O matko i córko wieki mnie tutaj nie było, notka dużo krótsza bo napisałam ją szybko teraz bo chciałam Wam dac namiastkę tego co planuje dodać na Wielkanoc. Czekam na Wasze opinie i dziękuje za cierpliwość, jesteście najlepsi!
Pozdrawiam,
Female Robbery
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Dzisiaj mamy 21 marca. Dzień jej urodzin. Każdego roku, udaję się w miejsce dawno już zniszczonego cmentarza, tam gdzie podobno ją pochowali. Podobno, nie wiem, nie było mnie tam nie widziałam jej od dnia poprzedzającego jej śmierć. Kocham ją wciąż całym sercem, to była jedyna istota którą darzyłam aż tak szczerym uczuciem poza jej ojcem. Nie chcę jednak żyć wspomnieniem i zadręczać się myślami o tym, dlatego tylko ten dzień - 21 marca, przesilenie wiosenne należy do niej. Wtedy czas się dla mnie zatrzymuje, nie liczy się nic, żadne pragnienie krwi, żadne ściąganie klątwy, nikt z rodzeństwa, nawet Niklaus. Jestem myślami tylko przy swojej córeczce Alishy. Jej imię w indiańskim języku, które znam ze względu na pochodzenie oznacza "chroniona". Ja jej nie uchroniłam, pozwoliłam by ta wiedźma matka Mikalesonów usunęła ją z mojego życia. Tak bardzo chciałabym widzieć jak dorasta i jak wygląda jako nastolatka. Pozwoliłam ją sobie odebrać i za to będę cierpieć do końca swoich dni z nadzieją, że w końcu znowu się z nią spotkam i przytulę i powiem jak bardzo mi jej przez te tysiąc lat brakowało." - Alice czytała jedną z kartek z pamiętników odnalezionych w dawnej rezydencji Mikaelsonów, którą wraz z wilkołakami kilkanaście lat temu splądrowali. Jej rozmyślania nad tym co przeczytała i jak blisko jest pokazaniu siebie, przerwało wejście gościa.
- Jestem, jak chciałaś. - odezwała się szatynka. Alice siedziała tyłem do niej i wiedząc, że stojąca za jej plecami dziewczyna jest matką nienarodzonego dziecka Klausa Mikalesona uśmiechnęła się do siebie unosząc jeden kącik ust do góry. Zamknęła pamiętnik i wstała witając się z gościem.
-Witaj Hayley, jak twoje samopoczucie? - zapytała z udawaną troską.
- Dobrze, dowiedziałaś się czegoś nowego?
- Tak. Popatrz. - wręczyła jej książeczkę, która zawierała imiona i nazwiska wraz z datami narodzin i śmierci. Ostatnie imię wraz z datą urodzenia 1991, przypisane było Andrei Leabrone. - Poznajesz datę urodzenia?
- Też się wtedy urodziłam. - odparła ostrożnie. - Co to ma znaczyć?
- To, że tak naprawdę nazywasz się Andrea Leabrone, nie żadna Hayley Marshal i pochodzisz z najstarszego rodu wilkołaków w Ameryce Północnej.
- Co to mi daje?
- W tym momencie ta wataha liczy kilka osób, jedną z nich jestem też ja. - uśmiechnęła się zwycięsko.
- Nie ma Cię tutaj. - oddała jej notes. Alice wzięła go do ręki i przesunęła go na pierwszą stronę. - Przyjrzyj się. Hayley przeleciała wzrokiem całą stronę wśród imion i nazwisk znajdując coś na kształt imienia Alice.
- Alisha Mikaelson - Salish, urodzona 21 marca 999 roku.
- Ale jak... kim Ty do cholery jesteś?! - wrzasnęła i kiedy Alice przyparła ją do ściany Hayley zamknęła oczy widząc bursztynowy odcień tęczówek.
- Jestem Twoim przodkiem Andreo.
- Nie możesz się nazywać Mikaelson, wszyscy oni to wampiry.
- Na pewno? Czyżby Klaus i Anette nie byli wilkołakami przed przemianą w wampiry?
- To niemożliwe, Klaus nie ma znamienia.
- Znamię może pochodzić od jednego z rodziców, nie musi to być ojciec. - oderwała się od niej.
- Klaus mówił o dziecku, ale ono zginęło mając 4 lata, zmarło.
- Wiem co wiedzą o mnie. Ale teraz gdy pojawiłaś się Ty, mając w łonie kolejnego Mikaelsona czas na to bym im się pokazała, i uwierz mi bez mojej pomocy Twoje dziecko umrze.
- Nie prawda, Anette może mnie nienawidzi ale nie skrzywdzi mojego dziecka. - Alice zaśmiała się gorzko.
- Nie mam wcale na myśli Anette. To czarownice chcą pozbyć się Twojego bękarta, bo przyniesie im zagładę tak jak niegdyś ja miałam, ale zmieniono mnie w wampira. Co więcej jestem w stanie pomóc Twojemu dziecku i obronić je przed ich gniewem.
- Nie zrobię z dziecka wampira.
- Nie o to mi chodziło, po prostu będzie bezpieczne i będziesz mogła mu towarzyszyć. Pozwól sobie pomóc, jestem w stanie oddalić Anette od zemsty za sypianie z jej ukochanym.
- Anette nic nie wie o Tobie.
- Wie ze istnieje, informacje o mnie obiegły całe stany zjednoczone, jej przyjaciel Lorenzo tez jej o mnie na pewno opowiedział. Widziała moje zdjęcie w gazetach, i znamię.
- Wie że nie żyjesz, nie uwierzy...
- To już nie Twoja sprawa. Możesz odejść Hay...a raczej Andreo, Twój przyjaciel Jackson Kennet czeka niedaleko, pewnie się martwi. - uśmiechnęła się złośliwie wracając do czytania kolejnych stron pamiętnika.
*** tymczasem w Mystic Falls ***
- Chcesz zostać? Tutaj? W tej dziurze? - pytała z coraz większym zdziwieniem Anette patrząc na Enzo.
- Przypilnuję ich z tymi zapędami by znowu się mścić, odnowię kontakt z Damonem.
- Przecież pozostawił Cię na pewną śmierć, przyjacielu. - odparł Kol siedząc na masce samochodu. Anette mu zawtórowała.
- Dlatego nie pozwolę mu tak szybko o sobie zapomnieć. - Kol zaśmiał się na odpowiedź młodego wampira. - Anette pomogłaś mi już dwa razy, przywróciliśmy Kola do żywych i jest jeszcze sprawa Rebeki dowiem się gdzie zniknęły jej prochy, będziemy w kontakcie. - przytulił ją do siebie, a Pierwotna poczuła jak łzy powoli spływają jej po policzkach.
- Dopiero się spotkaliśmy.
- Nie becz, nie przystoi pani hybrydzie. - odparł wycierając jej policzki. - Wpadnę do Nowego Orelanu sprawdzić jak załatwiłaś tę sukę i wybierzemy się na jakieś łowy.
- Zaraz...jaką sukę? - Anette westchnęła.
- Siostra Ci opowie wszystko w drodze powrotnej. Czas na mnie. Podszedł do bagażnika i wziął torbę z rzeczami. - Do zobaczenia niedługo. - przybił jeszcze piątkę z najmłodszym Miakelsonem po czym zniknął w lesie. Anette wraz z bratem wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę NOLA.
Jechali już którąś godzinę, Kol w tym czasie opowiadał jej jak to został zabity przez młodego Gilberta i jak wyglądało jego życie po Drugiej Stronie.
- Ona się zamyka, jeśli zniknie na zawsze będziemy mieli z głowy wszelkie powroty Esther i jej podopiecznych albo co gorsza Mikaela. - mówił dłońmi wybijając rytm piosenki która leciała z radia. - To teraz powiedz co to za suka o której wspomniał Enzo.
- Nie wiem kiedy pojawiła się w Mystic Falls, ale to tam poznali ją Niklaus i Elijah, kiedy znalazłam się we francuskiej dzielnicy, w barze spotkaliśmy Tylera, który chciał jakiejś zemsty na Niklausie za zabicie jego matki. Kiedy z nim rozmawiałam powiedział, że zamieszkują plantację na obrzeżach i co więcej że mają gościa. Kiedy tam pojechałam, wewnątrz domu słyszałam bicie dwóch ludzkich serc. Okazało się, że tam mieszka ta dziewczyna, co więcej jest w ciąży. - Anette westchnęła ściskając powieki.
- To co oni się bawią w dom samotnej matki czy jakieś schronisko młodzieżowe? - pierwotna zaśmiała się.
- Też tak zapytałam. - odparła. - Tylko co gorsza, to dziecko jest dzieckiem Niklausa... - spojrzała na niego. Jego twarz nagle zbladła.
- Jak to? Przecież Klaus to hybryda...
- Tak, ale on jest częściowo wilkołakiem, a ta dziewczyna również.
- Nie pieprz. Jak się nazywa, akurat tak się składa, że gdy wróciłem do Mystic Falls, Tyler Lockwood przywiózł jakąś swoją wilczą przyjaciółkę.
- Hayley Marshall? - spytała Anette unosząc brew ku górze. Kol jej przytaknął.
- Skurwiel z mojego brata, przecież wiedział że żyjesz. Masz jakiś plan na to jak się jej pozbyć?
- Poczekam aż urodzi i ją zabije. - wzruszyła ramionami.
Kiedy zmierzchało dotarli do Francuskiej Dzielnicy. Zatrzymali się najpierw w hotelu, gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkała Anette wraz z Enzo. Oboje wzieli szybki prysznic i przebrali się, Jako że młody wampir zostawił swoje rzeczy, Kol ubrał się w jedne z nich.
- Czas na odwiedziny? - zagadnął Kol.
- Tak, dam tylko znać Elijah, że wpadnę z gościem. - wystukała numer do najstarszego Mikaelsona. - Cześć, już wróciłam z Mystic Falls.
- Sama?
- Nie. Niestety Sophie spieprzyła sprawę i nie udało mi się obojga wrócić do żywych. - szepnęła ze smutkiem. - Z chęcią się z Wami spotkam.
- Przygotujemy kolację, jest coś co powinniśmy koniecznie obgadać, wiedźmy się na nas szykują. Odzyskaliśmy Davinę, ale coś mi mówi, że koszmar się dopiero zacznie.
- Będę za 2 godziny. - odparła. - Kolejne starcie z wiedźmami przed nami.
- Kim jest ta Davina?
- Czarownica ze żniw, jej trzy koleżanki już nie żyją, a ona ma zostać złożona jako ostatnia w ofierze, miałam pomóc Sophie ją odzyskać, no cóż bez niej chłopcy sobie poradzili, a dzięki temu mamy spokój z nawiedzonym sabatem.
Kiedy zjawili się na plantacji, przed wejściem do domu stało dwóch wampirów.
- Z drogi leszcze. - warknął Kol, kiedy chcieli go zatrzymać. - Jedna czarownica pod dachem i taka obstawa...- szepnął niezadowolony. Słysząc hałasy przy wejściu na dół zszedł Elijah z Klausem.
- Kol, Ty żyjesz. - powiedział nieco zdziwiony widokiem młodszego brata Elijah.
- Tak, żyję, dzięki Anette, bo Wam się nie chciało nawet palcem ruszyć w kierunku ratowania mojej osoby zza światów.
- Przestałbyś strzelać fochy od samego wejścia do domu, nie jesteś pępkiem świata, są wazniejsze osoby od Ciebie. - odparł Klaus.
- Masz na myśli Hayley i tego bękarta, którego jej zmajstrowałeś? - Klaus rzucił się w wampirzym tempie na Kola, i kiedy tylko odepchnął go na przeciwległą ścianę zaatakowała go Anette.
- Czyżby jednak coś Cię ubodło, skarbie? - spytała z cynicznym uśmiechem. - Jestem głodna i...
- Co z Sophie? - spytał Elijah.
- Nie żyje. - mruknęła mijając go. - Jadalnia była tam? - spytała wskazując placem w pomieszczenie pod balkonem na którym stał najstarszy z braci. Kiwnął tylko głową.
- Coś Ty z nią zrobiła Antinuo?
- Nie wywiązała się z umowy, sprowadziła Kola, ale nie Rebekę.
- Ona chroniła...
- Przestańcie! - usłyszeli Hayley. - Dobrze, że jesteście wszyscy. Mam bardzo ważne informacje, byłam na bagnach...
- Mało mnie obchodzą Twoje krajoznawcze wycieczki wilczku. Mamy tu ważniejsze sprawy do obgadania.
- Dotyczące również Hayley, chodź. -zwrócił się do niej Elijah i wszyscy ruszyli w stronę jadalni, która była nakryta dla wszystkich obecnych i jedno wolne nakrycie, należące dla wiedźmy. Co prawda spodziewali się Enza jako towarzysza Anette, ale wciąż nakrycie się nie marnowało.
- To co z Rebekah? - spytał Elijah, kiedy jedna z dziewczyn dolała mu wina.
- Jej prochy zniknęły. - odparła Anette. - Lorenzo pozostał na miejscu i da mi znać czego się dowiedział.
- Przepraszam za spóźnienie, ale gorzej się poczułam. - usłyszeli głos młodej czarownicy. Kol zerknąwszy na nią wstał i odsunął jej krzesło. - Dziękuję. - powiedziała czując jak się czerwieni.
- Cała przyjemność po mojej stronie, jestem Kol Mikealson, a to moja przyszywana siostra Anette.
- Wiem kim jesteście, słyszałam o Was. Ja jestem Davina Claire.
- Claire? - zdziwił się Kol.
- Tak. - odpowiedziała mrużąc oczy.
- Znalem jedną Claire..- zaczął ale Anette kopnęła go pod stołem w kostkę, by nie zapędził się w swoich wyznaniach. - Już nic nie mówię. - odburknął.
- To co to za sprawy z wiedźmami? - zagadnęła Anette.
- Davina miała zostać złożona w ofierze jako czwarta dziewczyna ze żniw. Udało nam się ją przechwycić od Marcela przy którym już nie była taka bezpieczna. Co więcej Davina ma sny związane z jej odejściem i tym, że jakaś wiedźma z zaświatów znowu chce nas skrzywdzić.
- Jakie to typowe, umierają i się mszczą, mogłyby być bardziej kreatywne. - syknęła Anette. - Co z tymi Twoimi wizjami?
- Rysuję. Dużo rysuję, ale to nie układa się w całość. To coś jakby same bazgroły nic nieznaczące, jest ich około 15.
- Może osobno nic nie znaczą, ale razem? - spytała szukając porozumiewawczych spojrzeń reszty.
- Antinua ma rację, musimy to sprawdzić to jeszcze pod tym kątem. - zgodził się Klaus. - Hayley, Ty chciałaś coś powiedzieć.
- Ja wychodzę. - westchnęła Anette zgarniając ze stołu jeszcze nierozpoczęta butelkę wina. - Nie będę słuchała wywodów i opowieści z bagien tej małoletniej...
- Waż słowa Antinuo. - huknął Elijah patrząc na nią karcąco. Anette zmrużyła oczy i wpatrywała się w niego.
- Dobranoc. - westchnęła a za nią podniósł się Kol.
- Na Twoim miejscu bym została Anette, chodzi o Twoje dziecko. - pierwotna od razu się zatrzymała i upuściła całą butelkę z ręki tak że rozbiła się pozostawiając plamy na kamiennej posadzce. Wampirzyca odwróciła się napięcie i już chciała ruszyć na wilczycę, gdy powstrzymał ją Kol.
- Nigdy nie wspominaj mojej córki Ty zdziro, nie masz prawa nic o niej nie wiesz, jesteś zakłamaną przybłędą wchodzącą do łózka każdemu kto się tylko napatoczy! - rzucała wyzwiskami czując jak jej emocje buzują wyzwalając z niej wilkołaka.
- Spokojnie. - podszedł Klaus i złapał ją w pasie, Kol jednocześnie puścił jej rękę i stanął trochę z boku. - Kochanie spokojnie, jestem tu. - Anette odwinęła się w tył uderzając Klausa z łokcia w twarz.
- Jesteś i pozwalasz jej mówić o Alishi. - Jesteście siebie warci. - warknęła. - Jesteś bardzo blisko śmierci wilczku.
- Daj mi wytłumaczyć.
- Co mam dać Ci tłumaczyć, że wplątujesz temat mojej nieżyjącej córki w swoje gierki? - warknęła oburzona.
- Ona żyje Anette.
- Co Ty pieprzysz, bagienne powietrze Ci chyba zaszkodziło. - mruknęła pierwotna.
- Alice Rose, nazywa się na prawdę Alisha Mikaelson - Salish, mieszka na bagnach i kieruje watahą Półksiężyca, ma to samo znamię co ja i Ty i jest hybrydą. - Anette spuściła wzrok i czuła jak łzy napływają jej do oczu.
- Kłamiesz. - syknęła przez zęby. - Moja Alisha zmarła jak miała 4 lata. - dodała patrząc szklanymi oczami w kierunku wilczycy.
- Przeginasz Hayley. - dodał po chwili Klaus. - Wykorzystujesz to co wiesz, niepotrzebnie siejesz zamęt.
- Nie kłamię, mówię prawdę. Dziewczyna pomieszkuje na bagnach, powiedziała mi że ma coś co pozwoli Was przekonać do tego byście jej uwierzyli. Co więcej wie jak ochronić moje dziecko przed wiedźmami. - wstała od stołu. Teraz wybaczcie, jestem zmęczona muszę się położyć. - Aha i jeszcze jedno, byłam u Sabine, to będzie dziewczynka. - uśmiechnęła się delikatnie i pomasowała się po brzuchu, czując lekkie kopnięcia.
Bardzo ciekawy rozdział, wcale nie krótki. Niech Hayley w końcu urodzi i zginie. Nie mogę się doczekać wielkanocy.
OdpowiedzUsuńTrochę kazałaś nam czekać, ale było warto. Świetny rozdział. Sprawiasz, że nienawidzę Hayley, mimo że w serialu mi ona tak bardzo nie przeszkadza. Życzę weny i mam nadzieję, że nie zmusisz nas do błagania o następne rozdziały ;D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie bardziej wole bogate w opisy dialogi, jednak Twoje opowiadanie czyta się nawet przyjemnie :) Nie lubię Hayley i mam nadzieję, że szybko się jej pozbędziesz :D
OdpowiedzUsuńhttp://true-love-leads-to-destructionn.blogspot.com/
Ja też na to liczę że pozbędziesz się Hayley :-D
UsuńŚwietny! Nareszcie dodałaś :-D :-D
OdpowiedzUsuńWow parę dni po wystawieniu rozdziału skomentowałam go,a teraz patrzę i komentarz się nie dodał Oo
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że Wielkanoc już niedługo,bo nie mogę się doczekać tego co wymyśliłas :P i dołączam się do przeciwników Hayley, okropne to babsko!
Zapraszam też na charmante, bo już jakiś czas temu pojawił się ostatni rozdział :)
Buziaki ;****