Witam, po nie tak długiej przerwie. Ciesze się widząc jaką frekwencję ma oglądalność mojego bloga, a jeszcze więcej radochy mam widząc Wasze komentarze ;) mam nadzieję, że i pod tym rozdziałem ich nie zabraknie.
Pozdrawiam,
Female Robbery
Pora śniadania przebiegła w spokojnej
atmosferze, byli prawie wszyscy, brakowało jedynie Rebeki i Esther. Jedli w
ciszy.
- Matka wyszła? - odezwał się jako pierwszy
Elijah spoglądając po wszystkich, ale na końcu zatrzymał wzrok na starszym od
siebie Finnie.
- Miała pewną sprawę do załatwienia. - odparł
sięgając po kromkę chleba.
- Jak na tradycjonalistkę i fanatyczkę
jednoczenia rodziny, nasza matka nie powinna opuszczać rodzinnego posiłku. -
mruknął Kol. - A jeśli już chodzi o nieobecnych, co z naszą siostrzyczką?
- Po powrocie z kolacji wymknęła się i nie
wróciła na noc. - powiedziała Anette smarując tost dżemem owocowym nawet nie
patrząc na nich. - Nie spałam dzisiaj, wiem że jeszcze nie wróciła. - dodała
czując wzrok kilku mężczyzn. Reszta posiłku spędzili w ciszy. Widziała
spojrzenie Klausa, ale ona za wszelką cenę unikała jego wzroku. W końcu, gdy
już miała odejść i wstała od stołu, na przeciw niej pojawiła się pierwotna
hybryda.
Gdy chciała go minąć chwycił ją za rękę i
patrząc na nią wściekle pokazując bursztynowy kolor hybrydzich oczu, pociągnął
za sobą do swojej sypialni na piętrze. - Czymś Cię zdenerwowałam? - zapytała
niewinnym głosem, patrząc na niego wzrokiem małego dziecka.
- Co to wczoraj miało być? Te czułości
wymieniane z Kolem?
- Błagam, Niklaus, to tylko Twój brat i mój
przyjaciel. - odparła siadając na łóżku. Odchyliła się do tyłu opierając na
łokciach i wręcz z rozbawieniem spoglądała na chodzącego tam i z powrotem
Klausa. Mężczyzna przejechał dłonią po swojej twarzy.
- Twoja zażyłość z nim po jego powrocie
zaczyna mi ciążyć. - stanął naprzeciw niej.
- Oh, przestań być taki małostkowy. Kol jest
po naszej stronie i pomoże pozbyć się Ester, ponownie. - odparła patrząc na
niego uważnie. – Okej, przepraszam. - powiedziała w końcu, gdy stał odwrócony
do niej plecami, patrząc przez okno. Podniosła się z łóżka i ruszyła do niego.
Podchodząc od tył objęła go rekami kładąc policzek na jego plecy. – Dobrze
wiesz co może się stać jak Esther zdecyduje się nas zabić. Nie wiemy co
planuje, nie wiemy ile tam była by móc nabrać sił. Boję się po prostu, że
Esther na nowo będzie chciała nas rozdzielić. - Dotknął jej dłoni i odrywając
je odwrócił się do niej.
- Antinuo. - zaczął i założył jej włosy za
ucho patrząc w oczy. - Nigdy nie zrobię niczego, co spowodowałoby nasz koniec i
upadek. Jesteśmy jedynymi oryginalnymi hybrydami, tworzymy nową rasę, nikt i
nic nam nie jest w stanie zagrozić, tak długo jak na sobie polegamy. -
dokończył i przytulił ją. - Zawsze i na zawsze, Anette. - szepnął jej na ucho.
Nie minęła nawet sekunda, gdy złączyli się w
namiętnym pocałunku. Oddawali je sobie z jeszcze większa pasją, niż miało to
miejsce w trakcie ich pierwszego zbliżenia po 100 latach rozłąki. Szybkim
tempem przenieśli się na łóżko. Klaus posadził ją na sobie i zdjął z niej
popielatą tunikę. Po kolei z ich ciał znikały części garderoby, aż w końcu
nadzy złączyli się w jedno ciało. Wisiał nad nią trzymając ręce z obu stron jej
głowy, a ona trzymała go za ręce i z każdym jego ruchem wbijała mu paznokcie w
przeguby nadgarstków. Kiedy skończyli położył się obok niej, jedną ręką masując
jej nagie plecy.
- Rebekah wróciła. - powiedział zachrypniętym
głosem. Anette spojrzała na zegar wiszący na przeciwległej ścianie.
- Jest po 9, nie spieszyła się. - odparła i
podniosła się. - Muszę napić się jakieś chociaż mrożonej krwi. - podniosła się
z łóżka i będąc wciąż nago zbierała swoje rzeczy. - Nie wychodzisz? – Klaus
wstał z łóżka i sięgnął po kartki i ołówek.
- Dawno tego nie robiłeś. - zapięła spodenki i
odwrócona do lustra poprawiła włosy, kątem oka widząc, że Klaus nad czymś
intensywnie rozmyśla. – Za każdym razem, gdy coś kombinujesz zaczynasz
szkicować, co tym razem chodzi Ci po głowie?
- Mam parę rzeczy do przemyślenia…zaraz zejdę. – powiedział gdy ubierała buty.
- Mam parę rzeczy do przemyślenia…zaraz zejdę. – powiedział gdy ubierała buty.
- Tylko się ubierz, nie mieszkamy tutaj sami.
- rzuciła w niego koszulkę, a on nagle wstał i przyparł ją do drzwi. -
Wypuścisz mnie? - spytała, czując jak prawie dotyka swoimi ustami jej ust.
Odsunął się od niej trochę i szarpnął za klamkę. Pocałowała go jeszcze i
opuściła jego sypialnie.
- Moja ulubiona para się pogodziła. -
powiedział uśmiechnięty Kol, gdy tylko Anette wkroczyła do salonu. - A Rebekah
miała ciężką noc. - dodał puszczając oczko brunetce.
- Jeszcze jedno zdanie, a następną rzeczą,
która wyleci z Twoich ust będą Twoje zęby. - Anette odwróciła się, a za nią ze
szkicownikiem w rękach stał Klaus starając się nie roześmiać. - Nie zaczynaj,
Nik. - dodała Rebekah wskazując palcem na starszego brata.
- Przecież nic nie mówię. - podniósł ręce w
geście obrony. - Przyszedłem się trochę zrelaksować. - dodał i usiadł na skórzanej
kanapie wyciągając na nią nogi.
- Jak dziecko... - prychnęła Rebekah.
- Nudzę się. - burknął Kol i rzucił się na
fotel. - Nasza siostra jest ladacznicą, ale ostatnio tylko imprezuje.- Anette
podeszła do sofy i zrzuciła nogi Klausa siadając obok. - Potrzebuję rozrywki.
- Na co czekasz, leć. Baw się. - powiedział
Klaus nie odrywając wzroku od szkicownika.
- Zabawa w samotności nie jest fajna. Dołącz
Nik. To ostatnie co możesz zrobić, prócz wbicia mi sztyletu w serce. - szepnął
udając smutek i patrząc uważnie na brata, który tym razem na niego spojrzał.
Anette chrząknęła nieznacząco i wpatrywała się wyczekująco na Klausa. Ten
popatrzył na nią spode łba. Chciała żeby wraz z młodszym bratem wyszli i
wyjaśnili sobie wszystko od początku do końca. Może faktycznie jej relacja z
Kolem nie wyglądała na czysto rodzinną dla Salvatorów wczoraj wieczorem, ale
ona wiedziała, że jest inaczej. Kochała Kola najbardziej ze wszystkich braci,
bo był do niej podobny, był z nią prawie tak samo jak Klaus, tylko że z Klausem
było to coś więcej. Odkrywał ją, jej tajemnice dzielił z nią jej ból przemian i
razem stracili i zyskali swoje wilcze natury. Nic nie było silniejsze niż jej
miłość do Klausa, nawet gdyby doszło do tego, że całe rodzeństwo zaczęłoby
skakać sobie do gardeł i zwalczać się nawzajem stała by u boku Klausa. Ślepa
lojalność? Nie. Po prostu znała go i był jej odbiciem w każdym calu, był jej
częścią i gdyby kiedyś miało go na zawsze zabraknąć stała by się kimś gorszym
niż Stefan Salvatore Rozpruwacz. Jeśli chodziłoby o Kola, pomściłaby jego
śmierć zadając ból wszystkim którzy do jego śmierci się przyczynili, powoli
niszczyłaby każdego, aż błagałby o śmierć. Bo są w jej życiu osoby, które są
nietykalne, jedyną osobą z której śmierci byłaby zadowolona był Finn. Miała
nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak, nie chciała jednak dłużej się nad tym
zastanawiać, bo bała się, że jej przemyślenia się potwierdzą.
- Ok. Czemu nie? Nie miałem okazji, by wczoraj
się upić, bo musieliśmy się zająć wprowadzką matki.- odparł i położył
szkicownik na kawowym stoliku. Klaus wstał i całując ja przelotnie ruszył z
salonu, Kol zrobił to samo.
- Całe szczęście, że wychodzicie, przez ten
dom i tak przewija się tabun facetów.
- Zupełnie jak przez Ciebie Bekah. -
odkrzyknął Kol, za co dostał ugodzony jednym z eleganckich butów Rebeki w
plecy. Nagle zrobiło się pusto, Rebekah jak powiedziała poszła wziąć prysznic,
a chłopcy wyszli do baru. Esther jeszcze nie wróciła.
- Antinuo. - usłyszała spokojny głos Elijah.
Uświadomiła sobie, że całkiem zapomniała o jego obecności w domu. Spojrzała na
niego oczekując dalszego pytania.
powiedział wchodząc do salonu z czymś niewielkim w ręce. - Spalona
szałwia. - powiedział i wysunął do niej rękę z malutkim bukiecikiem. - Rzuciła
zaklęcie prywatności, gdy przebywała sama z Finnem.
- Dziwne, ale w tym domu są same wampiry. -
powiedziała biorąc ją do reki. - Finn jest jej ulubieńcem, chciała uciąć z nim
pogawędkę.
- Nie ufam mu. - uciął krótko. - Sama wiesz,
że nienawidzi tego kim jest, i to od zawsze.
- Może, ale Wasza matka wróciła po to, by nas
zjednoczyć. Wczoraj może też nie zachowałam się w porządku, ale w ogólnym
rozrachunku wiem, że Was kocha, a mnie traktuje jak przyjaciółkę Rebeki i
przyszywaną córkę.
- Porozmawiam z Eleną… - powiedział patrząc
już w okno. - Dowiem się, o co chodziło matce. - dodał po chwili i chowając
szałwię do kieszeni wyszedł z domu.
- Cześć Niklaus. Nie odbierasz telefonu, a mam
raczej złe wieści. Rozmawiałam z Elijah, intencje waszej matki niestety nie są
tak dobre, jak przypuszczaliśmy. Idę do Salvatorów, gdy dowiem się czegoś
zadzwonię ponownie, mam nadzieję, że wtedy odbierzesz. - mówiła do słuchawki
telefonu kierując się do domu braci Salvatore. Gdy w końcu stanęła na ganku
drzwi otworzył jej Damon.
- Znowu Ty. - Pierwotna uśmiechnęła się i
przechyliła głowę na bok.
- Też się cieszę, że Cię widzę. Jest Stefan? -
spytała wchodząc bez pytania do środka. Jak tylko przeszła wzdłuż korytarza
ściągnęła czarny zrobiony ze śliskiego materiału płaszcz i usiadła w fotelu przy
kominku.
- Szuka Eleny. - Anette pokiwała głową i
założyła nogę na nogę. - Czego chcesz tym razem?
- Eleny nie znajdziecie tak szybko. Elijah ją porwał na rozmowę. - powiedziała po chwili robiąc cudzysłów. - A z celem rozmowy poczekam, aż Twój braciszek wróci. - odparła poprawiając grzywkę. - Mogłabym dostać coś do picia? - spytała, jak gdyby przyszła na przyjacielską rozmowę do starych znajomych. Kilkanaście minut później usłyszeli kroki przed domem i po chwili Stefan pojawił się w drzwiach.
- Eleny nie znajdziecie tak szybko. Elijah ją porwał na rozmowę. - powiedziała po chwili robiąc cudzysłów. - A z celem rozmowy poczekam, aż Twój braciszek wróci. - odparła poprawiając grzywkę. - Mogłabym dostać coś do picia? - spytała, jak gdyby przyszła na przyjacielską rozmowę do starych znajomych. Kilkanaście minut później usłyszeli kroki przed domem i po chwili Stefan pojawił się w drzwiach.
- Nigdzie nie mogę jej znaleźć. - Oboje
usłyszeli głos młodszego Salvatore, który wkroczył do salonu i do póki nie
przystanął przy bracie, nie zauważył gościa.
- Oni ją mają. - mruknął Damon patrząc uważnie
na Anette nawet nie odwracając głowy w stronę brata.
- Tak naprawdę to Rebekah jej w tej chwili
pilnuje i wręcz marzy, by rozerwać Elenie gardło. Jeśli chcecie uratować swoją
słodką nastolatkę, pomóżcie nam powstrzymać Esther. - powiedziała i wstała ze
swojego miejsca.
- Ciężko powiedzieć, ale jeśli chodzi o zabicie
tysiącletniej czarownicy mogę być odrobinę niewydolny. - odparł Damon.
- Niestety śmierć jej też nie powstrzyma, bo
sprzyjają jej duchy natury.
- Co więc my mielibyśmy zrobić? - zapytał
Stefan podchodząc do niej.
- Czarownice, które ją wypuściły zapewniają
jej dostęp do magii, to tak zwane przymierze krwi, należy je złamać.
- W jaki sposób? - do Stefana dołączył Damon.
- Masz na myśli to, że mamy je zabić?
- Do prawdy sama bym to zrobiła, niestety nie mam pojęcia gdzie one są. - odpowiedziała spoglądając na nich z uwagą. - Zresztą moje zamiary będą dla nich znane, za to Was, uznają za sprzymierzeńców. - Anette wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek. - W każdym razie, macie czas do 21:06.
- Do prawdy sama bym to zrobiła, niestety nie mam pojęcia gdzie one są. - odpowiedziała spoglądając na nich z uwagą. - Zresztą moje zamiary będą dla nich znane, za to Was, uznają za sprzymierzeńców. - Anette wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek. - W każdym razie, macie czas do 21:06.
- Cóż za dokładność. - zaśmiał się Damon.
Anette sięgnęła po płaszcz i nałożyła go na siebie.
- W czasie pełni Esther przy pomocy waszych
czarownic uzyska pełną moc, by unicestwić rodzeństwo, prawdopodobnie także i
mnie. Czas ucieka panowie. - powiedziała wchodząc po schodach prowadzących do
korytarza, po czym opuściła dom braci.
Szła w kierunku centrum miasteczka. Wciąż
żaden z jej przyjaciół nie odbierał telefonu. Nagle poczuła lekkie ukłucie blisko
swego serca.
- Nie, to niemożliwe. - szepnęła i chowając
telefon do kieszeni dżinsów rzuciła się biegiem w kierunku Grilla, gdzie
mieliby Kol wraz z Klausem. - Niklaus! - krzyknęła widząc go po drugiej strony
ulicy. Gdy tylko ją zobaczył, podbiegł do niej. - Gdzie Kol?
- Nie wiem. - odparł rozglądając się wokół. - Nic Ci nie jest? – pokiwała przecząco głową.
- Nie wiem. - odparł rozglądając się wokół. - Nic Ci nie jest? – pokiwała przecząco głową.
- Nagrałam Ci z milion wiadomości, Esther chce
nas zabić, wszystkich, połączyła nas w jedno, rozumiesz? Jeśli umrze jedno z
nas umrzemy wszyscy razem. - patrzył na nią otumanionym wzrokiem i pędem
ruszyli do Grilla, gdy zauważyli, że nie ma tam Kola postanowili sprawdzić tylne
wyjście. Zauważyli jak nieprzytomnego Kola wynosi Alaric, a bracia Salvatore
stoją obok. Klaus zbiegł po schodach i wyciągnął sztylet z piersi brata. Anette
dołączyła do niego i zaatakowała jednego z braci Salvatore wyrzucając za siebie
na schody.
- Od dawna powinienem Cię zabić. - powiedział
Pierwotny stojąc naprzeciw Damona.
- Zrób to, ale Esther i tak nie powstrzymasz.
- odparł obojętnie Salvatore. - Nie wyglądasz na zdziwionego, Anette pewnie
powiedziała w skrócie o tym, że trochę zaprzyjaźniliśmy się z Wasza mamusią. -
gdy chciał zabić starszego z braci, wraz z Anette usłyszeli głos Elijah u
szczytu schodów.
- Zostaw go, jeszcze się przyda. - Elijah
zbiegł ze schodów. - Powiedz gdzie są wiedźmy, albo Rebekah zabije Elenę. -
zwrócił się do Damona pokazując mu nagranie z sobowtórem.
- Anette mówiła, że mamy czas do 21. - odparl
Damon. Obaj Pierwotni na nią popatrzyli.
- Z pewnością Rebekah zechce zacząć wcześniej.
- odpowiedział Elijah i uśmiechnął się kątem ust.
Kierowali się do domu czarownic, w którym nie
tak dawno znajdowały się trumny. Wychodząc na plac wokół domu usłyszeli głos
Esther. Po chwili trójka braci wraz z Anette stanęło naprzeciwko Esther i
pentagramu z pochodniami, pośrodku którego stał Finn. Anette spojrzała na niego
ze wstrętem w oczach, zawsze wiedziała, że nienawidził tego, że byli wampirami,
dlatego go zasztyletowała, nie sądziła jednak, że mógłby być na tyle odważny,
czy też głupi, by doprowadzić do ich zagłady, by podać się na tacy i poświęcić,
bo tak bardzo nienawidził siebie za to, kim był.
- Podejdźcie. - powiedziała spokojnym głosem
czarownica. Finn chcąc ochronić matkę stanął zasłaniając ją swoim ciałem. - Nie
zrobią mi krzywdy. - powiedziała w jego stronę i stanęła wraz z nim w środku
pentagramu. Gdy Elijah zbliżył się do okręgu pochodnie rozbłysły większym
blaskiem.
- Całkiem uroczo. My tutaj, a pupilek mamy
zgrywa baranka ofiarnego. - odezwał się Kol chodząc wzdłuż cięciwy okręgu
dokładnie naprzeciwko Esther i Finna. - Jesteś żałosny. - dodał ostro.
- Zamilcz, Wasz brat zdobył cnotę, o której Wy
wszyscy możecie tylko pomarzyć. - odparła matka.
- Dzieciobójstwo to potworność. - odezwała się
Anette.
- Owszem, ale jak już wyjaśniliśmy w domu
Salvatorów, nie jesteś moją córką. - Anette chciała na siłę wbiec w okrąg, ale
magiczna ściana stworzona przez sól, odepchnęła ją na tyle mocno, że znalazła
się kilka metrów dalej, zarywając o twarde podłoże wokół domu czarownic. -
Żałuję, że nie dałam Wam zginąć tysiąc lat temu. - dodała po chwili. Anette
otrzepała płaszcz i spodnie z ziemi i podeszła do braci Mikealson.
- Dość. - odezwał się Klaus. - Nuży mnie to
gadanie. Pokładaliśmy nadzieje w tym, że nam wybaczyłaś, ale skoro nie, to
zakończ to jak najszybciej, albo odeślę Cię do piekła.
- Musiałam Was obserwować przez tysiąc lat,
czułam ból waszych ofiar, cierpiałam, gdy przelewaliście krew. Nawet Ty,
Elijah, ze swoimi honorowymi ambicjami nie jesteś lepszy. Wszyscy jesteście
hańbą tej ziemi. Rozciągniętą ponad pokolenia. Jeżeli przyszliście tu, by
błagać o życie, straciliście czas. - powiedziała patrząc po kolei na każdego z
nich, jednocześnie czując łzy napływające jej do oczu. Nagle ognie na nowo
rozbłysły. - Siostry nie opuszczajcie mnie! - krzyknęła Esther, a Finn chcąc
ochronić matkę pociągnął ją na ziemie. Reszta rodzeństwa zakryła oczy i twarze
przed ogniem. Ognie nagle wygasły, jakby ktoś je zgasił, dymiły się jedynie
zgliszcza, natomiast w pentagramie nie było śladu Finna i ich matki. Mogli
spokojnie wejść w środek pentagramu.
Anette stała w salonie przy kominku pijąc krew
z kieliszka na wino. Wpatrywała się w strzelające z drewna iskry.
- Gdzie wszyscy? - usłyszała głos Rebeki,
która, o ile dobrze usłyszała, weszła do gabinetu Esther. Był tam Elijah. Odkąd
wrócili z domu czarownic nie rozmawiali ze sobą. Ona miała wrażenie jakby ktoś
wyrwał jej serce. Czuła łzy napływające jej do oczu. Tyle lat wyrzutów sumienia
za to, że przyczyniła się do śmierci Esther, za to że niegdyś przypadkowo
zabiła mężczyznę i ukrywała tak długi czas fakt, że jest wilkołakiem. Dzisiaj
wszystko w niej pękło. Wystarczyło tylko jedno zdanie pierwszej czarownicy by
ją zniszczyć i zmącić jej poczucie własnej wartości. Przez tysiąc lat nigdy nie
doznała takiego ciosu, żaden cios zadany przez Mikaela, żadna kąśliwa uwaga ze
strony Finna nie była tak gorzka, jak słowa wypowiedziane przez Esther.
- To koniec. - usłyszała odpowiedź Elijah.
- Gdzie matka?
- Nie mamy matki, mamy Esther. - Anette ścisnęła powieki i gdy je otworzyła pozwoliła łzom płynąć na dobre. Oparła się o ścianę obok kominka i zsunęła się po niej. Siedząc skulona trzęsła się w konwulsjach płaczu.
- Nie mamy matki, mamy Esther. - Anette ścisnęła powieki i gdy je otworzyła pozwoliła łzom płynąć na dobre. Oparła się o ścianę obok kominka i zsunęła się po niej. Siedząc skulona trzęsła się w konwulsjach płaczu.
Usłyszała kroki. Otarła swoją twarz i
spojrzała w kierunku odgłosu. Do środka wszedł Klaus ze szkicownikiem. Nic nie
mówiąc stanął obok kominka i wyrywając pojedyncze kartki wrzucał je do ognia.
- Wyjeżdżam. - odezwała się w końcu Anette
wstając. Spojrzał na nią ze wzrokiem, który wydawał się zadawać same pytania. -
Esther podsumowała wszystko, nie byłam nigdy jej córką, nie byłam też waszą
siostrą, nie byłam nikim ważnym, ani bliskim, powinnam sobie radzić sama. O
czym zresztą mówił nawet Mikael - mówiła, po czym dopiła krew z kieliszka, gdy
chciała wyjść złapał ją za rękę i odwrócił do siebie.
- Odkąd dorośliśmy nawet nie starałem się
ciebie traktować jak siostrę, traktowałem cię jako kobietę, z która spędzę
resztę życia. - mówił patrząc na nią. Unikała jego wzroku czując jak ponownie
zbliża się do płaczu. - Obiecaliśmy sobie coś jeszcze nad grobem Esther…Spójrz
na mnie! - krzyknął na nią, i kiedy podniosła na niego wzrok, przełknęła ślinę
i zacisnęła szczękę nie pozwalając już sobie na żadne emocje, które jedynie
rozdzierają jej serce. - Nie odejdziesz stąd, nie wolno Ci mnie zostawić,
Esther już nie ma, jesteśmy tylko my i to się powinno liczyć. - powiedział
prawie przykładając swoje czoło do jej.
- Muszę odpocząć. - powiedziała szeptem.
Puścił ją po dłuższej chwili patrzenia jej w lodowato niebieskie oczy, a ona
powoli oddaliła się do swojego pokoju, nawet nie zorientowała się, kiedy
zasnęła.
Zapraszam do mnie na Starbucks Lovers :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, jest super, ale skomentuję wieczorem, bo właśnie do pracy się szykuję :))
Anette i Klaus <3 Już w serialu podobał mi się ten motyw z połączeniem krwią :) W ogóle Anette nie może wyjechać i zostawić Klausa, nie zrobi tego, prawda?! Ahhh nie mogę się doczekać następnego :) Btw tydz temu jak byłam na szkoleniu poznałam dziewczynę, której imię podobnie brzmiało do Antinua, ale nie pamiętam teraz jakie było dokładnie hehe :D Od razu mi się skojarzyło z Mikaelsonami :)
UsuńBuźka ;**
och na SL wejdę i nadrobię jak najszybciej dam radę! no ogólnie co do relacji to będzie troszkę zagmatwane i pewnie na końcu Was wszystkich zaskocze, choć pewności nie mam :D
Usuńno a co do podobieństwa imienia, to mam nadzieje że same pozytywy się z tym imieniem i opowiadaiem wiążą ;D
UsuńBardzo fajnie, ciekawi mnie, jak to zakończysz.
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że będzie to lekkie zaskoczenie, ale może tylko mi się tak zdaje ;)
Usuńhmm rozdział ciekawy , nawet bardzo. Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńpowiadomię niezwłocznie! dzięki za komentarz ;)
Usuń