czwartek, 18 czerwca 2015

Chapter 14 & 15

Witam wszystkich czytelników bardzo serdecznie, z związku z tym iż obiecałam zakończyć opowiadanie przed wakacjami, postanowiłam dzisiaj dodać dwa rozdziały w jednym poście. Na pewno przyspiesza to nadejście końca tego opowiadania, ale jednocześnie zrekompensuje Wam czekanie na ten rozdział plus, dzięki temu post jest o wiele dłuższy. Mam jednocześnie nadzieje, że Was tym samym on nie zanudzi ;) czekam na Wasze opinie i komentarze, ponieważ są niezłym "motorem" do ewentualnego poprawienia treści czy też szybszego dodania czegoś nowego. 
Pozdrawiam,
Female Robbery
_________________________________________________________________________________

Chapter 14 "Leaving Tonight"

- Obudź się. - usłyszała nad sobą, a zaraz potem poczuła jak ktoś zdziera z niej kołdrę. - Wstawaj Anette. - warknęła blond wampirzyca. Gdy brunetka otworzyła oczy zobaczyła stojącą nad jej głową Rebekę. Mruknęła niezadowolona, widząc na budziku przy łóżku, że obudzono ją zaledwie dwie godziny po tym, jak weszła do swojej sypialni.
- Cóż to za ważna sprawa, że robisz mi pobudkę o 3 w nocy? - spytała siadając na łóżku. Rebekah podała jej telefon. - Elena w jaskini, też mi wartka akcja. - ziewnęła.
- Spójrz na rysunki za jej plecami. Nikowi już to pokazałam. - Pierwotna przybliżyła telefon jeszcze bardziej do swojej twarzy przyglądając się ścianom, na których wyrysowana została ich przeszłość. - Poznajesz?
- Nasza historia, to stąd wiedzieli o nas prawie wszystko. - dodała niezadowolona.
- Popatrz na ten rysunek za jej lewym ramieniem… - powiedziała wskazując palcem na ekran.
- Biały dąb. - oczy hybrydy zrobiły się większe, po czym spojrzała na blondynkę.
- Nowy szczep, 300 lat po tym jak wycięliśmy ten stary. - spokojnie mówiła Rebekah i wzięła telefon od swojej przyjaciółki. - To, że pozbyliśmy się Mikaela i Esther to nie koniec.
- Jeśli dowiedzą się, że mają na nas broń, to jesteśmy zgubieni. - dopowiedziała Anette. - Gdzie Niklaus?
- Szuka informacji w księgach o tym dębie, o tym gdzie może się aktualnie znajdować. - odpowiedziała blondynka. Anette wstała z łóżka i ubrała krótkie dresowe spodenki i bawełnianą koszulkę.
Zeszła wraz z Rebeką do salonu, w którym był tylko Klaus.
- Gdzie Kol i Elijah? - zapytała Anette widząc jak Klaus stoi odwrócony do kominka ze szklanką alkoholu w ręce.
- Kol wyjechał i Elijah najprawdopodobniej też.
- Im pozwoliłeś, a mnie nie. - odparła kręcąc głową. - To robimy coś z tym białym dębem? - zapytała lekkim głosem.
- Ciebie to bawi? - podszedł do niej i przyłożył obie ręce do ściany tak że stała pomiędzy jego ramionami, niejako przygważdżając do niej wampirzycę,
- Przykro mi, że trochę zmieniłam nastawienie po tym, jak kilka godzin temu wręcz zmusiłeś mnie do tego, bym została na tym zadupiu. - odparła kuląc się i wymijając go, rozłożyła się na kanapie w salonie.
- Moglibyście przestać zachowywać się jak stare dobre małżeństwo i ogarnąć jak pozbyć się broni, która nas zabije? - zapytała Rebekah, która rzuciła telefon z włączonym nagraniem Klausowi.
- Książki, jakie mamy w tym domu nie obejmują pierwszych czterdziestu lat XX w., więc trochę to nam komplikuje sprawę. - odparł Klaus. - Dochodzi 4 rano. Zostawmy tę sprawę do czasu, gdy większość mieszkańców będzie postawiona na nogi.
- Wywiad środowiskowy? - spytała Anette. - Jak dla mnie nikt bardziej nie orientuje się w topografii miasta, a także w tym co się tutaj dzieje, niż pani burmistrz.
- Wreszcie jakiś dobry pomysł. - Klaus wzniósł ręce do góry. - Jutro rano spotkaj się z panią Lockwood, a Rebekah pójdzie do biblioteki, tam na pewno mają informacje o jakichś dziwnych zjawiskach.

Brunetka siedziała ubrana w popielata koszulkę i skórzane spodnie przy jednym stolików w Grillu. Dochodziła 10, umówiła się dokładnie na tę godzinę z panią burmistrz, telefonicznie, ale doskonale pamiętała jej obecność na jednej z imprez w rezydencji.
- Dzień dobry Anette. - usłyszała głos kobiety nad sobą. Podała jej rękę i usiadła naprzeciw.
- Dziękuję za spotkanie, Pani burmistrz. – powiedziała ze sztucznym uśmiechem na ustach i zawołała młodego chłopaka zamawiając po jednej kawie dla siebie i swojej rozmówczyni. - Sądzę, że jako głowa tego społeczeństwa, jest Pani odpowiednią osobą, by zapytać o najstarsze drzewa w okolicy. - dokończyła, gdy filiżanki z kawą znalazły się przed nimi.
- Niegdyś kobiety z mojej rodziny prowadziły dzienniki na ten temat, zanim jakakolwiek z nich posiadła prawdziwą pracę. - odparła starsza kobieta.
- Rebekah odwiedziła bibliotekę i archiwum założycieli, ale nie znalazła żadnych informacji na temat drzewa, którym się interesujemy.
- Prawdopodobnie jest ścięte. - odpowiedziała łagodnym głosem pani burmistrz sięgając po filiżankę. - Duże, stare drzewa zostały użyte do rozbudowy miasta na początku XX w. - Anette kątem oka zauważyła jak do baru weszli dwaj bracia.
- Wie pani, gdzie znajdują się dzienniki z fabryk tamtego okresu? - zapytała nachylając się bardziej do Lockwood.
- Wtedy wszystkie fabryki należały do rodziny Salvatorów. - Anette podniosła wzrok na braci siedzących przy barze.
- Dziękuje pani za informacje. - powiedziała po dłużej chwili ciszy. - Do widzenia. - dodała i po podaniu ręki pani burmistrz skierowała się do baru, by porozmawiać z braćmi Salvatore. Po wymienieniu kilku zdań grzecznościowych przeszła do rzeczy.
- Nasz ojciec przeleciał pokojówkę podczas wojny secesyjnej, miała syna. - odpowiedział Damon unosząc do ust drinka. - Ale wszyscy myśleli, że Stefan i ja jesteśmy martwi. Rodzinne nazwisko musiało jakoś przetrwać.
- I… wasza rodzina była wtedy właścicielem fabryki?
- Masz dużo pytań. - Anette wzruszyła ramionami i sięgnęła po swojego drinka.
- Po prostu interesuję się historia miasta. W końcu tu dorastałam. - spojrzała na braci, którzy patrzyli na nią podejrzliwie.
- Jeśli chcesz się ze mną przespać, nie musisz się maskować tymi pytaniami.
- Mierzę odrobinę wyżej. - odparła z zadowoleniem widząc zmieszaną minę Damona. Stefan sięgając po butelkę wstał od baru i ruszył do jednego ze stolików. 
- Musisz mu wybaczyć, ma zapotrzebowanie na krew.
- Nieprawda. - odpowiedział szatyn odwracając się jeszcze do nich.
- To może powiecie mi coś o waszych starych krewnych. Podobno wycięli pół lasu, by wybudować miasteczko.
- Zwolnij. - powiedział Damon. - To jest impreza dla chłopców, Ty nie zostałaś zaproszona. - dodał po chwili i wraz ze Stefanem ulotnili się z lokalu.

Wchodząc do domu zdjęła płaszcz. Nikogo nie było. Na poczcie Rebeki zostawiła kilka wiadomości. Klaus również nie odbierał.
Weszła na piętro do swojego pokoju i otworzyła szafę i z dolnej szuflady wyciągnęła swoją podróżną torbę.
- Nik wie? - usłyszała w progu swojej sypialni głos przyszywanej siostry. Anette odwróciła się i krótko zaprzeczyła. Rebekah podeszła do łóżka brunetki i usiadła na nim, patrząc jak pakuje swoje rzeczy. - Będzie wściekły. - odezwała się po chwili zatrzymując wzrok na hybrydzie. Anette westchnęła.
- Dlatego robię to teraz, gdy go nie ma. Odsłuchałaś moje wiadomości? - zapytała ponownie podchodząc do szafy.
- Tak, teraz ja przyjrzę się pani burmistrz i z nią pogadam. Tym bardziej, że opuszczasz nas jak Elijah i Kol. Tylko, że ich wyjazd tylko wzdrygnął Nikiem, natomiast Twój wyjazd go rozjuszy. - patrzyła uważnie na twarz Anette. W końcu Pierwotna usiadła na łóżku, tuż obok blondynki.
- Nie chcę tego robić, ale muszę jakiś czas pobyć sama ze sobą. Zbyt dużo się ostatnio działo, poza tym Niklaus nie zostanie sam, ma Ciebie. - powiedziała tonem, którym najpewniej chciała sama siebie usprawiedliwić. - Daj mu to rano. - dodała poważnym głosem podsuwając Rebece kopertę z napisanym imieniem jej brata. - Musi to dostać, kiedy ja będę parę miast dalej.
- Mam udawać, że nie przyłapałam Cię na pakowaniu i ucieczce?
- Jesteśmy przyjaciółkami, poza tym, to wyjdzie nam wszystkim na zdrowie. - uśmiechnęła się blado.

Kilka godzin później dojeżdżała do kolejnego stanu w USA. Świtało. Zrezygnowała z odbierania telefonów, mimo że nieustannie ktoś próbował się z nią połączyć. Klaus zadzwonił najwięcej razy, ale nagrał tylko jedna wiadomość, w której nawet nie oczekuje wyjaśnień, tylko tego, by jak najszybciej znalazła się z powrotem w ich domu, grożąc nawet uśmierceniem jej za zlekceważenie mantry „zawsze i na zawsze”. Gdy znalazła niewielki hotelik zatrzymała się tam by wziąć prysznic. Wychodząc z wody odsłuchała wiadomości od Rebeki na temat ich poszukiwań białego dębu, nie oddzwaniała. Napisała tylko SMS, że jest w okolicy trzech stanów od Wirginii, tak że jeśli coś by się działo zjawi się tam w ciągu 8. godzin.

***2 tygodnie później***

Odwiedziła kilka kolejnych stanów, bawiła się sama siedząc przy barach pubów znajdujących się na głównych ulicach, gdzie wiedziała, że napotka rozwrzeszczane nastolatki i chłopaków uważających się za ósmy cud świata. Na takich polowała. Krew piła również z takich, którzy krzywdzili innych w ukryty, psychiczny sposób, który zostawał zauważony, jeśli miało się dobrze rozwinięty zmysł obserwatora.
Informacje z Mystic Falls ją trochę uspokoiły, Rebekah napisała, że most Wickery  wybudowany z drzewa białego dębu został przez nią spalony. Pojawiła się również Sage, w poszukiwaniu Finna. Była niezmiernie w szoku, że taka kobieta jak ona, pokochała takiego idealistę jak najstarszy Mikealson. Rebekah nie pałała do niej sympatią, wręcz przeciwnie, uważała ją za dziwkę i materialistkę, która dlatego przystawiała się do Finna, by stać się tak silna jak oni. Mimo tego, że Anette nie miała do niej żadnych zastrzeżeń, wręcz lubiła jej towarzystwo, bo nie dość, że miała klasyczną urodę kobiety przed trzydziestką, zdawała się brać z życia pełnymi garściami. Wszystko zmienił dzień, kiedy Anette zasztyletowała jej ukochanego. I w końcu Klaus, z tego co wiedziała od Rebeki, nie zważając na jej list, a także na zdanie siostry, zaczął jej szukać. Rebekah zadzwoniła do niej dzisiaj rano, by powiadomić ją, że mają Finna i wzięli go do Mystic Falls. Teraz są na jej tropie. Chcą zniszczyć czar Esther, który połączył ich w jedno. Ją też, dziwne, bo mimo wszystko nie jest z nimi spokrewniona, ale jednak wystarczyło, że w wampirzą jedność połączyła ich krew sobowtóra. Miała ochotę wrócić i pomóc im, zresztą, jeśli ona nie przyjedzie, Klaus będzie jej szukał, a gdy w końcu ją znajdzie, jego miłość do niej ustąpi złości, a wtedy dojdzie do niemałej jatki.

Denver było małym miasteczkiem, nastolatków było tu jak na złość zdecydowanie za dużo. Pobliskie liceum sportowe wydawało na świat różnych troglodytów, mięśniaków sportowców, albo piskliwe cheerleaderki, którym wystarczyło błysnąć forsą lub kluczykami od samochodu, a od razu zabawiały się ze swoimi kolegami ze szkoły. Widząc jedną z takich dziewczyn Anette zaśmiała się do siebie i sięgnęła po kolejny kieliszek alkoholu. Podniosła głowę i na rogu baru, przy którym siedziała, usłyszała znajomy głos mówiący żart, by rozbawić towarzystwo, a po chwili śmiech. Przyjrzała się uważniej, w zadymionym pomieszczeniu z przyciemnionymi światłami zobaczyła jednego z braci. Jej oczy zrobił się jak spodki. Stolik jednego z Mikaelsonów był umieszczony w drodze do toalet. Postanowiła specjalnie przejść koło nich. Poprawiła swoją bluzkę i włosy czesząc na bok swoją asymetryczną grzywkę i ruszyła w ich kierunku. Wpatrywała się w twarz Pierwotnego, tak by wymusić na nim spojrzenie w jej stronę. Udało się. Spojrzał na nią rozbawionym wzrokiem, ale gdy tylko uświadomił sobie, kto go mija mina mu spoważniała. Gdy Anette weszła w korytarz prowadzący do toalet usłyszała jego głos przepraszający wszystkich i jego kroki tuż za swoimi.
- Anette? - zapytał szeptem do stojącej tyłem wampirzycy. Dziewczyna odwróciła się i od razu wpadli sobie w ramiona. - Co Ty tu robisz? Sądziłem, że razem z Nikiem zostaliście w Mystic Falls. - dodał odrywając się od niej.
- Po tym, co usłyszałam od waszej matki przy domu czarownic, musiałam na trochę wyjechać i odpocząć od tego wszystkiego. - odparła siląc się na uśmiech. - A Ty? Widzę, że towarzystwa Ci nie brakuje. - Kol wzruszył ramionami.
- Nik nie mówił, że Cię nie ma, a ja przyjechałem tutaj, by pilnować Jeremiego Gilberta. - oczy Anette zrobiły się większe. - Elena podobno wysłała braciszka z dala od Mystic Falls, by mógł na nowo zacząć bez tych historii z nami. Natomiast ja pilnuję go, tak długo jak istnieje szansa, że matka wróci by nas zabić, lub ponownie odnajdą jakieś drzewo białego dębu.
- Mówił Ci o tym? - spytała zakładając ręce na piersi. - Rebekach pisała, że spaliła most, więc to nam już nie zagraża.
- Za to troska matki nigdy nie ulegnie zmianie. Musze tam wracać, niektórzy już się zdrowo upili więc jest szansa, że się trochę najem. - zaśmiał się. - Może dołączysz?
- Nie, dzięki. - odparła rozbawionym głosem. - Kol mam prośbę. - włożył ręce do kieszeni i spojrzał na nią wyczekująco.
- Jeśli będziesz rozmawiać z Niklausem, nie mów mu, że mnie spotkałeś i że miałeś ze mną jakikolwiek kontakt. - zmrużył oczy i przeskanował ją całą wzrokiem.
- Oczywiście, nie powiem że rozmawialiśmy, ale… - zawiesił głos i jedną dłoń uniósł wskazując na nią palcem. - Jesteś mi winna jutrzejszy wieczór z kolacją.

- Dziękuję. - powiedziała uśmiechając się i poklepała go w ramię. - Jutro o 19 w hotelu Road Driver, pokój 21. - dodała i ruszyła po swoje rzeczy, po czym skierowała się do wyjścia, jeszcze tylko raz zerkając w stronę młodego Mikaelsona i jego znajomych.

Part 15 „Hotel Room”

Robiąc zakupy do przygotowania kolacji dla siebie i Kola usłyszała dzwonek swojego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, jej oczom ukazało się imię jej ukochanego. Postanowiła odebrać pierwszy raz od czasu kiedy wyjechała. Nie wiedziała co usłyszy po drugiej stronie, miała tylko nadzieję, że ktoś gdzieś w tle nie wypowie nazwy miejsca, w którym pomieszkiwała, lub nie dojdą do niego żadne rozmowy innych ludzi.
- Słucham? - powiedziała do telefonu sięgając na najwyższą półkę po makaron.
- Jestem w szoku, że odebrałaś. - usłyszała zirytowany głos Pierwotnego. - Już prawie zdążyłem się przyzwyczaić, że rozmawiam z Twoją automatyczną sekretarką.
- Daruj sobie ten sarkazm i przejdź do rzeczy. - odparła z udawaną złością. Doskonale wiedziała, że nawet jej głos może ją zdradzić.
- Gdzie się podziewasz? - zapytał odrobinę innym głosem. - Nawet Finn wrócił na naszą stronę. Powinnaś do nas dołączyć, pewnie mój starszy brat w końcu się opamiętał.
- Z tego co wiem od Rebeki, to był to pokaz perswazji w stylu Mikalsonów. - odparła kładąc kolejne rzeczy do wózka.
- Rozmawiasz z Rebeką? - spytał zainteresowany. Oczyma wyobraźni widziała jego zmrużony wzrok skupiony na ścianie, bądź też na swojej siostrze, która akurat wchodziła do domu. Była pewna, że Rebekah słowem nie mówiła mu o ich rozmowach, wysyłaniu SMSów. - Nic nie wspominała, prócz tego listu, który zostawiłaś.
- Wygadałam się, zdarza się najlepszym. - odpowiedziała szybko. Gdy dłuższy czas milczał, a ona w końcu dojeżdżała do kasy odezwała się. - Wrócę za kilka dni Niklaus. - szepnęła przymykając oczy.
- Dlaczego w ogóle wyjechałaś?
- Mówiłam Ci. Napisałam w liście. Musiałam trochę od tego odpocząć. Zgadza się, nie spędzaliśmy z sobą czasu prawie 100 lat, ale tyle rzeczy wydarzyło się odkąd na nowo zeszliśmy się, że ja musiałam odetchnąć.
- Mikael miał rację, jesteś równie silna i mnie nie potrzebujesz. - mówił głosem prawie wyzutym z emocji. - Tylko, że obiecaliśmy coś sobie wieki temu i wiesz, że nie wolno łamać obietnicy, którą przypieczętowaliśmy wówczas krwią i pierwszym wspólnym pożyciem jeszcze jako ludzie. - mówił to z takim przekonaniem, że mimo wspomnienia przyjemnych czasów Anette poczuła się źle, znowu zaczęła myśleć o ich matce, o tym, jaką lawiną nieszczęść stała się dla nich.
- Muszę kończyć. - powiedziała i bez żadnych więcej słów rozłączyła się. Klaus próbował dzwonić jeszcze kilka razy, ale za każdym razem odrzucała połączenie.

Na stole stały dwa talerze ze sztućcami, butelka czerwonego wina z XVIII w. dwa kieliszki i świeżo ugotowany makaron i sos w porcelanowym garnuszku. Brakowało tylko głównego gościa wieczoru, którym miał być Kol. Nagle usłyszała dzwonek telefonu hotelowego.
- Pani Mikealson, ma pani gościa. Nazywa się Kol Mikealson. - powiedziała młoda dziewczyna do słuchawki. Anette uśmiechnęła się do siebie i z entuzjastycznym głosem odparła, żeby go wpuścić i czeka na niego. Kilka minut później usłyszała pukanie do drzwi. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy podeszła otworzyć. To kogo zobaczyła zwaliło ją z nóg.
- Witaj Antinuo. - powiedział świdrując jej twarz wzrokiem. - Nie wpuścisz mnie?
- Niklaus… - ledwo wyszeptała jego imię, a on zdążył wejść do środka. Zamknął  za sobą drzwi, i przygwoździł ja za szyję do nich. - Co…Ty…robisz? - zapytała chcą złapać oddech. Przysnął się bliżej niej i złączył ich usta w pocałunku, puścił jej szyję i przycisnął ją całym swoim ciałem do ścinany po prostopadłej do drzwi. Oplotła go nogami, a on przeniósł ją na łóżko rozrywając jej bluzkę i rozpinając stanik. Kilka minut później całkiem nago oddawali się pieszczotom i rozkoszy, smakując po kolei każdy centymetr swoich ciał. Tęskniła za jego dotykiem, za jego pieszczotami i za tym jak doprowadzał ją na skraj rozkoszy. Usiadła na nim tak, że jego głowa znajdowała się na wysokości jego piersi, a ona mogła powoli doprowadzać ich oboje do pełnej rozkoszy przesuwając raz szybciej raz wolniej po jego męskości. Gdy skończyli leżeli obok siebie ciężko oddychając przykryci cienkim materiałem prześcieradła.
- Naprawdę sądziłaś, że tak po prostu będę czekał aż wrócisz? - popatrzył na nią i lekko przechylił głowę w lewo. Właśnie pożałowała rozpoczęcia rozmowy z Kolem i zaczepienia go w barze.
- Pewnie nawet nie hipnotyzowałeś tej dziewczyny z recepcji i uwierzyła Ci na słowo. - powiedziała i usiadła na łóżku. Przeszukała ręką naokoło stanika i ubrała go na siebie. - Skoro już tu przyszedłeś jako Kol, to może zjesz ze mną kolację? - zapytała wstając. Nie odzywał się na razie słowem w jej stronę. Usiadł i w czasie, gdy Anette nakładała sobie porcję makaronu nalał im wina, a później nałożył sobie porcję. - Nie będziesz już nic mówił? - zapytała w połowie posiłku sięgając po kieliszek z winem.
- Przepraszam. - powiedział z wyrzutem, po czym zerknął na nią.
- Zwykle ma się inny ton głosu przepraszając, można też na przykład patrzeć komuś w oczy z rozżaleniem, a nie ze wściekłością. - odparła Anette. Klaus pochylił się bardziej w jej stronę.
- Staram się jak mogę, ale to nie ja uciekłem zostawiając rodzinę.
- To Kol i Elijah zostawili swoją rodzinę. Ja zrobiłam sobie kilka dni wolnych od ponownego ratowania nam wszystkich tyłków, bo odkąd zostałam obudzona prawie rok temu, nic innego nie robię. - skwitowała i odłożyła kieliszek, przyglądając się jeszcze krystalicznej czerwonej barwie alkoholu.
- Sprawa jest załatwiona, biały dąb jest zniszczony, a Esther nam nie zagrozi, bo weźmiemy czarownicę, która nam pomoże odwrócić zaklęcie. - spojrzał na nią z uwagą. - Przyjechałem tutaj po to byś wróciła ze mną do Mystic Falls.
- Tamto miasteczko nie jest naszym domem, już nie.
- A to jest dla Ciebie dom? - zapytał z wyrzutem pokazującą rękami pokój, w którym przebywali. - Przenosisz się z jednego miejsca w drugie, to ma być dla nas normalne?
- Mieliśmy raz dom, ale Twój ojczym nas skutecznie stamtąd usunął.
- Teraz mamy nowy i powinniśmy w nim zamieszkać. Wszyscy. Kol do nas dołączy wkrótce, ale ma tutaj jeszcze sprawę do załatwienia. - powiedział opierając się wygodnie o krzesło. - Nie zostawię Cię tutaj. - syknął z przymrużonymi oczami. Anette starała się wytrzymać jego wzrok, ale wiedziała, że nie potrafi się mu długo opierać i w głębi duszy cieszyło ją to, że jej szukał uparcie dążył do tego, by byli rodziną.

Nazajutrz opuszczali Denver. Anette chciała się jeszcze rozmówić z Kolem, ale postanowiła załatwić tę sprawę bez obecności Klausa, dlatego rozmowę z najmłodszym z braci odłożyła na dłużej, dopóki Kol nie wróci do miasteczka, w którym nie tak dawno się wszyscy osiedlili. Siedziała obok Klausa na miejscu pasażera patrząc na krajobraz za oknem.
- Podwiozę Cię pod dom, ale sam jeszcze muszę coś załatwić. - powiedział odpisując komuś na SMS. Spojrzała na niego z ukosa.
- Dasz mi klucze, czy mam wchodzić balkonem?
- Rebekah, bądź Finn ze swoją ukochaną Sage powinni być w rezydencji. - odpowiedział spokojnym głosem.
- Chcesz dorwać jakąś czarownicę? - zmieniła temat, kiedy zjeżdżali z autostrady na główną ulicę prowadzącą do pobliższego miasteczka.
- Nie jakąś, a Bonnie Bennet. Jej dziwne pokrewieństwo pokoleń doprowadziłoby do naszej zguby, więc spowoduję, że naprawi swój błąd.
W końcu dotarli do Mystic Falls, Klaus wjechał na dziedziniec, gdy tylko wysiadła z Range Rovera swojego przyjaciela usłyszała agonalne dźwięki ze środka domu. Popatrzyła pytająco na Klausa, ale jego mina niewiele jej mówiła. Ruszyła więc do środka biorąc do ręki torbę podróżną z którą wyjechała. Anette rzuciła torbę w korytarzu i udała się w stronę wydawanych dźwięków. Zdziwiona weszła do pustej sali, na której środku do przymocowanych do sufitu łańcuchów, przywiązany był Damon. Rany na jego nadgarstkach się nie goiły, domyślała się, że to działanie werbeny. Koszulę miał rozdartą, a Rebekah kreśliła na jego nagiej klatce piersiowej kreski nożem również nasączonym roztworem.
- Coś mnie ominęło? - zapytała, Rebekah odwróciła się do niej i uśmiechnęła się.
- Znalazł Cię szybciej, niż sądziłam. Mają na nas nowe kołki z białego dębu, właśnie egzekwuję ich odzyskanie. - odparła i wróciła do uprzedniej czynności.
- Myślałam, że tę sprawę rozwiązałaś.
- Okazało się, że prócz mostu, który spaliłam, jest też tablica zrobiona z tego samego drewna, a którą zabrano stamtąd na czas renowacji.
- Jeśli chcesz się pozbyć werbeny lepiej byłoby przywiesić go do góry nogami. - Rebekah uśmiechnęła się sztucznie.
- Dzięki za pomoc, ale wiem co robię. - Anette uniosła ręce jakby się poddawała.
- Jasne, przecież nigdy z Twoim bratem nie zabawiałam się w torturowanie tego typu wampirzych wyrostków. - zaśmiała się po chwili.
- Taa, właściwie było dość spokojnie te kilkanaście dni podczas których rozmawiałam z Tobą przez telefon, może ponownie wyjedziesz, bo jak wiesz nie lubię gdy mi się coś narzuca, i chyba w tym jesteśmy podobne.
- Twoja ofiara się już wygoiła. - mruknęła do blond wampirzycy, która podeszła do niej z wycelowanym w jej stronę nożem. Po tych słowach Rebekah odwróciła się i powróciła do nacinania skóry wampira, a Anette poszła wziąć prysznic.
Gdy Anette skończyła korzystać z łazienki usłyszała głos Klausa i stłumiony głos Kola. Wyglądało na to, że rozmawiają przez telefon. Zeszła więc ubrana w ciemne wąskie dżinsy i popielata tunikę z dekoltem w kształcie łódki, rozczesując palcami jeszcze lekko wilgotne włosy. Gdy zjawiła się w pokoju Klaus uśmiechnął się w jej stronę, a Bonnie patrzyła na telefon z nagraniem, na którym okazał się widnieć Jeremy Gilbert.
- A więc Bonnie, jak z tym zaklęciem? - spytał chowając telefon do kieszeni.
- Kto to był? - spytała mulatka po usłyszeniu wrzasku bólu.
- Nie przejmuj się tym kochana. - odparła Anette siedząc w fotelu naprzeciwko, patrząc jak czarownica próbuje rozwikłać zaklęcie.
- Będę się przejmować, bo martwi mnie sposób w jaki wykorzystujecie ludzi by osiągnąć swój cel. To nie w porządku. - powiedziała na jednym oddechu.
- Robisz się emocjonalna. To jasne, ostatnio nie było Ci zbyt łatwo, Twoja matka zostawiła Cię, znowu. - podchodził do Bennetówny powoli, dziewczyna patrzyła w bok, nie chcąc spojrzeć mu w oczy. - Mogę pomóc ją odnaleźć. Znam ludzi, którzy znajdują innych, mogę ją sprowadzić w całości. Albo jeśli chcesz, sprowadzę ją w kawałkach. - czarownica spojrzała na niego piorunując go wzrokiem. - Ale czy to nie oczywiste, że będę krzywdził wszystkich których kochasz, by osiągnąć cel? Wiem, że zaklęcie jest w tej księdze, wiem że wymaga krwi mojego rodzeństwa, a także Anette. - spojrzał na nią i delikatnym gestem ją przywołał. - Masz je tutaj. - pokazał Bonnie skórzaną torebkę z fiolkami krwi. - Kol, Rebekah, Finn, Elijah… - Anette wzięła szklankę do reki i ugryzła się pozwalając krwi płynąć. To samo zrobił Klaus.
Sześć świec płonęło na stoliku pośrodku małego salonu. Bonnie wykonując zaklęcie wylała zmieszaną krew każdego z nich na środek. Z każdym kolejnym słowem czarownicy krople rozdzielały się wędrując w sześciu różnych kierunkach zatrzymując się przy świecach. Świecie rozbłysły jeszcze bardziej.
- Wygląda na to, że nasza mała czarodziejka się spisała. - odetchnęła Anette kładąc dłoń na ramieniu Klausa.

Kilka godzin po wyjściu Bonnie rozległ się głos Stefana, który wszedł do sali gdzie przebywał Damon.
- Klaus jestem tutaj! - krzyknął i zaraz po jego słowach trójka Pierwotnych pojawiła się tuż za jego plecami.
- Czego chcesz? - spytał Klaus, w odpowiedzi Stefan rzucił w jego stronę torbę z jakiegoś wodoodpornego materiału.
- Jestem tutaj po to, by zawrzeć układ. - powiedział po chwili.
- Stefan, co Ty robisz? - wyszeptał ledwo żyjący Damon.
- Osiem kołków z białego dębu. Część mostu Wickery, której nie spaliliście. - Klaus spojrzał ostrzegawczo na Rebekę.
- Chciałam to sama załatwić. - powiedziała patrząc na swojego brata.
- Finn nie żyje. - Klaus spojrzał na Stefana ściskając szczękę, Anette mimowolnie uśmiechnęła się. Wiedzieli na pewno, że czar został odwrócony.
- Zabiłeś mojego brata? - spytała Rebekah. Salvatore spojrzał krotko na nią i w końcu jego wzrok spoczął na Klausie.
- Mój brat za osiem kołków białego dębu, które są w stanie Was zabić. - powiedział patrząc na niego uważnie.
- Skąd mamy mieć pewność, że nie ma ich więcej? - odezwała się Anette, Klaus spojrzał na nią i wrócił do mierzenia się wzrokiem ze Stefanem.
- Nie mamy. - odparł natychmiast patrząc jej w oczy.
- Możemy się upewnić? - zapytała brunetka i minęła Stefana trącając go ramieniem stanęła naprzeciwko ciała Damona. Młodszy wampir odwrócił się spoglądając na Pierwotną. - Odejdź. - szepnęła do niego. - No dalej, odejdź. - powtórzyła.
- Odwal się Anette. - mruknął Damon.
- Anette to moja zabawka, nie Twoja. - odezwała się naburmuszona Rebekah. Brunetka chwyciła twarz Damona z całej siły w swoją dłoń i skierowała jego wzrok na siebie.
- Powiedziałam… idź do domu. - ponownie wyszeptała wpływając na niego hipnozą. Puściła go i odsunęła się do niego kawałek dalej. Damon powoli zaczął wyciągać swoje już i tak krwawiące ręce z obręczy założonych na nich. Anette wymieniła uśmiech z Klausem, natomiast Rebekah spoglądała z niezadowoleniem, gdyż jak określiła wcześniej to była jej „zabawka”. Stefan stał w bezruchu obserwując uważnie każdy ruch swojego brata. - Okej, przerwij na chwilę. - powiedziała do Damona. - Jak widać, możesz być wreszcie zmuszony do tego, żeby posłuchać. - dodała po chwili. - Teraz czas na decydujące pytanie. - znowu chwyciła go za żuchwę i nakierowała twarz Salvatore na siebie. - Oprócz kołka, który zabił Finna, ile jest takich, które mogą nas zabić?
- Jedenaście. - odpowiedział wycieńczonym głosem opuszczając całkiem głowę. Anette spojrzała na Klausa i otrzepała swoje dłonie uderzając jedną o drugą.
- Jedenaście! Naprawdę? Czyli nie osiem. - powiedział Klaus odwracając do siebie Stefana.
- Zdobędę dla Was pozostałe trzy. - syknął zdezorientowany obrotem sytuacji Salvatore.
- Taa, byłoby miło. Albo skoro skłamałeś, Anette może po prostu zmusi Twojego brata, żeby połknął swój własny język?
- Co jest z Wami nie tak? – zapytał spokojnie Stefan.
- A co z Tobą jest nie tak?! - warknął Pierwotny. - Na prawdę nie masz dla mnie za grosz szacunku? Dałem Ci kogoś, kogo możesz nienawidzić, czuć wstręt, doskonały obiekt dla Twojego gniewu. Żebyś nie musiał znienawidzić samego siebie. Dałem Ci Twój życiowy cel, jako Twój przyjaciel. Naprawdę uważam, że powinieneś mi podziękować. - powiedział na jednym oddechu kierując się prawie do wyjścia z pomieszczenia. Wtem Stefan wyciągnął zza klapy kurtki kołek i ruszył z nim na Klausa przykuwając go do ściany. Anette w tym samym czasie wcisnęła rękę w klatkę piersiową Damona i chwyciła za jego serce. - Przestań, bo jak widzisz oboje zginiecie. - powiedział już spokojniejszym tonem Klaus i wyciągnął z ręki Stefana kolejny kołek. - Widzisz, to proste, teraz wystarczy, że dasz mi dwa pozostałe. - Rebekah ruszyła z miejsca i uwolniła Damona.
- Co Ty robisz?
- Ustalam zasady. Ja go tu przywlokłam i zamknęłam, więc ja go wypuszczam. - powiedziała patrząc na Anette. - Przynieś te kołki, albo oboje zginiecie. - skierowała się do Stefana i wyszła z sali biorąc ze sobą kołki leżące w torbie.
- Nie pozostaje Ci nic innego niż oddać nam te dwa ostatnie kołki, w przeciwnym razie wytoczymy wojnę wszystkim których kochasz. - odezwał się w końcu Klaus. - Mam nadzieje, że wyraziłem się jasno. - powiedział podchodząc bliżej Stefana. Anette zjawiła się zaraz obok.
- Weź brata, jako oznakę naszej dobrej woli. - rzekła na odchodne i wraz z Klausem wyszli z sali.
Weszła do swojej sypialni ubrać coś wygodniejszego. Usłyszała na dole kłótnię Rebeki i Klausa o Finna, o to że Klaus zniszczy ich jako rodzinę, że uważa za głupotę podobną do tej ich brata, fakt że Rebekah chce tutaj pozostać. Nie wiedziała co się dzieje z tą rodziną, która do niedawna była też jej. Weszła do łazienki i spojrzała w lustro jednocześnie obmywając twarz zimną wodą. Gdy wyszła w pokoju siedział Klaus.
- Słyszałam jak rozmawiałeś z Rebeką, nie powinieneś był być taki ostry.
- Ty bronisz Finna?
- Mnie nienawidził, ale dla Rebeki był po prostu starszym bratem. - spojrzała na niego. - Nie prawdą jest też to, co powiedziała, wciąż jesteście rodziną, żadna inna czarownica, hybryda, wilkołak, czy wampir tego nie zmienią.

5 komentarzy:

  1. Do wakacji został tydzień, więc czekamy na rozdział dziennie.

    OdpowiedzUsuń
  2. a tam takich wakacji, ja liczę do 1 lipca :D więc mam półtora tygodnia czyli około 10 dni ;) nie martw się nawet bez codziennego dodawania posta skończę idealnie w odpowiednim czasie :D - wciąż mam zaległości u Ciebie muszę to nadrobić,
    Pozdrawiam,
    Female Robbery

    OdpowiedzUsuń
  3. No to od jutra rozdział dziennie, czekam z niecierpliwośfią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyyyyyyyle do czytania <3 tyle, że ciężko napisać mi jakiś konstruktywny komentarz :D Pooodobało mi się i to bardzo, a to jak Nick odwiedził Anette...ohhhh ^^ za krótka scena, ale mega, nie spodziewałam się, że przyjedzie ;D

    Wybacz, że tak długo mnie tu nie było, ale straszny nawał pracy na studiach i w pracy...postaram się zreflektować, czekam na więcej i lecę czytać 16 rozdział ;))

    Buźkaaa ;****

    OdpowiedzUsuń