poniedziałek, 1 grudnia 2014

Chapter 1 "Dance with me, my enemy"





W pełni gotowe na wieczór balu maskowego ruszyły w kierunku wielkiej posiadłości Lockwoodów. Antinua ubrana w czarną sukienkę idealnie dopasowaną do swojej figury, krótką gdyż dół sukienki nie sięgał dalej niż połowa uda, a grube szelki odsłaniały szczupłą długą szyję. Maska była tego samego koloru z koronki, a jej niebieskie oczy wyjątkowo błyszczały lodowatym blaskiem, usta pomalowane delikatnie błyszczykiem, a całość dopełniały buty również czarne na platformie. Włosy pokręcone i położone na przodzie klatki piersiowej.
- Ta Pani jest ze mną. - Powiedziała cicho Kathrine, gdy młody chłopak chciał uzyskać zaproszenie na bal. Petrova oddała mu zaproszenie Eleny, które udało jej się wykraść z jej skrzynki na listy. Poza tym ta młoda Gilbertówna nie miała i tak zamiaru zjawić się na balu.
- Ciekawi mnie bardziej jak wprowadzisz mnie jako Elena do rezydencji tych bufonów. - Szepnęła. Obie skupiały na sobie wzrok większości mężczyzn.
- Elena! - Usłyszały obie niedaleko. Zobaczyły jak szybkim krokiem podchodzi do nich blondyn. - Miałaś nie przyjść, a jesteś z nową koleżanką.
- Ach Matt, to moja znajoma z wakacji zaprosiłam ją do siebie.
- Anette. - Powiedziała obojętnie w stronę chłopaka. - Miło Cię poznać, ale byłoby dużo lepiej gdybyś załatwił coś do picia? - Powiedziała przejeżdżając palcem po jego krawacie, wręcz świdrując go wzrokiem.
- Jasne, zaraz wracam. - Odpowiedział i ruszył do domu.
- Poszukaj lepiej właścicieli tego domu, bo ten wymuskany licealista niewiele nam pomoże. -Mruknęła.
- Można prosić? - Usłyszały za sobą. Kathrine odwróciła się i spotkała wzrokiem ze Stefanem Salvatore. - Chyba nie odmówisz swojemu ukochanemu, Eleno. - Mimo maski na twarzy widać było jak zmrużył oczy. Kathrine podała mu rękę i wyszli na parkiet. Antinua kątem oka spoglądała na nich. Szatyn wydawał jej się znajomy, jednak nie mogła nic więcej zobaczyć przez tę maskę. Po chwili podszedł do niej Matt z kieliszkiem czerwonego wina. Odesłała go zaraz posługując się hipnozą. Widząc brak poczucia czasu i obowiązku ze strony młodej Petrovej sama postanowiła poszukać pani burmistrz i jej syna.

- Nie sądziłem, że zobaczę tutaj nową twarz. - Usłyszała koło siebie gdy wchodziła po schodach prowadzących do drzwi wejściowych domu Lockwoodów. Mężczyzna w czarnym garniturze białej koszuli i eleganckim czarnym krawacie siedział na schodach popijając najprawdopodobniej koniak. - Chcesz? - Zapytał czując że przygląda się mu z zainteresowaniem.
- To bal maskowy, a Twoja maska zamiast na twarzy leży swobodnie na schodach? - Zapytała zaczepnie i usiadła zaraz obok niego. Ściągnęła niewygodne obcasy i położyła obok jego maski.
- Nie lubię takich pompatycznych imprez. - Odparł i podał jej butelkę z połową zawartości. - Widziałem, z kim przyszłaś. - Powiedział ciszej.
- To moja koleżanka, że tak to określę. - Upiła spory łyk i trzymając cały czas butelkę dodała. - Znasz ją?
- Na pewno nie jest tą, za którą się podaje. - Uśmiechnął się z przekąsem. - Mój brat też to wie, a jednak robi dobrą minę do złej gry. - Spojrzał na brunetkę.
- Uważasz, że jest złą osobą? Uwierz mi znam wielu gorszych od niej. - Zaśmiała się. - Muszę przywitać się z panią burmistrz, trochę nieładnie z mojej strony, że bawię się na jej imprezie, a nawet jej nie znam. - Wzięła do ręki buty i chciała wstać, gdy silna dłoń mężczyzny usadziła ją z powrotem.
- Jestem Damon. - Powiedział uśmiechając się do niej.
- Anette. - Odpowiedziała podając mu rękę. - Miło mi Cię poznać. - Również się uśmiechnęła.
- Masz zamiar być tutaj długo?
- Nie wiem, tak długo na ile siły mi pozwolą.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to zawsze z chęcią pomogę. - Powiedział gdy wstawała. - Będziesz musiała Ty mnie poszukać, ponieważ mi trochę trudno będzie Cię rozpoznać gdy nadejdzie ranek i nie będziesz miała na sobie tej seksownej sukienki.
- Pewnie dużo kobiet daje się nabrać na te Twoje zaloty, ale mnie na to nie weźmiesz. - Powiedziała unosząc jego podbródek lekko do góry, tak by patrzył jej w oczy. - Dobrej zabawy, Damon. - Skierowała się w stronę domu. Wiedziała, że nie może nigdzie wejść, gdyż nigdy wcześniej tu nie była, i nikt jej tutaj nie zaprosił.

Usiadła przy stoliku w ogrodzie wcześniej zgarniając z szwedzkiego stołu pełną butelkę koniaku.
- Jesteś tu podobno nowa, Tyler Lockwood. - Wystawił rękę w jej stronę. Ona uniosła wzrok i omiotła go spojrzeniem.
- Anette. - Popiła koniak i podała mu rękę. - Czy ja sprawiam wrażenie jakiejś niespełna rozumu, że cały czas mnie ktoś zaczepia?
- Nie, po prostu jesteś tutaj sama, nowa i wyglądasz niezwykle pięknie. - Odpowiedział uśmiechając się.
- Nawet nie próbuj mnie podrywać, nie skończy się to dla Ciebie dobrze. - Odparła. - Lockwood, jesteś właścicielem tego domu tak?
- Tak, moja matka jest burmistrzem, została nim po śmierci mojego ojca.
- Dawno zmarł?
- Kilka tygodni temu, w bardzo tajemniczych okolicznościach, w ogóle rzeczy, które się dzieją w tym miasteczku nieraz są nieprawdopodobne.
- Stąd nazwa Mystic Falls. - Zaśmiała się. - Nie chciałam się sama wpraszać do środka, ale czy mógłbyś mnie oprowadzić po swoim domu, wygląda jak budynek z wojny secesyjnej, a ja jestem zafascynowana architekturą i sztuka tamtych czasów.
- Oczywiście, zapraszam. - Wstał i stanął obok niej wystawiając ramie w taki sposób by chwyciła go pod rękę. - Wejdź i czuj się jak u siebie. - Uśmiechnęła się zalotnie i delikatnie spróbowała przekroczyć próg domu. Tak. Udało się, przynajmniej teraz będzie mogła łatwo dostać kamień.

- Tyler, Wasz nauczyciel Cię szukał. Mówił coś o jakichś rozgrywkach.. - Zaczęła, gdy spotkała w salonie swojego syna wraz z nowo poznaną dziewczyną. - Kim Pani jest? - Zapytała ze złością w głosie.
- Nazywam się Anette Mikealson. - Podała rękę kobiecie. - Pani jest mamą Tylera i burmistrzem miasteczka jak sądzę? - Zapytała uśmiechając się tajemniczo.
- Miło mi, zgadza się, Carol Lockwood, ale co Pani tutaj robi?
- Zostałam tutaj zaproszona w ramach towarzystwa Eleny Gilbert. - Odpowiedziała pewnym głosem.
- Rozmawiałam z nią dzisiaj popołudniu, mówiła że się tutaj nie ma zamiaru zjawiać. - Carol Lockwood zmrużyła oczy skanując wzrokiem dziewczynę.
- Mamo, daj spokój, to koleżanka Eleny, nawet jeśli przyszła tutaj zamiast niej to całkiem w porządku. - Powiedział licealista patrząc na matkę.
- Jeśli moja obecność wadzi Twojej mamie, z chęcią opuszczę tę bezsensowną zbieraninę ludzi. - Oddała butelkę koniaku w rękę Carol i oddaliła się lekko popychając ją.
- Nie życzę sobie by ta osoba była w tym domu, choćby jeszcze jeden raz. - Powiedziała do swojego syna i wyszła. Anette słysząc te słowa obrała sobie pewien cel, ale on mógł poczekać. Narazie postanowiła oddalić się od domu Lockwoodów i ściągnąć z siebie te niewygodne przebranie.

- Antinua! - Krzyknęła przestraszona murzynka stając jak wryta, kiedy Pierwotna przekroczyła próg tymczasowego domu jej i Petrovej. - Ty... Ty tutaj?
- Mała Lucy. - Mruknęła zadowolona. - Kathrine Cię tutaj zaprosiła? - Ta tylko w odpowiedzi kiwnęła głową. - Co miałaś zrobić?
- Rzucić czar na Katharine, by była chroniona przed ciosami ze strony wrogów.
- Sprytnie. W jakim celu?
- Salvatorovie mają kamień księżycowy. - Anette ścisnęła w ręce szklankę, tak że rozprysła się na kilkadziesiąt małych kawałków.
- Kamień księżycowy nie jest w posiadłości Lockwoodów? - Spytała podchodząc bardzo blisko czarownicy. Ona pokiwała przecząco głową.
- Ona chciała go odzyskać, a ja w ramach podziękowania za uratowanie życia jej pomagam.
- Idź tam, jako czarownica bez problemu wejdziesz do środka. Ubierz się w moją sukienkę i weź tę maskę. Udawaj mnie, widzieli mnie z Kathrine, przebijesz się przez tłum. Aha, i mam teraz na imię Anette. - Puściła czarownicę, która w ekspresowym tempie wyszła z domu.

- Na prawdę sądzicie, że przetrzymywanie mnie tutaj coś da. - Mruknęła siadając wygodnie na skórzanej kanapie.
- Powiedz po co wróciłaś i damy Ci spokój.
- Wróciłam dla Ciebie Stefan. - Stanęła nagle koło niego i pogłaskała go po policzku. Odepchnął jej rękę i popchnął z powrotem na kanapę. - Nie radzę Wam ze mną igrać, jestem tutaj by Wam pomóc.
- Nie damy się nabrać drugi raz na Twoje gierki Kathrine. - Powiedział Damon stojąc w futrynie drzwi. - Wiemy o kamieniu, teraz mów po co Ci on.
- To moja sprawa. - Ucięła. - Skoro o nim wiecie, to chyba wiecie gdzie się znajduje?
- Mamy go.
- Oddajcie.
- Nie tutaj. - Odpowiedzieli prawie chórem. Popatrzyli na siebie, a potem na siedzącą przed nimi brunetkę. - Mów albo zginiesz. - Dopowiedział Stefan.
- Nie odważysz się, dałam Ci wszystko, drugie życie.
- Nienawidzę Cię za to. - Mruknął.
- Tak? A to, że dzięki mnie poznałeś Elenę Gilbert, też mnie nienawidzisz? - Podeszła do niego i wpatrywała się w niego swoimi oczami mając ręce założone na piersi. - Chyba za to jesteś mi wdzięczny. - Przejechała dłonią po jego torsie. A gdy głośniej westchnęła poczuła przeszywający ból miedzy żebrami. Ukłucie było spowodowane drewnianymi kołkiem wsadzonym w ciało. Rana zaczęła mocno krwawić. Gdy Kathrine starała się go wyciągnąć, Damon wbił drugi kołek w jej kręgosłup ledwo omijając serce wampirzycy.
- Jeśli nie chcesz zginąć powinnaś powiedzieć nam po co Ci kamień. - Szepnął jej do ucha kiedy leżała na brzuchu starając się wyciągnąć kolek z boku i z pleców.
- Lepiej powiedzcie Bonnie żeby zdjęła ten cholerny czar z pokoju, bo to źle się dla Was skończy.
- To Ty leżysz na ziemi wykrwawiając się. - Damon kucnął obok niej i przejechał po jej ręce kolejnym ostro zakończonym kołkiem.
- Przestańcie!! - Krzyknął znajomy głos w stronę chłopaków, i obaj nagle się odwrócili. - Nie zabijajcie jej.
- Gilbert, denerwujesz mnie i psujesz plan. - Prychnął Damon i podszedł do Kathrine, podniósł ją i obrócił przodem w swoją stronę. Wyciągnął kołek z jej boku, który powoli się zaczął goić i zamachnął się, by wbić go w serce.
- NIE! Jeśli to zrobisz zabijesz Elenę!
- Co? - Zapytał znudzony. - Co Ty bredzisz?
- Kathrine namówiła jakąś czarownicę by połączyła ją z Eleną, każda rana którą zadaliście Kathrine jest też raną Eleny.
- Co?! - Krzyknął rozłoszczony. Odepchnął wampirzycę, która zaczęła się szyderczo śmiać.
- się Głupcy, wy na prawdę myśleliście, że pójdę gdzieś z Wami nie mając swego rodzaju zabezpieczenia? - Wstała. Stefan wyciągnął z jej pleców kołek. - Podziękowałabym, ale wolę dostać kamień.
- Nie, tego nie dostaniesz.

Siedziała w domu przy zapalonych świecach. Przeglądała rzeczy kobiety, która tu mieszkała. Niczego sobie trzydziestokilkulatka. Jednak jej ciuchy w niczym nie przypominały tego, co akurat chciała włożyć. Ruszyła do kuchni by napić się krwi, wcześniej nalewając gorącej wody do wanny by wziąć kąpiel. Gdy przechodziła korytarzem usłyszała zgrzyt zamka.
- Co z Kathrine? Zabita? - Zapytała z entuzjazmem.
- Nie wiem. Dostała kamień a ja przestałam jej pomagać, chciała zabić niewinną osobę.
- Kogoż takiego?
- Elenę Gilbert, sobowtóra. - Anette ścisnęła w rękach świeżo wyciągnięta torebkę z krwią, tak, że jej zawartość rozprysła się wokół niej. - Sobowtór żyje i ma się dobrze, nie jestem pewna co do Kathrine.
- Z kim była?
- Z dwoma braćmi-wampirami.
- Jak się nazywają? - Zapytała wychodząc do kuchni po jeszcze jedną torebkę z krwią.
- Stefan i Damon Slavatore.- Na dźwięk drugiego imienia przełknęła ciężko ślinę i wzięła głębszy wdech.- Mieszkają w starym domu na obrzeżach miasta. Myślę, że wiedza dużo na temat tego kamienia. - Dodała po chwili, po czym znów skierowała się do drzwi.
- Wyjeżdżasz? - Spytała lekko podenerwowana.
- Tak. Nic tu po mnie, miałam pomóc Kathrine odzyskać kamień, wiec spełniłam swoją obietnicę, pomogłam też nie dopuścić do zabicia Eleny.
- Wiesz, że potrzebuje czarownicy do ściągnięcia klątwy. - Odparła stając przy drzwiach, tak by nie mogła wyjść.
- Będę do dyspozycji, jeśli zajdzie taka potrzeba. Póki co nie chce się mieszać, moje czary prawie doprowadziły do śmierci ważnego elementu całej układanki. Żegnaj Antinuo. - Powiedziała i bez najmniejszego oporu ze strony Pierwotnej wyszła z domu zostawiając ją samą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz