Witam wszystkich czytelników bardzo serdecznie, z związku z tym iż obiecałam zakończyć opowiadanie przed wakacjami, postanowiłam dzisiaj dodać dwa rozdziały w jednym poście. Na pewno przyspiesza to nadejście końca tego opowiadania, ale jednocześnie zrekompensuje Wam czekanie na ten rozdział plus, dzięki temu post jest o wiele dłuższy. Mam jednocześnie nadzieje, że Was tym samym on nie zanudzi ;) czekam na Wasze opinie i komentarze, ponieważ są niezłym "motorem" do ewentualnego poprawienia treści czy też szybszego dodania czegoś nowego.
Pozdrawiam,
Female Robbery
_________________________________________________________________________________
Chapter 14 "Leaving Tonight"
- Obudź się. - usłyszała nad sobą, a zaraz
potem poczuła jak ktoś zdziera z niej kołdrę. - Wstawaj Anette. - warknęła
blond wampirzyca. Gdy brunetka otworzyła oczy zobaczyła stojącą nad jej głową
Rebekę. Mruknęła niezadowolona, widząc na budziku przy łóżku, że obudzono ją
zaledwie dwie godziny po tym, jak weszła do swojej sypialni.
- Cóż to za ważna sprawa, że robisz mi pobudkę
o 3 w nocy? - spytała siadając na łóżku. Rebekah podała jej telefon. - Elena w
jaskini, też mi wartka akcja. - ziewnęła.
- Spójrz na rysunki za jej plecami. Nikowi już
to pokazałam. - Pierwotna przybliżyła telefon jeszcze bardziej do swojej twarzy
przyglądając się ścianom, na których wyrysowana została ich przeszłość. -
Poznajesz?
- Nasza historia, to stąd wiedzieli o nas prawie wszystko. - dodała
niezadowolona.
- Popatrz na ten rysunek za jej lewym
ramieniem… - powiedziała wskazując palcem na ekran.
- Biały dąb. - oczy hybrydy zrobiły się
większe, po czym spojrzała na blondynkę.
- Nowy szczep, 300 lat po tym jak wycięliśmy
ten stary. - spokojnie mówiła Rebekah i wzięła telefon od swojej przyjaciółki.
- To, że pozbyliśmy się Mikaela i Esther to nie koniec.
- Jeśli dowiedzą się, że mają na nas broń, to
jesteśmy zgubieni. - dopowiedziała Anette. - Gdzie Niklaus?
- Szuka informacji w księgach o tym dębie, o
tym gdzie może się aktualnie znajdować. - odpowiedziała blondynka. Anette
wstała z łóżka i ubrała krótkie dresowe spodenki i bawełnianą koszulkę.
Zeszła wraz z Rebeką do salonu, w którym był
tylko Klaus.
- Gdzie Kol i Elijah? - zapytała Anette widząc
jak Klaus stoi odwrócony do kominka ze szklanką alkoholu w ręce.
- Kol wyjechał i Elijah najprawdopodobniej też.
- Im pozwoliłeś, a mnie nie. - odparła kręcąc
głową. - To robimy coś z tym białym dębem? - zapytała lekkim głosem.
- Ciebie to bawi? - podszedł do niej i przyłożył obie ręce do ściany tak że
stała pomiędzy jego ramionami, niejako przygważdżając do niej wampirzycę,
- Przykro mi, że trochę zmieniłam nastawienie po tym, jak kilka godzin temu
wręcz zmusiłeś mnie do tego, bym została na tym zadupiu. - odparła kuląc się i
wymijając go, rozłożyła się na kanapie w salonie.
- Moglibyście przestać zachowywać się jak
stare dobre małżeństwo i ogarnąć jak pozbyć się broni, która nas zabije? -
zapytała Rebekah, która rzuciła telefon z włączonym nagraniem Klausowi.
- Książki, jakie mamy w tym domu nie obejmują
pierwszych czterdziestu lat XX w., więc trochę to nam komplikuje sprawę. - odparł
Klaus. - Dochodzi 4 rano. Zostawmy tę sprawę do czasu, gdy większość
mieszkańców będzie postawiona na nogi.
- Wywiad środowiskowy? - spytała Anette. - Jak
dla mnie nikt bardziej nie orientuje się w topografii miasta, a także w tym co
się tutaj dzieje, niż pani burmistrz.
- Wreszcie jakiś dobry pomysł. - Klaus wzniósł
ręce do góry. - Jutro rano spotkaj się z panią Lockwood, a Rebekah pójdzie do
biblioteki, tam na pewno mają informacje o jakichś dziwnych zjawiskach.
Brunetka siedziała ubrana w popielata koszulkę
i skórzane spodnie przy jednym stolików w Grillu. Dochodziła 10, umówiła się
dokładnie na tę godzinę z panią burmistrz, telefonicznie, ale doskonale
pamiętała jej obecność na jednej z imprez w rezydencji.
- Dzień dobry Anette. - usłyszała głos kobiety
nad sobą. Podała jej rękę i usiadła naprzeciw.
- Dziękuję za spotkanie, Pani burmistrz. –
powiedziała ze sztucznym uśmiechem na ustach i zawołała młodego chłopaka
zamawiając po jednej kawie dla siebie i swojej rozmówczyni. - Sądzę, że jako
głowa tego społeczeństwa, jest Pani odpowiednią osobą, by zapytać o najstarsze
drzewa w okolicy. - dokończyła, gdy filiżanki z kawą znalazły się przed nimi.
- Niegdyś kobiety z mojej rodziny prowadziły
dzienniki na ten temat, zanim jakakolwiek z nich posiadła prawdziwą pracę. -
odparła starsza kobieta.
- Rebekah odwiedziła bibliotekę i archiwum
założycieli, ale nie znalazła żadnych informacji na temat drzewa, którym się
interesujemy.
- Prawdopodobnie jest ścięte. - odpowiedziała
łagodnym głosem pani burmistrz sięgając po filiżankę. - Duże, stare drzewa
zostały użyte do rozbudowy miasta na początku XX w. - Anette kątem oka
zauważyła jak do baru weszli dwaj bracia.
- Wie pani, gdzie znajdują się dzienniki z
fabryk tamtego okresu? - zapytała nachylając się bardziej do Lockwood.
- Wtedy wszystkie fabryki należały do rodziny
Salvatorów. - Anette podniosła wzrok na braci siedzących przy barze.
- Dziękuje pani za informacje. - powiedziała
po dłużej chwili ciszy. - Do widzenia. - dodała i po podaniu ręki pani
burmistrz skierowała się do baru, by porozmawiać z braćmi Salvatore. Po
wymienieniu kilku zdań grzecznościowych przeszła do rzeczy.
- Nasz ojciec przeleciał pokojówkę podczas
wojny secesyjnej, miała syna. - odpowiedział Damon unosząc do ust drinka. - Ale
wszyscy myśleli, że Stefan i ja jesteśmy martwi. Rodzinne nazwisko musiało
jakoś przetrwać.
- I… wasza rodzina była wtedy właścicielem
fabryki?
- Masz dużo pytań. - Anette wzruszyła
ramionami i sięgnęła po swojego drinka.
- Po prostu interesuję się historia miasta. W
końcu tu dorastałam. - spojrzała na braci, którzy patrzyli na nią podejrzliwie.
- Jeśli chcesz się ze mną przespać, nie musisz
się maskować tymi pytaniami.
- Mierzę odrobinę wyżej. - odparła z zadowoleniem
widząc zmieszaną minę Damona. Stefan sięgając po butelkę wstał od baru i ruszył
do jednego ze stolików.
- Musisz mu wybaczyć, ma zapotrzebowanie na krew.
- Nieprawda. - odpowiedział szatyn odwracając
się jeszcze do nich.
- To może powiecie mi coś o waszych starych
krewnych. Podobno wycięli pół lasu, by wybudować miasteczko.
- Zwolnij. - powiedział Damon. - To jest
impreza dla chłopców, Ty nie zostałaś zaproszona. - dodał po chwili i wraz ze
Stefanem ulotnili się z lokalu.
Wchodząc do domu zdjęła płaszcz. Nikogo nie
było. Na poczcie Rebeki zostawiła kilka wiadomości. Klaus również nie odbierał.
Weszła na piętro do swojego pokoju i otworzyła
szafę i z dolnej szuflady wyciągnęła swoją podróżną torbę.
- Nik wie? - usłyszała w progu swojej sypialni
głos przyszywanej siostry. Anette odwróciła się i krótko zaprzeczyła. Rebekah
podeszła do łóżka brunetki i usiadła na nim, patrząc jak pakuje swoje rzeczy. -
Będzie wściekły. - odezwała się po chwili zatrzymując wzrok na hybrydzie.
Anette westchnęła.
- Dlatego robię to teraz, gdy go nie ma.
Odsłuchałaś moje wiadomości? - zapytała ponownie podchodząc do szafy.
- Tak, teraz ja przyjrzę się pani burmistrz i z nią pogadam. Tym bardziej, że
opuszczasz nas jak Elijah i Kol. Tylko, że ich wyjazd tylko wzdrygnął Nikiem,
natomiast Twój wyjazd go rozjuszy. - patrzyła uważnie na twarz Anette. W końcu
Pierwotna usiadła na łóżku, tuż obok blondynki.
- Nie chcę tego robić, ale muszę jakiś czas
pobyć sama ze sobą. Zbyt dużo się ostatnio działo, poza tym Niklaus nie
zostanie sam, ma Ciebie. - powiedziała tonem, którym najpewniej chciała sama
siebie usprawiedliwić. - Daj mu to rano. - dodała poważnym głosem
podsuwając Rebece kopertę z napisanym imieniem jej brata. - Musi to dostać,
kiedy ja będę parę miast dalej.
- Mam udawać, że nie przyłapałam Cię na
pakowaniu i ucieczce?
- Jesteśmy przyjaciółkami, poza tym, to wyjdzie nam wszystkim na zdrowie. -
uśmiechnęła się blado.
Kilka godzin później dojeżdżała do kolejnego
stanu w USA. Świtało. Zrezygnowała z odbierania telefonów, mimo że nieustannie
ktoś próbował się z nią połączyć. Klaus zadzwonił najwięcej razy, ale nagrał
tylko jedna wiadomość, w której nawet nie oczekuje wyjaśnień, tylko tego, by
jak najszybciej znalazła się z powrotem w ich domu, grożąc nawet uśmierceniem jej
za zlekceważenie mantry „zawsze i na
zawsze”. Gdy znalazła niewielki hotelik zatrzymała się tam by wziąć
prysznic. Wychodząc z wody odsłuchała wiadomości od Rebeki na temat ich
poszukiwań białego dębu, nie oddzwaniała. Napisała tylko SMS, że jest w okolicy
trzech stanów od Wirginii, tak że jeśli coś by się działo zjawi się tam w ciągu
8. godzin.
***2 tygodnie później***
Odwiedziła kilka kolejnych stanów, bawiła się
sama siedząc przy barach pubów znajdujących się na głównych ulicach, gdzie
wiedziała, że napotka rozwrzeszczane nastolatki i chłopaków uważających się za
ósmy cud świata. Na takich polowała. Krew piła również z takich, którzy
krzywdzili innych w ukryty, psychiczny sposób, który zostawał zauważony, jeśli
miało się dobrze rozwinięty zmysł obserwatora.
Informacje z Mystic Falls ją trochę uspokoiły,
Rebekah napisała, że most Wickery
wybudowany z drzewa białego dębu został przez nią spalony. Pojawiła się
również Sage, w poszukiwaniu Finna. Była niezmiernie w szoku, że taka kobieta
jak ona, pokochała takiego idealistę jak najstarszy Mikealson. Rebekah nie
pałała do niej sympatią, wręcz przeciwnie, uważała ją za dziwkę i
materialistkę, która dlatego przystawiała się do Finna, by stać się tak silna
jak oni. Mimo tego, że Anette nie miała do niej żadnych zastrzeżeń, wręcz
lubiła jej towarzystwo, bo nie dość, że miała klasyczną urodę kobiety przed
trzydziestką, zdawała się brać z życia pełnymi garściami. Wszystko zmienił
dzień, kiedy Anette zasztyletowała jej ukochanego. I w końcu Klaus, z tego co
wiedziała od Rebeki, nie zważając na jej list, a także na zdanie siostry,
zaczął jej szukać. Rebekah zadzwoniła do niej dzisiaj rano, by powiadomić ją,
że mają Finna i wzięli go do Mystic Falls. Teraz są na jej tropie. Chcą
zniszczyć czar Esther, który połączył ich w jedno. Ją też, dziwne, bo mimo
wszystko nie jest z nimi spokrewniona, ale jednak wystarczyło, że w wampirzą
jedność połączyła ich krew sobowtóra. Miała ochotę wrócić i pomóc im, zresztą,
jeśli ona nie przyjedzie, Klaus będzie jej szukał, a gdy w końcu ją znajdzie,
jego miłość do niej ustąpi złości, a wtedy dojdzie do niemałej jatki.
Denver było małym miasteczkiem, nastolatków
było tu jak na złość zdecydowanie za dużo. Pobliskie liceum sportowe wydawało
na świat różnych troglodytów, mięśniaków sportowców, albo piskliwe
cheerleaderki, którym wystarczyło błysnąć forsą lub kluczykami od samochodu, a
od razu zabawiały się ze swoimi kolegami ze szkoły. Widząc jedną z takich
dziewczyn Anette zaśmiała się do siebie i sięgnęła po kolejny kieliszek
alkoholu. Podniosła głowę i na rogu baru, przy którym siedziała, usłyszała
znajomy głos mówiący żart, by rozbawić towarzystwo, a po chwili śmiech.
Przyjrzała się uważniej, w zadymionym pomieszczeniu z przyciemnionymi światłami
zobaczyła jednego z braci. Jej oczy zrobił się jak spodki. Stolik jednego z
Mikaelsonów był umieszczony w drodze do toalet. Postanowiła specjalnie przejść
koło nich. Poprawiła swoją bluzkę i włosy czesząc na bok swoją asymetryczną
grzywkę i ruszyła w ich kierunku. Wpatrywała się w twarz Pierwotnego, tak by
wymusić na nim spojrzenie w jej stronę. Udało się. Spojrzał na nią rozbawionym
wzrokiem, ale gdy tylko uświadomił sobie, kto go mija mina mu spoważniała. Gdy
Anette weszła w korytarz prowadzący do toalet usłyszała jego głos
przepraszający wszystkich i jego kroki tuż za swoimi.
- Anette? - zapytał szeptem do stojącej tyłem
wampirzycy. Dziewczyna odwróciła się i od razu wpadli sobie w ramiona. - Co Ty
tu robisz? Sądziłem, że razem z Nikiem zostaliście w Mystic Falls. - dodał
odrywając się od niej.
- Po tym, co usłyszałam od waszej matki przy
domu czarownic, musiałam na trochę wyjechać i odpocząć od tego wszystkiego. -
odparła siląc się na uśmiech. - A Ty? Widzę, że towarzystwa Ci nie brakuje. -
Kol wzruszył ramionami.
- Nik nie mówił, że Cię nie ma, a ja
przyjechałem tutaj, by pilnować Jeremiego Gilberta. - oczy Anette zrobiły się
większe. - Elena podobno wysłała braciszka z dala od Mystic Falls, by mógł na
nowo zacząć bez tych historii z nami. Natomiast ja pilnuję go, tak długo jak
istnieje szansa, że matka wróci by nas zabić, lub ponownie odnajdą jakieś
drzewo białego dębu.
- Mówił Ci o tym? - spytała zakładając ręce na
piersi. - Rebekach pisała, że spaliła most, więc to nam już nie zagraża.
- Za to troska matki nigdy nie ulegnie
zmianie. Musze tam wracać, niektórzy już się zdrowo upili więc jest szansa, że
się trochę najem. - zaśmiał się. - Może dołączysz?
- Nie, dzięki. - odparła rozbawionym głosem. - Kol mam prośbę. - włożył ręce do
kieszeni i spojrzał na nią wyczekująco.
- Jeśli będziesz rozmawiać z Niklausem, nie
mów mu, że mnie spotkałeś i że miałeś ze mną jakikolwiek kontakt. - zmrużył
oczy i przeskanował ją całą wzrokiem.
- Oczywiście, nie powiem że rozmawialiśmy,
ale… - zawiesił głos i jedną dłoń uniósł wskazując na nią palcem. - Jesteś mi winna
jutrzejszy wieczór z kolacją.
- Dziękuję. - powiedziała uśmiechając się i
poklepała go w ramię. - Jutro o 19 w hotelu Road Driver, pokój 21. - dodała i
ruszyła po swoje rzeczy, po czym skierowała się do wyjścia, jeszcze tylko raz
zerkając w stronę młodego Mikaelsona i jego znajomych.
Part 15 „Hotel Room”
Robiąc zakupy do przygotowania kolacji dla
siebie i Kola usłyszała dzwonek swojego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, jej
oczom ukazało się imię jej ukochanego. Postanowiła odebrać pierwszy raz od
czasu kiedy wyjechała. Nie wiedziała co usłyszy po drugiej stronie, miała tylko
nadzieję, że ktoś gdzieś w tle nie wypowie nazwy miejsca, w którym
pomieszkiwała, lub nie dojdą do niego żadne rozmowy innych ludzi.
- Słucham? - powiedziała do telefonu sięgając
na najwyższą półkę po makaron.
- Jestem w szoku, że odebrałaś. - usłyszała
zirytowany głos Pierwotnego. - Już prawie zdążyłem się przyzwyczaić, że
rozmawiam z Twoją automatyczną sekretarką.
- Daruj sobie ten sarkazm i przejdź do rzeczy.
- odparła z udawaną złością. Doskonale wiedziała, że nawet jej głos może ją
zdradzić.
- Gdzie się podziewasz? - zapytał odrobinę
innym głosem. - Nawet Finn wrócił na naszą stronę. Powinnaś do nas dołączyć,
pewnie mój starszy brat w końcu się opamiętał.
- Z tego co wiem od Rebeki, to był to pokaz
perswazji w stylu Mikalsonów. - odparła kładąc kolejne rzeczy do wózka.
- Rozmawiasz z Rebeką? - spytał
zainteresowany. Oczyma wyobraźni widziała jego zmrużony wzrok skupiony na
ścianie, bądź też na swojej siostrze, która akurat wchodziła do domu. Była
pewna, że Rebekah słowem nie mówiła mu o ich rozmowach, wysyłaniu SMSów. - Nic
nie wspominała, prócz tego listu, który zostawiłaś.
- Wygadałam się, zdarza się najlepszym. -
odpowiedziała szybko. Gdy dłuższy czas milczał, a ona w końcu dojeżdżała do
kasy odezwała się. - Wrócę za kilka dni Niklaus. - szepnęła przymykając oczy.
- Dlaczego w ogóle wyjechałaś?
- Mówiłam Ci. Napisałam w liście. Musiałam trochę od tego odpocząć. Zgadza się,
nie spędzaliśmy z sobą czasu prawie 100 lat, ale tyle rzeczy wydarzyło się
odkąd na nowo zeszliśmy się, że ja musiałam odetchnąć.
- Mikael miał rację, jesteś równie silna i
mnie nie potrzebujesz. - mówił głosem prawie wyzutym z emocji. - Tylko, że
obiecaliśmy coś sobie wieki temu i wiesz, że nie wolno łamać obietnicy, którą
przypieczętowaliśmy wówczas krwią i pierwszym wspólnym pożyciem jeszcze jako ludzie. -
mówił to z takim przekonaniem, że mimo wspomnienia przyjemnych czasów Anette
poczuła się źle, znowu zaczęła myśleć o ich matce, o tym, jaką lawiną nieszczęść
stała się dla nich.
- Muszę kończyć. - powiedziała i bez żadnych
więcej słów rozłączyła się. Klaus próbował dzwonić jeszcze kilka razy, ale za
każdym razem odrzucała połączenie.
Na stole stały dwa talerze ze sztućcami,
butelka czerwonego wina z XVIII w. dwa kieliszki i świeżo ugotowany makaron i
sos w porcelanowym garnuszku. Brakowało tylko głównego gościa wieczoru, którym
miał być Kol. Nagle usłyszała dzwonek telefonu hotelowego.
- Pani Mikealson, ma pani gościa. Nazywa się
Kol Mikealson. - powiedziała młoda dziewczyna do słuchawki. Anette uśmiechnęła
się do siebie i z entuzjastycznym głosem odparła, żeby go wpuścić i czeka na
niego. Kilka minut później usłyszała pukanie do drzwi. Z uśmiechem przyklejonym
do twarzy podeszła otworzyć. To kogo zobaczyła zwaliło ją z nóg.
- Witaj Antinuo. - powiedział świdrując jej
twarz wzrokiem. - Nie wpuścisz mnie?
- Niklaus… - ledwo wyszeptała jego imię, a on zdążył wejść do środka.
Zamknął za sobą drzwi, i przygwoździł ja
za szyję do nich. - Co…Ty…robisz? - zapytała chcą złapać oddech. Przysnął się
bliżej niej i złączył ich usta w pocałunku, puścił jej szyję i przycisnął ją
całym swoim ciałem do ścinany po prostopadłej do drzwi. Oplotła go nogami, a on
przeniósł ją na łóżko rozrywając jej bluzkę i rozpinając stanik. Kilka minut
później całkiem nago oddawali się pieszczotom i rozkoszy, smakując po kolei
każdy centymetr swoich ciał. Tęskniła za jego dotykiem, za jego pieszczotami i
za tym jak doprowadzał ją na skraj rozkoszy. Usiadła na nim tak, że jego głowa
znajdowała się na wysokości jego piersi, a ona mogła powoli doprowadzać ich
oboje do pełnej rozkoszy przesuwając raz szybciej raz wolniej po jego męskości.
Gdy skończyli leżeli obok siebie ciężko oddychając przykryci cienkim materiałem
prześcieradła.
- Naprawdę sądziłaś, że tak po prostu będę
czekał aż wrócisz? - popatrzył na nią i lekko przechylił głowę w lewo. Właśnie
pożałowała rozpoczęcia rozmowy z Kolem i zaczepienia go w barze.
- Pewnie nawet nie hipnotyzowałeś tej
dziewczyny z recepcji i uwierzyła Ci na słowo. - powiedziała i usiadła na
łóżku. Przeszukała ręką naokoło stanika i ubrała go na siebie. - Skoro już tu
przyszedłeś jako Kol, to może zjesz ze mną kolację? - zapytała wstając. Nie
odzywał się na razie słowem w jej stronę. Usiadł i w czasie, gdy Anette nakładała
sobie porcję makaronu nalał im wina, a później nałożył sobie porcję. - Nie
będziesz już nic mówił? - zapytała w połowie posiłku sięgając po kieliszek z
winem.
- Przepraszam. - powiedział z wyrzutem, po
czym zerknął na nią.
- Zwykle ma się inny ton głosu przepraszając,
można też na przykład patrzeć komuś w oczy z rozżaleniem, a nie ze
wściekłością. - odparła Anette. Klaus pochylił się bardziej w jej stronę.
- Staram się jak mogę, ale to nie ja uciekłem
zostawiając rodzinę.
- To Kol i Elijah zostawili swoją rodzinę. Ja
zrobiłam sobie kilka dni wolnych od ponownego ratowania nam wszystkich tyłków,
bo odkąd zostałam obudzona prawie rok temu, nic innego nie robię. - skwitowała
i odłożyła kieliszek, przyglądając się jeszcze krystalicznej czerwonej barwie alkoholu.
- Sprawa jest załatwiona, biały dąb jest
zniszczony, a Esther nam nie zagrozi, bo weźmiemy czarownicę, która nam pomoże
odwrócić zaklęcie. - spojrzał na nią z uwagą. - Przyjechałem tutaj po to byś
wróciła ze mną do Mystic Falls.
- Tamto miasteczko nie jest naszym domem, już
nie.
- A to jest dla Ciebie dom? - zapytał z
wyrzutem pokazującą rękami pokój, w którym przebywali. - Przenosisz się z
jednego miejsca w drugie, to ma być dla nas normalne?
- Mieliśmy raz dom, ale Twój ojczym nas
skutecznie stamtąd usunął.
- Teraz mamy nowy i powinniśmy w nim
zamieszkać. Wszyscy. Kol do nas dołączy wkrótce, ale ma tutaj jeszcze sprawę do
załatwienia. - powiedział opierając się wygodnie o krzesło. - Nie zostawię Cię
tutaj. - syknął z przymrużonymi oczami. Anette starała się wytrzymać jego
wzrok, ale wiedziała, że nie potrafi się mu długo opierać i w głębi duszy
cieszyło ją to, że jej szukał uparcie dążył do tego, by byli rodziną.
Nazajutrz opuszczali Denver. Anette chciała
się jeszcze rozmówić z Kolem, ale postanowiła załatwić tę sprawę bez obecności
Klausa, dlatego rozmowę z najmłodszym z braci odłożyła na dłużej, dopóki Kol
nie wróci do miasteczka, w którym nie tak dawno się wszyscy osiedlili.
Siedziała obok Klausa na miejscu pasażera patrząc na krajobraz za oknem.
- Podwiozę Cię pod dom, ale sam jeszcze muszę
coś załatwić. - powiedział odpisując komuś na SMS. Spojrzała na niego z ukosa.
- Dasz mi klucze, czy mam wchodzić balkonem?
- Rebekah, bądź Finn ze swoją ukochaną Sage powinni być w rezydencji. -
odpowiedział spokojnym głosem.
- Chcesz dorwać jakąś czarownicę? - zmieniła
temat, kiedy zjeżdżali z autostrady na główną ulicę prowadzącą do pobliższego
miasteczka.
- Nie jakąś, a Bonnie Bennet. Jej dziwne
pokrewieństwo pokoleń doprowadziłoby do naszej zguby, więc spowoduję, że
naprawi swój błąd.
W końcu dotarli do Mystic Falls, Klaus wjechał
na dziedziniec, gdy tylko wysiadła z Range Rovera swojego przyjaciela usłyszała
agonalne dźwięki ze środka domu. Popatrzyła pytająco na Klausa, ale jego mina
niewiele jej mówiła. Ruszyła więc do środka biorąc do ręki torbę podróżną z
którą wyjechała. Anette rzuciła torbę w korytarzu i udała się w stronę
wydawanych dźwięków. Zdziwiona weszła do pustej sali, na której środku do
przymocowanych do sufitu łańcuchów, przywiązany był Damon. Rany na jego
nadgarstkach się nie goiły, domyślała się, że to działanie werbeny. Koszulę
miał rozdartą, a Rebekah kreśliła na jego nagiej klatce piersiowej kreski nożem
również nasączonym roztworem.
- Coś mnie ominęło? - zapytała, Rebekah
odwróciła się do niej i uśmiechnęła się.
- Znalazł Cię szybciej, niż sądziłam. Mają na
nas nowe kołki z białego dębu, właśnie egzekwuję ich odzyskanie. - odparła i
wróciła do uprzedniej czynności.
- Myślałam, że tę sprawę rozwiązałaś.
- Okazało się, że prócz mostu, który spaliłam,
jest też tablica zrobiona z tego samego drewna, a którą zabrano stamtąd na czas
renowacji.
- Jeśli chcesz się pozbyć werbeny lepiej
byłoby przywiesić go do góry nogami. - Rebekah uśmiechnęła się sztucznie.
- Dzięki za pomoc, ale wiem co robię. - Anette
uniosła ręce jakby się poddawała.
- Jasne, przecież nigdy z Twoim bratem nie
zabawiałam się w torturowanie tego typu wampirzych wyrostków. - zaśmiała się po
chwili.
- Taa, właściwie było dość spokojnie te
kilkanaście dni podczas których rozmawiałam z Tobą przez telefon, może ponownie
wyjedziesz, bo jak wiesz nie lubię gdy mi się coś narzuca, i chyba w tym
jesteśmy podobne.
- Twoja ofiara się już wygoiła. - mruknęła do
blond wampirzycy, która podeszła do niej z wycelowanym w jej stronę nożem. Po
tych słowach Rebekah odwróciła się i powróciła do nacinania skóry wampira, a
Anette poszła wziąć prysznic.
Gdy Anette skończyła korzystać z łazienki
usłyszała głos Klausa i stłumiony głos Kola. Wyglądało na to, że rozmawiają
przez telefon. Zeszła więc ubrana w ciemne wąskie dżinsy i popielata tunikę z
dekoltem w kształcie łódki, rozczesując palcami jeszcze lekko wilgotne włosy.
Gdy zjawiła się w pokoju Klaus uśmiechnął się w jej stronę, a Bonnie patrzyła
na telefon z nagraniem, na którym okazał się widnieć Jeremy Gilbert.
- A więc Bonnie, jak z tym zaklęciem? - spytał
chowając telefon do kieszeni.
- Kto to był? - spytała mulatka po usłyszeniu
wrzasku bólu.
- Nie przejmuj się tym kochana. - odparła
Anette siedząc w fotelu naprzeciwko, patrząc jak czarownica próbuje rozwikłać
zaklęcie.
- Będę się przejmować, bo martwi mnie sposób w
jaki wykorzystujecie ludzi by osiągnąć swój cel. To nie w porządku. -
powiedziała na jednym oddechu.
- Robisz się emocjonalna. To jasne, ostatnio
nie było Ci zbyt łatwo, Twoja matka zostawiła Cię, znowu. - podchodził do
Bennetówny powoli, dziewczyna patrzyła w bok, nie chcąc spojrzeć mu w oczy. -
Mogę pomóc ją odnaleźć. Znam ludzi, którzy znajdują innych, mogę ją sprowadzić w całości.
Albo jeśli chcesz, sprowadzę ją w kawałkach. - czarownica spojrzała na niego
piorunując go wzrokiem. - Ale czy to nie oczywiste, że będę krzywdził
wszystkich których kochasz, by osiągnąć cel? Wiem, że zaklęcie jest w tej
księdze, wiem że wymaga krwi mojego rodzeństwa, a także Anette. - spojrzał na
nią i delikatnym gestem ją przywołał. - Masz je tutaj. - pokazał Bonnie
skórzaną torebkę z fiolkami krwi. - Kol, Rebekah, Finn, Elijah… - Anette wzięła
szklankę do reki i ugryzła się pozwalając krwi płynąć. To samo zrobił Klaus.
Sześć świec płonęło na stoliku pośrodku małego
salonu. Bonnie wykonując zaklęcie wylała zmieszaną krew każdego z nich na
środek. Z każdym kolejnym słowem czarownicy krople rozdzielały się wędrując w
sześciu różnych kierunkach zatrzymując się przy świecach. Świecie rozbłysły
jeszcze bardziej.
- Wygląda na to, że nasza mała czarodziejka
się spisała. - odetchnęła Anette kładąc dłoń na ramieniu Klausa.
Kilka godzin po wyjściu Bonnie rozległ się
głos Stefana, który wszedł do sali gdzie przebywał Damon.
- Klaus jestem tutaj! - krzyknął i zaraz po
jego słowach trójka Pierwotnych pojawiła się tuż za jego plecami.
- Czego chcesz? - spytał Klaus, w odpowiedzi
Stefan rzucił w jego stronę torbę z jakiegoś wodoodpornego materiału.
- Jestem tutaj po to, by zawrzeć układ. -
powiedział po chwili.
- Stefan, co Ty robisz? - wyszeptał ledwo
żyjący Damon.
- Osiem kołków z
białego dębu. Część mostu Wickery, której nie spaliliście. - Klaus spojrzał
ostrzegawczo na Rebekę.
- Chciałam to sama
załatwić. - powiedziała patrząc na swojego brata.
- Finn nie żyje. -
Klaus spojrzał na Stefana ściskając szczękę, Anette mimowolnie uśmiechnęła się.
Wiedzieli na pewno, że czar został odwrócony.
- Zabiłeś mojego
brata? - spytała Rebekah. Salvatore spojrzał krotko na nią i w końcu jego wzrok
spoczął na Klausie.
- Mój brat za osiem
kołków białego dębu, które są w stanie Was zabić. - powiedział patrząc na niego
uważnie.
- Skąd mamy mieć
pewność, że nie ma ich więcej? - odezwała się Anette, Klaus spojrzał na nią i
wrócił do mierzenia się wzrokiem ze Stefanem.
- Nie mamy. - odparł
natychmiast patrząc jej w oczy.
- Możemy się
upewnić? - zapytała brunetka i minęła Stefana trącając go ramieniem stanęła
naprzeciwko ciała Damona. Młodszy wampir odwrócił się spoglądając na Pierwotną.
- Odejdź. - szepnęła do niego. - No dalej, odejdź. - powtórzyła.
- Odwal się Anette.
- mruknął Damon.
- Anette to moja
zabawka, nie Twoja. - odezwała się naburmuszona Rebekah. Brunetka chwyciła
twarz Damona z całej siły w swoją dłoń i skierowała jego wzrok na siebie.
- Powiedziałam… idź
do domu. - ponownie wyszeptała wpływając na niego hipnozą. Puściła go i
odsunęła się do niego kawałek dalej. Damon powoli zaczął wyciągać swoje już i
tak krwawiące ręce z obręczy założonych na nich. Anette wymieniła uśmiech z
Klausem, natomiast Rebekah spoglądała z niezadowoleniem, gdyż jak określiła
wcześniej to była jej „zabawka”. Stefan stał w bezruchu obserwując uważnie
każdy ruch swojego brata. - Okej, przerwij na chwilę. - powiedziała do Damona.
- Jak widać, możesz być wreszcie zmuszony do tego, żeby posłuchać. - dodała po
chwili. - Teraz czas na decydujące pytanie. - znowu chwyciła go za żuchwę i
nakierowała twarz Salvatore na siebie. - Oprócz kołka, który zabił Finna, ile
jest takich, które mogą nas zabić?
- Jedenaście. -
odpowiedział wycieńczonym głosem opuszczając całkiem głowę. Anette spojrzała na
Klausa i otrzepała swoje dłonie uderzając jedną o drugą.
- Jedenaście!
Naprawdę? Czyli nie osiem. - powiedział Klaus odwracając do siebie Stefana.
- Zdobędę dla Was
pozostałe trzy. - syknął zdezorientowany obrotem sytuacji Salvatore.
- Taa, byłoby miło.
Albo skoro skłamałeś, Anette może po prostu zmusi Twojego brata, żeby połknął
swój własny język?
- Co jest z Wami nie
tak? – zapytał spokojnie Stefan.
- A co z Tobą jest
nie tak?! - warknął Pierwotny. - Na prawdę nie masz dla mnie za grosz szacunku?
Dałem Ci kogoś, kogo możesz nienawidzić, czuć wstręt, doskonały obiekt dla
Twojego gniewu. Żebyś nie musiał znienawidzić samego siebie. Dałem Ci Twój
życiowy cel, jako Twój przyjaciel. Naprawdę uważam, że powinieneś mi
podziękować. - powiedział na jednym oddechu kierując się prawie do wyjścia z
pomieszczenia. Wtem Stefan wyciągnął zza klapy kurtki kołek i ruszył z nim na
Klausa przykuwając go do ściany. Anette w tym samym czasie wcisnęła rękę w
klatkę piersiową Damona i chwyciła za jego serce. - Przestań, bo jak widzisz
oboje zginiecie. - powiedział już spokojniejszym tonem Klaus i wyciągnął z ręki
Stefana kolejny kołek. - Widzisz, to proste, teraz wystarczy, że dasz mi dwa
pozostałe. - Rebekah ruszyła z miejsca i uwolniła Damona.
- Co Ty robisz?
- Ustalam zasady. Ja go tu przywlokłam i zamknęłam, więc ja go wypuszczam. -
powiedziała patrząc na Anette. - Przynieś te kołki, albo oboje zginiecie. -
skierowała się do Stefana i wyszła z sali biorąc ze sobą kołki leżące w torbie.
- Nie pozostaje Ci
nic innego niż oddać nam te dwa ostatnie kołki, w przeciwnym razie wytoczymy
wojnę wszystkim których kochasz. - odezwał się w końcu Klaus. - Mam nadzieje,
że wyraziłem się jasno. - powiedział podchodząc bliżej Stefana. Anette zjawiła
się zaraz obok.
- Weź brata, jako
oznakę naszej dobrej woli. - rzekła na odchodne i wraz z Klausem wyszli z sali.
Weszła do swojej
sypialni ubrać coś wygodniejszego. Usłyszała na dole kłótnię Rebeki i Klausa o
Finna, o to że Klaus zniszczy ich jako rodzinę, że uważa za głupotę podobną do
tej ich brata, fakt że Rebekah chce tutaj pozostać. Nie wiedziała co się dzieje
z tą rodziną, która do niedawna była też jej. Weszła do łazienki i spojrzała w
lustro jednocześnie obmywając twarz zimną wodą. Gdy wyszła w pokoju siedział
Klaus.
- Słyszałam jak
rozmawiałeś z Rebeką, nie powinieneś był być taki ostry.
- Ty bronisz Finna?
- Mnie nienawidził, ale dla Rebeki był po prostu starszym bratem. - spojrzała
na niego. - Nie prawdą jest też to, co powiedziała, wciąż jesteście rodziną,
żadna inna czarownica, hybryda, wilkołak, czy wampir tego nie zmienią.