czwartek, 25 czerwca 2015

Chapter 16 "Cemetery Gates"

Witajcie, dodaje właśnie nowy rozdział, to już 16! Tym razem jest on samotny ;d co więcej? Cieszy mnie frekwencja na blogu samych odwiedzin, mam nadzieję, że tyle samo odwiedzających czyta to opowiadanie, tylko po prostu nie komentuje :D zostało mi 6 dni do samego lipca (łącznie z 1 lipca) więc myślę, że wyrobię. O dziwo bez dodawania rozdziałów codziennie, ze względu na to, że po tych wszystkich modyfikacjach jest ich nieco mniej niż 20 rozdziałów, które planowałam na samym początku. Dlatego też życzę Wam miłego czytania i czekam na Wasze opinie. 
Pozdrawiam,
Female Robbery

_________________________________________________________________________________

Minęły niemal dwa tygodnie. Pierwotni odzyskali dziesiąty kołek, ale wciąż brakowało tego ostatniego. Nikt nie wiedział gdzie on jest, prócz Alaricka, a właściwie jego nienawidzącego wampirów alter ego. Elena wraz z Damonem pojechali po Jeremiego, który, wraz z Kolem pilnującym go, przebywał w Denver. Zatrzymali Pierwotnego chwilowo poprzez włożenie mu połamanego kija baseballowego w ciało, po to by Jeremy skontaktował się z Rose, a ta wyznała im kto ją przemienił. Obrót sprawy wydał się tak nieoczekiwany…Kol wiedząc od Anette o śmierci Finna i o tym, że gdy umiera jeden z Pierwotnych reszta stworzona z jego krwi również ginie, dowiedziawszy się wcześniej kto przemienił Rose, postanowił pozbyć się tej starej wampirzycy. Ślad się urwał.
W tym samym czasie szkolną imprezę postanowiła urządzić Rebekah, przez co pokrzyżowała plany Caroline, która wolała bawić się imprezę dekady lat 70., a nie 20. Gdy blond Pierwotna wróciła do domu, nie zastała nikogo ze swojego rodzeństwa, tylko matkę, która zmarła na jej oczach jak tylko się z nią przywitała.
Minął kolejny dzień. Okazało się, że w końcu udało się Stefanowi wydobyć ciemną stronę Alarica, Klaus z Anette wybrali się do domu Salvatorów, Anette ruszyła do lochów i rozwalając zamek jednego z pomieszczeń wyciągnęła Alaricka i wyprowadziła do salonu braci.
- Zbytnia przemoc, ja byłbym delikatniejszy. - powiedział Klaus widząc obitą i zakrwawioną twarz historyka, jak tylko Stefan wszedł do domu.
- Pójdziemy do jaskiń. Wejdziesz tam i przyniesiesz kołek. - zwróciła się do nauczyciela Anette. - Nie myśl, że uciekniesz. - dodała trzymając go mocno pod łokieć, po czym ruszyła do wyjścia. Byli już w jaskiniach należących do Lockwoodów. Alaric wszedł do środka, do miejsca gdzie stała jeszcze trumna Esther. - Przynieś go, wiesz doskonale, że nie wejdę do środka.
- Dlaczego miałbym oddać Ci jedyną rzecz, która trzyma mnie przy życiu? - spytał wyciągając kolek z wyrwy w jaskini i usiadł na trumnie. Wtem pojawiła się Rebekah.
- Nik powiedział żebym Cię tutaj zastąpiła. - ta spojrzała jeszcze na Alaricka i na nią.
- Uważaj, chce się bawić w negocjacje. - blondynka posłała jej uśmiech i odczekując aż Anette opuści kamienne korytarze spojrzała na historyka.
Minął kolejny dzień. Anette będąc zaproszona przez Rebekah na imprezę z lat 20., postanowiła z chęcią się wybrać. Wtedy to po raz ostatni widziała Klausa i resztę rodziny. Lubiła tamte czasy, kobiety mimo tego, że ubrane w sukienki były chłopczycami, mężczyźni ubrani w garnitury i smokingi, prohibicja, więc i nielegalne picie alkoholu po knajpach gdzie nocą rządziły wampiry i jazz. Uwielbiała muzykę tamtych lat, w przeciwieństwie do tej teraz doprawdy była melodyjna, klimatyczna. Jedna z miejscowych fryzjerek, którą zahipnotyzowała właśnie robiła jej fryzurę w stylu lat 20., czyli mokre fale ułożone tuż przy głowie. Sukienkę zamówiła prze Internet. Prosta biała z frędzlami na dole i szerokimi szelkami, przyozdobiona przy dekolcie kryształami. Całości dopełniły długie perły sięgające jej prawie do pępka odbijające w subtelny sposób światło słoneczne. Gdy dziewczyna skończyła, Anette odesłała ją, a wracając od drzwi spotkała Klausa ubranego w biały garnitur z czarnymi prążkami.
- Wyglądasz jak gangster od Al Capone. - powiedziała podchodząc do niego. Ujął jej rękę i okręcił ją wokół jej osi.
- Dziewczynie gangstera też niczego nie brakuje. - odparł przyglądając się jej. - Mam wrażenie jakbyśmy się wrócili o te 90 lat wstecz. - dodał i podszedł do stolika z alkoholem nalewając i jej i sobie. Podał jej szklankę.
- Dziękuję. - odpowiedziała. Klaus uśmiechnął się i pochłonął jedną szklankę z Burbonem. - Czas pojawić się na tej szkolnej potańcówce, Rebekah pewnie już na nas tam czeka. - powiedziała po chwili spoglądając na zegar stojący w salonie.

Gdy zjawili się na imprezie było pełno dzieciaków z liceum, a także nauczycieli. Jedynymi osobami spoza szkoły był Pierwotny i Damon Salvatore. Weszli do środka sali, na której rozgrywała się cała impreza. Wszystko od strojów uczestników po dekoracje świadczyło o tym, że osoba, która przygotowywała potańcówkę naprawdę na tym się znała i nie zostawiła niczego przypadkowi.
- Zadzwonię do Rebeki. - powiedziała cicho Anette i wyszła przed budynek szkoły. Ludzie wchodzili i wychodzili, zewsząd było słychać muzykę. - Cześć Rebekah, urządziłaś niezłą potańcówkę, tylko szkoda, że akurat Ciebie na niej nie ma. - mruknęła niezadowolona. - Czekamy z Nikalusem aż się pojawisz, do zobaczenia. - dodała na pożegnanie i podchodząc dalej poczuła jak coś ją zatrzymuje. Spojrzała pod nogi. - Sól…- szepnęła do siebie. Schowała telefon za podwiązkę i rozglądając się uprzednio dokąd sięga minerał wróciła do środka by znaleźć Klausa. Weszła na salę i zobaczyła Klausa tańczącego z jedną z licealistek. Podeszła do nich i wpływając na nią, by odeszła, wyciągnęła go na zewnątrz. - Ty się bawisz, a ktoś tu próbuje nas ponownie wetknąć w kozi róg. - powiedziała wychodząc z nim na dwór i pokazując rozsypaną sól.
- Wygląda na to, że wasza matka wróciła. - usłyszeli głos Stefana i odwrócili się w jego stronę. - A właściwie Twoja Klaus. - powiedział uśmiechając się kącikiem ust. Schował ręce do kieszeni spodni od garnituru.
- Musimy ją znaleźć, zanim ona się do nas dobierze. - mruknęła Anette. - Znajdźmy Bonnie, ona nas stąd wypuści. - powiedziała patrząc na Klausa. Zgodził się skinieniem głowy. Okazało się, że również Elena zniknęła. Pierwotni wiedząc, że jedna z drugą są razem postanowili osobiście dopilnować tego, by zostać stamtąd wypuszczeni.
- Ludzie bez problemu opuszczają tę barierę. - powiedział Matt wkraczając do jednej z sal, gdzie Bonnie wykonywała zaklęcie.
- To w takim razie, może my z Mattem powstrzymamy Esther. - Odezwał się Jeremy. - Musimy tylko wiedzieć gdzie jej szukać.
- To samobójstwo Jeremy. - powiedział Stefan unosząc głowę do góry. Klaus w wampirzym tempie stanął koło młodego Gilberta i chwytając go za szyję uniósł nad ziemię.
- A to bardzo by mnie zawiodło. - powiedział i odwrócił twarz w stronę czarownicy. - Teraz użyj swojej magii czarownico, albo z Anette zaczniemy zabijać tych, których lubisz i kochasz. - mówił ściskając mocniej szyję bruneta.
- Puść go!
- Nie, dopóki nie wykonasz zaklęcia by nas stąd wypuścić.
- Czekamy Bonnie. - zwróciła się do niej Anette i podeszła stając przy stole naprzeciw niej.

Kilkanaście minut później Bonnie weszła do sali, gdzie znajdowały się mapy. Wzięła tę, która pokazywała Mystic Falls. Otworzyła ją. W drzwiach pojawiła się Anette wraz z Damonem, który podał jej fiolkę z krwią.
- To krew Gilberta, pomoże szybciej znaleźć Elenę.
- Mam wykonać zaklęcie przy was gapiących się na mnie? - spytała niezadowolona.
- Nadal jesteś na mnie zła za to, że przemieniłem Twoją matkę w wampira. Pozwól, że przeproszę. Przepraszam, że zostałem zmuszony przez Anette do przemiany Abby, by ratować Elenę. Nie mieliśmy wyboru.
- Zawsze jakiś jest. - odparła z wyrzutem. - Tyle że po Twoich zawsze ktoś cierpi.
- Skończmy te dramaty i zacznijmy, dobrze? - odezwała się Anette i podeszła do biurka, czekając na wykonanie zaklęcia przez pannę Bennet.
- Esther walczy ze mną. - powiedziała Bonnie mając wciąż zamknięte oczy starając się przebić przez barierę magii.
- Esther nie powinna mieć aż tyle mocy. - odparła Pierwotna. - Chyba, że czerpie skądś siłę.
- Z jakiegoś miejsca. - szepnęła mulatka patrząc na brunetkę. - Niech wszyscy się przygotują. Wiem gdzie to jest. - powiedziała po chwili i wyszła z sali w poszukiwaniu Klausa. - Są na starym cmentarzu.
- Lepiej otwórz tę barierę nim będzie za późno. – warknął Pierwotny, a Bonnie tylko zgadzając się kiwnęła głową. Minęło kilka minut, a gdy tylko zaklęcie zostało przerwane dwójka Pierwotnych ruszyła w poszukiwaniu Esther. – Dzwoniłaś do Rebeki? – spytał gdy byli prawie na miejscu.
- Nie odbiera. – odparła niespokojnie. – Obawiam się, że Esther mogła jej coś zrobić. – dodała po chwili i już stali na środku polany przy grobowcu, gdzie Esther stała pomiędzy kierującymi w nią kuszami nastolatkami chcąc ich powstrzymać zaklęciem.
- Gdzie Rebekah?! – krzyknął Klaus.                                        
- Śpi tam gdzie zostawiła ją Anette. – odparła ze spokojem. – Uwolnię ją jak tylko Alaric dokona przemiany. – kiedy skończyła zdanie czyjaś ręka przeszyła jej ciało. Gdy upadła ich oczom okazał się Alaric.
- Nie dokończę przemiany. – powiedział tylko rzucił serce Esther prosto pod nogi dwójki Pierwotnych.
Byli bezpieczni, pozbyli się i Mikaela i Esther. Wyszła z sypialni i skierowała się do lochów Lockwoodów. W grocie do której żaden wampir nie wejdzie widziała otwartą trumnę z zasztyletowanym ciałem Rebeki. Nie mogła tam wejść. Zaklęcie było zbyt mocne, wiedzieli też, że nie ma co liczyć na pomoc ze strony Bennetówny. Ale ona obiecała sobie, że jeśli nie w ciągu kilku dni, to na pewno i tak w szybkim czasie znajdzie sposób i kogoś, kto pomoże jej uwolnić Rebekę.
Kiedy wróciła do rezydencji usłyszała jak Klaus otwiera trumnę z ciałem Esther w srodku.

- Twój plan zawiódł matko. Żyjemy i będziemy żyli. Niech Twoje ukochane duchy znów spróbują Cię oszczędzić. - Anette stanęła obok niego i chwyciła go za ramię. - No dalej ścigaj nas. Zbudujemy armię tak potężną, że nikt nam nie zagrozi. Nasze przetrwanie nie da Ci spokoju na wieczność. Nigdy nas nie zniszczysz! - Wykrzyczał ostatnie zdanie wciąż wpatrując się w oblicze swojej matki.

czwartek, 18 czerwca 2015

Chapter 14 & 15

Witam wszystkich czytelników bardzo serdecznie, z związku z tym iż obiecałam zakończyć opowiadanie przed wakacjami, postanowiłam dzisiaj dodać dwa rozdziały w jednym poście. Na pewno przyspiesza to nadejście końca tego opowiadania, ale jednocześnie zrekompensuje Wam czekanie na ten rozdział plus, dzięki temu post jest o wiele dłuższy. Mam jednocześnie nadzieje, że Was tym samym on nie zanudzi ;) czekam na Wasze opinie i komentarze, ponieważ są niezłym "motorem" do ewentualnego poprawienia treści czy też szybszego dodania czegoś nowego. 
Pozdrawiam,
Female Robbery
_________________________________________________________________________________

Chapter 14 "Leaving Tonight"

- Obudź się. - usłyszała nad sobą, a zaraz potem poczuła jak ktoś zdziera z niej kołdrę. - Wstawaj Anette. - warknęła blond wampirzyca. Gdy brunetka otworzyła oczy zobaczyła stojącą nad jej głową Rebekę. Mruknęła niezadowolona, widząc na budziku przy łóżku, że obudzono ją zaledwie dwie godziny po tym, jak weszła do swojej sypialni.
- Cóż to za ważna sprawa, że robisz mi pobudkę o 3 w nocy? - spytała siadając na łóżku. Rebekah podała jej telefon. - Elena w jaskini, też mi wartka akcja. - ziewnęła.
- Spójrz na rysunki za jej plecami. Nikowi już to pokazałam. - Pierwotna przybliżyła telefon jeszcze bardziej do swojej twarzy przyglądając się ścianom, na których wyrysowana została ich przeszłość. - Poznajesz?
- Nasza historia, to stąd wiedzieli o nas prawie wszystko. - dodała niezadowolona.
- Popatrz na ten rysunek za jej lewym ramieniem… - powiedziała wskazując palcem na ekran.
- Biały dąb. - oczy hybrydy zrobiły się większe, po czym spojrzała na blondynkę.
- Nowy szczep, 300 lat po tym jak wycięliśmy ten stary. - spokojnie mówiła Rebekah i wzięła telefon od swojej przyjaciółki. - To, że pozbyliśmy się Mikaela i Esther to nie koniec.
- Jeśli dowiedzą się, że mają na nas broń, to jesteśmy zgubieni. - dopowiedziała Anette. - Gdzie Niklaus?
- Szuka informacji w księgach o tym dębie, o tym gdzie może się aktualnie znajdować. - odpowiedziała blondynka. Anette wstała z łóżka i ubrała krótkie dresowe spodenki i bawełnianą koszulkę.
Zeszła wraz z Rebeką do salonu, w którym był tylko Klaus.
- Gdzie Kol i Elijah? - zapytała Anette widząc jak Klaus stoi odwrócony do kominka ze szklanką alkoholu w ręce.
- Kol wyjechał i Elijah najprawdopodobniej też.
- Im pozwoliłeś, a mnie nie. - odparła kręcąc głową. - To robimy coś z tym białym dębem? - zapytała lekkim głosem.
- Ciebie to bawi? - podszedł do niej i przyłożył obie ręce do ściany tak że stała pomiędzy jego ramionami, niejako przygważdżając do niej wampirzycę,
- Przykro mi, że trochę zmieniłam nastawienie po tym, jak kilka godzin temu wręcz zmusiłeś mnie do tego, bym została na tym zadupiu. - odparła kuląc się i wymijając go, rozłożyła się na kanapie w salonie.
- Moglibyście przestać zachowywać się jak stare dobre małżeństwo i ogarnąć jak pozbyć się broni, która nas zabije? - zapytała Rebekah, która rzuciła telefon z włączonym nagraniem Klausowi.
- Książki, jakie mamy w tym domu nie obejmują pierwszych czterdziestu lat XX w., więc trochę to nam komplikuje sprawę. - odparł Klaus. - Dochodzi 4 rano. Zostawmy tę sprawę do czasu, gdy większość mieszkańców będzie postawiona na nogi.
- Wywiad środowiskowy? - spytała Anette. - Jak dla mnie nikt bardziej nie orientuje się w topografii miasta, a także w tym co się tutaj dzieje, niż pani burmistrz.
- Wreszcie jakiś dobry pomysł. - Klaus wzniósł ręce do góry. - Jutro rano spotkaj się z panią Lockwood, a Rebekah pójdzie do biblioteki, tam na pewno mają informacje o jakichś dziwnych zjawiskach.

Brunetka siedziała ubrana w popielata koszulkę i skórzane spodnie przy jednym stolików w Grillu. Dochodziła 10, umówiła się dokładnie na tę godzinę z panią burmistrz, telefonicznie, ale doskonale pamiętała jej obecność na jednej z imprez w rezydencji.
- Dzień dobry Anette. - usłyszała głos kobiety nad sobą. Podała jej rękę i usiadła naprzeciw.
- Dziękuję za spotkanie, Pani burmistrz. – powiedziała ze sztucznym uśmiechem na ustach i zawołała młodego chłopaka zamawiając po jednej kawie dla siebie i swojej rozmówczyni. - Sądzę, że jako głowa tego społeczeństwa, jest Pani odpowiednią osobą, by zapytać o najstarsze drzewa w okolicy. - dokończyła, gdy filiżanki z kawą znalazły się przed nimi.
- Niegdyś kobiety z mojej rodziny prowadziły dzienniki na ten temat, zanim jakakolwiek z nich posiadła prawdziwą pracę. - odparła starsza kobieta.
- Rebekah odwiedziła bibliotekę i archiwum założycieli, ale nie znalazła żadnych informacji na temat drzewa, którym się interesujemy.
- Prawdopodobnie jest ścięte. - odpowiedziała łagodnym głosem pani burmistrz sięgając po filiżankę. - Duże, stare drzewa zostały użyte do rozbudowy miasta na początku XX w. - Anette kątem oka zauważyła jak do baru weszli dwaj bracia.
- Wie pani, gdzie znajdują się dzienniki z fabryk tamtego okresu? - zapytała nachylając się bardziej do Lockwood.
- Wtedy wszystkie fabryki należały do rodziny Salvatorów. - Anette podniosła wzrok na braci siedzących przy barze.
- Dziękuje pani za informacje. - powiedziała po dłużej chwili ciszy. - Do widzenia. - dodała i po podaniu ręki pani burmistrz skierowała się do baru, by porozmawiać z braćmi Salvatore. Po wymienieniu kilku zdań grzecznościowych przeszła do rzeczy.
- Nasz ojciec przeleciał pokojówkę podczas wojny secesyjnej, miała syna. - odpowiedział Damon unosząc do ust drinka. - Ale wszyscy myśleli, że Stefan i ja jesteśmy martwi. Rodzinne nazwisko musiało jakoś przetrwać.
- I… wasza rodzina była wtedy właścicielem fabryki?
- Masz dużo pytań. - Anette wzruszyła ramionami i sięgnęła po swojego drinka.
- Po prostu interesuję się historia miasta. W końcu tu dorastałam. - spojrzała na braci, którzy patrzyli na nią podejrzliwie.
- Jeśli chcesz się ze mną przespać, nie musisz się maskować tymi pytaniami.
- Mierzę odrobinę wyżej. - odparła z zadowoleniem widząc zmieszaną minę Damona. Stefan sięgając po butelkę wstał od baru i ruszył do jednego ze stolików. 
- Musisz mu wybaczyć, ma zapotrzebowanie na krew.
- Nieprawda. - odpowiedział szatyn odwracając się jeszcze do nich.
- To może powiecie mi coś o waszych starych krewnych. Podobno wycięli pół lasu, by wybudować miasteczko.
- Zwolnij. - powiedział Damon. - To jest impreza dla chłopców, Ty nie zostałaś zaproszona. - dodał po chwili i wraz ze Stefanem ulotnili się z lokalu.

Wchodząc do domu zdjęła płaszcz. Nikogo nie było. Na poczcie Rebeki zostawiła kilka wiadomości. Klaus również nie odbierał.
Weszła na piętro do swojego pokoju i otworzyła szafę i z dolnej szuflady wyciągnęła swoją podróżną torbę.
- Nik wie? - usłyszała w progu swojej sypialni głos przyszywanej siostry. Anette odwróciła się i krótko zaprzeczyła. Rebekah podeszła do łóżka brunetki i usiadła na nim, patrząc jak pakuje swoje rzeczy. - Będzie wściekły. - odezwała się po chwili zatrzymując wzrok na hybrydzie. Anette westchnęła.
- Dlatego robię to teraz, gdy go nie ma. Odsłuchałaś moje wiadomości? - zapytała ponownie podchodząc do szafy.
- Tak, teraz ja przyjrzę się pani burmistrz i z nią pogadam. Tym bardziej, że opuszczasz nas jak Elijah i Kol. Tylko, że ich wyjazd tylko wzdrygnął Nikiem, natomiast Twój wyjazd go rozjuszy. - patrzyła uważnie na twarz Anette. W końcu Pierwotna usiadła na łóżku, tuż obok blondynki.
- Nie chcę tego robić, ale muszę jakiś czas pobyć sama ze sobą. Zbyt dużo się ostatnio działo, poza tym Niklaus nie zostanie sam, ma Ciebie. - powiedziała tonem, którym najpewniej chciała sama siebie usprawiedliwić. - Daj mu to rano. - dodała poważnym głosem podsuwając Rebece kopertę z napisanym imieniem jej brata. - Musi to dostać, kiedy ja będę parę miast dalej.
- Mam udawać, że nie przyłapałam Cię na pakowaniu i ucieczce?
- Jesteśmy przyjaciółkami, poza tym, to wyjdzie nam wszystkim na zdrowie. - uśmiechnęła się blado.

Kilka godzin później dojeżdżała do kolejnego stanu w USA. Świtało. Zrezygnowała z odbierania telefonów, mimo że nieustannie ktoś próbował się z nią połączyć. Klaus zadzwonił najwięcej razy, ale nagrał tylko jedna wiadomość, w której nawet nie oczekuje wyjaśnień, tylko tego, by jak najszybciej znalazła się z powrotem w ich domu, grożąc nawet uśmierceniem jej za zlekceważenie mantry „zawsze i na zawsze”. Gdy znalazła niewielki hotelik zatrzymała się tam by wziąć prysznic. Wychodząc z wody odsłuchała wiadomości od Rebeki na temat ich poszukiwań białego dębu, nie oddzwaniała. Napisała tylko SMS, że jest w okolicy trzech stanów od Wirginii, tak że jeśli coś by się działo zjawi się tam w ciągu 8. godzin.

***2 tygodnie później***

Odwiedziła kilka kolejnych stanów, bawiła się sama siedząc przy barach pubów znajdujących się na głównych ulicach, gdzie wiedziała, że napotka rozwrzeszczane nastolatki i chłopaków uważających się za ósmy cud świata. Na takich polowała. Krew piła również z takich, którzy krzywdzili innych w ukryty, psychiczny sposób, który zostawał zauważony, jeśli miało się dobrze rozwinięty zmysł obserwatora.
Informacje z Mystic Falls ją trochę uspokoiły, Rebekah napisała, że most Wickery  wybudowany z drzewa białego dębu został przez nią spalony. Pojawiła się również Sage, w poszukiwaniu Finna. Była niezmiernie w szoku, że taka kobieta jak ona, pokochała takiego idealistę jak najstarszy Mikealson. Rebekah nie pałała do niej sympatią, wręcz przeciwnie, uważała ją za dziwkę i materialistkę, która dlatego przystawiała się do Finna, by stać się tak silna jak oni. Mimo tego, że Anette nie miała do niej żadnych zastrzeżeń, wręcz lubiła jej towarzystwo, bo nie dość, że miała klasyczną urodę kobiety przed trzydziestką, zdawała się brać z życia pełnymi garściami. Wszystko zmienił dzień, kiedy Anette zasztyletowała jej ukochanego. I w końcu Klaus, z tego co wiedziała od Rebeki, nie zważając na jej list, a także na zdanie siostry, zaczął jej szukać. Rebekah zadzwoniła do niej dzisiaj rano, by powiadomić ją, że mają Finna i wzięli go do Mystic Falls. Teraz są na jej tropie. Chcą zniszczyć czar Esther, który połączył ich w jedno. Ją też, dziwne, bo mimo wszystko nie jest z nimi spokrewniona, ale jednak wystarczyło, że w wampirzą jedność połączyła ich krew sobowtóra. Miała ochotę wrócić i pomóc im, zresztą, jeśli ona nie przyjedzie, Klaus będzie jej szukał, a gdy w końcu ją znajdzie, jego miłość do niej ustąpi złości, a wtedy dojdzie do niemałej jatki.

Denver było małym miasteczkiem, nastolatków było tu jak na złość zdecydowanie za dużo. Pobliskie liceum sportowe wydawało na świat różnych troglodytów, mięśniaków sportowców, albo piskliwe cheerleaderki, którym wystarczyło błysnąć forsą lub kluczykami od samochodu, a od razu zabawiały się ze swoimi kolegami ze szkoły. Widząc jedną z takich dziewczyn Anette zaśmiała się do siebie i sięgnęła po kolejny kieliszek alkoholu. Podniosła głowę i na rogu baru, przy którym siedziała, usłyszała znajomy głos mówiący żart, by rozbawić towarzystwo, a po chwili śmiech. Przyjrzała się uważniej, w zadymionym pomieszczeniu z przyciemnionymi światłami zobaczyła jednego z braci. Jej oczy zrobił się jak spodki. Stolik jednego z Mikaelsonów był umieszczony w drodze do toalet. Postanowiła specjalnie przejść koło nich. Poprawiła swoją bluzkę i włosy czesząc na bok swoją asymetryczną grzywkę i ruszyła w ich kierunku. Wpatrywała się w twarz Pierwotnego, tak by wymusić na nim spojrzenie w jej stronę. Udało się. Spojrzał na nią rozbawionym wzrokiem, ale gdy tylko uświadomił sobie, kto go mija mina mu spoważniała. Gdy Anette weszła w korytarz prowadzący do toalet usłyszała jego głos przepraszający wszystkich i jego kroki tuż za swoimi.
- Anette? - zapytał szeptem do stojącej tyłem wampirzycy. Dziewczyna odwróciła się i od razu wpadli sobie w ramiona. - Co Ty tu robisz? Sądziłem, że razem z Nikiem zostaliście w Mystic Falls. - dodał odrywając się od niej.
- Po tym, co usłyszałam od waszej matki przy domu czarownic, musiałam na trochę wyjechać i odpocząć od tego wszystkiego. - odparła siląc się na uśmiech. - A Ty? Widzę, że towarzystwa Ci nie brakuje. - Kol wzruszył ramionami.
- Nik nie mówił, że Cię nie ma, a ja przyjechałem tutaj, by pilnować Jeremiego Gilberta. - oczy Anette zrobiły się większe. - Elena podobno wysłała braciszka z dala od Mystic Falls, by mógł na nowo zacząć bez tych historii z nami. Natomiast ja pilnuję go, tak długo jak istnieje szansa, że matka wróci by nas zabić, lub ponownie odnajdą jakieś drzewo białego dębu.
- Mówił Ci o tym? - spytała zakładając ręce na piersi. - Rebekach pisała, że spaliła most, więc to nam już nie zagraża.
- Za to troska matki nigdy nie ulegnie zmianie. Musze tam wracać, niektórzy już się zdrowo upili więc jest szansa, że się trochę najem. - zaśmiał się. - Może dołączysz?
- Nie, dzięki. - odparła rozbawionym głosem. - Kol mam prośbę. - włożył ręce do kieszeni i spojrzał na nią wyczekująco.
- Jeśli będziesz rozmawiać z Niklausem, nie mów mu, że mnie spotkałeś i że miałeś ze mną jakikolwiek kontakt. - zmrużył oczy i przeskanował ją całą wzrokiem.
- Oczywiście, nie powiem że rozmawialiśmy, ale… - zawiesił głos i jedną dłoń uniósł wskazując na nią palcem. - Jesteś mi winna jutrzejszy wieczór z kolacją.

- Dziękuję. - powiedziała uśmiechając się i poklepała go w ramię. - Jutro o 19 w hotelu Road Driver, pokój 21. - dodała i ruszyła po swoje rzeczy, po czym skierowała się do wyjścia, jeszcze tylko raz zerkając w stronę młodego Mikaelsona i jego znajomych.

Part 15 „Hotel Room”

Robiąc zakupy do przygotowania kolacji dla siebie i Kola usłyszała dzwonek swojego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, jej oczom ukazało się imię jej ukochanego. Postanowiła odebrać pierwszy raz od czasu kiedy wyjechała. Nie wiedziała co usłyszy po drugiej stronie, miała tylko nadzieję, że ktoś gdzieś w tle nie wypowie nazwy miejsca, w którym pomieszkiwała, lub nie dojdą do niego żadne rozmowy innych ludzi.
- Słucham? - powiedziała do telefonu sięgając na najwyższą półkę po makaron.
- Jestem w szoku, że odebrałaś. - usłyszała zirytowany głos Pierwotnego. - Już prawie zdążyłem się przyzwyczaić, że rozmawiam z Twoją automatyczną sekretarką.
- Daruj sobie ten sarkazm i przejdź do rzeczy. - odparła z udawaną złością. Doskonale wiedziała, że nawet jej głos może ją zdradzić.
- Gdzie się podziewasz? - zapytał odrobinę innym głosem. - Nawet Finn wrócił na naszą stronę. Powinnaś do nas dołączyć, pewnie mój starszy brat w końcu się opamiętał.
- Z tego co wiem od Rebeki, to był to pokaz perswazji w stylu Mikalsonów. - odparła kładąc kolejne rzeczy do wózka.
- Rozmawiasz z Rebeką? - spytał zainteresowany. Oczyma wyobraźni widziała jego zmrużony wzrok skupiony na ścianie, bądź też na swojej siostrze, która akurat wchodziła do domu. Była pewna, że Rebekah słowem nie mówiła mu o ich rozmowach, wysyłaniu SMSów. - Nic nie wspominała, prócz tego listu, który zostawiłaś.
- Wygadałam się, zdarza się najlepszym. - odpowiedziała szybko. Gdy dłuższy czas milczał, a ona w końcu dojeżdżała do kasy odezwała się. - Wrócę za kilka dni Niklaus. - szepnęła przymykając oczy.
- Dlaczego w ogóle wyjechałaś?
- Mówiłam Ci. Napisałam w liście. Musiałam trochę od tego odpocząć. Zgadza się, nie spędzaliśmy z sobą czasu prawie 100 lat, ale tyle rzeczy wydarzyło się odkąd na nowo zeszliśmy się, że ja musiałam odetchnąć.
- Mikael miał rację, jesteś równie silna i mnie nie potrzebujesz. - mówił głosem prawie wyzutym z emocji. - Tylko, że obiecaliśmy coś sobie wieki temu i wiesz, że nie wolno łamać obietnicy, którą przypieczętowaliśmy wówczas krwią i pierwszym wspólnym pożyciem jeszcze jako ludzie. - mówił to z takim przekonaniem, że mimo wspomnienia przyjemnych czasów Anette poczuła się źle, znowu zaczęła myśleć o ich matce, o tym, jaką lawiną nieszczęść stała się dla nich.
- Muszę kończyć. - powiedziała i bez żadnych więcej słów rozłączyła się. Klaus próbował dzwonić jeszcze kilka razy, ale za każdym razem odrzucała połączenie.

Na stole stały dwa talerze ze sztućcami, butelka czerwonego wina z XVIII w. dwa kieliszki i świeżo ugotowany makaron i sos w porcelanowym garnuszku. Brakowało tylko głównego gościa wieczoru, którym miał być Kol. Nagle usłyszała dzwonek telefonu hotelowego.
- Pani Mikealson, ma pani gościa. Nazywa się Kol Mikealson. - powiedziała młoda dziewczyna do słuchawki. Anette uśmiechnęła się do siebie i z entuzjastycznym głosem odparła, żeby go wpuścić i czeka na niego. Kilka minut później usłyszała pukanie do drzwi. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy podeszła otworzyć. To kogo zobaczyła zwaliło ją z nóg.
- Witaj Antinuo. - powiedział świdrując jej twarz wzrokiem. - Nie wpuścisz mnie?
- Niklaus… - ledwo wyszeptała jego imię, a on zdążył wejść do środka. Zamknął  za sobą drzwi, i przygwoździł ja za szyję do nich. - Co…Ty…robisz? - zapytała chcą złapać oddech. Przysnął się bliżej niej i złączył ich usta w pocałunku, puścił jej szyję i przycisnął ją całym swoim ciałem do ścinany po prostopadłej do drzwi. Oplotła go nogami, a on przeniósł ją na łóżko rozrywając jej bluzkę i rozpinając stanik. Kilka minut później całkiem nago oddawali się pieszczotom i rozkoszy, smakując po kolei każdy centymetr swoich ciał. Tęskniła za jego dotykiem, za jego pieszczotami i za tym jak doprowadzał ją na skraj rozkoszy. Usiadła na nim tak, że jego głowa znajdowała się na wysokości jego piersi, a ona mogła powoli doprowadzać ich oboje do pełnej rozkoszy przesuwając raz szybciej raz wolniej po jego męskości. Gdy skończyli leżeli obok siebie ciężko oddychając przykryci cienkim materiałem prześcieradła.
- Naprawdę sądziłaś, że tak po prostu będę czekał aż wrócisz? - popatrzył na nią i lekko przechylił głowę w lewo. Właśnie pożałowała rozpoczęcia rozmowy z Kolem i zaczepienia go w barze.
- Pewnie nawet nie hipnotyzowałeś tej dziewczyny z recepcji i uwierzyła Ci na słowo. - powiedziała i usiadła na łóżku. Przeszukała ręką naokoło stanika i ubrała go na siebie. - Skoro już tu przyszedłeś jako Kol, to może zjesz ze mną kolację? - zapytała wstając. Nie odzywał się na razie słowem w jej stronę. Usiadł i w czasie, gdy Anette nakładała sobie porcję makaronu nalał im wina, a później nałożył sobie porcję. - Nie będziesz już nic mówił? - zapytała w połowie posiłku sięgając po kieliszek z winem.
- Przepraszam. - powiedział z wyrzutem, po czym zerknął na nią.
- Zwykle ma się inny ton głosu przepraszając, można też na przykład patrzeć komuś w oczy z rozżaleniem, a nie ze wściekłością. - odparła Anette. Klaus pochylił się bardziej w jej stronę.
- Staram się jak mogę, ale to nie ja uciekłem zostawiając rodzinę.
- To Kol i Elijah zostawili swoją rodzinę. Ja zrobiłam sobie kilka dni wolnych od ponownego ratowania nam wszystkich tyłków, bo odkąd zostałam obudzona prawie rok temu, nic innego nie robię. - skwitowała i odłożyła kieliszek, przyglądając się jeszcze krystalicznej czerwonej barwie alkoholu.
- Sprawa jest załatwiona, biały dąb jest zniszczony, a Esther nam nie zagrozi, bo weźmiemy czarownicę, która nam pomoże odwrócić zaklęcie. - spojrzał na nią z uwagą. - Przyjechałem tutaj po to byś wróciła ze mną do Mystic Falls.
- Tamto miasteczko nie jest naszym domem, już nie.
- A to jest dla Ciebie dom? - zapytał z wyrzutem pokazującą rękami pokój, w którym przebywali. - Przenosisz się z jednego miejsca w drugie, to ma być dla nas normalne?
- Mieliśmy raz dom, ale Twój ojczym nas skutecznie stamtąd usunął.
- Teraz mamy nowy i powinniśmy w nim zamieszkać. Wszyscy. Kol do nas dołączy wkrótce, ale ma tutaj jeszcze sprawę do załatwienia. - powiedział opierając się wygodnie o krzesło. - Nie zostawię Cię tutaj. - syknął z przymrużonymi oczami. Anette starała się wytrzymać jego wzrok, ale wiedziała, że nie potrafi się mu długo opierać i w głębi duszy cieszyło ją to, że jej szukał uparcie dążył do tego, by byli rodziną.

Nazajutrz opuszczali Denver. Anette chciała się jeszcze rozmówić z Kolem, ale postanowiła załatwić tę sprawę bez obecności Klausa, dlatego rozmowę z najmłodszym z braci odłożyła na dłużej, dopóki Kol nie wróci do miasteczka, w którym nie tak dawno się wszyscy osiedlili. Siedziała obok Klausa na miejscu pasażera patrząc na krajobraz za oknem.
- Podwiozę Cię pod dom, ale sam jeszcze muszę coś załatwić. - powiedział odpisując komuś na SMS. Spojrzała na niego z ukosa.
- Dasz mi klucze, czy mam wchodzić balkonem?
- Rebekah, bądź Finn ze swoją ukochaną Sage powinni być w rezydencji. - odpowiedział spokojnym głosem.
- Chcesz dorwać jakąś czarownicę? - zmieniła temat, kiedy zjeżdżali z autostrady na główną ulicę prowadzącą do pobliższego miasteczka.
- Nie jakąś, a Bonnie Bennet. Jej dziwne pokrewieństwo pokoleń doprowadziłoby do naszej zguby, więc spowoduję, że naprawi swój błąd.
W końcu dotarli do Mystic Falls, Klaus wjechał na dziedziniec, gdy tylko wysiadła z Range Rovera swojego przyjaciela usłyszała agonalne dźwięki ze środka domu. Popatrzyła pytająco na Klausa, ale jego mina niewiele jej mówiła. Ruszyła więc do środka biorąc do ręki torbę podróżną z którą wyjechała. Anette rzuciła torbę w korytarzu i udała się w stronę wydawanych dźwięków. Zdziwiona weszła do pustej sali, na której środku do przymocowanych do sufitu łańcuchów, przywiązany był Damon. Rany na jego nadgarstkach się nie goiły, domyślała się, że to działanie werbeny. Koszulę miał rozdartą, a Rebekah kreśliła na jego nagiej klatce piersiowej kreski nożem również nasączonym roztworem.
- Coś mnie ominęło? - zapytała, Rebekah odwróciła się do niej i uśmiechnęła się.
- Znalazł Cię szybciej, niż sądziłam. Mają na nas nowe kołki z białego dębu, właśnie egzekwuję ich odzyskanie. - odparła i wróciła do uprzedniej czynności.
- Myślałam, że tę sprawę rozwiązałaś.
- Okazało się, że prócz mostu, który spaliłam, jest też tablica zrobiona z tego samego drewna, a którą zabrano stamtąd na czas renowacji.
- Jeśli chcesz się pozbyć werbeny lepiej byłoby przywiesić go do góry nogami. - Rebekah uśmiechnęła się sztucznie.
- Dzięki za pomoc, ale wiem co robię. - Anette uniosła ręce jakby się poddawała.
- Jasne, przecież nigdy z Twoim bratem nie zabawiałam się w torturowanie tego typu wampirzych wyrostków. - zaśmiała się po chwili.
- Taa, właściwie było dość spokojnie te kilkanaście dni podczas których rozmawiałam z Tobą przez telefon, może ponownie wyjedziesz, bo jak wiesz nie lubię gdy mi się coś narzuca, i chyba w tym jesteśmy podobne.
- Twoja ofiara się już wygoiła. - mruknęła do blond wampirzycy, która podeszła do niej z wycelowanym w jej stronę nożem. Po tych słowach Rebekah odwróciła się i powróciła do nacinania skóry wampira, a Anette poszła wziąć prysznic.
Gdy Anette skończyła korzystać z łazienki usłyszała głos Klausa i stłumiony głos Kola. Wyglądało na to, że rozmawiają przez telefon. Zeszła więc ubrana w ciemne wąskie dżinsy i popielata tunikę z dekoltem w kształcie łódki, rozczesując palcami jeszcze lekko wilgotne włosy. Gdy zjawiła się w pokoju Klaus uśmiechnął się w jej stronę, a Bonnie patrzyła na telefon z nagraniem, na którym okazał się widnieć Jeremy Gilbert.
- A więc Bonnie, jak z tym zaklęciem? - spytał chowając telefon do kieszeni.
- Kto to był? - spytała mulatka po usłyszeniu wrzasku bólu.
- Nie przejmuj się tym kochana. - odparła Anette siedząc w fotelu naprzeciwko, patrząc jak czarownica próbuje rozwikłać zaklęcie.
- Będę się przejmować, bo martwi mnie sposób w jaki wykorzystujecie ludzi by osiągnąć swój cel. To nie w porządku. - powiedziała na jednym oddechu.
- Robisz się emocjonalna. To jasne, ostatnio nie było Ci zbyt łatwo, Twoja matka zostawiła Cię, znowu. - podchodził do Bennetówny powoli, dziewczyna patrzyła w bok, nie chcąc spojrzeć mu w oczy. - Mogę pomóc ją odnaleźć. Znam ludzi, którzy znajdują innych, mogę ją sprowadzić w całości. Albo jeśli chcesz, sprowadzę ją w kawałkach. - czarownica spojrzała na niego piorunując go wzrokiem. - Ale czy to nie oczywiste, że będę krzywdził wszystkich których kochasz, by osiągnąć cel? Wiem, że zaklęcie jest w tej księdze, wiem że wymaga krwi mojego rodzeństwa, a także Anette. - spojrzał na nią i delikatnym gestem ją przywołał. - Masz je tutaj. - pokazał Bonnie skórzaną torebkę z fiolkami krwi. - Kol, Rebekah, Finn, Elijah… - Anette wzięła szklankę do reki i ugryzła się pozwalając krwi płynąć. To samo zrobił Klaus.
Sześć świec płonęło na stoliku pośrodku małego salonu. Bonnie wykonując zaklęcie wylała zmieszaną krew każdego z nich na środek. Z każdym kolejnym słowem czarownicy krople rozdzielały się wędrując w sześciu różnych kierunkach zatrzymując się przy świecach. Świecie rozbłysły jeszcze bardziej.
- Wygląda na to, że nasza mała czarodziejka się spisała. - odetchnęła Anette kładąc dłoń na ramieniu Klausa.

Kilka godzin po wyjściu Bonnie rozległ się głos Stefana, który wszedł do sali gdzie przebywał Damon.
- Klaus jestem tutaj! - krzyknął i zaraz po jego słowach trójka Pierwotnych pojawiła się tuż za jego plecami.
- Czego chcesz? - spytał Klaus, w odpowiedzi Stefan rzucił w jego stronę torbę z jakiegoś wodoodpornego materiału.
- Jestem tutaj po to, by zawrzeć układ. - powiedział po chwili.
- Stefan, co Ty robisz? - wyszeptał ledwo żyjący Damon.
- Osiem kołków z białego dębu. Część mostu Wickery, której nie spaliliście. - Klaus spojrzał ostrzegawczo na Rebekę.
- Chciałam to sama załatwić. - powiedziała patrząc na swojego brata.
- Finn nie żyje. - Klaus spojrzał na Stefana ściskając szczękę, Anette mimowolnie uśmiechnęła się. Wiedzieli na pewno, że czar został odwrócony.
- Zabiłeś mojego brata? - spytała Rebekah. Salvatore spojrzał krotko na nią i w końcu jego wzrok spoczął na Klausie.
- Mój brat za osiem kołków białego dębu, które są w stanie Was zabić. - powiedział patrząc na niego uważnie.
- Skąd mamy mieć pewność, że nie ma ich więcej? - odezwała się Anette, Klaus spojrzał na nią i wrócił do mierzenia się wzrokiem ze Stefanem.
- Nie mamy. - odparł natychmiast patrząc jej w oczy.
- Możemy się upewnić? - zapytała brunetka i minęła Stefana trącając go ramieniem stanęła naprzeciwko ciała Damona. Młodszy wampir odwrócił się spoglądając na Pierwotną. - Odejdź. - szepnęła do niego. - No dalej, odejdź. - powtórzyła.
- Odwal się Anette. - mruknął Damon.
- Anette to moja zabawka, nie Twoja. - odezwała się naburmuszona Rebekah. Brunetka chwyciła twarz Damona z całej siły w swoją dłoń i skierowała jego wzrok na siebie.
- Powiedziałam… idź do domu. - ponownie wyszeptała wpływając na niego hipnozą. Puściła go i odsunęła się do niego kawałek dalej. Damon powoli zaczął wyciągać swoje już i tak krwawiące ręce z obręczy założonych na nich. Anette wymieniła uśmiech z Klausem, natomiast Rebekah spoglądała z niezadowoleniem, gdyż jak określiła wcześniej to była jej „zabawka”. Stefan stał w bezruchu obserwując uważnie każdy ruch swojego brata. - Okej, przerwij na chwilę. - powiedziała do Damona. - Jak widać, możesz być wreszcie zmuszony do tego, żeby posłuchać. - dodała po chwili. - Teraz czas na decydujące pytanie. - znowu chwyciła go za żuchwę i nakierowała twarz Salvatore na siebie. - Oprócz kołka, który zabił Finna, ile jest takich, które mogą nas zabić?
- Jedenaście. - odpowiedział wycieńczonym głosem opuszczając całkiem głowę. Anette spojrzała na Klausa i otrzepała swoje dłonie uderzając jedną o drugą.
- Jedenaście! Naprawdę? Czyli nie osiem. - powiedział Klaus odwracając do siebie Stefana.
- Zdobędę dla Was pozostałe trzy. - syknął zdezorientowany obrotem sytuacji Salvatore.
- Taa, byłoby miło. Albo skoro skłamałeś, Anette może po prostu zmusi Twojego brata, żeby połknął swój własny język?
- Co jest z Wami nie tak? – zapytał spokojnie Stefan.
- A co z Tobą jest nie tak?! - warknął Pierwotny. - Na prawdę nie masz dla mnie za grosz szacunku? Dałem Ci kogoś, kogo możesz nienawidzić, czuć wstręt, doskonały obiekt dla Twojego gniewu. Żebyś nie musiał znienawidzić samego siebie. Dałem Ci Twój życiowy cel, jako Twój przyjaciel. Naprawdę uważam, że powinieneś mi podziękować. - powiedział na jednym oddechu kierując się prawie do wyjścia z pomieszczenia. Wtem Stefan wyciągnął zza klapy kurtki kołek i ruszył z nim na Klausa przykuwając go do ściany. Anette w tym samym czasie wcisnęła rękę w klatkę piersiową Damona i chwyciła za jego serce. - Przestań, bo jak widzisz oboje zginiecie. - powiedział już spokojniejszym tonem Klaus i wyciągnął z ręki Stefana kolejny kołek. - Widzisz, to proste, teraz wystarczy, że dasz mi dwa pozostałe. - Rebekah ruszyła z miejsca i uwolniła Damona.
- Co Ty robisz?
- Ustalam zasady. Ja go tu przywlokłam i zamknęłam, więc ja go wypuszczam. - powiedziała patrząc na Anette. - Przynieś te kołki, albo oboje zginiecie. - skierowała się do Stefana i wyszła z sali biorąc ze sobą kołki leżące w torbie.
- Nie pozostaje Ci nic innego niż oddać nam te dwa ostatnie kołki, w przeciwnym razie wytoczymy wojnę wszystkim których kochasz. - odezwał się w końcu Klaus. - Mam nadzieje, że wyraziłem się jasno. - powiedział podchodząc bliżej Stefana. Anette zjawiła się zaraz obok.
- Weź brata, jako oznakę naszej dobrej woli. - rzekła na odchodne i wraz z Klausem wyszli z sali.
Weszła do swojej sypialni ubrać coś wygodniejszego. Usłyszała na dole kłótnię Rebeki i Klausa o Finna, o to że Klaus zniszczy ich jako rodzinę, że uważa za głupotę podobną do tej ich brata, fakt że Rebekah chce tutaj pozostać. Nie wiedziała co się dzieje z tą rodziną, która do niedawna była też jej. Weszła do łazienki i spojrzała w lustro jednocześnie obmywając twarz zimną wodą. Gdy wyszła w pokoju siedział Klaus.
- Słyszałam jak rozmawiałeś z Rebeką, nie powinieneś był być taki ostry.
- Ty bronisz Finna?
- Mnie nienawidził, ale dla Rebeki był po prostu starszym bratem. - spojrzała na niego. - Nie prawdą jest też to, co powiedziała, wciąż jesteście rodziną, żadna inna czarownica, hybryda, wilkołak, czy wampir tego nie zmienią.

środa, 3 czerwca 2015

Chapter 13 "Let's Kill Tonight"

Witam, po nie tak długiej przerwie. Ciesze się widząc jaką frekwencję ma oglądalność mojego bloga, a jeszcze więcej radochy mam widząc Wasze komentarze ;) mam nadzieję, że i pod tym rozdziałem ich nie zabraknie.
Pozdrawiam,
Female Robbery

Pora śniadania przebiegła w spokojnej atmosferze, byli prawie wszyscy, brakowało jedynie Rebeki i Esther. Jedli w ciszy.
- Matka wyszła? - odezwał się jako pierwszy Elijah spoglądając po wszystkich, ale na końcu zatrzymał wzrok na starszym od siebie Finnie.
- Miała pewną sprawę do załatwienia. - odparł sięgając po kromkę chleba.
- Jak na tradycjonalistkę i fanatyczkę jednoczenia rodziny, nasza matka nie powinna opuszczać rodzinnego posiłku. - mruknął Kol. - A jeśli już chodzi o nieobecnych, co z naszą siostrzyczką?
- Po powrocie z kolacji wymknęła się i nie wróciła na noc. - powiedziała Anette smarując tost dżemem owocowym nawet nie patrząc na nich. - Nie spałam dzisiaj, wiem że jeszcze nie wróciła. - dodała czując wzrok kilku mężczyzn. Reszta posiłku spędzili w ciszy. Widziała spojrzenie Klausa, ale ona za wszelką cenę unikała jego wzroku. W końcu, gdy już miała odejść i wstała od stołu, na przeciw niej pojawiła się pierwotna hybryda.
Gdy chciała go minąć chwycił ją za rękę i patrząc na nią wściekle pokazując bursztynowy kolor hybrydzich oczu, pociągnął za sobą do swojej sypialni na piętrze. - Czymś Cię zdenerwowałam? - zapytała niewinnym głosem, patrząc na niego wzrokiem małego dziecka.
- Co to wczoraj miało być? Te czułości wymieniane z Kolem?
- Błagam, Niklaus, to tylko Twój brat i mój przyjaciel. - odparła siadając na łóżku. Odchyliła się do tyłu opierając na łokciach i wręcz z rozbawieniem spoglądała na chodzącego tam i z powrotem Klausa. Mężczyzna przejechał dłonią po swojej twarzy.
- Twoja zażyłość z nim po jego powrocie zaczyna mi ciążyć. - stanął naprzeciw niej.
- Oh, przestań być taki małostkowy. Kol jest po naszej stronie i pomoże pozbyć się Ester, ponownie. - odparła patrząc na niego uważnie. – Okej, przepraszam. - powiedziała w końcu, gdy stał odwrócony do niej plecami, patrząc przez okno. Podniosła się z łóżka i ruszyła do niego. Podchodząc od tył objęła go rekami kładąc policzek na jego plecy. – Dobrze wiesz co może się stać jak Esther zdecyduje się nas zabić. Nie wiemy co planuje, nie wiemy ile tam była by móc nabrać sił. Boję się po prostu, że Esther na nowo będzie chciała nas rozdzielić. - Dotknął jej dłoni i odrywając je odwrócił się do niej.
- Antinuo. - zaczął i założył jej włosy za ucho patrząc w oczy. - Nigdy nie zrobię niczego, co spowodowałoby nasz koniec i upadek. Jesteśmy jedynymi oryginalnymi hybrydami, tworzymy nową rasę, nikt i nic nam nie jest w stanie zagrozić, tak długo jak na sobie polegamy. - dokończył i przytulił ją. - Zawsze i na zawsze, Anette. - szepnął jej na ucho.
Nie minęła nawet sekunda, gdy złączyli się w namiętnym pocałunku. Oddawali je sobie z jeszcze większa pasją, niż miało to miejsce w trakcie ich pierwszego zbliżenia po 100 latach rozłąki. Szybkim tempem przenieśli się na łóżko. Klaus posadził ją na sobie i zdjął z niej popielatą tunikę. Po kolei z ich ciał znikały części garderoby, aż w końcu nadzy złączyli się w jedno ciało. Wisiał nad nią trzymając ręce z obu stron jej głowy, a ona trzymała go za ręce i z każdym jego ruchem wbijała mu paznokcie w przeguby nadgarstków. Kiedy skończyli położył się obok niej, jedną ręką masując jej nagie plecy.
- Rebekah wróciła. - powiedział zachrypniętym głosem. Anette spojrzała na zegar wiszący na przeciwległej ścianie.
- Jest po 9, nie spieszyła się. - odparła i podniosła się. - Muszę napić się jakieś chociaż mrożonej krwi. - podniosła się z łóżka i będąc wciąż nago zbierała swoje rzeczy. - Nie wychodzisz? – Klaus wstał z łóżka i sięgnął po kartki i ołówek.
- Dawno tego nie robiłeś. - zapięła spodenki i odwrócona do lustra poprawiła włosy, kątem oka widząc, że Klaus nad czymś intensywnie rozmyśla. – Za każdym razem, gdy coś kombinujesz zaczynasz szkicować, co tym razem chodzi Ci po głowie?
- Mam parę rzeczy do przemyślenia…zaraz zejdę. – powiedział gdy ubierała buty.
- Tylko się ubierz, nie mieszkamy tutaj sami. - rzuciła w niego koszulkę, a on nagle wstał i przyparł ją do drzwi. - Wypuścisz mnie? - spytała, czując jak prawie dotyka swoimi ustami jej ust. Odsunął się od niej trochę i szarpnął za klamkę. Pocałowała go jeszcze i opuściła jego sypialnie.

- Moja ulubiona para się pogodziła. - powiedział uśmiechnięty Kol, gdy tylko Anette wkroczyła do salonu. - A Rebekah miała ciężką noc. - dodał puszczając oczko brunetce.
- Jeszcze jedno zdanie, a następną rzeczą, która wyleci z Twoich ust będą Twoje zęby. - Anette odwróciła się, a za nią ze szkicownikiem w rękach stał Klaus starając się nie roześmiać. - Nie zaczynaj, Nik. - dodała Rebekah wskazując palcem na starszego brata.
- Przecież nic nie mówię. - podniósł ręce w geście obrony. - Przyszedłem się trochę zrelaksować. - dodał i usiadł na skórzanej kanapie wyciągając na nią nogi.
- Jak dziecko... - prychnęła Rebekah.
- Nudzę się. - burknął Kol i rzucił się na fotel. - Nasza siostra jest ladacznicą, ale ostatnio tylko imprezuje.- Anette podeszła do sofy i zrzuciła nogi Klausa siadając obok. - Potrzebuję rozrywki.
- Na co czekasz, leć. Baw się. - powiedział Klaus nie odrywając wzroku od szkicownika.
- Zabawa w samotności nie jest fajna. Dołącz Nik. To ostatnie co możesz zrobić, prócz wbicia mi sztyletu w serce. - szepnął udając smutek i patrząc uważnie na brata, który tym razem na niego spojrzał. Anette chrząknęła nieznacząco i wpatrywała się wyczekująco na Klausa. Ten popatrzył na nią spode łba. Chciała żeby wraz z młodszym bratem wyszli i wyjaśnili sobie wszystko od początku do końca. Może faktycznie jej relacja z Kolem nie wyglądała na czysto rodzinną dla Salvatorów wczoraj wieczorem, ale ona wiedziała, że jest inaczej. Kochała Kola najbardziej ze wszystkich braci, bo był do niej podobny, był z nią prawie tak samo jak Klaus, tylko że z Klausem było to coś więcej. Odkrywał ją, jej tajemnice dzielił z nią jej ból przemian i razem stracili i zyskali swoje wilcze natury. Nic nie było silniejsze niż jej miłość do Klausa, nawet gdyby doszło do tego, że całe rodzeństwo zaczęłoby skakać sobie do gardeł i zwalczać się nawzajem stała by u boku Klausa. Ślepa lojalność? Nie. Po prostu znała go i był jej odbiciem w każdym calu, był jej częścią i gdyby kiedyś miało go na zawsze zabraknąć stała by się kimś gorszym niż Stefan Salvatore Rozpruwacz. Jeśli chodziłoby o Kola, pomściłaby jego śmierć zadając ból wszystkim którzy do jego śmierci się przyczynili, powoli niszczyłaby każdego, aż błagałby o śmierć. Bo są w jej życiu osoby, które są nietykalne, jedyną osobą z której śmierci byłaby zadowolona był Finn. Miała nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak, nie chciała jednak dłużej się nad tym zastanawiać, bo bała się, że jej przemyślenia się potwierdzą.
- Ok. Czemu nie? Nie miałem okazji, by wczoraj się upić, bo musieliśmy się zająć wprowadzką matki.- odparł i położył szkicownik na kawowym stoliku. Klaus wstał i całując ja przelotnie ruszył z salonu, Kol zrobił to samo.
- Całe szczęście, że wychodzicie, przez ten dom i tak przewija się tabun facetów.
- Zupełnie jak przez Ciebie Bekah. - odkrzyknął Kol, za co dostał ugodzony jednym z eleganckich butów Rebeki w plecy. Nagle zrobiło się pusto, Rebekah jak powiedziała poszła wziąć prysznic, a chłopcy wyszli do baru. Esther jeszcze nie wróciła.
- Antinuo. - usłyszała spokojny głos Elijah. Uświadomiła sobie, że całkiem zapomniała o jego obecności w domu. Spojrzała na niego oczekując dalszego pytania.  powiedział wchodząc do salonu z czymś niewielkim w ręce. - Spalona szałwia. - powiedział i wysunął do niej rękę z malutkim bukiecikiem. - Rzuciła zaklęcie prywatności, gdy przebywała sama z Finnem.
- Dziwne, ale w tym domu są same wampiry. - powiedziała biorąc ją do reki. - Finn jest jej ulubieńcem, chciała uciąć z nim pogawędkę.
- Nie ufam mu. - uciął krótko. - Sama wiesz, że nienawidzi tego kim jest, i to od zawsze.
- Może, ale Wasza matka wróciła po to, by nas zjednoczyć. Wczoraj może też nie zachowałam się w porządku, ale w ogólnym rozrachunku wiem, że Was kocha, a mnie traktuje jak przyjaciółkę Rebeki i przyszywaną córkę.
- Porozmawiam z Eleną… - powiedział patrząc już w okno. - Dowiem się, o co chodziło matce. - dodał po chwili i chowając szałwię do kieszeni wyszedł z domu.

- Cześć Niklaus. Nie odbierasz telefonu, a mam raczej złe wieści. Rozmawiałam z Elijah, intencje waszej matki niestety nie są tak dobre, jak przypuszczaliśmy. Idę do Salvatorów, gdy dowiem się czegoś zadzwonię ponownie, mam nadzieję, że wtedy odbierzesz. - mówiła do słuchawki telefonu kierując się do domu braci Salvatore. Gdy w końcu stanęła na ganku drzwi otworzył jej Damon.
- Znowu Ty. - Pierwotna uśmiechnęła się i przechyliła głowę na bok.
- Też się cieszę, że Cię widzę. Jest Stefan? - spytała wchodząc bez pytania do środka. Jak tylko przeszła wzdłuż korytarza ściągnęła czarny zrobiony ze śliskiego materiału płaszcz i usiadła w fotelu przy kominku.
- Szuka Eleny. - Anette pokiwała głową i założyła nogę na nogę. - Czego chcesz tym razem?
- Eleny nie znajdziecie tak szybko. Elijah ją porwał na rozmowę. - powiedziała po chwili robiąc cudzysłów. - A z celem rozmowy poczekam, aż Twój braciszek wróci. - odparła poprawiając grzywkę. - Mogłabym dostać coś do picia? - spytała, jak gdyby przyszła na przyjacielską rozmowę do starych znajomych. Kilkanaście minut później usłyszeli kroki przed domem i po chwili Stefan pojawił się w drzwiach.
- Nigdzie nie mogę jej znaleźć. - Oboje usłyszeli głos młodszego Salvatore, który wkroczył do salonu i do póki nie przystanął przy bracie, nie zauważył gościa.
- Oni ją mają. - mruknął Damon patrząc uważnie na Anette nawet nie odwracając głowy w stronę brata.
- Tak naprawdę to Rebekah jej w tej chwili pilnuje i wręcz marzy, by rozerwać Elenie gardło. Jeśli chcecie uratować swoją słodką nastolatkę, pomóżcie nam powstrzymać Esther. - powiedziała i wstała ze swojego miejsca.
- Ciężko powiedzieć, ale jeśli chodzi o zabicie tysiącletniej czarownicy mogę być odrobinę niewydolny. - odparł Damon.
- Niestety śmierć jej też nie powstrzyma, bo sprzyjają jej duchy natury.
- Co więc my mielibyśmy zrobić? - zapytał Stefan podchodząc do niej.
- Czarownice, które ją wypuściły zapewniają jej dostęp do magii, to tak zwane przymierze krwi, należy je złamać.
- W jaki sposób? - do Stefana dołączył Damon. - Masz na myśli to, że mamy je zabić?
- Do prawdy sama bym to zrobiła, niestety nie mam pojęcia gdzie one są. - odpowiedziała spoglądając na nich z uwagą. - Zresztą moje zamiary będą dla nich znane, za to Was, uznają za sprzymierzeńców. - Anette wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek. - W każdym razie, macie czas do 21:06.
- Cóż za dokładność. - zaśmiał się Damon. Anette sięgnęła po płaszcz i nałożyła go na siebie.
- W czasie pełni Esther przy pomocy waszych czarownic uzyska pełną moc, by unicestwić rodzeństwo, prawdopodobnie także i mnie. Czas ucieka panowie. - powiedziała wchodząc po schodach prowadzących do korytarza, po czym opuściła dom braci.

Szła w kierunku centrum miasteczka. Wciąż żaden z jej przyjaciół nie odbierał telefonu. Nagle poczuła lekkie ukłucie blisko swego serca.
- Nie, to niemożliwe. - szepnęła i chowając telefon do kieszeni dżinsów rzuciła się biegiem w kierunku Grilla, gdzie mieliby Kol wraz z Klausem. - Niklaus! - krzyknęła widząc go po drugiej strony ulicy. Gdy tylko ją zobaczył, podbiegł do niej. - Gdzie Kol?
- Nie wiem. - odparł rozglądając się wokół. - Nic Ci nie jest? – pokiwała przecząco głową.
- Nagrałam Ci z milion wiadomości, Esther chce nas zabić, wszystkich, połączyła nas w jedno, rozumiesz? Jeśli umrze jedno z nas umrzemy wszyscy razem. - patrzył na nią otumanionym wzrokiem i pędem ruszyli do Grilla, gdy zauważyli, że nie ma tam Kola postanowili sprawdzić tylne wyjście. Zauważyli jak nieprzytomnego Kola wynosi Alaric, a bracia Salvatore stoją obok. Klaus zbiegł po schodach i wyciągnął sztylet z piersi brata. Anette dołączyła do niego i zaatakowała jednego z braci Salvatore wyrzucając za siebie na schody.
- Od dawna powinienem Cię zabić. - powiedział Pierwotny stojąc naprzeciw Damona.
- Zrób to, ale Esther i tak nie powstrzymasz. - odparł obojętnie Salvatore. - Nie wyglądasz na zdziwionego, Anette pewnie powiedziała w skrócie o tym, że trochę zaprzyjaźniliśmy się z Wasza mamusią. - gdy chciał zabić starszego z braci, wraz z Anette usłyszeli głos Elijah u szczytu schodów.
- Zostaw go, jeszcze się przyda. - Elijah zbiegł ze schodów. - Powiedz gdzie są wiedźmy, albo Rebekah zabije Elenę. - zwrócił się do Damona pokazując mu nagranie z sobowtórem.
- Anette mówiła, że mamy czas do 21. - odparl Damon. Obaj Pierwotni na nią popatrzyli.
- Z pewnością Rebekah zechce zacząć wcześniej. - odpowiedział Elijah i uśmiechnął się kątem ust.

Kierowali się do domu czarownic, w którym nie tak dawno znajdowały się trumny. Wychodząc na plac wokół domu usłyszeli głos Esther. Po chwili trójka braci wraz z Anette stanęło naprzeciwko Esther i pentagramu z pochodniami, pośrodku którego stał Finn. Anette spojrzała na niego ze wstrętem w oczach, zawsze wiedziała, że nienawidził tego, że byli wampirami, dlatego go zasztyletowała, nie sądziła jednak, że mógłby być na tyle odważny, czy też głupi, by doprowadzić do ich zagłady, by podać się na tacy i poświęcić, bo tak bardzo nienawidził siebie za to, kim był.
- Podejdźcie. - powiedziała spokojnym głosem czarownica. Finn chcąc ochronić matkę stanął zasłaniając ją swoim ciałem. - Nie zrobią mi krzywdy. - powiedziała w jego stronę i stanęła wraz z nim w środku pentagramu. Gdy Elijah zbliżył się do okręgu pochodnie rozbłysły większym blaskiem.
- Całkiem uroczo. My tutaj, a pupilek mamy zgrywa baranka ofiarnego. - odezwał się Kol chodząc wzdłuż cięciwy okręgu dokładnie naprzeciwko Esther i Finna. - Jesteś żałosny. - dodał ostro.
- Zamilcz, Wasz brat zdobył cnotę, o której Wy wszyscy możecie tylko pomarzyć. - odparła matka.
- Dzieciobójstwo to potworność. - odezwała się Anette.
- Owszem, ale jak już wyjaśniliśmy w domu Salvatorów, nie jesteś moją córką. - Anette chciała na siłę wbiec w okrąg, ale magiczna ściana stworzona przez sól, odepchnęła ją na tyle mocno, że znalazła się kilka metrów dalej, zarywając o twarde podłoże wokół domu czarownic. - Żałuję, że nie dałam Wam zginąć tysiąc lat temu. - dodała po chwili. Anette otrzepała płaszcz i spodnie z ziemi i podeszła do braci Mikealson.
- Dość. - odezwał się Klaus. - Nuży mnie to gadanie. Pokładaliśmy nadzieje w tym, że nam wybaczyłaś, ale skoro nie, to zakończ to jak najszybciej, albo odeślę Cię do piekła.
- Musiałam Was obserwować przez tysiąc lat, czułam ból waszych ofiar, cierpiałam, gdy przelewaliście krew. Nawet Ty, Elijah, ze swoimi honorowymi ambicjami nie jesteś lepszy. Wszyscy jesteście hańbą tej ziemi. Rozciągniętą ponad pokolenia. Jeżeli przyszliście tu, by błagać o życie, straciliście czas. - powiedziała patrząc po kolei na każdego z nich, jednocześnie czując łzy napływające jej do oczu. Nagle ognie na nowo rozbłysły. - Siostry nie opuszczajcie mnie! - krzyknęła Esther, a Finn chcąc ochronić matkę pociągnął ją na ziemie. Reszta rodzeństwa zakryła oczy i twarze przed ogniem. Ognie nagle wygasły, jakby ktoś je zgasił, dymiły się jedynie zgliszcza, natomiast w pentagramie nie było śladu Finna i ich matki. Mogli spokojnie wejść w środek pentagramu.

Anette stała w salonie przy kominku pijąc krew z kieliszka na wino. Wpatrywała się w strzelające z drewna iskry.
- Gdzie wszyscy? - usłyszała głos Rebeki, która, o ile dobrze usłyszała, weszła do gabinetu Esther. Był tam Elijah. Odkąd wrócili z domu czarownic nie rozmawiali ze sobą. Ona miała wrażenie jakby ktoś wyrwał jej serce. Czuła łzy napływające jej do oczu. Tyle lat wyrzutów sumienia za to, że przyczyniła się do śmierci Esther, za to że niegdyś przypadkowo zabiła mężczyznę i ukrywała tak długi czas fakt, że jest wilkołakiem. Dzisiaj wszystko w niej pękło. Wystarczyło tylko jedno zdanie pierwszej czarownicy by ją zniszczyć i zmącić jej poczucie własnej wartości. Przez tysiąc lat nigdy nie doznała takiego ciosu, żaden cios zadany przez Mikaela, żadna kąśliwa uwaga ze strony Finna nie była tak gorzka, jak słowa wypowiedziane przez Esther.
- To koniec. - usłyszała odpowiedź Elijah.
- Gdzie matka?
- Nie mamy matki, mamy Esther. - Anette ścisnęła powieki i gdy je otworzyła pozwoliła łzom płynąć na dobre. Oparła się o ścianę obok kominka i zsunęła się po niej. Siedząc skulona trzęsła się w konwulsjach płaczu.

Usłyszała kroki. Otarła swoją twarz i spojrzała w kierunku odgłosu. Do środka wszedł Klaus ze szkicownikiem. Nic nie mówiąc stanął obok kominka i wyrywając pojedyncze kartki wrzucał je do ognia.
- Wyjeżdżam. - odezwała się w końcu Anette wstając. Spojrzał na nią ze wzrokiem, który wydawał się zadawać same pytania. - Esther podsumowała wszystko, nie byłam nigdy jej córką, nie byłam też waszą siostrą, nie byłam nikim ważnym, ani bliskim, powinnam sobie radzić sama. O czym zresztą mówił nawet Mikael - mówiła, po czym dopiła krew z kieliszka, gdy chciała wyjść złapał ją za rękę i odwrócił do siebie.
- Odkąd dorośliśmy nawet nie starałem się ciebie traktować jak siostrę, traktowałem cię jako kobietę, z która spędzę resztę życia. - mówił patrząc na nią. Unikała jego wzroku czując jak ponownie zbliża się do płaczu. - Obiecaliśmy sobie coś jeszcze nad grobem Esther…Spójrz na mnie! - krzyknął na nią, i kiedy podniosła na niego wzrok, przełknęła ślinę i zacisnęła szczękę nie pozwalając już sobie na żadne emocje, które jedynie rozdzierają jej serce. - Nie odejdziesz stąd, nie wolno Ci mnie zostawić, Esther już nie ma, jesteśmy tylko my i to się powinno liczyć. - powiedział prawie przykładając swoje czoło do jej.

- Muszę odpocząć. - powiedziała szeptem. Puścił ją po dłuższej chwili patrzenia jej w lodowato niebieskie oczy, a ona powoli oddaliła się do swojego pokoju, nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła.