niedziela, 30 sierpnia 2015

Chapter 2 "Welcome To The Black Parade"

Witajcie znow, powracam z nowym rozdzialem, ktory jest nie do konca wesoly, ale tez pchnie naprzod niektore wydarzenia. Ode mnie to tyle, czekam na Wasze opinie i do nastepnego.
Pozdrawiam,
Female Robbery
_______________________________________
Lezala w pokoju Enzo podczas gdy on postanowil ewentualnie przespać sie na kanapie. Wstala, za oknem switalo.
- Lorenzo? - Spytala szeptem, odpowiedzialo jej tykanie zegara. Podeszla blizej, spal albo udawal, ze spi. Gdy tylko wyciagnela reke by go obudzic szarpnal ja i przeleciala przez kanape tak ze znalazla sie na podlodze pod nim. Patrzyl na nia wampirzym wzrokiem z klami wysunietymi do ataku. - Niezle.
- Musze byc czujny, jestesmy zbyt blisko Nowego Orleanu, a wampiry Marcela szaleja w poszukiwaniu tej Alice. - Wstal z niej pomagając jej wstac. Zeskanowal ja wzrokiem.
- Nie mam szlafroka. - powiedziala. - Pozyczylam.
- Dawno zadna dziewczyna w moim T-shircie nie chodzila. - powiedzial cicho usmiechajac sie zawadiacko.
- To o co chodzi z Marcelem? - Anette usiadla na kanapie podkulajac nogi a Enzo usiadl obok.
- Ta Alice, mowilem Ci ze ja znam. - Pokiwala twierdzaco glowa. - Zacznę od początku. Marcel po Waszym wyjezdzie zaczal tworzyc wampiry, najpierw wszystkie byly nocne. Ale Marcel spiknal się z jakas czarownica i od tamtej pory co roku podczas pseudo wampirzych igrzysk 10 wampirow zdobywa pierscien. Marcel ma tez dwojke najblizszych. Terry'ego i Diego. Sama wiesz ze nie lubiłem sie z Marcelem.
- Dlaczego nie walczyles z nim o przejęcie miasta?
- Przestalo miec dla mnie znaczenie co bedzie z tym miastem, kiedy zniszczono plantacje. Chcial zebym byl po jego stronie ale zamiast byc jakims jego parobkiem wolałem wyjechac. Nie miałem zadnych wiesci od Ciebie, a potem bylem w tym osrodku naukowym.
- A co z ta Alice?
- Właśnie to dziwne. Ona jest chyba wilkolakiem, widzialem ja jak walczyla z jednym z wampirow, jej oczy...
- Mówiłeś, ze do Nowego Orleanu przybyla koncem lat 70.
- Tak.
- Ile miala lat?
- Na oko z 17, ale spotkalem ja 10 lat temu i nie postarzala się ani odrobine.
- To niemozliwe, musialaby być hybryda. Nie ma innych hybryd procz mnie, i tych ktore stworzyl Niklaus.
- Nie wiem kim ona jest, ale raz gdy byłem w Nowym Orleanie i rozmawialem z nia nie wiedzac kim jest zostalem w drodze powrotnej zaatakowany przez osilkow Marcela nabajami z werbeba, ona mi je wyciagnela, powiedziala zebym uwazal bo przez nia moge miec klopoty. Marcelowi nie podoba sie to ze chce odzyskac ziemie przodkow po tym jak on przegonil wilkolaki na bagna.
- To wszystko się nie trzyma razem. Jak moze istniec hybryda o ktorej mysmy nie wiedzieli, i jakim sposobem powtarza to co ja robilam...
- W latach 90. zrobila rzez na cmentarzu czarownic, chcac ukarac je za to ze przez ich przodkow musi blakac sie sama po swiecie.
- Pewnie bylam wtedy zasztyletowana, z kolei taka rzez zrobil Niklaus kiedy znalezlismy Katerine a czarownice nie chcialy nam pomoc. To jest mocno podejrzane...musze udac sie tam czym predzej.
- Zwariowalas? Sama nie pojedziesz. Zostan z nami, w czasie wakacji beda zniwa wtedy tam pojedziemy.
- A co z Megan? - Enzo westchnal ciezko.
- Czuje ze ona umiera. Nie chce jej meczyc moimi bohaterskimi zapedami
- Pozwolisz jej umrzec?
- Tak wybrala. A ja nie mam prawa sie temu sprzeciwic, jesli bedzie z nia dobrze to wyjedziemy we trojke na poczatku wakacji, jesli nie to nawet szybciej. - Odparl patrzac w kierunku jej sypialni.

Dochodzila 9 rano, Megan parzyla kawe, a Enzo robil wlasnie przeglad samochodu Anette.
- Pomoc Ci? - Spytala wychodzac na zewnatrz. Enzo zasmial sie za co Anette udrzyla go w bok.
- Wybacz, ale dziewczyna i samochody...
- Lorenzo, to nie lata 20. kiedy kobiety walczyly o swoje prawa. Poza tym w latach 80. pracowalam w jednym warsztacie dosc dlugi czas.
- Anette minelo od tamtego czasu 30 lat. - wrstchnal zrezygnowany podajac jej skrzynke z narzedziami.
- Tulalam sie po swiecie sama okolo stu lat. Musialam sobie radzic. - mowila sprawdzajac silnik i linki od hamulców. - Potrzebna mi wymiana oleju. - Kiedy rozmawiali i zajmowali sie jej samochodem do warsztatu zajechal facet na starym motocyklu BMW.
- Dobry! Ja chciałem go troche podreperowac i przemalowac... - Enzo podszedl do niego i przywital sie z nim. Anette wytarla brudne z oleju rece i podeszla do nich.
- Niezly egzemplarz, az dziw ze na chodzie.
- Dobrze zachowany, poza tym skad kobieta moze to wiedziec. - szturchnal Enzo, by ten rowniez wysmial Anette.
- BMW R 60/2 produkowany miedzy 1960 a 1969 rokiem z dwucylindrowym silnikiem o pojemnosci 17 dm3. - Mowila ze spokojem okrazajac go. - Nie lubie seksistow. - Powiedziala zatrzymujac sie na przeciwko mezczyzny patrzac mu w oczy z lekko zacisnieta szczeka.
- Anette zna sie na rzeczy.
- Na pewno nie na tyle bym powierzyl jej swoje malenstwo. - Odparl rozzloszczony. Anette popchnela go przypierajac do budki z paliwem.
- Spokojnie dziecinko...
- Dziecinko, serio, dziecinko? - zmruzyla oczy.
- Panu chyba podziekujemy... Anette. - Odezwal sie Enzo podchodzac do nich.
- Zajmij czyms Megan. - Odparla spokojnie nie odrywajac wzroku od mezczyzny.
- Anette...
- Rob co mowie! - Warknela przez zeby, a kiedy do niej podszedl zlapala go druga reka za szyje i uniosla kilka centymetrów nad ziemie.
- Wariatka! - wyrwalo sie wlascicielowi motocyklu.
- Enzo, wejdziesz do budynku i zajmiesz czyms Megan. - zahipnotyzowala Enzo i puscila go, a ten od razu zrobil to co chciala.
- Kim Ty do cholery jestes? - Zapytal z przestrachem kiedy i jemu poluznila uscisk.
- Twoim ostatnim wspomnieniem. - Usmiechnela sie unoszac kacik ust i wystawila zeby po czym wgryzla sie w jego szyje.

Kiedy skonczyla cialo osunelo sie bezwiednie na ziemie.
- Do ostatniej kropli, nie wyszlas z wprawy, ale nie masz prawa mnie hipnotyzowac.
- Nie dales mi wyboru, Lorenzo.
- Nie musialas go zabijac. - Anette w odpowiedzi przewrocila oczami. - Sprzatnij go chociaz. - Dodal po chwili i wrócił w stronę glownego budynku.
- Pozyczysz motocykl? - W odpowiedzi rzucil jej kluczyki. Anette wziela cialo i pojechala nad nablizsza skarpe wyrzucic je. - Pozbylam sie dowodow Tato. - Powiedziala oddajac mu kluczyki.
- Nie musisz byc zlosliwa. - Odparl piorunujac ja wzrokiem.
- Chyba uczen przerasta mistrza.
- Nie chodzi o mnie tylko o Meg. Przynajmniej to zaakceptuj. - Odparl i wrocil do zajmowania sie jej samochodem. - Ten jego motocykl jest Twoj.
- Dziekuje laskawco. - mruknela i skierwala sie do pojazdu sprawdzajac co nalezy w nim naprawic i zastanawiala sie jak go przemalowac.

***kilka tygodni później***

Skonczyla wlasnie malowanie swojego motocyklu, patrzyla z duma na stuningowany silnik ulepszone hamulce, chromowane elementy i błyszcząca stal kierownicy. Odkad na powaznie zajela sie tym zabytkiem spedzala niemal cale dnie, jedynie wieczorami wybierajac sie na swieze posilki z ludzkiej krwi do najbliższego miasteczka.
- Skonczylam! - Krzyknela wchodzac do kuchni gdzie Megan robila kawe.
- Szybko. - Odparla z uśmiechem. - Kiedy nam go pokazesz?
- Poczekam na Lorenzo i wtedy Wam go zaprezentuje. - Usiadla przy stole. Kiedy Megan podchodzila z reki wypadl jej dzbanek z kawa. Anette w wampirzym tempie podbiegla do nien nim upadla. - Usiadz.
- Nic mi nie jest Anette, to starosc. - Zasmiala sie. - Moglybysmy porozmawiac nim wroci? - Spytala siadajac. Pierwotna pokiwala twierdzaco glowa. - Wiem ze nie dozyje poranka.
- Meg...
- Daj mi skonczyc. Balam sie ze ten dziwn nastapi, ale nie dlatego ze boję sie smierci. Balam sie ze Enzo, moj kochany Enzo zostanie sam, ze nie bedzie mial kto z nim byc, bałam sie o to bardziej niz o to ze ja zostane sama, gdyby to jemu cos zrobili. - Anette odwrocila wzrok czujac jak lzy naplywaja jej do oczu. - Anette wiem ze juz raz go uratowalas. Wiem kim byl dla Ciebie Klaus, Enzo opowiadal mi o Was wiele. Nie chce by sie zalamal zeby byl smutny i zeby mial do siebie pretensje, ze nie dal rady mnie uratowac. Obiecaj mi ze zrobisz wszystko, byleby nie byl taki. Niech bedzie szczesliwy, niech wyjedzie z Toba.
- Wiesz ze tak sie nie da.
- Obiecaj, to chodzi o naszego wspolnego przyjaciela. Obie uratowalysmy mu życie, niech go dobrze wykorzysta.
- Moge obiecac ze ze mna wyjedzie, ze go nie zostawie. - Kiedy Megan miala powiedziec cos jeszcze obie uslyszaly glos Enzo. Anette szybko wytarla oczy i zajela sie sprzstaniem dzbanka.
- Co tu sie stalo?
- Troche zrobilo mi sie slabo. - Usmiechnela sie blado. - Ale to nic.
- Powinnas sie polozyc.
- Ani mi sie sni, Anette skończyła prace nad motocyklem musze go zobaczyc, a czekaliśmy tylko na Ciebie chlopcze. - Pogrozila mu palcem przed twarza.
- Skonczylas? - Zapytal lekko zszokowany.
- Oczywiscie. Wyjdzie na zewnatrz i zamknijcie oczy, pokaze wam go zaraz. - Odparla z entuzjazmem i pobiegla do garazu.

Enzo i Megan stali na placu przed budynkiem. Anette powoli wyprowadzila sprzet.
- Nie podgladajcie! - Krzyknela i usiadla za kierownica po czym ruchem nadgarstka odpalila silnik i na stojaco zrobila kolko wokol nich krzyczac ze moga juz patrzeć. Kiedy sie zatrzymala dostala brawa i okrzyki zachwytu.
- Jest piekny, taki z klasa. - Powiedziala dumnie Megan. - Gleboka czerwien, Wy wampiry to chyba macie na tym punkcie bzika.
- Moze troche.
- Jest tysiac razy lepszy od poprzedniej wersji. Chyba naprawdę Cie nie docenialem.
- Dzieki. - Odparla z westchnieniem i ostentacyjnie odrzuciła wlosy na plecy.

Wieczor upłynął im w swietnych humorach. Anette mimo to co raz to spogladala na Megan. Miala zle przeczucia co do tego co powiedziala. Sama nie radzi sobie ze smiercia swojego ukochanego a mialaby jeszcze zrobic cos by Enzo tez sobie z tym radzil. Bylo juz pozno i Enzo pomogl Meg polozyc sie do lozka.
Switalo kiedy obudził ja halas dochodzacy z kuchni. Enzo stal posrodku niesamowicie spustoszonego pomieszczenia. Wyrywal wlasnie noge od stolu chcac wsadzic drewno w swoje cialo.
- Przestan! - Krzyknela i wyrwala mu kawalek drewna rzucajac za siebie.
- Ona nie zyje Anette, usnela i sie nie obudzila a ja.. Ja jej nie podziekowalem. - mowil wciaz przewracajac rzeczy siegajac po kolejny drewniany kawalek.
- Uspokoj sie, nie pozwole Ci sie zabic.
- To ze jej obiecalas ze sie mna zajmiesz do niczego nie zobowiazuje.
- Nie skladam obietnic bez pokrycia kochany. Pochowamy ja, i wyjedziemy.
- Wez to ode mnie. - Spojrzal na nia skupiony. - Zabierz to slyszysz! - Warknal i rzucil sie jakby chcial ja zabic. Anette odepchnela go z calej sily tak ze wylecial przez okno upadajac w tumany kurzu przed budynkiem.
- Jestes rozgoryczony, rozumiem masz do tego prawo ale nie bedziesz sie do mnie stawial. - Powiedziala spokojnie zaskakując do niego
- Wez to ode mnie.
- Jak rozmwilismy w pierwszy wieczór mowilam, ze to nic nie da, kiedys wrocisz i bol też powroci.
- Wez to, nie chce czuc nie chce o tym pamietac. - Mowil coraz ciszej, jego glos brzmial jak glos malego lkajacego dziecka. - Zrob cos ze mna, bo nie jestem w stanie tego wytrzymac.
- Obiecalam, ze...
- Prosze Anette, drugi raz prosze zebys uratowala mi zycie, ale chce to zrobic ze wzgledu na to ze ona Ciebie tez prosiła bys mi pomogla.
- Lorenzo... - Szepnela i przytulila go do siebie tak ze wtulil sie w jej ramiona. Oparla brode o jego glowe gdy uklekla przy nim. Oderwala go od siebie na chwile i spojrzala mu w oczy. - Zapomnisz o Megan, ta kobieta zniknela zaraz po uratowaniu Cie. Nie wiesz co sie z nia stalo. Nie bedziesz czul juz smutku z powodu jej smierci, zapomnisz o tym co tu sie stalo i wyjedziesz. - Enzo pomrugal oczami i wstal. - Gdzie idziesz? - spytala gdy wychodzil w strone garazy.
- Wyjezdzamy, wyprowadz samochod i zapakuj motocykle. Ja jeszcze spale te bude.

Kiedy odjezdzali spod stacji jeszcze mocno sie palila, wzieli cialo Megan i rowniez je spalili rozsypujac prochy w miejscu w ktoryn spedzila 5 lat zycia.
- Dokad teraz? - Zapytala go zmieniajac bieg w samochodzie.
- Ty juz kilka razy pomoglas mnie, wiec ja teraz pomoge Tobie. Kieruj sie na Nowy Orlean panno Mikaelson. - usmiechneli sie do siebie, kiedy po chwili uslyszeli w radio refren "Highway to hell" AC/DC.

środa, 12 sierpnia 2015

Chapter 1 "Memories"

Oto pierwszy rozdzial tego opowiadania, prolog byl jedynie wstępem i mam nadzieje, że Was zachęcił do czytania, szczególnie tych, którzy pierwszy raz mają stycznosc z moim blogiem. Co więcej planuję by to byla druga a zarazem ostatnia część. Naliczylam okolo 20 rozdzialow z tego co sobie zaplanowalam. Wole mimo wszystko tego tak obiecywac dokladnie bo wiele sie zmienia i wszystko wyjdzie w praniu
Niestety nikomu sie nie udalo odgadnac, ale tez niewielu próbowało. Cóż, pozostaje Wam dowiedzieć sie poprzez przeczytanie rozdziału.
Pozdrawiam,
Female Robbery

_____________________________________________

Kiedy wyrwala sie z jego objec poczula jak łzy cisna się jej do oczu. Wpatrywala sie w wampira nie mogac ukryc zachwytu że spotkania.

***1917***

Trwala wojna, szpitale byly przepełnione rannymi w walce żołnierzami jak i cywilami. Szpitale potrzebowaly pielegniarek i lekarzy. Wsrod nich byly Anette i Rebekah. Każda wojna była dla nich swego rodzaju uczta. Mogly do woli karmic sie na ludziach którym nie dawano szans na przezycie. Tym razem nie bylo inaczej. Anette wraz z jednym z mezczyzn, ktory pracowal tam jako wolontariusz odwozili tych, nad ktorymi zapadl wyrok.
- Ja. Nie. Chce. Umierac. - powiedzial ochryplym glosem, mimo swojego stanu sciskajac mocno jej nadgarstek. - Proszę. - Wyszeptal spogladajac jej w oczy.
 Byla głodna, ale widziala w jego spojrzeniu determinacje przetrwania. Spojrzala w kierunku wolontariusza.
- Nie ruszaj sie. Cokolwiek sie tu wydarzy zapomnisz o tym. - Powiedziala niskim głosem hipnotyzujac go i zaraz potem wrocila do rannego. - Moge Ci pomoc, ale wowczas bedziesz potworem zerujacym na ludzkim cierpieniu, nie postarzejesz sie nawet o dzien i nigdy i nie zalozysz rodziny.
- Nie. Pozwol. Mi. Umrzec.- Powiedzial majac prawie zamkniete od gorączki oczy. Anette ugryzla swoj nadgarstek i przylozyla krwawiaca reke do jego ust.
- Pij. - Szepnęła podnosząc mu glowe by latwiej bylo mu przelknac szkarlatna ciecz. Kiedy skonczyl otworzył szerzej oczy. - Jak Ci na imie?
- Lorenzo. - Odparl.
- Do zobaczenia w moim swiecie Lorenzo. - odpowiedziala i skrecila mu kark. Wychodzac poraz kolejny zahipnotyzowala chlopaka by uzyczyl swojej krwi nowemu adeptowi.

***teraz***

Anette weszla wraz z Enzo do budynku z którego kilka chwil temu wyszla. Megan wlasnie podawala do stolu.
- Dobrze wydawalo mi sie, że gdzies Cie widzialam. - Powiedziala i podala jej zdjecie w ramce, na ktorym byla wraz z Enzo.
- Boze...to zdjęcie z plantacji. Pamietam ja! - Zawolala radosnie.
- Teraz popadla w ruine, wyjechaliscie a miasto zostalo przejete przez Marcela.
- No tak, zapedy podopiecznego Klausa doprowadzily nawet do zasztyletowania Kola. - odparla z przekasem. - Jestem Anette Mikaelson. - Podala reke starszej kobiecie i oddala jej zdjecie.
- Wiem kochanie. Enzo opowiadal mi o tym jak zamienilas go w wampira i dalas mu nowe zycie. - Anette mimo pewnosci siebie, tego co potrafi i co robi, rzadko kiedy slyszala cos tak dobrego o sobie jak dawanie drugiego nowego zycia czlowiekowi. Odparla niesmialo "dziękuję". - Siadajcie. Enzo poczestuj swoją przyjaciółkę swoimi zapasami, na pewno jest spragniona.
- Nie trzeba...
- Jasne ze trzeba, to dla Was najlepszy pokarm. - Kiedy siedzieli jedzac obiad i popijajac ja krwia, a Megan woda, Anette by nie mowic jeszcze jak tu sie znalazla, zapytala ich jak sie poznali.
- Megan uratowala mi zycie, jak Ty kiedyś.
- Nie przesadzajmy.
- To prawda. W czasie drugiej wojny światowej pojechalem walczyc do Afryki, tam mielismy lekarza, raz zorientował sie kim jestem. Zaaplikowal mi potezna dawke werbeny i obudzilem sie w jakims lochu. Ten lekarz był naukowcem. Tebn facet robil nam badania, wycinal kawalki ciala, bo chcial wynalezc lek, ktory bedzie działał na ludzi by tak szybko sie regenerowali jak wampiry. Byl tez chwilowo inny wampir, jemu udalo sie uciec. - Westchnal, ale Anette zauwazyla grymas zlosci na jego twarzy, jednak o to postanowila zapytac później. - Wtedy pojawiła sie Megan. Byla tam pielegniarka, dawala mi swojej krwi kiedy tylko byla mozliwosc i w koncu go zaatakowalem, zabilem i uwolnilem, a Megan postanowila wyjechac ze mna.
- Nie ukrywam, ze bardzo mi sie podobal. Co prawda to wampir, ale byl tak szarmancki i inteligentny, ze nie potrafilam odejsc bez niego. Najpierw bylismy parą potem udawalismy. On mojego syna a teraz wnuka, co kilka lat przeprowadzalismy sie, by nikt nie nabral podejrzen, ale tutaj mieszkamy piaty rok...
- Dlaczego nie chcialas zostac wampirem?
- Bo to nie jest prawdziwe zycie, kiedy wszyscy sie starzeją i umieraja, a dla Ciebie czas sie zatrzymal. Jestes Pietwotna, nie ma broni byś mogla zginac, ja obawialam sie, ze lada chwila ktos moze dowiedziec sie kim jest Enzo i mi go odebrac. - Enzo ujal jej dlon i uscisnal delikatnie.
- A Ty Anette, co się z Toba dzialo? - Zapytal patrzac na nia uwaznie.
- Jezdzilam po swiecie, zostałam zasztyletowana i przywrocona do zycia, pozbylismy sie klatwy.
- Jestes hybryda? - Pokiwala twierdzaco glowa. - Anette gdy byla dzieckiem jej wioske zaatakowaly wilkolaki udało jej sie przezyc i teraz jest wampirem i wilkolakiem.
- Czyli gdybys nawet nie byla Pierwotna ciezko by bylo Cie zabic.
- Zgadza sie. Ogolnie Esther wrocila do zycia, Mikael nas znalazl, a prawie się go pozbylam wspolpracujac z wiedzma. Na szczescie oboje nie zyja. Finn tez nie żyje.
- A co z reszta? Klausem, przeciez byliście nierozlaczni. - Anette usmiechnela sie blado i przymknela oczy.
- Niklaus nie zyje. - Odpowiedziala zgodnie z prawda. - Patrzylam jak jego cialo plonie, powiedzialam o tym tylko Elijah, on miał powiadomic reszte. Zabilam tego pieprzonego sobowtora i ruszylam w droge.
- Przepraszam Was kochani ale muszę się polozyc. - Odezwala sie nagle Megan. - Mysle ze i tak o takich rzeczach powinniscie porozmawiac w cztery oczy. - Usmiechnela sie promiennie i wstala od stolu. - Nawet nie zaprzeczaj. - Spiorunowala wzrokiem Enzo. Nie widzieliscie sie niemal wiek.
- Odprowadze Cie. - skapitulowal i nim Megan wyszla z kuchni dal jej butelkę Burbona.

- Zasnela od razu. - Z barku wyciagnal kolejna butelke i usiadl na przeciw niej. - Opowiesz mi co sie stalo z Klausem? - Popatrzyla na niego odkrecajac butelke i wziela duzy lyk.
- Jasne, opowiem Ci o tym jak sie stoczylam wystepujac przeciw rodzinie. - Usmiechnela sie zlosliwie patrzac w bursztynowa ciecz. Opowiedziala mu wszystko odkad pozbyli sie klatwy. Wraz z tym jak sprowadzila smierc na Klausa. - Teraz gdy spotkam go po Drugiej Stronie bedzie to dla mnie gotsze niż piekło.
- Klaus Cie kocha chocbys mu wbila sztylet w plecy to nigdy by Cie nie skrzywdzil.
- Z tym sztyletem Ci sie udalo. - Pokiwala mu palcem przed oczami. - Wiesz jakie jest lekarstwo na smutek i wyrzuty sumienia? - Spytala i ponownie wypila porcje alkoholu prosto z butelki. - Wylaczenie wszelkich uczuc. Dzialasz jak robot: zywisz sie, zaspokajasz pragnienie krwi i ewentualnie zabijasz. Robisz straszne rzeczy tylko po to by zagluszyc to pieprzone poczucie winy i smutek, ktory Cie zzera od środka, jakby ktos robil Ci transfuzje krwi wtlaczajac w zyly werbene. Wiesz co w tym jest najgorsze? Ze nie ma okreslonego czasu by tego sie pozbyc. Jezdze juz pol roku po swiecie i to wraca. Nie pozbedziesz sie tego, ale mimo wszystko to latwiej zniesc. - Mowila nieprzerywanie patrzac jakby pustym wzrokiem na Enzo, ktory z kolei wpatrywal sie w nia. - Dziwnie na mnie patrzysz. - Uniosla jedna brew do góry.
- Śmierć Klausa wyprula z Ciebie wszelka szlachetnosc... - Anette w mgnieniu oka zlapala go za szyje i przycisnela do sciany.
- Byłabym bardziej szlachetna rozpaczajac i nie karmiac sie? - Zapytala opierajac swoje czolo o jego. - Zyje na tym swiecie ponad tysiac lat, nalezy mi sie takie a nie inne uttacenie kawalka siebie. - Druga dlonia pogladzila jego twarz. - A teraz spotkalam Ciebie, na chwile przy Was zapomnialam co tutaj robie.
- A co robisz? - Zapytal masujac szyje kiedy tylko go wypuscila.
- Katerina wyslala mi list, w Nowym Orleanie podobno jest cos lub ktos, kto powie mi prawde o swoim pochodzeniu, o mojej prawdziwej przeszlosci.
- Co Cie powstrzymuje? - Wzruszyla ramionami.
- Nie lubie niespodzianek, poza tym czuje jakby pierwsze 5 lat mojego zycia gdzies umknelo, to samo mam z czasem gdy juz uaktywnilam klatwe. Jakby ktoś dostal sie do mojej glowy i wyjal z niej wspomnienia. - Stanela przy blacie z zakupami, w oczy rzucil sie jej artykul o Alice Rose. - Nie slyszalam o tej sprawie.
- Oprocz wylaczenia uczuc wylaczylas odbiorniki masowego przekazu? - Zaśmiał sie. - Znam ja. Mieszkala w Nowym Orleanie, zjawila sie tam jakos koncem lat 70. Zrobila rozrobe, wilkolaki atakowaly wampiry, powiedziala ze to miejsce nalezy do jej przodkow, wilkolakow, ze wampiry to twor wiezdzmy ktora chciala pozbyc sie problemu.
- Z opowiadania brzmi jak wariatka. - Podniosla wzrok znad tekstu. - I mam dziwne przeczucie ze nia jest. - Dodala po chwili. - Pamietasz sprawe niejakiej Anastazji Ryan? Gmach sadu w czasie rozprawy spalony, ciała nie znaleziono, winna zabojstwa 13. nastolatkow ze szkoly w Houston i dziwne rany na tych cialach, ktore nie obrocily sie w proch.
- Tak, to jakos przed wojna bylo.
- To bylam ja. - Enzo podniosl wzrok z gazety na nia patrzac z niedowierzaniem. - Nie wiedzialam co ze soba robic gdy rozstalismy sie z Klausem przez Mikaela, to tak troszke zrobilam zamieszanie. Zmienilam swoje dane przez Mikaela.
- To bylas Ty? - Spytal nie mogac otrzasnac sie z szoku.
- Wtedy tak. Pytanie po co ta dziewczyna robi to samo 70 lat pozniej... - Mruknela po czym spojrzala na Enzo.


niedziela, 9 sierpnia 2015

Prolog

Zabijcie mnie ale pisze rozdzialy na telefonie i postanowilam, ze przerwa bedze bardzo krotka, dlatego dodaje Prolog juz teraz. życze milego czytania.
KONKURS: Jeśli ktoś odgadnie z kim spotkała się w ostatniej scenie Anette, dostaje dedykacje w pierwszym rozdziale. Mysle, ze dam Wam czas do 24 sierpnia, sa wakacje, nie kazdy spedza je przed kompem. 
Licze na pomysly i kreatywność jaka sie wykazał Szymon ;d przepraszam za literowki, interpunkcje, etc.
Pozdrawiam,
Female Robbery
______________

Sala rozpraw pekala w szwach. Glownie były to we  ofiar zbiorowego zabojstwa trzynasciorga nastolatkow. Glowna podejrzana, a wlasciwie winna wlasnie powstala by odsluchac wyrok.
- Alice Rose, zostajesz uznana za winna zabojstwa trzynasciorga nastolatkow ze szkoly sredniej w Dallas. W związku z tym, ze sad nie odnotowal zadnej skruchy ani tez pozalowania za czyny, zostajesz skazana na kare smierci poprzez zastrzyk. - dziewczyna ubrana w grafitowa elegancka garsonke usmiechnela sie tajemniczo i spojrzala lodowo niebieskimi oczami na sedziego. -  Czy chcialabys cos powiedziec?
- Chcialabym cos sprostowac, jestescie tylko marnymi ludzmi, ktorzy nie dostrzegaja potzreb innych. Te dzieciaki same sie o to prosily, to byla selekcja naturalna. - Za soba uslyszala glos matki jednego z niezyjacych. - Mi tez zabrano polowe mojego serca... Tacy nie szanujacy innych i uwazajace sie za osmy cud swiata ludzie powinni ginac nagminnie.
- Dość! Twoje slowa wykraczaja poza wszelkie ramy przyzwoitosci. Nie masz za grosz szacunku, jak mozna byc tak wyzutym z uczuc czlowiekiem?
- Tego juz wysoki sadzid nie sprawdzisz. - Uniosla dlon do gory. - Jakies ostatnie zdanie? - Spytala, a gdy nikt nie odpowiedział po minucie oczekiwania, pstryknela palcami rozpoczynajac krwawa jatke.

- "Alice Rose - morderczyni kilkunastu nastolatkow w Dallas zginela wraz z rodzinami ofiar, prawnikami i pracownikami gmachu sadu wyzszej instancji, w pożarze spowodowanym ulatniajacym sie gazem." - doczytal do konca i rzucil gazete na stolik przed swoim towarzyszem.
- Cóż, przynajmniej wiemy gdzie jest. -Usmiechnal sie w odpowiedzi i upijajac burbona zajal sie czytaniem artykulu.
- Po co w ogole chcesz ja znalezc? Tylko buntuje wilkolaki przeciw Tobie.
- Ale pochodzi z najstarszego rodu wilkolakow w ameryce północnej. I musze dowiedziec sie czego tutaj szuka, akurat teraz kiedy zblizaja się kolejne zniwa.

Jechala powoli autostrada nie majac pojecia gdzie moglaby sie teraz udac. Trzymajac list od Kathrine na siedzeniu obok obmyslala plan powrotu do Nowego Orleanu. Nie wiedziala jak wyglada tam sprawa wampirow, nie byla tam niemalze wiek, a teraz miala odnalezc wskazowki dotyczace jej rodziny. Mimo wszystko obawiala sie byc tam sama, tak bardzo tesknila za Klausem i yak bardzo potrzebowala jego obecnosci przy tym czego chciala sie dowuedziec, ze mimo polrocznej podrozy wciaz krazyla w okolicach kolonijnego miasta.
Potrzebowala odpoczynku. Widzac z daleka stacje benzynowa postanowila sie tam zstrzymac i jesli dobrze pojdzie to nawet sie pozywic. Kiedy zjechala na pobocze zobaczyla opustoszaly teren bylego warsztatu samochodowego. Wiatr byl zbyt silny przez co nie potrafila wyczuc zapachu czlowieka. Natomiast po chwili ze srodka budynku uslyszala powolne kroki. Usmiechnela sie do siebie i powoli ruszyla w tamtym kierunku.
- Halo? Jest tam kto? - zapytala podchodząc coraz bliżej. Kiedy wysuwala kły czujac plynaca w czyich zylach krew zdziwila sie widokiem starszej kobiety. - Przepraszam, nie wiedzialam, ze ta stacja jest nieczynna.
- Alez jest skarbie. Niestety rzadko kto tu bywa, a tylko wnuczek sie tym zajmuje. - Odparla z delikatnym usmiechem. - Jestem Megan. Miło mi bedzie jesli zdecydujesz sie zostac, moj wnuczek lada chwila powinien wrocic z miasta, pomoze Ci. - Anette miała juz zamiar wrocic, ale pomyslala, ze skoro przyjedzie tu wnuczek, przynajmniej odrobine zaspokoi swoj glod.
- Anette. - Odparla i podala rękę starszej pani.
- Albo mam deja vu, albo gdzies widzialam Twoja twarz. - Dodala po chwili spokojnym tonem, kiedy weszly do srodka sklepu i na gore do mieszkania i starsza kobieta przygladnela się jej.
- Nie to raaczej niemożliwe, nie bylo mnie w tej okolicy od lat. - Megan zrobila mrozonej herbaty i odpowiala jak tu z wnukiem trafila. Kiedy Anette zaczela mowic o tym ze wybiera sie do Nowego Orleanu, uslysxala warkot silnika motocykla.
- To chyba moj wnuczek. Zaraz wroce. - Powiedziala i lapiac ja za ramię w geście sympatii zeszla na dol. Uslyszala po chwili jak sie witaja i starsza kobieta mowi o kobiecie na gorze, ktora chciała zatankowac i odpoczac. Mlody mężczyzna zdenerwował się że ktoś obcy został tu wpuszczony pod jego nieobecność i popedzil na górę.
Anette odwrocila sie i jej oczom ukazał sie dobrze zbudowany mezczyzna około 25-30 lat, ubrany w ciezkie buty, koszulke "Harley Davidson" i jeansy. Ciemne troche dluzsze wlosy przylegaly do jego glowy. Kiedy ich oczy się spotkaly miała wrazenie, ze wzrok plata jej figla przez brak świeżej krwi w organizmie.
- Muszę się przewietrzyc. - Powiedziala i wydobyla z siebie grymas usmiechu. Kiedy zeszla na dol i dobiegla do samochodu, poczula jego obecnosc za soba. Odwrocila sie do niego i odgarnela wlosy, ktore przykryly jej twarz.
- To naprawde Ty. - Szepnal, kiedy ich oczy sie spotkaly. - Bylem pewien, że zobaczymy się dopero po Drugiej Stronie... - Usłyszała jego niski akdamitny glos i bez zadnego ostrzeżenia wtulila sie w niego. Odwzajemnil uscisk.