czwartek, 27 listopada 2014

Prologue


Dębowa trumna leżała pośrodku piwnicy na drewnianej ławie. Nowoczesna. Mająca opływowy kształt w kolorze głębokiego brązu. Niska brunetka o długich mocno falowanych włosach dotykała jej opuszkami palców odpukując w nią nieco jakiś rym. Zatrzymała się przy górnej części i otworzyła ją zamaszyście. Spoglądała na twarz innej brunetki, której skóra była cała sina. Była martwa. Częściowo. Wsadzony w serce metalowy sztylet tylko ją uśpił, na kilkanaście lat. Po chwili drobna dłoń zielonookiej dziewczyny wyciągnęła go. A całe ciało dziewczyny leżącej w trumnie powoli odzyskiwało właściwy kolor. Gdy tylko jeden z jej palców wykonały niemrawy ruch, drobna osóbka uśmiechnęła się do niej i odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Usiadła na dolnej części wieka od trumny i bawiąc się sztyletem czekała na kompletne rozbudzenie się czarnowłosej piękności. Usłyszała pierwsze wdechy powietrza, więc podeszła do przenośnej lodówki i wyciągnęła kilka torebek z krwią.
- Gdzie ja jestem? - Szepnęła leżąca w trumnie brunetka powoli siadając.
- Nareszcie się obudziłaś. Potrzebuję Twojej pomocy. - Odparła dziewczyna o oliwkowej cerze podając towarzyszce torebkę z krwią.
- Kathrine. - uśmiechnęła się kątem ust i jednym duszkiem opróżniła plastik z zimnej krwi. - Oczekujesz mojej pomocy? Masz tupet.
- Mam coś czego potrzebujesz, ale w zamian za to liczę, że wstawisz się za mną.
- Każda rzecz, którą posiadasz może być moja. Wystarczy tylko, zmuszę Cię do mówienia.
- Owszem. Aczkolwiek żywa ja też Ci się przydam. - brunetka wyszła powoli z trumny. Stała ubrana skórzane spodnie, kowbojki i poobdzieraną koszulkę na szelkach, która odkrywała znamię na lewej łopatce. Spojrzała w lustro. Ani jednej zmarszczki, ani jednej skazy na ciele. Rana po sztylecie również była już zagojona.
- Dlaczego uważasz, że akurat ja Cię ochronię? Kiedy sama zostałam zasztyletowana na ponad 10 lat. - przyglądnęła się sobie. Ciuchy z koncertu, który niefortunnie przerwano przez zamieszki zwykłych wampirów. - Dobrze, najpierw pokaż mi co masz do zaoferowania i zabierz mnie na zakupy, później zastanowię się nad Twoją propozycją.
- Ale...
- Mam nadzieję Kathrine, że nie chcesz mieć na pieńku z jeszcze jednym Pierwotnym.
- Skądże. - odparła z niesmakiem. Kilka minut później obie opuściły piwnicę starego kościoła i ruszyły w miasto.

***Prolog***

" Nazywam się Antinua, Antinua Mikaelson. Nie jest to moje prawdziwe nazwisko. Nie znam go prawdę mówiąc. Jest rok 1890. Mieszkamy w Stanach. Prawie wszyscy. Jest Rebekah, Nikolaus i Elijah. To moja rodzina, chociaż tak na prawdę żadne więzy krwi nas nie łączą. Jest to jeden z niewielu dni kiedy mam więcej czasu dla siebie, dlatego też siedzę na werandzie domu i piszę to co wciąż pamiętam ze swojego dzieciństwa, chociaż tak na prawdę pamiętam coraz mniej z tamtych lat.
Urodziłam się ok. 900 lat temu. Nikt nie znał Ameryki. Nikt prócz małych grupek osadników z terenów północnej Europy – Wikingów, pochodzenia skandynawskiego. Byłam najmłodsza z całej rodziny. Nasza wioska liczyła nie więcej niż 100 osób. Miałam starszych braci Agrona i Ashura. Nie pamiętam prawie ich twarzy. Byli za to wiele lat starsi. Niestety los odebrał mi zarówno rodzeństwo jak i rodziców. Mnie dziwnym trafem oszczędził. Miałam 5 lat gdy wioska została zaatakowana przez stado wilkołaków. Wiele ludzi zginęło, a wielu udało się uciec. Ja zostałam jedynie mocno pogryziona i…sama. Pozostałością naznaczona zostałam znamieniem na lewej łopatce, przypominającym księżyc w nowiu. Nazajutrz odnalazła mnie pewna kobieta. Zabrała mnie do swego domostwa. Miała męża i szóstkę dzieci. Jej mąż mimo początkowej niechęci do obcej dziewczynki pogodził się z decyzją żony. Ponownie miałam rodzinę. Tym razem dużo większą. Finn miał lat 14, Elijah 11, Nikolaus 10, Kol 5, Rebekah 3, a najmłodszy Henrick miał pół roku.
Mijały lata gdy osiągnęłam wiek lat 16 stało się coś strasznego. Chłopcy poszli popatrzeć na przemianę naszych sąsiadów, był to pomysł Henricka, na który Kol przystał, ale Niklaus musiał się nimi zajmować, więc poszedł z nimi. Niestety Henrick zginął w wyniku pogryzień. Ja natomiast parę dni później wybrałam się z Rebekah na łowy. Chciałyśmy postrzelać z łuku. Pech sprawił, że moje nieudolne próby wycelowania w zwierzynę skończyły się śmiercią dla jednego ze starszych ludzi w wiosce. Przestrzeliłam mu dokładnie aortę. Wykrwawił się. Zostałam znienawidzona prawie przez wszystkich. Mikael i ich najstarszy syn, Finn, gardzili mną. Nie chcieli mieć u siebie zabójcy. Esther łagodziła sytuację, bo wiedziała jak od najmłodszych lat byłam traktowana. Reszta rodzeństwa okazywała mi dużo życzliwości. Najmłodszy z braci - Kol zabawiał mnie. Elijah uczył strzelać z łuku, Rebekah zajmowała mój czas zbieraniem ziół dla jej matki, która była potężną czarownicą, a Niklaus? Nikolaus był w bardzo dziwny sposób podobny do mnie. Miałam nieodparte wrażenie, że jego ojciec traktuje mnie i jego na równi. Winił syna za śmierć jednego z jego braci, tak jak mnie za śmierć tego starego człowieka. Gdy nastawała pełnia zmieniałam się w potwora, takiego samego jaki zaatakował moją rodzinę. Pierwsze dwie przemiany były dość bolesne, ale wówczas za każdym razem byłam nad rzeką. Chcąc nie chcąc przesiadywałam tam prawie każdej nocy bo rozmawiałam z moją rodziną. Liczyłam na to, że gwiazdy powiedzą mi jak mm poprowadzić swoje życie. Nikt nie zwracał też zbytniej uwagi na moją nieobecność. Esther przesypiała całe noce, Mikael i tak nie interesował się moją osoba, tylko Niklaus co jakiś czas sprawdzał czy wszystko w porządku. Czy nie marznę, nie jestem głodna czy spragniona. Parę lat później, gdy osiągnęliśmy dorosłość zarówno w czynach jak i wyglądzie, Esther chciała byśmy byli potężniejsi i odporniejsi na zagrożenie ze strony wilkołaków. Odprawiła czary, które zamieniły nas w łaknące krwi stworzenia - wampiry. Niestety nikt nie przewidział, że to spowoduje u mnie coś najgorszego, co prawda zabijanie ludzi dla ich krwi było przerażające, jednakże wraz z pierwszym karmieniem spowodowałam uaktywnienie swojej klątwy wilkołactwa przy reszcie rodziny, o dziwo to samo stało się z Niklausem. Okazało się, że nie był on synem Mikaela, Esther go zdradziła, był bękartem. Z czasem chciano odwrócić czar choćby częściowo. Zakuto nas w dyby i odprawiono rytuał, przez który nasza wilkołacza natura została "uśpiona". Do tej pory nie możemy odnaleźć niczego co przywróciłoby ją nam. Nie mamy pojęcia gdzie szukać. Ostatnia szansą była Katerina Petrova, Bułgarka na dworze angielskim. Doszła jednak do tego po co jest nam potrzebna i została wampirzyca. Niklaus jej poszukuje, ja chce znaleźć kamień, a Elijah z Rebeką próbują znaleźć sposób, by zastąpić sobowtóra kimś innym."

***

- Co to było? - zapytała niezadowolona wychodząc z pierwszego sklepu. - Ja rozumiem, że człowiek ewoluuje w bardzo szybki sposób, ale ta muzyka jest jeszcze gorsza od disco lat 80. - zatrzymała się na chwile i przyglądnęła się sobie na odbiciu w lustrze. - Gdzie mieszkasz? - spojrzał na Kathrine, która szła za nią trzymając torby z zakupami.
- W innym miasteczku, tam jest mój samochód. - skinęła głową w stronę parkingu po drugiej stronie ulicy. - Musimy do niego pojechać.
- Jak się ono nazywa? - Antinua przeszła na druga stronę ulicy w ogóle nie zwracając uwagi na jeżdżące po niej samochody.
- Mystic Falls. - odparła, pakując już rzeczy do samochodu. Pierwotna patrzyła na nią podejrzliwie. - Tam jest wszystko to czego potrzebujesz, a ja chce Ci to oddać w zamian za ochronę.
- Zastanowię się nad tym. - odpowiedziała, po czym obie wsiadły do auta i odjechały w kierunku stanu Wirginia.

Wyszła z samochodu, który zatrzymał się na wybrukowanym podjeździe.
- Niezły nabytek jak na Ciebie. - powiedziała odwracając głowę w jej stronę. - Powiesz mi co znajduje się w tym epicko zaściankowym miasteczku?
- Dzisiaj odbywa się bal maskowy w domu burmistrza. - zaczęła, otwierając drzwi do domu. -Witaj Alice, to jest moja przyjaciółka... - Pierwotna zaśmiała się ironicznie. - Antinua.
- Aktualnie Anette. - poprawiła opierając się o futrynę drzwi wejściowych. - Po co ją trzymasz? - zapytała wchodząc na piętro za Kathrine.
- Jestem pewna, że nikt tutaj nie wejdzie.
- Ach no tak, magiczna moc hipnozy. - powiedziała wywracając teatralnie oczami. - Powiesz coś więcej o tej maskaradzie? - zapytała i wzięła do ręki jedną z dwóch masek leżących na komodzie.
- Na tym balu, będą dwie rzeczy niezbędne do ściągnięcia z Was klątwy. - Anette odwróciła się na pięcie w stronę Petrovy i zmierzyła ją wzrokiem.
- Mystic Falls miejscem narodzin sobowtóra? - uniosła jedną brew do góry. Młodsza wampirzyca pokiwała twierdząco głową.
- Dowiedziałam się, że ma opory, by zjawić się na balu, tak więc mogę ją poudawać, by bez problemu wejść na teren posesji Lockwoodów z Tobą, byś mogła poznać lepiej tych, których będą Ci potrzebni.
- To wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. - brunetka spojrzała ze zdziwieniem w kierunku Pierwotnej. - Dajesz mi na tacy wszystko. Sobowtór, kamień i wilkołak, których do niedawna było sztuką spotkać na swej drodze.
- Dlatego potrzebuje Twojej ochrony. - powiedziała udając onieśmielenie.
- Żaden Twój dar i żadna Twa pomoc, nie powstrzyma Niklausa od darowania Ci życia.
- Twoja prośba zmieniłaby wszystko.
- Mylisz się, ostatni raz widziałam go zaraz po pierwszej wojnie, potem nasze drogi się rozeszły. Nie wiem co dzieje się z resztą rodzeństwa. Każdy poszedł w swoją stronę. Nie jestem nawet marnym cieniem jego rodziny, więc jakim prawem miałby mnie posłuchać?
- O ile dobrze pamiętam czasy nim udało mi się uciec, był w Tobie szaleńczo zakochany, a moja osoba była Waszą wspólną sprawą.
- Kathrine, w tym wypadku jego uczucia do mnie nie mają znaczenia. Będzie chciał Cię zabić, to zrobi to bez mrugnięcia okiem, ja wręcz wtóruję mu w tym, bo przez Ciebie klątwa ciąży nad nami o 500 lat dłużej niż mogłaby. - pogłaskała ją po policzku. - Także dziękuje za dary, ale nic nie będzie z tej umowy. - Kathrine uśmiechnęła się blado i jednocześnie chciała zabić Pierwotną, czego w życiu by nie dokonała.

Fotel w salonie wydał się dogodnym miejscem, by spędzić w nim parę popołudniowych chwil. W ręku trzymała dość pojemny kieliszek z ciemnoczerwonym winem w środku. Omiotła wzrokiem pomieszczenie w którym siedziała. Bardzo nowoczesne, nie znalazła w nim nic klimatycznego, czegokolwiek co przykułoby jej uwagę. Poza właścicielką, świeża wręcz gorąca krew. Marzyła, by zatopić kły w szyi tej kobiety, i wysysać chcącą wytrysnąć krew.
- Powinna Ci pasować. - usłyszała za sobą, co wyrwało ją z zamyśleń.
- Wolałabym czarną. - odparła spoglądając na rubinową sukienkę. - Ta jest zbyt jaskrawa. - dodała z grymasem. Podeszła do niej i przyłożyła do ciała Kathrine. - Za to Ty będziesz wyglądać w niej oszałamiająco. - uniosła dłonią twarz młodszej wampirzycy, tak by patrzyła w jej oczy.
- Traktujesz mnie jak jakąś swoją służkę, to już nie te czasy Anette. - chciała uniknąć wzroku, lecz dłoń Pierwotnej zacisnęła się na jej żuchwie.
- Czasy się może zmieniły, ale mój stosunek do Ciebie w ogóle nie uległ zmianie. - Teraz zrobimy tak, Ty idziesz na górę ubrać czerwoną sukienkę i przygotowujesz mój cały strój na wieczór. - widziała jak źrenice Kathrine się rozszerzają oznaczając, że ulega jej wpływowi. Cieszyła się, że dzięki temu, że jest Pierwotną mogła hipnotyzować nie tylko ludzi, ale przede wszystkim inne wampiry, które w przeciwieństwie do ludzi nie byli zazwyczaj na werbenie. - Możesz odejść. - puściła ją i wzięła kieliszek do ręki.

Kathrine stała przed lustrem w swoim pokoju na piętrze. Wyglądała dobrze. Wyglądała dokładnie jak Elena Gilbert. Fakt, że miało jej dzisiaj nie być dawał jej sporą przewagę. Bracia Salvatore za to będą na pewno chcieli ją schwytać, jeśli tylko dowiedzą się czego tutaj tak na prawdę szuka. Włożyła czarną koronkową maskę, a podobną położyła na stoiku w pokoju Antinuy. Gdy skończyła upinać włosy usłyszała przeraźliwy krzyk z salonu.
- Anette?! - krzyknęła i zbiegła na dół. Gdy zstąpiła z ostatniego stopnia schodów, jej oczom ukazało się bezwładnie upadające na ziemie ciało Alice, mające na sobie liczne obrażenia wokół szyi i nadgarstków. - Co to ma...?
- Po pierwsze, była dla mnie bardzo nie miła, po drugie, musiałam sprawdzić czy aby na pewno nie podjada werbeny, po trzecie była zbyt słaba by przeżyć dłużej, a po czwarte byłam głodna. - powiedziała jednym ciągiem i otarła delikatnie kąciki ust z krwi. Kathrine podbiegła do kobiety sprawdzić czy są w niej jeszcze oznaki życia. - Oh nie udawaj, że obchodził Cię jakiś śmiertelnik. - przeszła nad martwym ciałem i skierowała się na górę.
- Ona była moim zabezpieczeniem, by nikt tu nie mógł wejść. - powiedziała spokojnie.
- Teraz ja tutaj mieszkam, i uwierz mi póki Niklaus się nie zjawi, możesz być stuprocentowo pewna, że nikt Cię nie skrzywdzi.- zdobyła się na blady uśmiech. - Posprzątaj, dobrze że masz kolor sukienki pod kolor krwi, nawet gdy się ubrudzisz nikt nic nie zauważy. - zaśmiała się. - Ja idę się przygotować na wielki wieczór.

*****

Oto prolog. Zdjęcie jest odzwierciedleniem Antinuy/Anette. Zdjęć reszty postaci dodawać nie bedę, gdyż są Wam dobrze znane. Następny rozdział przed mikołajkami.
Pozdrawiam, Female Robbery

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz