poniedziałek, 5 października 2015

Chapter 4 "She Wolf"

Jechali autostrada w kierunku Nowego Orleanu. Tym razem to Enzo prowadził. Anette patrzac przez boczna szybe sanochodu zastanawiala sie czego sie dowie w swoim dawnym domu. Rozmyslania skierowala na osobe Marcela i Enzo, byli bardzo do siebie podobni i tak jak Klaus traktowal Marcela jak syna ona podobne uczycia zywila kiedys do Enzo. Po spedzeniu razem kilku namietniejszych chwil takie podejscie nie miało juz miejsca, usmiechnela sie wrecz na to wspomnienie. Do głowy przyszla jej rozmowa o jej znamieniu, dziwnym bylo ze on juz je widzial, byla pewna ze nie u niej, po pierwsze ze sam to przyznal a po drugie ze spotkali sie w takich czasach, ze kobiece ramiona i plecy byly non stop zakryte. Jego niepamięć co do osoby u ktorej to widzial byla podejrzana.
- Zostales zahipnotyzowany. - Powiedziala nagle i spojrzala na niego.
- O czym Ty mowisz? - Spytal i zerknal na nia. - Wampira moze zahipnotyzywac jedynie Pierwotny wampir. Oprócz Was nie ma żadnych.
- Znam Cie Lorenco, Twoja pamiec jest niezawodna, pamietasz wszystkie 100 lat zycia a tego jednego nie.. - Jej wywod zostal przerwany przez wiadomości w radio.
- Masowy mord bez winnego. Mowa o sprawie Alice Rose, ktorej ciala nie znaleziono w spalonym gmachu sadu. Panna Alice ma 17 lat i w tej chwili jest scigana listem gonczym przez policje krajowa i FBI. Jej zdjecie jest dostepne na naszej stronie internetowej, pomoc w znalezieniu oskarzonej zostanie nagrodzona. Co do samej rozprawy, śledczy odkryli, ze nie byl to zwykly pozar. Doszlo do celowego usuniecia uszczelek w rurach z gazem ziemnym i podpalenia w samej sali sadowej. - Słuchali w milczeniu, Anette weszla na strone internetowa radia i znalazla jej fotografie wraz z opisem. Dziewczyna miala zimne spojrzenie w kierunku tego kto robil jej zdjecie takie oczy widziala tylko u jednej osoby. Miala czarne wlosy i ciemniejsza karnacje.
- Chyba wiem gdzie widziales znamie. - Szepnela troche nie dowierzajac zdjęciu pod jej wieziennym portretem. Wreczyla mu telefon a on od razu sie zatrzymal.
- Przeciez ona jest wilkiem.
- Mowiles ze nie postarzala się nawet o dzien, to oznacza tylko jedno.
- Jest hybryda. - Anette pokiwala twierdzaco glowa.
- Co wiecej jeśli ma identyczne znamie jak ja i to co mowiles o watasze Półksiężyca jest prawda, ona jest najwyraźniej moim potomkiem. - oddal jej telefon. - Musze ja znalezc nim ludzie to zrobia i znowu zrobi jakies przedstawienie. Powiesz mi jak sie z nia poznales?

*** rok 1994 ***

Było poludnie, gdy przekroczyl prog baru Russoue. Ludzi bylo dosc duzo z racji tego ze byla to niedziela. Podszedl spokojnie do lady baru i zamowil podwojna porcje koniaku.
- Zatapiasz smutki? - Uslyszal glos z lewej strony. Brunetka o lodowych niebieskich oczach wpatrywala sie w niego usmiechajac tajemniczo.
- Odprezam sie. Wygladasz znajomo. - Powiedzial kiedy przysiadla sie do niego.
- Poznalismy sie w 1973 w tym samym miejscu. Udawalam pijana a Ty mnie odprowadzales gdy jakis inny wampirek chcial mnie poderwac. - Zasmial sie.
- nie przypominam sobie bym Cie przemienil.
- Jestem wampirem od niemal tysiaca lat. Alice.
- Enzo. - Podał jej reke. - Mam wrazenie ze jestes do kogos podobna
- Kazdy ma swojego sobowtora moj drogi. - Mrugnela okiem w jego strone. - Potrzebuje przewodnika.
- Po Nowym Orleanie?
- Nie. Chce znalezc droge na bagna.
- Na bagna? - Tam mieszkaja same wilkolaki jeśli taki Cie ugryzie..
- Nie martw sie mam swego rodzaju zabezpieczenie.
- Masz ze soba krew Pierwotnego? - Spytal wytrzeszczajac na nia oczy.
- Mozna tak powiedziec. To wiesz jak tam trafic? Szukam pewnej watahy.

*** teraz ***

- To chyba byla ta wataha...te wilkolaki mieszkaja na bagnach ale wtedy im nie pomogla, uratowala kilka maluchow i to wszystko.
- Musze ich znalezc, nie wiem jak, ale jeśli to ma jakis zwiazek ze mna? Ten list Kathrine nie da mi spokoju, poki tego nie sprawdze.
- Dobrze. Juz wjezdzamy do Francuskiej Dzielnicy. - Odparl.
Ta czesc miasta byla mimo swej dlugowiecznosci bardzo dobrze zachowana. Budynki pamietaly pierwszych osadnikow. Zmierzchalo sie i uliczne latarnie jeszcze bardziej podkreslaly cudowny nastroj tej czesci miasta.
- Znajdzmy jakis hotel i ruszamy sie rozgladnac. - Zadecydowal Enzo.
- Najpierw musze sie napic. To miasto dziala teraz na mnie wyjatkowo niekorzystnie. - Spojrzala na niego z mina szxzeniaka. Kilkanascie minut pozniej byli juz zakwaterowani w hotelu niedaleko glownej ulicy przy ktorej stala dawna rezydencja Mikaelsonow. Anette wyszla na balkon w ich sypialni i powoli objela wzrokiem miasto. Cieszyl ja widok budynkow i miejsc ktore zachowala w pamieci przed stu laty. Jej wzrok zawisl na dluzej na balkonie rezydencji. Pamietala jak spedzali tam Nieraz noce cieszac sie soba lub patrzac w rozgwierzdzone niebo szukajac swoich przodkow, usmiechnela sie na te wspomnienia do siebie.
- Sprowadzilem motocykle do garazu hotelowego. Idziemy? - Anette nie odpowiadala dluzsza chwilę nasluchujac dzwiekow z rezydencji.
- Ta szuja nadal zyje i mieszka w moim donu. - Scisnela dlonie w piesci i odwrocila w strone Enzo. - Chodzmy. - Dodala i ruszyli ku barom.

Bar Roussoue byl dosc pokaznych rozmiarow, przez lata wystroj zmienil sie niewiele. Sciany byly pokryte ciemnym drewnem, lada barowa byla wciaz ta sama, odnawiana lakierem. Lampy z przyciemnionym swiatlem dodawaly tylko uroku temu zakatkowi, gdzie zagladali turysci i przede wszystkim mieszkajace tu wampiry.
- Enzo Ty z dziewczyna? - Spytala ze zdziwieniem dziewczyna zza baru. - Milo widziec ze wreszcie masz jakies towarzystwo. Jestem Sophie. - Zwrocila sie do Anette. - Co Wam podac?
- Anette. Ja poprosze podwojna whiskey. - odpowiedziala po chwili rozgladajac sie po lokalu. - Indianscy przodkowie? - Spytala wskazujac ruchem glowy tatuaz ramieniu.
- Lubie symbolike. - Odparla podajac zamowienie Anette i Enzo, ktory zawsze tutaj zamawial Burbon.
- Mmmm wiedzma, chyba robie się glodna. - Zasmiala sie.
- Spokojnie. - Uslyszala glos ktorego nie slyszala od lat. - Posluchaj nie mam zamiaru Cie powstrzymywac, ale nie bede wysylal swoich ludzi dla Twojej zemsty na Klausie. - Kiedy uslyszala jego imie poczula jak cos w srodku ja ukulo. Jednak to czyj glos teraz uslyszala dopiero zwalilo ja z nog.
- Chcesz zatrzymac miasto jako swoje krolestwo, to proponuje Ci uklad. Ta dziewczyna jest najlepsza karta przetargowa. Lepszej okazji by ich powsyrzymac nie bedzie. - Anette napisala smsa do Enzo by zaraz wyszli. Wypila duszkiem porcje alkoholu i ruszyla ku wyjsciu. Po kilki minutach oczekiwania na rogu ulicy, gosc Marcela w koncu opuscil lokal.
- Czesc Tyler. - podeszla w jego strone gdy stal odwrocony plecami do niej. - Slyszalam urywek rozmowy Twojej z Marcelem.
- Teraz Ty bedziesz chelpic sie tym ze zniszczyliscie nam zycie? Wystarczy mi ze Klaus zrobil ze mnie idiote, wykorzystal moje cialo i zabil matke, wiec chociaz Ty jedna moglabys dac spokoj.
- Zaraz, chwila jak wykorzystal Twoje cialo i zabil matke, Twoja matka zyla gdy wyjezdzalam z Mystic Falls, a...
- A Klaus ponownie powedrowal w inne cialo tym razem moje i wciaz zyje.
- Co? - Spytala ledwo slyszalnym glosem. - Widzialam jego plonace cialo. - Mowila bladzac wzrokiem wkolo siebie nie mogac skupic spojrzenia na jednym punkcie.
- Plantacja na obrzeżach miasta, tam mieszka on Elijah i jeszcze jedna osoba ktorej widok moze Cie zdziwic. - Usmiechnal sie ironicznie. - Ciekawe jak dlugo jeszcze Ty i Klaus pozostaniecie odwiecznymi sojusznikami. - Dopowiedzial i zniknal jej z oczu. Enzo stal kolo niej.
- Oho kolejny znajomy. - Mruknal niezadowolony.
- Anette Mikaelson w Nowym Orleanie ze swym podopiecznym. Czyzby szykowal sie zjazd rodzinny?
- Przestan Marcel.
- Jestem u siebie. - Zasmial sie. - Dziwi mnie to ze przyjechalas do dawnej siedziby z Enzo a nie z Klausem. Czyzbyscie sie poklocili.
- Zamilcz. - Warknela i przykula go za kark do budynku. - Niech tylko jeden z nich dotknie Lorenzo a we wszystkich Was wszczepie wilczy jad. - Mowiac to powoli zmieniala kolor oczu na bursztyn.
- Spokojnie Anette. - Wycharczal.
- Ktora to plantacja?
- Zaraz za Dzielnica. - Puscila go. Kiedy znalazla sie przy Enzo wziela go za reke i w wampirzym tempie wrocili do hotelu.

- Co zamierzasz? - Spytal gdy zamkneli za soba drzwi. - Pójdziesz tam?
- Nie wiem. Jesli Niklaus wie ze doprowadzilam do jego smierci zabije mnie. Druga sprawa jest tam Elijah, nie ma Kola, oszwem on mogl nie wrocic z tych swoich wakacji, ale nie ma Rebeki, za to mieszkaja z kims jeszcze.
- Domyslasz sie czyj widok moze Cie zdziwic. - Wzruszyla ramionami.
- Mnie zdziwi nawet widok Niklausa kochany. - Odparla spokojnie. - Ide, czym bardziej bede to odwlekac tym gorzej dla mnie. - Wstala a Enzo ruszyl za nia. - Nie, pojde sama. Gdyby cos sie dzialo zadzwonie.
- Na pewno? - Zalozyl rece na klatce piersiowej i patrzyl na nia uwaznie. Podeszla do niego i pocalowala w policzek, pogladzila go jeszcze wierzchem dloni.
- Tak. Wroce za niedlugo, sprobuj wypytac o te wilkolaki. - Pokiwal twierdzaco glowa po czym ona wyszla.

Wziela z garazu motocykl i zalozywszy kask odpalila silnik kierujac sie na plantacje wskazana przez Marcela. Bez adresu wiedziala o ktora chodzi, pierwsze lata w Nowym Orleanie spedzili na niej. Podjechala pod duzy budynek w stylu wiktorianskim i zsiadla z pojazdu. Sciagnela kask a wiatr zwial jej wlosy w bok. Czula jak serce jej przyspiesza kiedy robila kolejny krok w strone drzwi. Starala sie uchwycic glosy dochodzace ze srodka, ale procz przewracania kartek papieru nie uslyszala nic. Kiedy stala przed samymi drzwiami wziela gleboki oddech i zapukala w drzwi cala piescia.
- Juz ide! - Uslyszala nieznajomy kobiecy glos.
- Haley czekaj. - uslyszala glos Elijah, po chwili drzwi sie otworzyły i na przeciw siebie staneli Anette i Elijah z obca jej dziewczyna. Anette skanowala ja wzrokiem mruzac oczy. A Elijah patrzyl na nia ze zdziwieniem niepokojem i radoscia w jednym. - Antinua. - Wyszeptal, a ona na niego spojrzala.
- Witaj Elijah. Zakladasz dom samotnej matki? - Spytala usmiechajac sie sztucznie. Dziewczyna spojrzala na nia z wyrzutem i chciala coś powiedzieć ale Elijah wbil sie jej w słowo.
- Wejdz, musimy porozmawiac. Jest wiele rzeczy o ktorych powinnas wiedziec. - Anette przestapila prog domu, prawie sie nie zmienil, nie wliczajac unowoczesnien w formie drzwi z porzadnymi zamkami czy sprzetem elektronicznym. Weszli do salonu i omal nie zeslabla. W fotelu kolo kominka siedzial Klaus czytajacy jakas książkę. Mimowolnie zrobila krok w tyl zatrzymujac sie na Elijah'y. - Niklaus. - Starszy Mikaelson zwrocil sie do brata, ktory gdy tylko podniosl wzrok i zobaczyl Anette zerwal sie z miejsca i podbiegl do niej. Pocalowal ja mocno tak ze na chwile im obojgu zabraklo tchu. Kiedy ja objal wtulila sie w niego z calej sily czujac jak moczy mu koszulke swoimi lzami.
- Zyjesz...Ty na prawde zyjesz. - Szeptala drzacym glosem. Anette oderwala sie od niego i podeszla jeszcze do Elijah i go przytulila. - Co z Rebeka i Kolem?
- Usiadz. - Anette zmarszczyla brwi i usiadla na sofie. Nieznajoma dziewczyna usiadla z tyl w fotelu, Elijah na przeciwko Pierwotnej a Klaus obok niej. - Wiele sie zmienilo odkad Ty wyjechalas.
- Zabrzmialo jak zarzut. - Spojrzala na Elijah. -Zrobilam co mogłam. Zabilam Elene.
- Nie do konca, Elena jest wampirem. Miala w sobie krew Damona, nikt procz lekarza ktory jej ja podal nie wiedzial.
- Ale za to pozbylas sie Alarica kochana.
- Niestety dokonali zemsty. Jeremy wsadzil kolek z bialego debu w cialo Rebeki, ktore pozostalo w lochach.
- Nie wyciagneliscie jej?! - Wrzasnela.
- Zrobil to gdy wiedzial ze Elena juz nie zyje. A nie obudzila sie jako wampir.
- A Kol? - Elijah opuscil na chwile wzrok a Klaus patrzac na nia z boku w koncu sie odezwal.
- Nie zyje. Zabil go Jeremy.
- Jeremy Gilbert zamordowal dwojke z nasi Wy tak spokojnie o tym mowicie?
- Nie mieli szans go odratowac, plona zywym ogniem
- Nie odzywaj sie kiedy nie jestes o to proszona i ta rozmowa nie dotyczy Ciebie, kimkolwiek jestes. - warknela w jej strone Anette. - Wlasnie, kim Ty jestes? - Skupila na niej swoj wzrok.
- Haley Marshall. - Odparla wytrzymujac spojrzenie.
- Ktory to miesiac? - Haley uniosla brwi ze zdziwieniem. - Kiedy otworzyliscie drzwi slyszalam bicie serca dwojki ludzi. Nie bez powodu zapytalam o dom samotnej matki.
- To juz połowa trzeciego.
- Haley chodz ze mna. Mysle ze Niklaus i Antinua musza ze soba porozmawiac. - Pierwotny i dziewczyna opuscili salon. Klaus podniosl sie i nalal im po porcji alkoholu.
- Co Wam odwalilo by zajmowac sie ciezarna nastolatka.
- Ta dziewczyna to wilkolak. Ma to samo znamie na lopatce co Ty i to dziecko ktore nosi w sobie pozwoli tworzyc hybrydy bez krwi sobowtora. - Oczy mu iskrzyly z radosci.
- Zaden wilkokak nie może sam z siebie moc tworzyc hybryd, wiesz o tym.
- Nie moglby gdyby nie to ze to ja jestem ojcem tego dziecka. - powiedział jednym tchem i wypijajac duszkiem porcje alkoholu wpatrywal sie w nia. Stala oslupiala po czym z calej sily uderzyla go w twarz. Popchnela go za koszulke w kierunku stolu i gdy sie rozwalil wziela noge od niego i stajac nad Klausem zamachnela sie i wsadzila mu go pod serce.
- Pol roku przeplakiwalam noce, cierpialam w samotnosci, wylaczylam uczucia i zabijalam bez najmniejszych skrupolow bo nie radzilam sobie z Twoja smiercia, a Ty po czterech miesiaxach znalales dziewczyne i zrobiles jej dziecko?! Jak mogłeś mnie tak zniewazyc, jak mogles zapomniec o mnie! - Krzyczala co zdanie wbijajac w niego kolek, kazdy raz byl odpierany przez Klausa, ale Anette byla na tyle zdeterminowana ze nie potrafil dac sobie rady. Gdy miala zadac kolejny cios do pokoju wpadl Elijah i odciagnal ja.
- Nawet Ty mnie zdradziles, moralny i szlachetny Elijah. - Pol roku zylam w swiadomosci ze Niklaus nie zyje! Pol roku! A Ty zabawiales sie z ta suka! - Wrzasnela i kiedy ja zobaczyla chciala ruszyc w jej strone ale obaj pierwotni ja zlapali w ostatniej chwili. Anette miala ja prawie na wyciagniecie reki. - Uwazaj ktoredy chadzasz dziecinko.
- Ona urodzi dziecko, dziecko Niklausa. - Anette zasmiala sie zalosnie.
- Pożałujesz dnia w ktorym przekroczylas prog domu w ktorym mieszkali Mikaelsonowie. Predzej czy pozniej urzadze Ci pieklo jakie Ci sie nie snilo. - Powiedziala gdy ja wypuscili, po czym opuscila budynek plantacji i ruszyla do hotelu.