmiech.
- Nie lubię, gdy ktoś niespodziewanie zachodzi mnie od tyłu. - Powiedziała prosząc uprzednio o kolejną szklankę dla Damona. - Dlatego teraz pozwól sobie to wynagrodzić i napij się ze mną. - Dodała przesuwając dłonią szklankę z alkoholem do Damona.
- Powiesz mi, kim jesteś? Czy nadal będziesz się upierać przy swoim?
- Masz jeszcze trochę czasu na poznanie prawdy. - Odparła i wypiła duszkiem kieliszka. - Za to ja o Tobie coś już wiem. - Wzięła dłoń do góry i zaczęła wyliczać na placach. - Mieszkacie z bratem w domu, który niegdyś zapewne należał do Waszej rodziny. Po drugie Ty i Twój brat znacie Kathrine i Elenę, wiecie, że są do siebie podobne jak dwie krople wody. Kolejna rzecz skoro znacie Kathrine i zamknęliście ją na pewno wiecie, że jest wampirem, a jeśli nie zabiliście jej jeszcze oznacza to, że i Wy jesteście wampirami. - Przy ostatnim zdaniu nalała mu kolejnego kieliszka.
- Ty też musisz być jednym z nas, skoro masz tyle siły. - Dziewczyna zaśmiała się. - Nie uwierzę, że mówisz to wszystko z takim rozbawieniem i spokojem, a nie jesteś wampirem.
- Kochany, jestem dużo lepsza niż Ty, Twój brat, Kathrine i inne wampiry. - Uśmiechnęła się do niego. - Ale wciąż nie będę miała nic, przeciwko, jeśli chwile ze mną posiedzisz, bo jak już wczoraj zauważyłeś jestem tutaj nowa, a jedyna osoba, którą znam została przez Was zamknięta w jakimś odrażającym miejscu jak mniemam.
- To miejsce to stary grobowiec, plus, jeśli wejdzie tam wampir nie wyjdzie stamtąd, bo grota jest zaklęta.
- Eh te magiczne sztuczki. Gadaliście już z Kathrine?
- Nie. Ale pracujemy nad odnalezieniem Eleny.
- Mmm..., A w jaki sposób.
- Przykro mi, ale nie znamy się na tyle, bym mówił Ci o wszystkich moich słodkich tajemnicach. - Szepnął odgarniając włosy z jej ramienia.
- Obyście zrobili to szybko, bo powiem Ci w tajemnicy, że nie przez przypadek Kathrine stała się wampirem, a skoro są identyczne coś złego może stać się Twojej koleżance. - Uniosła jeden kącik ust do góry i przybiła swoim kieliszkiem o jego. Spojrzał na nią podejrzliwie i wypił swoją kolejkę. Siedzieli tak dopóki nie skończył im się alkohol. Gdy Anette zaczęła się zbierać do wyjścia zadzwonił telefon Damona.
- Wiesz gdzie jest? Dobra nie mów na razie, będę za kilka minut. - Powiedział patrząc na wampirzyce.
- Zguba się znalazła? - Spytała ironicznie. - Wiem, nie ufasz mi, ale czy mogłabym uczestniczyć w wyprawie po tę dziewczynę, wydaje mi się, że ten, kto ją porwał może być zbyt mocny na Was.
- Uważasz, że bez problemu wsiądziesz w samochód i pojedziesz z nami po Elenę? – Zapytał z ironią i chciał wyjść, gdy Anette chwyciła go za rękę i zaczęła patrzeć intensywnie w jego oczy.
- Gdy tylko dowiesz się, gdzie jest Elena napiszesz mi wiadomość z dokładnym miejscem jej pobytu. Nikomu nie powiesz o tym, że ze mną tutaj rozmawiałeś, a po wysłaniu wiadomości do mnie skasujesz ją i zapomnisz, że mi dałeś znać. - Potrzasnął głową, gdy zamknęła oczy i puściła jego dłoń.
- Nie licz na to. - Dodał, po czym wyszedł zakładając na siebie czarną skórzaną kurtkę.
- Jeszcze zobaczymy. - Mruknęła do siebie i spojrzała w szybę jak odjeżdża.

Wracała właśnie do domu i nim zdążyła przekręcić kluczyk w zamku dostała wiadomość.
- " Dom na przedmieściach Redsville. D. " - Uśmiechnęła się do siebie, cieszył ją fakt, że tak szybko poradzili sobie z poszukiwaniami Eleny. Postanowiła, że wyjedzie tam za jakąś godzinę. Tymczasem chciała porozmawiać z Kathrine. Wychodząc z domu zajrzała do biblioteki i posprawdzała wszystkie mapy z dawnych lat. Odnalazła stary, spalony kościół. Kierując się mapą trafiła na zgliszcza świątyni. Wejście prowadziło do groty, która była zasłonięta ogromnym kamieniem. Anette przesunęła go z łatwością, jak gdyby przesuwała talerz do kogoś po drugiej stronie stołu. - Kathrine, jesteś tam? - Po chwili usłyszała wolny krok zmęczonej dziewczyny. Sukienka była cała z prochu, a włosy dziewczyny w nieładzie.
- Ty tutaj? - Spytała i usiadła zaraz przy wejściu. - Nie radzę wchodzić, bo to miejsce jest zaklęte. - Mruknęła.
- Podobno kamień jest przy Tobie. - Oparła się o kamień, który nie tak dawno przesunęła i założyła ręce na piersi.
- Czyli jednak sama nie dasz rady wszystkiego zabrać. - Zaśmiała się. - Zmuś tę młodą wiedźmę do ściągnięcia klątwy z groty, a wtedy odzyskasz kamień.
- A co jeśli nie?
- Tutaj i tak jestem bezpieczna z dala od Waszych łap. - Powiedziała spokojnie. Anette wyjęła zza paska do spodni fiolkę z krwią. - Dla mnie? - Oczy wampirzycy zaświeciły się z łakomstwa.
- Tak, nie jestem taka nieczuła jak byś chciała. - Rzuciła jej fiolkę na sukienkę. - Porwano Twoją kopię.- Kathrine wstała z miejsca.
- Ty?
- Zwariowałaś? Po co miałabym to robić skoro jestem tutaj. Powiedz mi lepiej, kto jeśli nie ja i nie Niklaus.
- Skąd pewność, że to nie on? - Zapytała wypijając po tym zawartość fiolki.
- Ofiara ma być złożona w miejscu zamieszkania sobowtóra, tak, więc Niklaus nie miałby powodu by ją stąd wyrwać. Lepiej mów.
- Ja nie wiem, to może być każdy. Może ktoś pracuje dla Klausa. - Kathrine chodziła koło wejścia od groty tam i z powrotem. - Albo ktoś, kto nie chce byście złamali klątwę. - Spojrzała na Pierwotną i stanęła w bezruchu.
- O kim Ty mówisz?
- Trumny z Waszymi ciałami, ciałami Pierwotnych porozwozili po całym świecie, jednak jeden Pierwotny nie zastygł w trumnie. - Anette uniosła jedną brew do góry. - Dowiedziałam się, że ludzie Klausa szukali Waszych szczątek i każdą znalezioną trzymali koło Klausa, prócz Twojej tylko, dlatego, że do tej pory nikt prócz mnie nie odnalazł Twojej trumny.
- Wciąż nie wiem, kto to może być.
- Ktoś wściekły za bycie zamkniętym w trumnie, lub ten, kto uważa, że ukradziono mu rodzinę. - Anette zasunęła natychmiast kamień i mimo krzyków Kathrine by znalazła, Elenę nim dojdzie do jej śmierci, w wampirzym tempie znalazła się w samochodzie.

Postanowiła pojechać w miejsce wyznaczone przez Damona i samodzielnie sprawdzić, kto porwał sobowtóra. Jadąc stukała rytm piosenki, która leciała w radiu.
- Niklaus nie zrobiłby tego, bo sobowtór musi zostać zabity w miejscu zamieszkania. - Mówiła sama do siebie. - Rebekah została zasztyletowana, niemożliwe, więc by ktoś ją obudził, a nawet, jeśli, to nie działałaby przeciw bratu. Michael - nikt nie wie gdzie znajduje się ciało tego potwora, prócz czarownicy, która go tam zamknęła… Elijah.- Otworzyła szerzej oczy. - Widziałam go przecież ostatnio w 1919 przed wtargnięciem Michaela do Chicago, później słuch o nim zaginął nikt nie miał broni do uśpienia go prócz Niklausa. - Zatrzymała samochód z piskiem opon. - Elijah, przecież to on nie chciał zabijać Kathrine w ofierze, przecież to może być jego sprawka, odciągnąć sobowtóra od miejsca narodzin, by nie dokonać zdjęcia klątwy.

Elenę obudził dialog dwojga ludzi, chłopaka i dziewczyny. Rozmawiali o niej.
- Gdzie on jest? - Usłyszała nieustający chód zdenerwowanej osoby. - Miał być w południe, jest po pierwszej.
- Eljiah trzyma się zasad i umów, powiedział, że tutaj będzie to na pewno przyjdzie.
- Powinienem stąd odejść nim tu przyjdzie.
- Pamiętaj, że obiecał nam przebaczenie za sobowtóra. Nie pozbawi nas życia. - Przytuliła go. Elena stała za futryną, niespodziewanie przed jej oczami ukazała się dziewczyna. - Podsłuchiwałaś? - Spytała, gdy ta zaczęła uciekać. W końcu dziewczyna w krótkich czerwonych włosach popchnęła ją z całej siły na kanapę.
- Kto to Elijah?
- Czyli podsłuchiwałaś. - Usiadła na przeciw. - Weź to czysta woda. - Podała jej butelkę. - Elijah to mężczyzna, na którego prośbę znaleźliśmy Cię i zabraliśmy Cię z Mystic Falls.
- To też jest wampir? - Spytała, kiedy do salonu wszedł kompan dziewczyny. Zaśmiał się.
- Bystra jesteś, szkoda, że tak przykry los Cię czeka. - Mruknął patrzą na nią.
- To nie jest ważne Trevor, ważne byśmy my byli w końcu wolni. - Popatrzyła w stronę kolegi. - Tak to też jest wampir, ale o wiele groźniejszy i niebezpieczny, jest Pierwotnym.
- Po co ja mu jestem potrzebna?
- Jesteś wartościowa, bo nie jesteś zwykłym człowiekiem. Kathrine kiedyś też była ważna, ale z jej powodu, z jej myślenia o własnym życiu doprowadziła się do przemiany. Jesteś jej sobowtórem, potrzebnym do złamania klątwy "słońca i księżyca".
- Rose i ja uciekamy od ponad 500 lat przed wampirem, którego gniew tylko się spotęgował. Nie wiedzieliśmy, że spotka nas aż takie szczęście, jak spotkanie sobowtóra, by w końcu okazano nam łaskę. - W czasie kończenia zdania usłyszeli jak ktoś wchodzi po skrzypiących schodach do opuszczonego domu. - To on.
- Zostań z nią, ja z nim porozmawiam. - Powiedziała i ruszyła w stronę drzwi. Gdy tylko je otworzyła, ciemnowłosy mężczyzna średniego wzrostu złapał ją za kark i przywarł do ściany.
- Cóż to za ważna sprawa, dla której wezwałaś mnie, kiedy szukałem potomków Petrovej w Europie.
- Mam go. - Chrząknęła. Popatrzył na nią przechylając lekko głowę. - Mam sobowtóra.
- Niemożliwe. Nie w Stanach. - Trzymał ją wysoko. - Ród sobowtóra tutaj wygasł na Katerinie. - Dodał.
- Sam możesz zobaczyć. - Puścił ją, a ona zaczęła się krztusić. - Musisz mi cos obiecać. Obiecaj, że wybaczysz mi i Trevorovi i darujesz życie. - Powiedziała ostrożnie patrząc w jego oczy.
- Pokaż mi go. - Syknął i ruszył za wampirzycą w głąb domu. Gdy schodził po schodach zobaczył widok, który prawie zatrzymał go w miejscu. Na kanapie siedziała identyczna jak Kathrine dziewczyna, każdy detal na jej ciele odzwierciedlał Kathrine. - Niesamowite... - Szepnął. Dziewczyna stanęła na przeciw niego. - Możesz odejść Rose. - Powiedział przyglądając się brunetce, która starała się za wszelką cenę uniknąć spojrzenia tego mężczyzny.
- Dziękujemy Elijah, chodź, Trevor.
- Nie zrozumieliśmy się. - Odwrócił się w ich stronę.
- Sądziłam, że nam przebaczyłeś.
- Owszem. Tobie. I Tobie pozwalam odejść natomiast to Trevor doprowadził do tego, co stało się z Katharine, i że przez 500 lat czekaliśmy na narodziny nowego sobowtóra.
- Elijah ja...
- Już za późno Trevor. - Powiedział i wyrwał na oczach jego przyjaciółki i Eleny serce wampira. Elena odwróciła się i zasłoniła oczy, a Rose wpatrywała się w niego czując, jak łzy napływają jej do oczu. - Jeśli nie chcesz do niego dołączyć radziłbym Ci stąd już wyjść.

Gdy dojechała na miejsce nie było w pobliżu żadnego samochodu. Cisza i spokój, nie słyszała nawet żadnych głosów dobiegających ze środka. Co jeśli już było za późno? Bracia jednak nie dotarli, a Elena pojechała gdzieś dalej z porywaczami? Weszła powoli po skrzypiących schodach. Popchnęła drzwi tak, że je wyrwała. Stary opuszczony dom był doskonale pozabijany deskami by promienie słońca nie wpadały do środka. Musiał porwać ją, więc ktoś, kto nie ma pierścienia, krąg się zawęża. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać po holu. Gdy obróciła się prawie o 360 stopni, po prawej stronie drzwi znalazła wiszące na ścianie przebite kawałkiem drewnianej podłogi ciało Eljiah.
- Czyli jednak to Ty. - Szepnęła do siebie. Zacisnęła ręce na drewnie i pociągnęła z całej siły. Gdy spadł otworzył powoli oczy. - Witaj Elijah. - Powiedziała stojąc nad nim. Wstał szybko i stanął po drugiej stronie pokoju.
- Antinua. - Zmrużył oczy i zaczął się śmiać z radości, że widzi kogoś ze swojej rodziny. - Co Ty tu robisz? - Podszedł do niej i przytulił do siebie. - Martwiłem się, nie mogłem Was znaleźć. Gdzie jest moje rodzeństwo?
- Przykro mi, ale nie mam pojęcia, ja zostałam obudzona przez Katerinę. - Powiedziała odwzajemniając uścisk, czując po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat szczerość tego gestu. - Podobno reszta jest w trumnach gdzieś w świecie. Jeśli chodzi o to, co robię, to mogłabym właściwie zadać Ci to samo pytanie. - Dodała odrywając się od niego. Odeszła kawałek chcąc powstrzymać się od nadmiaru emocji burzących się w niej.
- Niklaus zabił całe moje rodzeństwo, nie mogę pozwolić by doszło do złamania klątwy.
- To nie tylko klątwa spoczywająca na Niklausie. - Powiedziała biorąc z powrotem drewno do ręki. Elijah ubrany w elegancki garnitur poprawił mankiety i przeczesał gęste włosy palcami. - Poza tym, w jaki sposób nie złamiesz klątwy? Będziesz się woził z tą dziewczyną po świecie, czy zamienisz ją w wampira jak zrobiła to Katerina? - Uśmiechnął się.
- To, co mam zamiar zrobić to tylko i wyłącznie moja sprawa, poza tym póki nie ma mojego brata nie ma, o czym dyskutować. Zapewnię ochronę sobowtórowi do tego czasu.
- Ja chcę tego samego, więc może zamiast bawić się w przegadywanki zapewnimy bezpieczeństwo tej nastolatce, bo jeśli zechce się czegoś dowiedzieć może pójść w ślady Kathrine, a wtedy nici z całej przeprawy. Nie po to czekałam 500 lat by znów dać się podejść i zmarnować szanse.
- Jesteś aż tak zdesperowana?
- To nie Twoja natura została uśpiona na ponad 1000 lat w jakimś cholernym kamieniu. - Warknęła i rzuciła w bok kawałkiem drewna. - Wracam do Mystic, Falls, jeśli zechcesz, chociaż trochę mi pomóc będę czekała. - Podeszła do Elijah i pocałowała go w policzek, po czym wybiegła ze starego domu i z piskiem opon ruszyła w kierunku Mystic Falls.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Chapter 1 "Dance with me, my enemy"





W pełni gotowe na wieczór balu maskowego ruszyły w kierunku wielkiej posiadłości Lockwoodów. Antinua ubrana w czarną sukienkę idealnie dopasowaną do swojej figury, krótką gdyż dół sukienki nie sięgał dalej niż połowa uda, a grube szelki odsłaniały szczupłą długą szyję. Maska była tego samego koloru z koronki, a jej niebieskie oczy wyjątkowo błyszczały lodowatym blaskiem, usta pomalowane delikatnie błyszczykiem, a całość dopełniały buty również czarne na platformie. Włosy pokręcone i położone na przodzie klatki piersiowej.
- Ta Pani jest ze mną. - Powiedziała cicho Kathrine, gdy młody chłopak chciał uzyskać zaproszenie na bal. Petrova oddała mu zaproszenie Eleny, które udało jej się wykraść z jej skrzynki na listy. Poza tym ta młoda Gilbertówna nie miała i tak zamiaru zjawić się na balu.
- Ciekawi mnie bardziej jak wprowadzisz mnie jako Elena do rezydencji tych bufonów. - Szepnęła. Obie skupiały na sobie wzrok większości mężczyzn.
- Elena! - Usłyszały obie niedaleko. Zobaczyły jak szybkim krokiem podchodzi do nich blondyn. - Miałaś nie przyjść, a jesteś z nową koleżanką.
- Ach Matt, to moja znajoma z wakacji zaprosiłam ją do siebie.
- Anette. - Powiedziała obojętnie w stronę chłopaka. - Miło Cię poznać, ale byłoby dużo lepiej gdybyś załatwił coś do picia? - Powiedziała przejeżdżając palcem po jego krawacie, wręcz świdrując go wzrokiem.
- Jasne, zaraz wracam. - Odpowiedział i ruszył do domu.
- Poszukaj lepiej właścicieli tego domu, bo ten wymuskany licealista niewiele nam pomoże. -Mruknęła.
- Można prosić? - Usłyszały za sobą. Kathrine odwróciła się i spotkała wzrokiem ze Stefanem Salvatore. - Chyba nie odmówisz swojemu ukochanemu, Eleno. - Mimo maski na twarzy widać było jak zmrużył oczy. Kathrine podała mu rękę i wyszli na parkiet. Antinua kątem oka spoglądała na nich. Szatyn wydawał jej się znajomy, jednak nie mogła nic więcej zobaczyć przez tę maskę. Po chwili podszedł do niej Matt z kieliszkiem czerwonego wina. Odesłała go zaraz posługując się hipnozą. Widząc brak poczucia czasu i obowiązku ze strony młodej Petrovej sama postanowiła poszukać pani burmistrz i jej syna.

- Nie sądziłem, że zobaczę tutaj nową twarz. - Usłyszała koło siebie gdy wchodziła po schodach prowadzących do drzwi wejściowych domu Lockwoodów. Mężczyzna w czarnym garniturze białej koszuli i eleganckim czarnym krawacie siedział na schodach popijając najprawdopodobniej koniak. - Chcesz? - Zapytał czując że przygląda się mu z zainteresowaniem.
- To bal maskowy, a Twoja maska zamiast na twarzy leży swobodnie na schodach? - Zapytała zaczepnie i usiadła zaraz obok niego. Ściągnęła niewygodne obcasy i położyła obok jego maski.
- Nie lubię takich pompatycznych imprez. - Odparł i podał jej butelkę z połową zawartości. - Widziałem, z kim przyszłaś. - Powiedział ciszej.
- To moja koleżanka, że tak to określę. - Upiła spory łyk i trzymając cały czas butelkę dodała. - Znasz ją?
- Na pewno nie jest tą, za którą się podaje. - Uśmiechnął się z przekąsem. - Mój brat też to wie, a jednak robi dobrą minę do złej gry. - Spojrzał na brunetkę.
- Uważasz, że jest złą osobą? Uwierz mi znam wielu gorszych od niej. - Zaśmiała się. - Muszę przywitać się z panią burmistrz, trochę nieładnie z mojej strony, że bawię się na jej imprezie, a nawet jej nie znam. - Wzięła do ręki buty i chciała wstać, gdy silna dłoń mężczyzny usadziła ją z powrotem.
- Jestem Damon. - Powiedział uśmiechając się do niej.
- Anette. - Odpowiedziała podając mu rękę. - Miło mi Cię poznać. - Również się uśmiechnęła.
- Masz zamiar być tutaj długo?
- Nie wiem, tak długo na ile siły mi pozwolą.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to zawsze z chęcią pomogę. - Powiedział gdy wstawała. - Będziesz musiała Ty mnie poszukać, ponieważ mi trochę trudno będzie Cię rozpoznać gdy nadejdzie ranek i nie będziesz miała na sobie tej seksownej sukienki.
- Pewnie dużo kobiet daje się nabrać na te Twoje zaloty, ale mnie na to nie weźmiesz. - Powiedziała unosząc jego podbródek lekko do góry, tak by patrzył jej w oczy. - Dobrej zabawy, Damon. - Skierowała się w stronę domu. Wiedziała, że nie może nigdzie wejść, gdyż nigdy wcześniej tu nie była, i nikt jej tutaj nie zaprosił.

Usiadła przy stoliku w ogrodzie wcześniej zgarniając z szwedzkiego stołu pełną butelkę koniaku.
- Jesteś tu podobno nowa, Tyler Lockwood. - Wystawił rękę w jej stronę. Ona uniosła wzrok i omiotła go spojrzeniem.
- Anette. - Popiła koniak i podała mu rękę. - Czy ja sprawiam wrażenie jakiejś niespełna rozumu, że cały czas mnie ktoś zaczepia?
- Nie, po prostu jesteś tutaj sama, nowa i wyglądasz niezwykle pięknie. - Odpowiedział uśmiechając się.
- Nawet nie próbuj mnie podrywać, nie skończy się to dla Ciebie dobrze. - Odparła. - Lockwood, jesteś właścicielem tego domu tak?
- Tak, moja matka jest burmistrzem, została nim po śmierci mojego ojca.
- Dawno zmarł?
- Kilka tygodni temu, w bardzo tajemniczych okolicznościach, w ogóle rzeczy, które się dzieją w tym miasteczku nieraz są nieprawdopodobne.
- Stąd nazwa Mystic Falls. - Zaśmiała się. - Nie chciałam się sama wpraszać do środka, ale czy mógłbyś mnie oprowadzić po swoim domu, wygląda jak budynek z wojny secesyjnej, a ja jestem zafascynowana architekturą i sztuka tamtych czasów.
- Oczywiście, zapraszam. - Wstał i stanął obok niej wystawiając ramie w taki sposób by chwyciła go pod rękę. - Wejdź i czuj się jak u siebie. - Uśmiechnęła się zalotnie i delikatnie spróbowała przekroczyć próg domu. Tak. Udało się, przynajmniej teraz będzie mogła łatwo dostać kamień.

- Tyler, Wasz nauczyciel Cię szukał. Mówił coś o jakichś rozgrywkach.. - Zaczęła, gdy spotkała w salonie swojego syna wraz z nowo poznaną dziewczyną. - Kim Pani jest? - Zapytała ze złością w głosie.
- Nazywam się Anette Mikealson. - Podała rękę kobiecie. - Pani jest mamą Tylera i burmistrzem miasteczka jak sądzę? - Zapytała uśmiechając się tajemniczo.
- Miło mi, zgadza się, Carol Lockwood, ale co Pani tutaj robi?
- Zostałam tutaj zaproszona w ramach towarzystwa Eleny Gilbert. - Odpowiedziała pewnym głosem.
- Rozmawiałam z nią dzisiaj popołudniu, mówiła że się tutaj nie ma zamiaru zjawiać. - Carol Lockwood zmrużyła oczy skanując wzrokiem dziewczynę.
- Mamo, daj spokój, to koleżanka Eleny, nawet jeśli przyszła tutaj zamiast niej to całkiem w porządku. - Powiedział licealista patrząc na matkę.
- Jeśli moja obecność wadzi Twojej mamie, z chęcią opuszczę tę bezsensowną zbieraninę ludzi. - Oddała butelkę koniaku w rękę Carol i oddaliła się lekko popychając ją.
- Nie życzę sobie by ta osoba była w tym domu, choćby jeszcze jeden raz. - Powiedziała do swojego syna i wyszła. Anette słysząc te słowa obrała sobie pewien cel, ale on mógł poczekać. Narazie postanowiła oddalić się od domu Lockwoodów i ściągnąć z siebie te niewygodne przebranie.

- Antinua! - Krzyknęła przestraszona murzynka stając jak wryta, kiedy Pierwotna przekroczyła próg tymczasowego domu jej i Petrovej. - Ty... Ty tutaj?
- Mała Lucy. - Mruknęła zadowolona. - Kathrine Cię tutaj zaprosiła? - Ta tylko w odpowiedzi kiwnęła głową. - Co miałaś zrobić?
- Rzucić czar na Katharine, by była chroniona przed ciosami ze strony wrogów.
- Sprytnie. W jakim celu?
- Salvatorovie mają kamień księżycowy. - Anette ścisnęła w ręce szklankę, tak że rozprysła się na kilkadziesiąt małych kawałków.
- Kamień księżycowy nie jest w posiadłości Lockwoodów? - Spytała podchodząc bardzo blisko czarownicy. Ona pokiwała przecząco głową.
- Ona chciała go odzyskać, a ja w ramach podziękowania za uratowanie życia jej pomagam.
- Idź tam, jako czarownica bez problemu wejdziesz do środka. Ubierz się w moją sukienkę i weź tę maskę. Udawaj mnie, widzieli mnie z Kathrine, przebijesz się przez tłum. Aha, i mam teraz na imię Anette. - Puściła czarownicę, która w ekspresowym tempie wyszła z domu.

- Na prawdę sądzicie, że przetrzymywanie mnie tutaj coś da. - Mruknęła siadając wygodnie na skórzanej kanapie.
- Powiedz po co wróciłaś i damy Ci spokój.
- Wróciłam dla Ciebie Stefan. - Stanęła nagle koło niego i pogłaskała go po policzku. Odepchnął jej rękę i popchnął z powrotem na kanapę. - Nie radzę Wam ze mną igrać, jestem tutaj by Wam pomóc.
- Nie damy się nabrać drugi raz na Twoje gierki Kathrine. - Powiedział Damon stojąc w futrynie drzwi. - Wiemy o kamieniu, teraz mów po co Ci on.
- To moja sprawa. - Ucięła. - Skoro o nim wiecie, to chyba wiecie gdzie się znajduje?
- Mamy go.
- Oddajcie.
- Nie tutaj. - Odpowiedzieli prawie chórem. Popatrzyli na siebie, a potem na siedzącą przed nimi brunetkę. - Mów albo zginiesz. - Dopowiedział Stefan.
- Nie odważysz się, dałam Ci wszystko, drugie życie.
- Nienawidzę Cię za to. - Mruknął.
- Tak? A to, że dzięki mnie poznałeś Elenę Gilbert, też mnie nienawidzisz? - Podeszła do niego i wpatrywała się w niego swoimi oczami mając ręce założone na piersi. - Chyba za to jesteś mi wdzięczny. - Przejechała dłonią po jego torsie. A gdy głośniej westchnęła poczuła przeszywający ból miedzy żebrami. Ukłucie było spowodowane drewnianymi kołkiem wsadzonym w ciało. Rana zaczęła mocno krwawić. Gdy Kathrine starała się go wyciągnąć, Damon wbił drugi kołek w jej kręgosłup ledwo omijając serce wampirzycy.
- Jeśli nie chcesz zginąć powinnaś powiedzieć nam po co Ci kamień. - Szepnął jej do ucha kiedy leżała na brzuchu starając się wyciągnąć kolek z boku i z pleców.
- Lepiej powiedzcie Bonnie żeby zdjęła ten cholerny czar z pokoju, bo to źle się dla Was skończy.
- To Ty leżysz na ziemi wykrwawiając się. - Damon kucnął obok niej i przejechał po jej ręce kolejnym ostro zakończonym kołkiem.
- Przestańcie!! - Krzyknął znajomy głos w stronę chłopaków, i obaj nagle się odwrócili. - Nie zabijajcie jej.
- Gilbert, denerwujesz mnie i psujesz plan. - Prychnął Damon i podszedł do Kathrine, podniósł ją i obrócił przodem w swoją stronę. Wyciągnął kołek z jej boku, który powoli się zaczął goić i zamachnął się, by wbić go w serce.
- NIE! Jeśli to zrobisz zabijesz Elenę!
- Co? - Zapytał znudzony. - Co Ty bredzisz?
- Kathrine namówiła jakąś czarownicę by połączyła ją z Eleną, każda rana którą zadaliście Kathrine jest też raną Eleny.
- Co?! - Krzyknął rozłoszczony. Odepchnął wampirzycę, która zaczęła się szyderczo śmiać.
- się Głupcy, wy na prawdę myśleliście, że pójdę gdzieś z Wami nie mając swego rodzaju zabezpieczenia? - Wstała. Stefan wyciągnął z jej pleców kołek. - Podziękowałabym, ale wolę dostać kamień.
- Nie, tego nie dostaniesz.

Siedziała w domu przy zapalonych świecach. Przeglądała rzeczy kobiety, która tu mieszkała. Niczego sobie trzydziestokilkulatka. Jednak jej ciuchy w niczym nie przypominały tego, co akurat chciała włożyć. Ruszyła do kuchni by napić się krwi, wcześniej nalewając gorącej wody do wanny by wziąć kąpiel. Gdy przechodziła korytarzem usłyszała zgrzyt zamka.
- Co z Kathrine? Zabita? - Zapytała z entuzjazmem.
- Nie wiem. Dostała kamień a ja przestałam jej pomagać, chciała zabić niewinną osobę.
- Kogoż takiego?
- Elenę Gilbert, sobowtóra. - Anette ścisnęła w rękach świeżo wyciągnięta torebkę z krwią, tak, że jej zawartość rozprysła się wokół niej. - Sobowtór żyje i ma się dobrze, nie jestem pewna co do Kathrine.
- Z kim była?
- Z dwoma braćmi-wampirami.
- Jak się nazywają? - Zapytała wychodząc do kuchni po jeszcze jedną torebkę z krwią.
- Stefan i Damon Slavatore.- Na dźwięk drugiego imienia przełknęła ciężko ślinę i wzięła głębszy wdech.- Mieszkają w starym domu na obrzeżach miasta. Myślę, że wiedza dużo na temat tego kamienia. - Dodała po chwili, po czym znów skierowała się do drzwi.
- Wyjeżdżasz? - Spytała lekko podenerwowana.
- Tak. Nic tu po mnie, miałam pomóc Kathrine odzyskać kamień, wiec spełniłam swoją obietnicę, pomogłam też nie dopuścić do zabicia Eleny.
- Wiesz, że potrzebuje czarownicy do ściągnięcia klątwy. - Odparła stając przy drzwiach, tak by nie mogła wyjść.
- Będę do dyspozycji, jeśli zajdzie taka potrzeba. Póki co nie chce się mieszać, moje czary prawie doprowadziły do śmierci ważnego elementu całej układanki. Żegnaj Antinuo. - Powiedziała i bez najmniejszego oporu ze strony Pierwotnej wyszła z domu zostawiając ją samą.

czwartek, 27 listopada 2014

Prologue


Dębowa trumna leżała pośrodku piwnicy na drewnianej ławie. Nowoczesna. Mająca opływowy kształt w kolorze głębokiego brązu. Niska brunetka o długich mocno falowanych włosach dotykała jej opuszkami palców odpukując w nią nieco jakiś rym. Zatrzymała się przy górnej części i otworzyła ją zamaszyście. Spoglądała na twarz innej brunetki, której skóra była cała sina. Była martwa. Częściowo. Wsadzony w serce metalowy sztylet tylko ją uśpił, na kilkanaście lat. Po chwili drobna dłoń zielonookiej dziewczyny wyciągnęła go. A całe ciało dziewczyny leżącej w trumnie powoli odzyskiwało właściwy kolor. Gdy tylko jeden z jej palców wykonały niemrawy ruch, drobna osóbka uśmiechnęła się do niej i odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Usiadła na dolnej części wieka od trumny i bawiąc się sztyletem czekała na kompletne rozbudzenie się czarnowłosej piękności. Usłyszała pierwsze wdechy powietrza, więc podeszła do przenośnej lodówki i wyciągnęła kilka torebek z krwią.
- Gdzie ja jestem? - Szepnęła leżąca w trumnie brunetka powoli siadając.
- Nareszcie się obudziłaś. Potrzebuję Twojej pomocy. - Odparła dziewczyna o oliwkowej cerze podając towarzyszce torebkę z krwią.
- Kathrine. - uśmiechnęła się kątem ust i jednym duszkiem opróżniła plastik z zimnej krwi. - Oczekujesz mojej pomocy? Masz tupet.
- Mam coś czego potrzebujesz, ale w zamian za to liczę, że wstawisz się za mną.
- Każda rzecz, którą posiadasz może być moja. Wystarczy tylko, zmuszę Cię do mówienia.
- Owszem. Aczkolwiek żywa ja też Ci się przydam. - brunetka wyszła powoli z trumny. Stała ubrana skórzane spodnie, kowbojki i poobdzieraną koszulkę na szelkach, która odkrywała znamię na lewej łopatce. Spojrzała w lustro. Ani jednej zmarszczki, ani jednej skazy na ciele. Rana po sztylecie również była już zagojona.
- Dlaczego uważasz, że akurat ja Cię ochronię? Kiedy sama zostałam zasztyletowana na ponad 10 lat. - przyglądnęła się sobie. Ciuchy z koncertu, który niefortunnie przerwano przez zamieszki zwykłych wampirów. - Dobrze, najpierw pokaż mi co masz do zaoferowania i zabierz mnie na zakupy, później zastanowię się nad Twoją propozycją.
- Ale...
- Mam nadzieję Kathrine, że nie chcesz mieć na pieńku z jeszcze jednym Pierwotnym.
- Skądże. - odparła z niesmakiem. Kilka minut później obie opuściły piwnicę starego kościoła i ruszyły w miasto.

***Prolog***

" Nazywam się Antinua, Antinua Mikaelson. Nie jest to moje prawdziwe nazwisko. Nie znam go prawdę mówiąc. Jest rok 1890. Mieszkamy w Stanach. Prawie wszyscy. Jest Rebekah, Nikolaus i Elijah. To moja rodzina, chociaż tak na prawdę żadne więzy krwi nas nie łączą. Jest to jeden z niewielu dni kiedy mam więcej czasu dla siebie, dlatego też siedzę na werandzie domu i piszę to co wciąż pamiętam ze swojego dzieciństwa, chociaż tak na prawdę pamiętam coraz mniej z tamtych lat.
Urodziłam się ok. 900 lat temu. Nikt nie znał Ameryki. Nikt prócz małych grupek osadników z terenów północnej Europy – Wikingów, pochodzenia skandynawskiego. Byłam najmłodsza z całej rodziny. Nasza wioska liczyła nie więcej niż 100 osób. Miałam starszych braci Agrona i Ashura. Nie pamiętam prawie ich twarzy. Byli za to wiele lat starsi. Niestety los odebrał mi zarówno rodzeństwo jak i rodziców. Mnie dziwnym trafem oszczędził. Miałam 5 lat gdy wioska została zaatakowana przez stado wilkołaków. Wiele ludzi zginęło, a wielu udało się uciec. Ja zostałam jedynie mocno pogryziona i…sama. Pozostałością naznaczona zostałam znamieniem na lewej łopatce, przypominającym księżyc w nowiu. Nazajutrz odnalazła mnie pewna kobieta. Zabrała mnie do swego domostwa. Miała męża i szóstkę dzieci. Jej mąż mimo początkowej niechęci do obcej dziewczynki pogodził się z decyzją żony. Ponownie miałam rodzinę. Tym razem dużo większą. Finn miał lat 14, Elijah 11, Nikolaus 10, Kol 5, Rebekah 3, a najmłodszy Henrick miał pół roku.
Mijały lata gdy osiągnęłam wiek lat 16 stało się coś strasznego. Chłopcy poszli popatrzeć na przemianę naszych sąsiadów, był to pomysł Henricka, na który Kol przystał, ale Niklaus musiał się nimi zajmować, więc poszedł z nimi. Niestety Henrick zginął w wyniku pogryzień. Ja natomiast parę dni później wybrałam się z Rebekah na łowy. Chciałyśmy postrzelać z łuku. Pech sprawił, że moje nieudolne próby wycelowania w zwierzynę skończyły się śmiercią dla jednego ze starszych ludzi w wiosce. Przestrzeliłam mu dokładnie aortę. Wykrwawił się. Zostałam znienawidzona prawie przez wszystkich. Mikael i ich najstarszy syn, Finn, gardzili mną. Nie chcieli mieć u siebie zabójcy. Esther łagodziła sytuację, bo wiedziała jak od najmłodszych lat byłam traktowana. Reszta rodzeństwa okazywała mi dużo życzliwości. Najmłodszy z braci - Kol zabawiał mnie. Elijah uczył strzelać z łuku, Rebekah zajmowała mój czas zbieraniem ziół dla jej matki, która była potężną czarownicą, a Niklaus? Nikolaus był w bardzo dziwny sposób podobny do mnie. Miałam nieodparte wrażenie, że jego ojciec traktuje mnie i jego na równi. Winił syna za śmierć jednego z jego braci, tak jak mnie za śmierć tego starego człowieka. Gdy nastawała pełnia zmieniałam się w potwora, takiego samego jaki zaatakował moją rodzinę. Pierwsze dwie przemiany były dość bolesne, ale wówczas za każdym razem byłam nad rzeką. Chcąc nie chcąc przesiadywałam tam prawie każdej nocy bo rozmawiałam z moją rodziną. Liczyłam na to, że gwiazdy powiedzą mi jak mm poprowadzić swoje życie. Nikt nie zwracał też zbytniej uwagi na moją nieobecność. Esther przesypiała całe noce, Mikael i tak nie interesował się moją osoba, tylko Niklaus co jakiś czas sprawdzał czy wszystko w porządku. Czy nie marznę, nie jestem głodna czy spragniona. Parę lat później, gdy osiągnęliśmy dorosłość zarówno w czynach jak i wyglądzie, Esther chciała byśmy byli potężniejsi i odporniejsi na zagrożenie ze strony wilkołaków. Odprawiła czary, które zamieniły nas w łaknące krwi stworzenia - wampiry. Niestety nikt nie przewidział, że to spowoduje u mnie coś najgorszego, co prawda zabijanie ludzi dla ich krwi było przerażające, jednakże wraz z pierwszym karmieniem spowodowałam uaktywnienie swojej klątwy wilkołactwa przy reszcie rodziny, o dziwo to samo stało się z Niklausem. Okazało się, że nie był on synem Mikaela, Esther go zdradziła, był bękartem. Z czasem chciano odwrócić czar choćby częściowo. Zakuto nas w dyby i odprawiono rytuał, przez który nasza wilkołacza natura została "uśpiona". Do tej pory nie możemy odnaleźć niczego co przywróciłoby ją nam. Nie mamy pojęcia gdzie szukać. Ostatnia szansą była Katerina Petrova, Bułgarka na dworze angielskim. Doszła jednak do tego po co jest nam potrzebna i została wampirzyca. Niklaus jej poszukuje, ja chce znaleźć kamień, a Elijah z Rebeką próbują znaleźć sposób, by zastąpić sobowtóra kimś innym."

***

- Co to było? - zapytała niezadowolona wychodząc z pierwszego sklepu. - Ja rozumiem, że człowiek ewoluuje w bardzo szybki sposób, ale ta muzyka jest jeszcze gorsza od disco lat 80. - zatrzymała się na chwile i przyglądnęła się sobie na odbiciu w lustrze. - Gdzie mieszkasz? - spojrzał na Kathrine, która szła za nią trzymając torby z zakupami.
- W innym miasteczku, tam jest mój samochód. - skinęła głową w stronę parkingu po drugiej stronie ulicy. - Musimy do niego pojechać.
- Jak się ono nazywa? - Antinua przeszła na druga stronę ulicy w ogóle nie zwracając uwagi na jeżdżące po niej samochody.
- Mystic Falls. - odparła, pakując już rzeczy do samochodu. Pierwotna patrzyła na nią podejrzliwie. - Tam jest wszystko to czego potrzebujesz, a ja chce Ci to oddać w zamian za ochronę.
- Zastanowię się nad tym. - odpowiedziała, po czym obie wsiadły do auta i odjechały w kierunku stanu Wirginia.

Wyszła z samochodu, który zatrzymał się na wybrukowanym podjeździe.
- Niezły nabytek jak na Ciebie. - powiedziała odwracając głowę w jej stronę. - Powiesz mi co znajduje się w tym epicko zaściankowym miasteczku?
- Dzisiaj odbywa się bal maskowy w domu burmistrza. - zaczęła, otwierając drzwi do domu. -Witaj Alice, to jest moja przyjaciółka... - Pierwotna zaśmiała się ironicznie. - Antinua.
- Aktualnie Anette. - poprawiła opierając się o futrynę drzwi wejściowych. - Po co ją trzymasz? - zapytała wchodząc na piętro za Kathrine.
- Jestem pewna, że nikt tutaj nie wejdzie.
- Ach no tak, magiczna moc hipnozy. - powiedziała wywracając teatralnie oczami. - Powiesz coś więcej o tej maskaradzie? - zapytała i wzięła do ręki jedną z dwóch masek leżących na komodzie.
- Na tym balu, będą dwie rzeczy niezbędne do ściągnięcia z Was klątwy. - Anette odwróciła się na pięcie w stronę Petrovy i zmierzyła ją wzrokiem.
- Mystic Falls miejscem narodzin sobowtóra? - uniosła jedną brew do góry. Młodsza wampirzyca pokiwała twierdząco głową.
- Dowiedziałam się, że ma opory, by zjawić się na balu, tak więc mogę ją poudawać, by bez problemu wejść na teren posesji Lockwoodów z Tobą, byś mogła poznać lepiej tych, których będą Ci potrzebni.
- To wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. - brunetka spojrzała ze zdziwieniem w kierunku Pierwotnej. - Dajesz mi na tacy wszystko. Sobowtór, kamień i wilkołak, których do niedawna było sztuką spotkać na swej drodze.
- Dlatego potrzebuje Twojej ochrony. - powiedziała udając onieśmielenie.
- Żaden Twój dar i żadna Twa pomoc, nie powstrzyma Niklausa od darowania Ci życia.
- Twoja prośba zmieniłaby wszystko.
- Mylisz się, ostatni raz widziałam go zaraz po pierwszej wojnie, potem nasze drogi się rozeszły. Nie wiem co dzieje się z resztą rodzeństwa. Każdy poszedł w swoją stronę. Nie jestem nawet marnym cieniem jego rodziny, więc jakim prawem miałby mnie posłuchać?
- O ile dobrze pamiętam czasy nim udało mi się uciec, był w Tobie szaleńczo zakochany, a moja osoba była Waszą wspólną sprawą.
- Kathrine, w tym wypadku jego uczucia do mnie nie mają znaczenia. Będzie chciał Cię zabić, to zrobi to bez mrugnięcia okiem, ja wręcz wtóruję mu w tym, bo przez Ciebie klątwa ciąży nad nami o 500 lat dłużej niż mogłaby. - pogłaskała ją po policzku. - Także dziękuje za dary, ale nic nie będzie z tej umowy. - Kathrine uśmiechnęła się blado i jednocześnie chciała zabić Pierwotną, czego w życiu by nie dokonała.

Fotel w salonie wydał się dogodnym miejscem, by spędzić w nim parę popołudniowych chwil. W ręku trzymała dość pojemny kieliszek z ciemnoczerwonym winem w środku. Omiotła wzrokiem pomieszczenie w którym siedziała. Bardzo nowoczesne, nie znalazła w nim nic klimatycznego, czegokolwiek co przykułoby jej uwagę. Poza właścicielką, świeża wręcz gorąca krew. Marzyła, by zatopić kły w szyi tej kobiety, i wysysać chcącą wytrysnąć krew.
- Powinna Ci pasować. - usłyszała za sobą, co wyrwało ją z zamyśleń.
- Wolałabym czarną. - odparła spoglądając na rubinową sukienkę. - Ta jest zbyt jaskrawa. - dodała z grymasem. Podeszła do niej i przyłożyła do ciała Kathrine. - Za to Ty będziesz wyglądać w niej oszałamiająco. - uniosła dłonią twarz młodszej wampirzycy, tak by patrzyła w jej oczy.
- Traktujesz mnie jak jakąś swoją służkę, to już nie te czasy Anette. - chciała uniknąć wzroku, lecz dłoń Pierwotnej zacisnęła się na jej żuchwie.
- Czasy się może zmieniły, ale mój stosunek do Ciebie w ogóle nie uległ zmianie. - Teraz zrobimy tak, Ty idziesz na górę ubrać czerwoną sukienkę i przygotowujesz mój cały strój na wieczór. - widziała jak źrenice Kathrine się rozszerzają oznaczając, że ulega jej wpływowi. Cieszyła się, że dzięki temu, że jest Pierwotną mogła hipnotyzować nie tylko ludzi, ale przede wszystkim inne wampiry, które w przeciwieństwie do ludzi nie byli zazwyczaj na werbenie. - Możesz odejść. - puściła ją i wzięła kieliszek do ręki.

Kathrine stała przed lustrem w swoim pokoju na piętrze. Wyglądała dobrze. Wyglądała dokładnie jak Elena Gilbert. Fakt, że miało jej dzisiaj nie być dawał jej sporą przewagę. Bracia Salvatore za to będą na pewno chcieli ją schwytać, jeśli tylko dowiedzą się czego tutaj tak na prawdę szuka. Włożyła czarną koronkową maskę, a podobną położyła na stoiku w pokoju Antinuy. Gdy skończyła upinać włosy usłyszała przeraźliwy krzyk z salonu.
- Anette?! - krzyknęła i zbiegła na dół. Gdy zstąpiła z ostatniego stopnia schodów, jej oczom ukazało się bezwładnie upadające na ziemie ciało Alice, mające na sobie liczne obrażenia wokół szyi i nadgarstków. - Co to ma...?
- Po pierwsze, była dla mnie bardzo nie miła, po drugie, musiałam sprawdzić czy aby na pewno nie podjada werbeny, po trzecie była zbyt słaba by przeżyć dłużej, a po czwarte byłam głodna. - powiedziała jednym ciągiem i otarła delikatnie kąciki ust z krwi. Kathrine podbiegła do kobiety sprawdzić czy są w niej jeszcze oznaki życia. - Oh nie udawaj, że obchodził Cię jakiś śmiertelnik. - przeszła nad martwym ciałem i skierowała się na górę.
- Ona była moim zabezpieczeniem, by nikt tu nie mógł wejść. - powiedziała spokojnie.
- Teraz ja tutaj mieszkam, i uwierz mi póki Niklaus się nie zjawi, możesz być stuprocentowo pewna, że nikt Cię nie skrzywdzi.- zdobyła się na blady uśmiech. - Posprzątaj, dobrze że masz kolor sukienki pod kolor krwi, nawet gdy się ubrudzisz nikt nic nie zauważy. - zaśmiała się. - Ja idę się przygotować na wielki wieczór.

*****

Oto prolog. Zdjęcie jest odzwierciedleniem Antinuy/Anette. Zdjęć reszty postaci dodawać nie bedę, gdyż są Wam dobrze znane. Następny rozdział przed mikołajkami.
Pozdrawiam, Female Robbery

środa, 26 listopada 2014

Witam wszem i wobec :)

Jestem dziewczyną, wciąż zafascynowaną serią książek jak i serialami Pamiętniki Wampirów i The Originals. Jako ta właśnie osoba postanowiłam kilka miesięcy temu stworzyć własną bardzo podobno do tej serialowej rzeczywistość. Głównymi bohaterami jest, jak można wnieść po adresie bloga, rodzina Mikaelsonów- Pierwotnych wampirów. Uprzedzam też, że niektóre sytuacje w późniejszych rozdziałach są niekiedy żywcem wyjęte z serialu, natomiast zmieniam tam parę rzeczy jak postacie w tym czasie występujący itp. Co jeszcze chciałabym dodać, to to, że treść dwóch rozdziałów pojawiła się już na internecie pod adresem www.other-vampire-story.blogspot.com, niestety nie kontynuuję tam, ze względu na to, że zapomniałam mojego maila w całości. Jest też parę rzeczy, których nie zrobiłam tam i dobrze się złożyło że mogę to naprawić. Chcę też dodać, że opowiadanie zaczyna się mniej więcej od balu maskowego, który miał miejsce w drugim sezonie, i będzie składać się z około 20 rozdziałów.