piątek, 12 grudnia 2014

Chapter 2 "Meet you there"



Nadszedł świt. Antinua obudziła się w wygodnym małżeńskim łóżku. Było duże, ale ona pamiętała czasy, kiedy łóżko potrafiło pomieścić dużo więcej osób, a wciąż zostawało trochę miejsca. Przetarła oczy i spojrzała przez okno. Dzisiaj znów śniły jej się wydarzenia z przeszłości, wszystkie ucieczki, wszystkie starania o odzyskanie swojej prawdziwej natury. Znalazła ubrania Kathrine w walizce w pokoju gościnnym, który wcześniej zajmowała. Przeglądnęła rzeczy i wyciągnęła z nich czarne skórzane spodnie, czarne buty na wiązanie i czerwoną koszulkę, która odsłaniała subtelnie jedno ramię. Związała włosy w luźny kucyk i postanowiła znaleźć dom braci Salvatore. Było co prawda wcześnie, ale wiedziała, że wampiry nie sypiają zbyt długo.

Podpytała przechodniów o adres i w kilkanaście minut stała na ganku ich domu. Posesja wydawała się ogromna. Pamiętała takie domy z czasów przed pierwsza wojną. Zastukała parę razy o kołatkę i oparła się jedną ręką o futrynę drzwi.
- Witaj Damon. - Przywitała się z uśmiechem. Zmierzył ją wzrokiem i zapatrzył się na chwilę spoglądając na jej odkryte ramie.
- Yyy... Cześć. - Powiedział unosząc jedną brew do góry spoglądając na nią z zadowoleniem. - Czy my się spotkaliśmy? - Spytał zdezorientowany, kiedy dziewczyna bez żadnej przeszkody wślizgnęła się między niego a drzwi.
- Tak, wczoraj. Impreza u Lockwoodów. - Powiedziała cicho. - Jestem Anette. - Dodała szepcząc mu na ucho i ruszyła w głąb domu.
- Czego chcesz? - Spytał, gdy usiadła w starym fotelu prawie tonąc w jego miękkim obiciu.
- Zgubiłam coś wczoraj na imprezie, a raczej kogoś. - Sprecyzowała i spojrzała na niego z ukosa.
- I sądzisz, że mam coś z tym wspólnego? - Popatrzył na nią podejrzliwie i nalał dwie szklanki swojego ulubionego Burbona, podając jedną Anette. Nim usiadł dobiegł go odgłos kogoś, kto znów zapukał do drzwi. - Stefan! Otwórz, ja mam gościa! - Krzyknął, a po kilku sekundach po schodach zbiegał szatyn. Pamiętała go również z wczorajszego wieczora, to on poprosił Kathrine do tańca i to z nim widziała go po raz ostatni. Nim otworzy drzwi rzucił okiem na gościa w salonie i machnął ręką na przywitanie. Gdy otworzył drzwi, wszyscy zobaczyli w nich młodego chłopaka.
- Jeremy. - Powiedział spokojnie Stefan. - Wchodź, stało się coś?
- Elena nie wróciła na noc do domu, jest może tutaj?
- Nie. - Odpowiedział Damon. - Nie spała w domu? Przepraszam. - Zwrócił się do Anette i podszedł do drzwi. Anette siedziała i przysłuchiwała się dialogowi. Elena zniknęła, ktoś musiał ją porwać. Jeśli Kathrine jest u Salvatorów to nie mogła być ona. Sobowtóra nie spotkała na imprezie, więc nie ma pojęcia, z kim się mogła zerwać. A ten chłopak, Jeremy? Wygląda na młodego, skoro mówił, że Eleny nie ma w domu oznacza, że musi być kimś z jej rodziny.
- Nie mam pojęcia, widziałem ją wczoraj nim przybiegłem do Was. - Powiedział zrezygnowany. - Widziała się z dziewczynami, ale potem każda poszła w swoją stronę, sądziłem, że może Ty… - zwrócił się do Stefana. - Że u Was się zatrzymała.
- Nie chciałabym się wtrącać. - Usłyszeli za sobą damski głos. - Ale mam pewne sugestie, co do tej Eleny. - Powiedziała podchodząc do nich bliżej i robiąc cudzysłów palcami przy imieniu nastolatki.
- Wiesz gdzie jest moja siostra? - Ucieszył się licealista wchodząc bezpardonowo do środka.
- Zaraz... - Mruknął spokojnie Damon patrząc podejrzliwie na Anette. - Kim Ty właściwie jesteś? - Dziewczyna uśmiechnęła się do nich. Pierwotna chrząknęła i popatrzyła tryumfalnie w ich stronę.
- Przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć, gdzie przebywa aktualnie Kathrine Pierce, jeśli jej nie przetrzymujecie, to może właśnie ona porwała Elenę.
- Znasz Kathrine? - Spytał Stefan stając na przeciw dziewczyny.
- Niestety tak. – Westchnęła. - Osobiście wolałabym, żeby nie żyła, ale jeśli chcecie odnaleźć waszą nastolatkę, to ona będzie wiedzieć zapewne wiele.
- Skąd ta pewność?
- Nie wydają Wam się do siebie bardzo, aż za bardzo podobne fizycznie? - Uniosła jedną brew. - Co prawda Eleny nie zdążyłam jeszcze poznać, ale widziałam kilka fotografii?
- To, dlatego wczoraj pytałaś o Lockwoodów, chodziło o kamień, chciałaś go zdobyć dla tej żmii. - Skwitował Damon.
- Wypraszam sobie, żaden marny pomiot nie będzie mną rozporządzał. Ten kamień należy do mnie i chce go odzyskać, ale to chyba ona ma go przy sobie, dlatego potrzebuje wiedzieć gdzie jest. Druga sprawa, nim tu przyjechałam, to sądzę, że wiele rzeczy się wydarzyło, więc na prawdę trafnym rozwiązaniem byłoby złożenie jej wizyty i dowiedzenie się, kto może stać za zniknięciem Eleny. - Oddała pusta szklankę starszemu z braci. - Im wcześniej się dowiecie gdzie ona jest, tym lepiej dla Was.
- Kim Ty do cholery jesteś. - Złapał ją za rękę, a ona w odwecie z całej siły odepchnęła go od siebie, tak, że wylądował na podłodze w salonie.
- Ta wiedza sprowadzi na Was masę problemów. Jak będziecie wiedzieć przynajmniej gdzie ona jest dajcie znać, będę w barze. - Poprawiła bluzkę i odeszła z ich domu. Oni stali jak wryci jeszcze długo wpatrując się w futrynę.

- Co to było?! - Krzyknął, Jeremy. - Ta dziewczyna ma siłę kilkorga takich jak Wy.
- Ale ma racje, to może mieć coś wspólnego z Kathrine. - Powiedział Stefan.
- Ta suka nam nie pomoże, póki jest w grobowcu, jest spokój. - Damon stał koło brata masując swoje ramię. - Ciekawe, czego ona szuka, tak wypytując o Kathrine i pomagając w odnalezieniu Eleny.
- Przynajmniej nie można, co do niej mieć podejrzeń. - Mruknął Jeremy. - Bonnie dzwoni. - Powiedział do nich i odebrał telefon. - Co? Nie tu jej też nie ma...Stefan chce pogadać z Kathrine. Okej już daję na głośnik. - Powiedział patrząc na wampiry.
- Żadnej współpracy z Kathrine. - Usłyszeli stanowczy głos mulatki.
- A masz inny pomysł jak odnaleźć Elenę, bo jak nie to podziękujemy za ostrzeżenie Ciociu Dobra Rado. - Stefan i Jeremy spojrzeli na Damona spode łba, tak, że ten wywracając oczami sięgnął po kurtkę i wyszedł na spacer.
- Jeremy jest spokrewniony z Eleną, co prawda nie jest jej bratem, ale kuzynem owszem. Dzięki jego krwi i mając mapę mogłabym spróbować odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się Elena, a wtedy Wy będziecie mogli tam się udać i zabrać z powrotem. - Stefan stał jak zahipnotyzowany i patrzył w ścianę. - Stefan, Jeremy, jesteście tam?
- Yyy, tak Bonnie. - Powiedział spokojnie. - Jak szybko mogłabyś tutaj przyjechać?
- Daj mi pół godziny. - Powiedziała i rozłączyli się.

Siedziała przy barze biorąc butelkę Burbona do ręki i wlewając sobie kolejny kieliszek. Kątem oka zobaczyła, że ktoś się do niej przysiada.
- Nieładnie pić samotnie. - Usłyszała już znajomy głos. - Nieładnie też jest rzucać gospodarzami po ich domu. - Ledwo powstrzymała śmiech.
- Nie lubię, gdy ktoś niespodziewanie zachodzi mnie od tyłu. - Powiedziała prosząc uprzednio o kolejną szklankę dla Damona. - Dlatego teraz pozwól sobie to wynagrodzić i napij się ze mną. - Dodała przesuwając dłonią szklankę z alkoholem do Damona.
- Powiesz mi, kim jesteś? Czy nadal będziesz się upierać przy swoim?
- Masz jeszcze trochę czasu na poznanie prawdy. - Odparła i wypiła duszkiem kieliszka. - Za to ja o Tobie coś już wiem. - Wzięła dłoń do góry i zaczęła wyliczać na placach. - Mieszkacie z bratem w domu, który niegdyś zapewne należał do Waszej rodziny. Po drugie Ty i Twój brat znacie Kathrine i Elenę, wiecie, że są do siebie podobne jak dwie krople wody. Kolejna rzecz skoro znacie Kathrine i zamknęliście ją na pewno wiecie, że jest wampirem, a jeśli nie zabiliście jej jeszcze oznacza to, że i Wy jesteście wampirami. - Przy ostatnim zdaniu nalała mu kolejnego kieliszka.
- Ty też musisz być jednym z nas, skoro masz tyle siły. - Dziewczyna zaśmiała się. - Nie uwierzę, że mówisz to wszystko z takim rozbawieniem i spokojem, a nie jesteś wampirem.
- Kochany, jestem dużo lepsza niż Ty, Twój brat, Kathrine i inne wampiry. - Uśmiechnęła się do niego. - Ale wciąż nie będę miała nic, przeciwko, jeśli chwile ze mną posiedzisz, bo jak już wczoraj zauważyłeś jestem tutaj nowa, a jedyna osoba, którą znam została przez Was zamknięta w jakimś odrażającym miejscu jak mniemam.
- To miejsce to stary grobowiec, plus, jeśli wejdzie tam wampir nie wyjdzie stamtąd, bo grota jest zaklęta.
- Eh te magiczne sztuczki. Gadaliście już z Kathrine?
- Nie. Ale pracujemy nad odnalezieniem Eleny.
- Mmm..., A w jaki sposób.
- Przykro mi, ale nie znamy się na tyle, bym mówił Ci o wszystkich moich słodkich tajemnicach. - Szepnął odgarniając włosy z jej ramienia.
- Obyście zrobili to szybko, bo powiem Ci w tajemnicy, że nie przez przypadek Kathrine stała się wampirem, a skoro są identyczne coś złego może stać się Twojej koleżance. - Uniosła jeden kącik ust do góry i przybiła swoim kieliszkiem o jego. Spojrzał na nią podejrzliwie i wypił swoją kolejkę. Siedzieli tak dopóki nie skończył im się alkohol. Gdy Anette zaczęła się zbierać do wyjścia zadzwonił telefon Damona.
- Wiesz gdzie jest? Dobra nie mów na razie, będę za kilka minut. - Powiedział patrząc na wampirzyce.
- Zguba się znalazła? - Spytała ironicznie. - Wiem, nie ufasz mi, ale czy mogłabym uczestniczyć w wyprawie po tę dziewczynę, wydaje mi się, że ten, kto ją porwał może być zbyt mocny na Was.
- Uważasz, że bez problemu wsiądziesz w samochód i pojedziesz z nami po Elenę? – Zapytał z ironią i chciał wyjść, gdy Anette chwyciła go za rękę i zaczęła patrzeć intensywnie w jego oczy.
- Gdy tylko dowiesz się, gdzie jest Elena napiszesz mi wiadomość z dokładnym miejscem jej pobytu. Nikomu nie powiesz o tym, że ze mną tutaj rozmawiałeś, a po wysłaniu wiadomości do mnie skasujesz ją i zapomnisz, że mi dałeś znać. - Potrzasnął głową, gdy zamknęła oczy i puściła jego dłoń.
- Nie licz na to. - Dodał, po czym wyszedł zakładając na siebie czarną skórzaną kurtkę.
- Jeszcze zobaczymy. - Mruknęła do siebie i spojrzała w szybę jak odjeżdża.

Wracała właśnie do domu i nim zdążyła przekręcić kluczyk w zamku dostała wiadomość.
- " Dom na przedmieściach Redsville. D. " - Uśmiechnęła się do siebie, cieszył ją fakt, że tak szybko poradzili sobie z poszukiwaniami Eleny. Postanowiła, że wyjedzie tam za jakąś godzinę. Tymczasem chciała porozmawiać z Kathrine. Wychodząc z domu zajrzała do biblioteki i posprawdzała wszystkie mapy z dawnych lat. Odnalazła stary, spalony kościół. Kierując się mapą trafiła na zgliszcza świątyni. Wejście prowadziło do groty, która była zasłonięta ogromnym kamieniem. Anette przesunęła go z łatwością, jak gdyby przesuwała talerz do kogoś po drugiej stronie stołu. - Kathrine, jesteś tam? - Po chwili usłyszała wolny krok zmęczonej dziewczyny. Sukienka była cała z prochu, a włosy dziewczyny w nieładzie.
- Ty tutaj? - Spytała i usiadła zaraz przy wejściu. - Nie radzę wchodzić, bo to miejsce jest zaklęte. - Mruknęła.
- Podobno kamień jest przy Tobie. - Oparła się o kamień, który nie tak dawno przesunęła i założyła ręce na piersi.
- Czyli jednak sama nie dasz rady wszystkiego zabrać. - Zaśmiała się. - Zmuś tę młodą wiedźmę do ściągnięcia klątwy z groty, a wtedy odzyskasz kamień.
- A co jeśli nie?
- Tutaj i tak jestem bezpieczna z dala od Waszych łap. - Powiedziała spokojnie. Anette wyjęła zza paska do spodni fiolkę z krwią. - Dla mnie? - Oczy wampirzycy zaświeciły się z łakomstwa.
- Tak, nie jestem taka nieczuła jak byś chciała. - Rzuciła jej fiolkę na sukienkę. - Porwano Twoją kopię.- Kathrine wstała z miejsca.
- Ty?
- Zwariowałaś? Po co miałabym to robić skoro jestem tutaj. Powiedz mi lepiej, kto jeśli nie ja i nie Niklaus.
- Skąd pewność, że to nie on? - Zapytała wypijając po tym zawartość fiolki.
- Ofiara ma być złożona w miejscu zamieszkania sobowtóra, tak, więc Niklaus nie miałby powodu by ją stąd wyrwać. Lepiej mów.
- Ja nie wiem, to może być każdy. Może ktoś pracuje dla Klausa. - Kathrine chodziła koło wejścia od groty tam i z powrotem. - Albo ktoś, kto nie chce byście złamali klątwę. - Spojrzała na Pierwotną i stanęła w bezruchu.
- O kim Ty mówisz?
- Trumny z Waszymi ciałami, ciałami Pierwotnych porozwozili po całym świecie, jednak jeden Pierwotny nie zastygł w trumnie. - Anette uniosła jedną brew do góry. - Dowiedziałam się, że ludzie Klausa szukali Waszych szczątek i każdą znalezioną trzymali koło Klausa, prócz Twojej tylko, dlatego, że do tej pory nikt prócz mnie nie odnalazł Twojej trumny.
- Wciąż nie wiem, kto to może być.
- Ktoś wściekły za bycie zamkniętym w trumnie, lub ten, kto uważa, że ukradziono mu rodzinę. - Anette zasunęła natychmiast kamień i mimo krzyków Kathrine by znalazła, Elenę nim dojdzie do jej śmierci, w wampirzym tempie znalazła się w samochodzie.

Postanowiła pojechać w miejsce wyznaczone przez Damona i samodzielnie sprawdzić, kto porwał sobowtóra. Jadąc stukała rytm piosenki, która leciała w radiu.
- Niklaus nie zrobiłby tego, bo sobowtór musi zostać zabity w miejscu zamieszkania. - Mówiła sama do siebie. - Rebekah została zasztyletowana, niemożliwe, więc by ktoś ją obudził, a nawet, jeśli, to nie działałaby przeciw bratu. Michael - nikt nie wie gdzie znajduje się ciało tego potwora, prócz czarownicy, która go tam zamknęła… Elijah.- Otworzyła szerzej oczy. - Widziałam go przecież ostatnio w 1919 przed wtargnięciem Michaela do Chicago, później słuch o nim zaginął nikt nie miał broni do uśpienia go prócz Niklausa. - Zatrzymała samochód z piskiem opon. - Elijah, przecież to on nie chciał zabijać Kathrine w ofierze, przecież to może być jego sprawka, odciągnąć sobowtóra od miejsca narodzin, by nie dokonać zdjęcia klątwy.

Elenę obudził dialog dwojga ludzi, chłopaka i dziewczyny. Rozmawiali o niej.
- Gdzie on jest? - Usłyszała nieustający chód zdenerwowanej osoby. - Miał być w południe, jest po pierwszej.
- Eljiah trzyma się zasad i umów, powiedział, że tutaj będzie to na pewno przyjdzie.
- Powinienem stąd odejść nim tu przyjdzie.
- Pamiętaj, że obiecał nam przebaczenie za sobowtóra. Nie pozbawi nas życia. - Przytuliła go. Elena stała za futryną, niespodziewanie przed jej oczami ukazała się dziewczyna. - Podsłuchiwałaś? - Spytała, gdy ta zaczęła uciekać. W końcu dziewczyna w krótkich czerwonych włosach popchnęła ją z całej siły na kanapę.
- Kto to Elijah?
- Czyli podsłuchiwałaś. - Usiadła na przeciw. - Weź to czysta woda. - Podała jej butelkę. - Elijah to mężczyzna, na którego prośbę znaleźliśmy Cię i zabraliśmy Cię z Mystic Falls.
- To też jest wampir? - Spytała, kiedy do salonu wszedł kompan dziewczyny. Zaśmiał się.
- Bystra jesteś, szkoda, że tak przykry los Cię czeka. - Mruknął patrzą na nią.
- To nie jest ważne Trevor, ważne byśmy my byli w końcu wolni. - Popatrzyła w stronę kolegi. - Tak to też jest wampir, ale o wiele groźniejszy i niebezpieczny, jest Pierwotnym.
- Po co ja mu jestem potrzebna?
- Jesteś wartościowa, bo nie jesteś zwykłym człowiekiem. Kathrine kiedyś też była ważna, ale z jej powodu, z jej myślenia o własnym życiu doprowadziła się do przemiany. Jesteś jej sobowtórem, potrzebnym do złamania klątwy "słońca i księżyca".
- Rose i ja uciekamy od ponad 500 lat przed wampirem, którego gniew tylko się spotęgował. Nie wiedzieliśmy, że spotka nas aż takie szczęście, jak spotkanie sobowtóra, by w końcu okazano nam łaskę. - W czasie kończenia zdania usłyszeli jak ktoś wchodzi po skrzypiących schodach do opuszczonego domu. - To on.
- Zostań z nią, ja z nim porozmawiam. - Powiedziała i ruszyła w stronę drzwi. Gdy tylko je otworzyła, ciemnowłosy mężczyzna średniego wzrostu złapał ją za kark i przywarł do ściany.
- Cóż to za ważna sprawa, dla której wezwałaś mnie, kiedy szukałem potomków Petrovej w Europie.
- Mam go. - Chrząknęła. Popatrzył na nią przechylając lekko głowę. - Mam sobowtóra.
- Niemożliwe. Nie w Stanach. - Trzymał ją wysoko. - Ród sobowtóra tutaj wygasł na Katerinie. - Dodał.
- Sam możesz zobaczyć. - Puścił ją, a ona zaczęła się krztusić. - Musisz mi cos obiecać. Obiecaj, że wybaczysz mi i Trevorovi i darujesz życie. - Powiedziała ostrożnie patrząc w jego oczy.
- Pokaż mi go. - Syknął i ruszył za wampirzycą w głąb domu. Gdy schodził po schodach zobaczył widok, który prawie zatrzymał go w miejscu. Na kanapie siedziała identyczna jak Kathrine dziewczyna, każdy detal na jej ciele odzwierciedlał Kathrine. - Niesamowite... - Szepnął. Dziewczyna stanęła na przeciw niego. - Możesz odejść Rose. - Powiedział przyglądając się brunetce, która starała się za wszelką cenę uniknąć spojrzenia tego mężczyzny.
- Dziękujemy Elijah, chodź, Trevor.
- Nie zrozumieliśmy się. - Odwrócił się w ich stronę.
- Sądziłam, że nam przebaczyłeś.
- Owszem. Tobie. I Tobie pozwalam odejść natomiast to Trevor doprowadził do tego, co stało się z Katharine, i że przez 500 lat czekaliśmy na narodziny nowego sobowtóra.
- Elijah ja...
- Już za późno Trevor. - Powiedział i wyrwał na oczach jego przyjaciółki i Eleny serce wampira. Elena odwróciła się i zasłoniła oczy, a Rose wpatrywała się w niego czując, jak łzy napływają jej do oczu. - Jeśli nie chcesz do niego dołączyć radziłbym Ci stąd już wyjść.

Gdy dojechała na miejsce nie było w pobliżu żadnego samochodu. Cisza i spokój, nie słyszała nawet żadnych głosów dobiegających ze środka. Co jeśli już było za późno? Bracia jednak nie dotarli, a Elena pojechała gdzieś dalej z porywaczami? Weszła powoli po skrzypiących schodach. Popchnęła drzwi tak, że je wyrwała. Stary opuszczony dom był doskonale pozabijany deskami by promienie słońca nie wpadały do środka. Musiał porwać ją, więc ktoś, kto nie ma pierścienia, krąg się zawęża. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać po holu. Gdy obróciła się prawie o 360 stopni, po prawej stronie drzwi znalazła wiszące na ścianie przebite kawałkiem drewnianej podłogi ciało Eljiah.
- Czyli jednak to Ty. - Szepnęła do siebie. Zacisnęła ręce na drewnie i pociągnęła z całej siły. Gdy spadł otworzył powoli oczy. - Witaj Elijah. - Powiedziała stojąc nad nim. Wstał szybko i stanął po drugiej stronie pokoju.
- Antinua. - Zmrużył oczy i zaczął się śmiać z radości, że widzi kogoś ze swojej rodziny. - Co Ty tu robisz? - Podszedł do niej i przytulił do siebie. - Martwiłem się, nie mogłem Was znaleźć. Gdzie jest moje rodzeństwo?
- Przykro mi, ale nie mam pojęcia, ja zostałam obudzona przez Katerinę. - Powiedziała odwzajemniając uścisk, czując po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat szczerość tego gestu. - Podobno reszta jest w trumnach gdzieś w świecie. Jeśli chodzi o to, co robię, to mogłabym właściwie zadać Ci to samo pytanie. - Dodała odrywając się od niego. Odeszła kawałek chcąc powstrzymać się od nadmiaru emocji burzących się w niej.
- Niklaus zabił całe moje rodzeństwo, nie mogę pozwolić by doszło do złamania klątwy.
- To nie tylko klątwa spoczywająca na Niklausie. - Powiedziała biorąc z powrotem drewno do ręki. Elijah ubrany w elegancki garnitur poprawił mankiety i przeczesał gęste włosy palcami. - Poza tym, w jaki sposób nie złamiesz klątwy? Będziesz się woził z tą dziewczyną po świecie, czy zamienisz ją w wampira jak zrobiła to Katerina? - Uśmiechnął się.
- To, co mam zamiar zrobić to tylko i wyłącznie moja sprawa, poza tym póki nie ma mojego brata nie ma, o czym dyskutować. Zapewnię ochronę sobowtórowi do tego czasu.
- Ja chcę tego samego, więc może zamiast bawić się w przegadywanki zapewnimy bezpieczeństwo tej nastolatce, bo jeśli zechce się czegoś dowiedzieć może pójść w ślady Kathrine, a wtedy nici z całej przeprawy. Nie po to czekałam 500 lat by znów dać się podejść i zmarnować szanse.
- Jesteś aż tak zdesperowana?
- To nie Twoja natura została uśpiona na ponad 1000 lat w jakimś cholernym kamieniu. - Warknęła i rzuciła w bok kawałkiem drewna. - Wracam do Mystic, Falls, jeśli zechcesz, chociaż trochę mi pomóc będę czekała. - Podeszła do Elijah i pocałowała go w policzek, po czym wybiegła ze starego domu i z piskiem opon ruszyła w kierunku Mystic Falls.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz