środa, 3 czerwca 2015

Chapter 13 "Let's Kill Tonight"

Witam, po nie tak długiej przerwie. Ciesze się widząc jaką frekwencję ma oglądalność mojego bloga, a jeszcze więcej radochy mam widząc Wasze komentarze ;) mam nadzieję, że i pod tym rozdziałem ich nie zabraknie.
Pozdrawiam,
Female Robbery

Pora śniadania przebiegła w spokojnej atmosferze, byli prawie wszyscy, brakowało jedynie Rebeki i Esther. Jedli w ciszy.
- Matka wyszła? - odezwał się jako pierwszy Elijah spoglądając po wszystkich, ale na końcu zatrzymał wzrok na starszym od siebie Finnie.
- Miała pewną sprawę do załatwienia. - odparł sięgając po kromkę chleba.
- Jak na tradycjonalistkę i fanatyczkę jednoczenia rodziny, nasza matka nie powinna opuszczać rodzinnego posiłku. - mruknął Kol. - A jeśli już chodzi o nieobecnych, co z naszą siostrzyczką?
- Po powrocie z kolacji wymknęła się i nie wróciła na noc. - powiedziała Anette smarując tost dżemem owocowym nawet nie patrząc na nich. - Nie spałam dzisiaj, wiem że jeszcze nie wróciła. - dodała czując wzrok kilku mężczyzn. Reszta posiłku spędzili w ciszy. Widziała spojrzenie Klausa, ale ona za wszelką cenę unikała jego wzroku. W końcu, gdy już miała odejść i wstała od stołu, na przeciw niej pojawiła się pierwotna hybryda.
Gdy chciała go minąć chwycił ją za rękę i patrząc na nią wściekle pokazując bursztynowy kolor hybrydzich oczu, pociągnął za sobą do swojej sypialni na piętrze. - Czymś Cię zdenerwowałam? - zapytała niewinnym głosem, patrząc na niego wzrokiem małego dziecka.
- Co to wczoraj miało być? Te czułości wymieniane z Kolem?
- Błagam, Niklaus, to tylko Twój brat i mój przyjaciel. - odparła siadając na łóżku. Odchyliła się do tyłu opierając na łokciach i wręcz z rozbawieniem spoglądała na chodzącego tam i z powrotem Klausa. Mężczyzna przejechał dłonią po swojej twarzy.
- Twoja zażyłość z nim po jego powrocie zaczyna mi ciążyć. - stanął naprzeciw niej.
- Oh, przestań być taki małostkowy. Kol jest po naszej stronie i pomoże pozbyć się Ester, ponownie. - odparła patrząc na niego uważnie. – Okej, przepraszam. - powiedziała w końcu, gdy stał odwrócony do niej plecami, patrząc przez okno. Podniosła się z łóżka i ruszyła do niego. Podchodząc od tył objęła go rekami kładąc policzek na jego plecy. – Dobrze wiesz co może się stać jak Esther zdecyduje się nas zabić. Nie wiemy co planuje, nie wiemy ile tam była by móc nabrać sił. Boję się po prostu, że Esther na nowo będzie chciała nas rozdzielić. - Dotknął jej dłoni i odrywając je odwrócił się do niej.
- Antinuo. - zaczął i założył jej włosy za ucho patrząc w oczy. - Nigdy nie zrobię niczego, co spowodowałoby nasz koniec i upadek. Jesteśmy jedynymi oryginalnymi hybrydami, tworzymy nową rasę, nikt i nic nam nie jest w stanie zagrozić, tak długo jak na sobie polegamy. - dokończył i przytulił ją. - Zawsze i na zawsze, Anette. - szepnął jej na ucho.
Nie minęła nawet sekunda, gdy złączyli się w namiętnym pocałunku. Oddawali je sobie z jeszcze większa pasją, niż miało to miejsce w trakcie ich pierwszego zbliżenia po 100 latach rozłąki. Szybkim tempem przenieśli się na łóżko. Klaus posadził ją na sobie i zdjął z niej popielatą tunikę. Po kolei z ich ciał znikały części garderoby, aż w końcu nadzy złączyli się w jedno ciało. Wisiał nad nią trzymając ręce z obu stron jej głowy, a ona trzymała go za ręce i z każdym jego ruchem wbijała mu paznokcie w przeguby nadgarstków. Kiedy skończyli położył się obok niej, jedną ręką masując jej nagie plecy.
- Rebekah wróciła. - powiedział zachrypniętym głosem. Anette spojrzała na zegar wiszący na przeciwległej ścianie.
- Jest po 9, nie spieszyła się. - odparła i podniosła się. - Muszę napić się jakieś chociaż mrożonej krwi. - podniosła się z łóżka i będąc wciąż nago zbierała swoje rzeczy. - Nie wychodzisz? – Klaus wstał z łóżka i sięgnął po kartki i ołówek.
- Dawno tego nie robiłeś. - zapięła spodenki i odwrócona do lustra poprawiła włosy, kątem oka widząc, że Klaus nad czymś intensywnie rozmyśla. – Za każdym razem, gdy coś kombinujesz zaczynasz szkicować, co tym razem chodzi Ci po głowie?
- Mam parę rzeczy do przemyślenia…zaraz zejdę. – powiedział gdy ubierała buty.
- Tylko się ubierz, nie mieszkamy tutaj sami. - rzuciła w niego koszulkę, a on nagle wstał i przyparł ją do drzwi. - Wypuścisz mnie? - spytała, czując jak prawie dotyka swoimi ustami jej ust. Odsunął się od niej trochę i szarpnął za klamkę. Pocałowała go jeszcze i opuściła jego sypialnie.

- Moja ulubiona para się pogodziła. - powiedział uśmiechnięty Kol, gdy tylko Anette wkroczyła do salonu. - A Rebekah miała ciężką noc. - dodał puszczając oczko brunetce.
- Jeszcze jedno zdanie, a następną rzeczą, która wyleci z Twoich ust będą Twoje zęby. - Anette odwróciła się, a za nią ze szkicownikiem w rękach stał Klaus starając się nie roześmiać. - Nie zaczynaj, Nik. - dodała Rebekah wskazując palcem na starszego brata.
- Przecież nic nie mówię. - podniósł ręce w geście obrony. - Przyszedłem się trochę zrelaksować. - dodał i usiadł na skórzanej kanapie wyciągając na nią nogi.
- Jak dziecko... - prychnęła Rebekah.
- Nudzę się. - burknął Kol i rzucił się na fotel. - Nasza siostra jest ladacznicą, ale ostatnio tylko imprezuje.- Anette podeszła do sofy i zrzuciła nogi Klausa siadając obok. - Potrzebuję rozrywki.
- Na co czekasz, leć. Baw się. - powiedział Klaus nie odrywając wzroku od szkicownika.
- Zabawa w samotności nie jest fajna. Dołącz Nik. To ostatnie co możesz zrobić, prócz wbicia mi sztyletu w serce. - szepnął udając smutek i patrząc uważnie na brata, który tym razem na niego spojrzał. Anette chrząknęła nieznacząco i wpatrywała się wyczekująco na Klausa. Ten popatrzył na nią spode łba. Chciała żeby wraz z młodszym bratem wyszli i wyjaśnili sobie wszystko od początku do końca. Może faktycznie jej relacja z Kolem nie wyglądała na czysto rodzinną dla Salvatorów wczoraj wieczorem, ale ona wiedziała, że jest inaczej. Kochała Kola najbardziej ze wszystkich braci, bo był do niej podobny, był z nią prawie tak samo jak Klaus, tylko że z Klausem było to coś więcej. Odkrywał ją, jej tajemnice dzielił z nią jej ból przemian i razem stracili i zyskali swoje wilcze natury. Nic nie było silniejsze niż jej miłość do Klausa, nawet gdyby doszło do tego, że całe rodzeństwo zaczęłoby skakać sobie do gardeł i zwalczać się nawzajem stała by u boku Klausa. Ślepa lojalność? Nie. Po prostu znała go i był jej odbiciem w każdym calu, był jej częścią i gdyby kiedyś miało go na zawsze zabraknąć stała by się kimś gorszym niż Stefan Salvatore Rozpruwacz. Jeśli chodziłoby o Kola, pomściłaby jego śmierć zadając ból wszystkim którzy do jego śmierci się przyczynili, powoli niszczyłaby każdego, aż błagałby o śmierć. Bo są w jej życiu osoby, które są nietykalne, jedyną osobą z której śmierci byłaby zadowolona był Finn. Miała nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak, nie chciała jednak dłużej się nad tym zastanawiać, bo bała się, że jej przemyślenia się potwierdzą.
- Ok. Czemu nie? Nie miałem okazji, by wczoraj się upić, bo musieliśmy się zająć wprowadzką matki.- odparł i położył szkicownik na kawowym stoliku. Klaus wstał i całując ja przelotnie ruszył z salonu, Kol zrobił to samo.
- Całe szczęście, że wychodzicie, przez ten dom i tak przewija się tabun facetów.
- Zupełnie jak przez Ciebie Bekah. - odkrzyknął Kol, za co dostał ugodzony jednym z eleganckich butów Rebeki w plecy. Nagle zrobiło się pusto, Rebekah jak powiedziała poszła wziąć prysznic, a chłopcy wyszli do baru. Esther jeszcze nie wróciła.
- Antinuo. - usłyszała spokojny głos Elijah. Uświadomiła sobie, że całkiem zapomniała o jego obecności w domu. Spojrzała na niego oczekując dalszego pytania.  powiedział wchodząc do salonu z czymś niewielkim w ręce. - Spalona szałwia. - powiedział i wysunął do niej rękę z malutkim bukiecikiem. - Rzuciła zaklęcie prywatności, gdy przebywała sama z Finnem.
- Dziwne, ale w tym domu są same wampiry. - powiedziała biorąc ją do reki. - Finn jest jej ulubieńcem, chciała uciąć z nim pogawędkę.
- Nie ufam mu. - uciął krótko. - Sama wiesz, że nienawidzi tego kim jest, i to od zawsze.
- Może, ale Wasza matka wróciła po to, by nas zjednoczyć. Wczoraj może też nie zachowałam się w porządku, ale w ogólnym rozrachunku wiem, że Was kocha, a mnie traktuje jak przyjaciółkę Rebeki i przyszywaną córkę.
- Porozmawiam z Eleną… - powiedział patrząc już w okno. - Dowiem się, o co chodziło matce. - dodał po chwili i chowając szałwię do kieszeni wyszedł z domu.

- Cześć Niklaus. Nie odbierasz telefonu, a mam raczej złe wieści. Rozmawiałam z Elijah, intencje waszej matki niestety nie są tak dobre, jak przypuszczaliśmy. Idę do Salvatorów, gdy dowiem się czegoś zadzwonię ponownie, mam nadzieję, że wtedy odbierzesz. - mówiła do słuchawki telefonu kierując się do domu braci Salvatore. Gdy w końcu stanęła na ganku drzwi otworzył jej Damon.
- Znowu Ty. - Pierwotna uśmiechnęła się i przechyliła głowę na bok.
- Też się cieszę, że Cię widzę. Jest Stefan? - spytała wchodząc bez pytania do środka. Jak tylko przeszła wzdłuż korytarza ściągnęła czarny zrobiony ze śliskiego materiału płaszcz i usiadła w fotelu przy kominku.
- Szuka Eleny. - Anette pokiwała głową i założyła nogę na nogę. - Czego chcesz tym razem?
- Eleny nie znajdziecie tak szybko. Elijah ją porwał na rozmowę. - powiedziała po chwili robiąc cudzysłów. - A z celem rozmowy poczekam, aż Twój braciszek wróci. - odparła poprawiając grzywkę. - Mogłabym dostać coś do picia? - spytała, jak gdyby przyszła na przyjacielską rozmowę do starych znajomych. Kilkanaście minut później usłyszeli kroki przed domem i po chwili Stefan pojawił się w drzwiach.
- Nigdzie nie mogę jej znaleźć. - Oboje usłyszeli głos młodszego Salvatore, który wkroczył do salonu i do póki nie przystanął przy bracie, nie zauważył gościa.
- Oni ją mają. - mruknął Damon patrząc uważnie na Anette nawet nie odwracając głowy w stronę brata.
- Tak naprawdę to Rebekah jej w tej chwili pilnuje i wręcz marzy, by rozerwać Elenie gardło. Jeśli chcecie uratować swoją słodką nastolatkę, pomóżcie nam powstrzymać Esther. - powiedziała i wstała ze swojego miejsca.
- Ciężko powiedzieć, ale jeśli chodzi o zabicie tysiącletniej czarownicy mogę być odrobinę niewydolny. - odparł Damon.
- Niestety śmierć jej też nie powstrzyma, bo sprzyjają jej duchy natury.
- Co więc my mielibyśmy zrobić? - zapytał Stefan podchodząc do niej.
- Czarownice, które ją wypuściły zapewniają jej dostęp do magii, to tak zwane przymierze krwi, należy je złamać.
- W jaki sposób? - do Stefana dołączył Damon. - Masz na myśli to, że mamy je zabić?
- Do prawdy sama bym to zrobiła, niestety nie mam pojęcia gdzie one są. - odpowiedziała spoglądając na nich z uwagą. - Zresztą moje zamiary będą dla nich znane, za to Was, uznają za sprzymierzeńców. - Anette wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek. - W każdym razie, macie czas do 21:06.
- Cóż za dokładność. - zaśmiał się Damon. Anette sięgnęła po płaszcz i nałożyła go na siebie.
- W czasie pełni Esther przy pomocy waszych czarownic uzyska pełną moc, by unicestwić rodzeństwo, prawdopodobnie także i mnie. Czas ucieka panowie. - powiedziała wchodząc po schodach prowadzących do korytarza, po czym opuściła dom braci.

Szła w kierunku centrum miasteczka. Wciąż żaden z jej przyjaciół nie odbierał telefonu. Nagle poczuła lekkie ukłucie blisko swego serca.
- Nie, to niemożliwe. - szepnęła i chowając telefon do kieszeni dżinsów rzuciła się biegiem w kierunku Grilla, gdzie mieliby Kol wraz z Klausem. - Niklaus! - krzyknęła widząc go po drugiej strony ulicy. Gdy tylko ją zobaczył, podbiegł do niej. - Gdzie Kol?
- Nie wiem. - odparł rozglądając się wokół. - Nic Ci nie jest? – pokiwała przecząco głową.
- Nagrałam Ci z milion wiadomości, Esther chce nas zabić, wszystkich, połączyła nas w jedno, rozumiesz? Jeśli umrze jedno z nas umrzemy wszyscy razem. - patrzył na nią otumanionym wzrokiem i pędem ruszyli do Grilla, gdy zauważyli, że nie ma tam Kola postanowili sprawdzić tylne wyjście. Zauważyli jak nieprzytomnego Kola wynosi Alaric, a bracia Salvatore stoją obok. Klaus zbiegł po schodach i wyciągnął sztylet z piersi brata. Anette dołączyła do niego i zaatakowała jednego z braci Salvatore wyrzucając za siebie na schody.
- Od dawna powinienem Cię zabić. - powiedział Pierwotny stojąc naprzeciw Damona.
- Zrób to, ale Esther i tak nie powstrzymasz. - odparł obojętnie Salvatore. - Nie wyglądasz na zdziwionego, Anette pewnie powiedziała w skrócie o tym, że trochę zaprzyjaźniliśmy się z Wasza mamusią. - gdy chciał zabić starszego z braci, wraz z Anette usłyszeli głos Elijah u szczytu schodów.
- Zostaw go, jeszcze się przyda. - Elijah zbiegł ze schodów. - Powiedz gdzie są wiedźmy, albo Rebekah zabije Elenę. - zwrócił się do Damona pokazując mu nagranie z sobowtórem.
- Anette mówiła, że mamy czas do 21. - odparl Damon. Obaj Pierwotni na nią popatrzyli.
- Z pewnością Rebekah zechce zacząć wcześniej. - odpowiedział Elijah i uśmiechnął się kątem ust.

Kierowali się do domu czarownic, w którym nie tak dawno znajdowały się trumny. Wychodząc na plac wokół domu usłyszeli głos Esther. Po chwili trójka braci wraz z Anette stanęło naprzeciwko Esther i pentagramu z pochodniami, pośrodku którego stał Finn. Anette spojrzała na niego ze wstrętem w oczach, zawsze wiedziała, że nienawidził tego, że byli wampirami, dlatego go zasztyletowała, nie sądziła jednak, że mógłby być na tyle odważny, czy też głupi, by doprowadzić do ich zagłady, by podać się na tacy i poświęcić, bo tak bardzo nienawidził siebie za to, kim był.
- Podejdźcie. - powiedziała spokojnym głosem czarownica. Finn chcąc ochronić matkę stanął zasłaniając ją swoim ciałem. - Nie zrobią mi krzywdy. - powiedziała w jego stronę i stanęła wraz z nim w środku pentagramu. Gdy Elijah zbliżył się do okręgu pochodnie rozbłysły większym blaskiem.
- Całkiem uroczo. My tutaj, a pupilek mamy zgrywa baranka ofiarnego. - odezwał się Kol chodząc wzdłuż cięciwy okręgu dokładnie naprzeciwko Esther i Finna. - Jesteś żałosny. - dodał ostro.
- Zamilcz, Wasz brat zdobył cnotę, o której Wy wszyscy możecie tylko pomarzyć. - odparła matka.
- Dzieciobójstwo to potworność. - odezwała się Anette.
- Owszem, ale jak już wyjaśniliśmy w domu Salvatorów, nie jesteś moją córką. - Anette chciała na siłę wbiec w okrąg, ale magiczna ściana stworzona przez sól, odepchnęła ją na tyle mocno, że znalazła się kilka metrów dalej, zarywając o twarde podłoże wokół domu czarownic. - Żałuję, że nie dałam Wam zginąć tysiąc lat temu. - dodała po chwili. Anette otrzepała płaszcz i spodnie z ziemi i podeszła do braci Mikealson.
- Dość. - odezwał się Klaus. - Nuży mnie to gadanie. Pokładaliśmy nadzieje w tym, że nam wybaczyłaś, ale skoro nie, to zakończ to jak najszybciej, albo odeślę Cię do piekła.
- Musiałam Was obserwować przez tysiąc lat, czułam ból waszych ofiar, cierpiałam, gdy przelewaliście krew. Nawet Ty, Elijah, ze swoimi honorowymi ambicjami nie jesteś lepszy. Wszyscy jesteście hańbą tej ziemi. Rozciągniętą ponad pokolenia. Jeżeli przyszliście tu, by błagać o życie, straciliście czas. - powiedziała patrząc po kolei na każdego z nich, jednocześnie czując łzy napływające jej do oczu. Nagle ognie na nowo rozbłysły. - Siostry nie opuszczajcie mnie! - krzyknęła Esther, a Finn chcąc ochronić matkę pociągnął ją na ziemie. Reszta rodzeństwa zakryła oczy i twarze przed ogniem. Ognie nagle wygasły, jakby ktoś je zgasił, dymiły się jedynie zgliszcza, natomiast w pentagramie nie było śladu Finna i ich matki. Mogli spokojnie wejść w środek pentagramu.

Anette stała w salonie przy kominku pijąc krew z kieliszka na wino. Wpatrywała się w strzelające z drewna iskry.
- Gdzie wszyscy? - usłyszała głos Rebeki, która, o ile dobrze usłyszała, weszła do gabinetu Esther. Był tam Elijah. Odkąd wrócili z domu czarownic nie rozmawiali ze sobą. Ona miała wrażenie jakby ktoś wyrwał jej serce. Czuła łzy napływające jej do oczu. Tyle lat wyrzutów sumienia za to, że przyczyniła się do śmierci Esther, za to że niegdyś przypadkowo zabiła mężczyznę i ukrywała tak długi czas fakt, że jest wilkołakiem. Dzisiaj wszystko w niej pękło. Wystarczyło tylko jedno zdanie pierwszej czarownicy by ją zniszczyć i zmącić jej poczucie własnej wartości. Przez tysiąc lat nigdy nie doznała takiego ciosu, żaden cios zadany przez Mikaela, żadna kąśliwa uwaga ze strony Finna nie była tak gorzka, jak słowa wypowiedziane przez Esther.
- To koniec. - usłyszała odpowiedź Elijah.
- Gdzie matka?
- Nie mamy matki, mamy Esther. - Anette ścisnęła powieki i gdy je otworzyła pozwoliła łzom płynąć na dobre. Oparła się o ścianę obok kominka i zsunęła się po niej. Siedząc skulona trzęsła się w konwulsjach płaczu.

Usłyszała kroki. Otarła swoją twarz i spojrzała w kierunku odgłosu. Do środka wszedł Klaus ze szkicownikiem. Nic nie mówiąc stanął obok kominka i wyrywając pojedyncze kartki wrzucał je do ognia.
- Wyjeżdżam. - odezwała się w końcu Anette wstając. Spojrzał na nią ze wzrokiem, który wydawał się zadawać same pytania. - Esther podsumowała wszystko, nie byłam nigdy jej córką, nie byłam też waszą siostrą, nie byłam nikim ważnym, ani bliskim, powinnam sobie radzić sama. O czym zresztą mówił nawet Mikael - mówiła, po czym dopiła krew z kieliszka, gdy chciała wyjść złapał ją za rękę i odwrócił do siebie.
- Odkąd dorośliśmy nawet nie starałem się ciebie traktować jak siostrę, traktowałem cię jako kobietę, z która spędzę resztę życia. - mówił patrząc na nią. Unikała jego wzroku czując jak ponownie zbliża się do płaczu. - Obiecaliśmy sobie coś jeszcze nad grobem Esther…Spójrz na mnie! - krzyknął na nią, i kiedy podniosła na niego wzrok, przełknęła ślinę i zacisnęła szczękę nie pozwalając już sobie na żadne emocje, które jedynie rozdzierają jej serce. - Nie odejdziesz stąd, nie wolno Ci mnie zostawić, Esther już nie ma, jesteśmy tylko my i to się powinno liczyć. - powiedział prawie przykładając swoje czoło do jej.

- Muszę odpocząć. - powiedziała szeptem. Puścił ją po dłuższej chwili patrzenia jej w lodowato niebieskie oczy, a ona powoli oddaliła się do swojego pokoju, nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła.

8 komentarzy:

  1. Zapraszam do mnie na Starbucks Lovers :)
    Przeczytałam, jest super, ale skomentuję wieczorem, bo właśnie do pracy się szykuję :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anette i Klaus <3 Już w serialu podobał mi się ten motyw z połączeniem krwią :) W ogóle Anette nie może wyjechać i zostawić Klausa, nie zrobi tego, prawda?! Ahhh nie mogę się doczekać następnego :) Btw tydz temu jak byłam na szkoleniu poznałam dziewczynę, której imię podobnie brzmiało do Antinua, ale nie pamiętam teraz jakie było dokładnie hehe :D Od razu mi się skojarzyło z Mikaelsonami :)

      Buźka ;**

      Usuń
    2. och na SL wejdę i nadrobię jak najszybciej dam radę! no ogólnie co do relacji to będzie troszkę zagmatwane i pewnie na końcu Was wszystkich zaskocze, choć pewności nie mam :D

      Usuń
    3. no a co do podobieństwa imienia, to mam nadzieje że same pozytywy się z tym imieniem i opowiadaiem wiążą ;D

      Usuń
  2. Bardzo fajnie, ciekawi mnie, jak to zakończysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wydaje mi się, że będzie to lekkie zaskoczenie, ale może tylko mi się tak zdaje ;)

      Usuń
  3. hmm rozdział ciekawy , nawet bardzo. Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiadomię niezwłocznie! dzięki za komentarz ;)

      Usuń