Hej ho moi kochani czytelnicy! Chcialam zlozyc Wam życzenia wszystkiego najlepszego, spokoju i dobrej imprezy sylwestrowej i zebyscie byli dobrzy i wobec siebie i wobec zwierzakow i zeby to co sobie postanowiliscie w ramach New Years Resolution sie udalo, i trzymajcie sie cieplo mimo tego ze za oknem i tak temperatura iscie wiosenna. Pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania. Kolejny rozdzial jakos w polowie stycznia.
Female Robbery
_____________________________
*** rok 1017 ***
Postawny brunet w krotkich czarnych wlosach ktorych kosmyki lekko krecily sie na czole luskal drewno, by wyrzezbic z niego cos na rodzaj strzaly. Stal nad ogniskiem i prostowal patyk, by jak najlepiej wymierzyc ciezkosc. Niedaleko niego siedziala jego mala podopieczna, ktora luskala orzechy.
- Agron! - Uslyszal kobiecy glos dobiegajacy z obrzeza lasu. Kiedy spojrzal w jego strone zobaczyl czarnoskora kobiete. Podeszla do niego. Dziewczyna spojrzala na nia nie odrywajac sie od czynnosci. - Witaj kochanie, jak sie miewasz? - Kobieta ukucnela obok i zlapala ja za dlon. - Juz czas. - Pokiwala smutno glowa.
- Nie oddam jej. Chyba ze jej matce.
- Doskonale wiesz co zrobila Esther ze swoimi dziecmi. To ze ja oddala nie uchroni jej przed Dhalia.
- Alisha nie bedzie naczyniem w rekach wiedzmy.
- Nie odejde z wioski Ayano. To jest moja rodzina.
- Dziecko, Dhalii nie da sie powstrzymac.
- To ze tamta wiezdzma ja oddala nie sprawi ze ja zrobie to samo. To moja siostrzenica.
- Sam oddales jej Antinue Agronie. - Chlopak opuscil glowe i poczul jak lza splywa mu po policzku. - Nie wybacze sobie tego nigdy ze trafila do takiego tyrana jak Mikael, ze musiala ukrywac dziecko i to kim jest i ze musi byc gorszym stworzeniem.
- Mozemy oszukac Dhalie. Jeśli zrobilibysmy to co Esther...
- Nie, Alisha nie bedzie wampirem. - Ayana spojrzala wyczekujaco na Alishe.
- Co mi to da? - Zapytala nastolatka.
- Sile, niesmiertelnosc i kiedys w przyszlosci zjednoczenie z Twoimi rodzicami, moje dziecko. Nie jest to nic bezpiecznego, bedziesz karmila sie krwia zywych istot. - Dziewczyna pokiwala glowa na znak ze rozumie.
- Nie pojdziesz z nia Alishio. Wole dac sie zabic niz Ci na to pozwolic.
- Wuju... Ayanna chce dobrze.
- Ayana da nam teraz spokoj. - Spojrzenie starej czarownicy spotkalo sie ze spojrzeniem wilkolaka, po czym skinela glowa. Pozegnala sie tylko z nimi i odeszla.
- Moze tak poznalabym mame i tate.
- Przykro mi kochana ale to juz niemozliwe, Twoi rodzice wiedza ze umarlas. Musisz sie z tym pogodzic.
- Jesli nadajdzie Dhalia i uda sie mnie zabrac?
- Bede Cie bronil tak dlugo jak to bedzie mozliwe i jesli ja zgine wtedy niech Ayana uratuje Cie od tamtej wiedzmy. - Odparl oschle i wszedl do chaty zostawiajac dziewczyne sama.
*** teraz ***
Stali przy granicy miasteczka. Anette ubrana w dzinsowa koszule z krotkim rekawem w krotkich czarnych spodenkach i lustrzankach obserwowala trase z której miala wylonic sie matka Bonnie.
- Mialam problemy z silnikiem. Bieglam. - powiedziala widząc zniesmaczona mine Pierwotnej.
- Lepiej pozno niz wcale. Wsiadaj, czas na spotkanie. - Otworzyla drzwi od pasazera. Tym razem to Enzo wsiadl za kierownice. Anette zajela miejsce obok a Sophie z Abby z tylu.
- Ucieklam od Bonnie a wciaz uwazasz ze jakos ja przekonam?
- Jestes jej matka, a Bonnie to sentymentalna nastolatka. - Odparla. Dojrzdzali do Grilla. - Zatrzymaj sie tutaj. - Powiedziala i nasluchwilala. Uslyszala glosy samych nastolatkow.
- Koniec roku.
- Idealnie, beda wszyscy. Enzo, czas sie zabawic.
- Zrobić rzez w miescie mojego wroga? Jestem za. Abby dolaczasz?
- Abigail idzie na cmentarz wraz z Sophie zbalezc prochy Kola i Rebeki i przygotowac rytual. - Enzo podniosl rece w gescie poddania sie woli pierwotnej.
Bar byl pelen nastolatkow. Wsrod nich Antinua zobaczyla Stefana w towarzystwie Caroline a Elene z Damonem.
- To ta panna ksero od klatwy?
- Mhmm wyglada na to ze w stanie zakochania w Damonie...
- Zabicie jej brata bedzie moja zemsta i uwolnieniem Kola z Rebeka. - Anette uscisnela jego ramie. - Panie przodem. - Zwrocil sie do niej. Weszla w glab sali. Od razu spotkala sie wzrokiem że starszym Salvatore.
- Co do cholery... - Zaczal po czym jego wypowiedź zostala.przerwana przez wrzask jednej z nastolatek.
- Pozdrowienia z Augustine, Salvatore! - krzyknal w strone bruneta rzucajac w jego strone cialem martwej dziewczyny. Kiedy Elena chciala go zaatakowac zostala zlapana przez Pierwotna.
- Jednak zyjesz. No coz przykro mi ze bedziesz musiala patrzec na śmierć swojego brata.
- Co? Co Jeremy Ci zrobil?
- Wampiry maja lepsza pamiec, a Ty psujesz nam reputacje. Pozwol ze przypomne, gdy wyjechalam Damon wraz z Jeremym dobrali sie do ciala Rebeki. To samo stalo soe z Kolem...gdzie Twoj brat?
- Zostaw ja. - Warknal Stefan. Anette trzymajac ja za gardlo wepchala druga reke w jej serce.
- Jak Ci idzie Lorenzo?
- Mozesz kontynuowac! - Odktzyknal. Byl w takim amoku ze Damon nie dawal rady go powstrzymac.
- Dotknij go a zabije Elene, tym razem na zawsze. - Warknela Anette do Caroline ktora probowala.przedzec sie przez caly ttlum. - Gdzie Jeremy?
- Sa z Bonnie. U niej. - wycharczala ledwym glosem Elena.
- Och jak to dobrze ze niczego nie bede musiala daleko szukac. - Wyciagnela telefon i zadzwonila do Sophie. - Macie wszystko? BOnnie jest w swoim domu z Jeremym, przekaz naszej czarnej owcy by ich wyciagnela na stary cmentarz. Tam sie spotkamy. - Schowala telefon i wyciagnela reke z serca Eleny. - Możecie towarzyszyc Jeremiemu w jego ostatnich chwilach. - powiedziala z usmiechem tryumfu po czym zniknela w wampirzym tempie za drzwiami baru. Elena, Stefan i Caroline ruszyli za nia, natomiast Damon zostal zatrzymany przez Enzo.
- Pozwol ze powspominamy stare czasy...- Warknął i rzucil w niego kółkiem nasaczonyn werbena tak ze trafił miedzy jego zebra.
- Wytlumacze Ci... - Westchnal probujac wyciągnąć kolek, ale Enzo naparl na niego tak ze go tylko głębiej wcisnal. Damon jeknal z bolu.
- Zostawiles mnie na pewną smierc. Tego sie nie da wytlumaczyc.
- Dlatego sie skumales z Pierwotnymi?
- Anette mnie przemienila w wampira, jestesmy przyjaciolmi i dowiadujac sie ze Damon Salvatore mieszka w Mystic Falls gdzie zabito jej rodzenswo postanowiłem pomoc sie jej zemscic.
- To ja go do tego namowilem, dzieciak bie jest winny.
- Nie bron ludzi, to tylko pokarm. - Zasmial sie. - Nie wiem jak Ty ale ja chce byc przy egzekucji. - Usmiechnal sie ironicznie.
***
Polana starego cmentarza zostala oswietlona przez pochodnie, ktore zapalila Sophie. Czarownica zrobila kregi z soli, niedomkniete w Jednym miejscu, tak by mogla przez nie przejsc Anette. Kiedy wszystko bylo gotowe na miejscu zjawili sie Jeremy, Abby i Bonnie.
- Po co nas tu przyprowadzilas? - Spytala mulatka po czym jej spojrzenie spotkalo sie ze wzrokiem innej wiedzmy.
- Przepraszam coreczko. - Zdazyla wyszeptac i przytulila ja mocno, kiedyw tym samym momencie jakby znikad zjawila sie Anette i wepchnela Jeremiego do kregow. Sophie szybko dokonczyla krag tak ze nikt nie mial prawa go przekroczyc.
- Jeremy! Bonnie! - Uslyszeli glosy grupki przyjaciol, ktorzy rowniez sie pojawili na miejscu.
- Super, bede miala publiczosc...lubisz wystepowac Sophie? - Zapytala z diabolicznym usmiechem. - Jeremy muaisz sie przygotowac bo grasz główna role.
- Czego znowu chcecie?! - Warknela Bonnie. - Jeremy jest zwykłym człowiekiem.
- Ktory jak sie dowiedzialam zabil moje ukochane rodzenstwo, wiec za to zaplaci. - Odparla trzymajac chlopaka za wlosy, kiedy kleczal odwrocony w strone grupki przyjaciol. - A Ty Bonnie Bennet uzyjesz swojej kotwiczej zdolnosci i przyprowadzisz ich z powrotem. - Plomienie bardziej sie wznogly a ksiezyc byl coraz wyzej.
- Czas zaczac Anette.
- Zdradzasz wiedzmy, pomagasz najwiekszym wrogom natury. - Zwrocila sie do Sophie mloda Bennet.
- To nie Twoja sprawa. Odpowiem za swoje czyny w swoim czasie. - Usmiechnela sie do niej. Anette podniosla Jeremiego z kleczek i odwrocila go do siebie.
- Przepraszam ze tak pozno ale mialem dluzsza rozmowe. - Glos Enzo rozlegl sie po okolicy. Trzymal przerzuconego przez ramie Damona ktorego cialo zrzucil na wilgotna glebe.
- Cos Ty zrobil mojemu bratu. - Warknal Stefan chcac ruszyc na Enzo, ale zaatakowala go Abby.
- Mamo, bronisz ich...oni chca zabic Jeremiego skrzywidzic mnie...
- Twoja mamusia jest zahipnotyzowana, robi tylko to co jej kazalam.
- Ty suko. - syknela Caroline. Elena podbiegla do Damona.
- Nic mu nie bedzie, nawalil sie troche werbena, ma przyzwyczajony organizm do takich trunkow. - Zasmial sie do Eleny ktora tylko prychnela w odpowiedzi.
- Ostatnie slowo? - Spytala Anette szepczac mu na ucho.
- Idz do diabla.
- Ciekawe, tak samo powiedziala niegdyś Elena i wiesz co? Ja sie nie wybieram, ale Ty bedziesz sie tam dobrze bawil. - Wbila w niego kly i zaczela wysysac krew z niego vez opamietania. W tym samym czasie wziela reke i wsadzila w jego cialo, po czym przy akompaniamencie wrzaskow i wyzwisk wyrwala mu serce podajac je Sophie by umiescila je w naczyniu.
- Zabije Cie! - Anette zasmiala sie bezsilnie.
- Nie tacy jak Ty Eleno probowali, ale znacznie moge Ci pomoc. - Przechylila glowe, cala gromada przyjaciol ruszyla w strone Pierwotnej i wiedzmy, ale odbili sie jakby od niewidzialnej sciany. - Bonnie podejdziesz? - Spytala słodkim glosem.
- Predzej dam sie pokroic.
- To moze innym razem. Sophie? - Zwrocila sie do wiedzmy ktora zakleciem przyciagnela ja do kregu.
- Prochy. - czarownica wyciagnela reke po urne z prochami Kola i Rebeki. - Zrobie to pokolei.
- Zrob tak zeby sie udalo. - Mruknela Anette. - Jeszcze jeden ruch w kierunku Lorenzo, a kaze Abigail wyrwac sobie serce. - Katem oka widziala jak Elena probowala zaatakowac go bronia ktora do niedawna tkwila w ciele Damona.
Sophie wymawiala zaklecie majac zamkniete oczy. Anette trzymala silno Bonnie za rece chcac isc z nia na druga strone po rodzenstwo.
- Jak tu pusto...Kool!? Rebekah! - Krzyknela w otxhlan.
- To druga strona, czego sie spodziewalas.
- Spusc z tonu kochana. - Kiedy Bonnie miala odpowiedzec zza drzew wyłoniła sie meska sylwetka. - Kol? Kol... - Puscila reke Bonnie i pobiegla do chlopaka.
- Co Ty tutaj robisz? - Zapytal zszokowany. - Tu przebywaja martwe byty
- Znalazlam droge przyszlam po Ciebie i po Rebeke.
- Rebeki tutaj nie ma Anette. - usmiech z twarzy Pierowtnej zniknal.
- Wracamy. - Syknela tylko w odpowiedzi i oboje wrocili do swiata zywych. - Cos Ty zrobila?! - Wrzasnela w kierunku Sophie wyrywajac ja z letargu. - Gdzie Rebekah? - Oczy wampirzycy przybraly bursztynowej barwy.
- Nie wiem to nie moja wina, wykonywalam zaklecie to Wy bylyscie po drugiej stronie. - Anette odwrocila sie do Bonnie.
- Ty wiedzialas! Ty cholerna wiedzmo wiedzialas! - Bonnie sie zasmiala.
- Kazdy z bytow jest sam. Musialybysmy wrocic raz jeszcze.
- Sophie.
- Mowilam Ci ze czarownica wykonuje takie zaklecie raz na cale zycie. - Anette ruszyla peden w jej strone i dopierajac jej cialo do drzewa wyrwala jej serce. Po chwili wszyscy widzieli Bonnie w konwulsjach bolu kiedy nadprzyrodzony byt przenosil sie na drugą strone. Zaklecie Sophie opadlo, Anette ruszyla do grupku i zlapala Elene.
- Zabawmy sie. Eleno, Twoj brat nie zyje przez wampirzyce. Matka Twojej przyjaciolki pozywila sie Twoim bratem, widzialas to i teraz jedyne co chcesz zrobix to wyrwac jej serce. - Puscila Elene.
- Abby? - Kol puknal w ramie starsza Bennetowne. - Dasz sie zabic. - kiedy zaatakowaly sie na wzajem oddalili sie troche, patrzac jak Abigail ginie na oczach corki. Wraz z Enzo udali sie na skraj miasteczka.
czwartek, 24 grudnia 2015
wtorek, 1 grudnia 2015
Chapter 5 "Slipped Away"
Mialo byc zawieszenie ktore potrwa do swiat, jednak dodaje notke szybciej i wybaczcie ze jest krotka bo miala byc dluzsza! Zapraszam, pozdrawiam i dziekuje za cierpliwosc,
Female Robbery
*** rok 1003 ***
- Gdzie ona jest? - Spytała brunetka o jasnych oczach wychodząc z izby w której sypiała do kuchni. - Gdzie moje dziecko?! - Krzyknęła do starszej kobiety która zdawała się nie zwracać na nią uwagi.
- Zmarła. Miala wysoka gorączkę i zmarła. - Odparła spokojnie. - Musiałam spalić jej ciało by nie doszło do chorób wśród rady.
- Co zrobiłaś mojej córce?! - Warknęła w jej stronę czując jak zaczyna opanowywać ja wilcza natura. Kiedy sięgnęła za gardło kobiety chcąc ja przydusić wszedł jej brat i jednym zdecydowanym ruchem oderwał młodą matkę od starszej kobiety. - Jak tylko dowiem się co zrobiłaś z moja Alisha to Cie zabije. - w odpowiedzi usłyszała prychniecie i została wyprowadzona przez brata na zewnątrz.
*** teraz ***
Łazienkę wypełniał kojący zapach lawendy. Leżała w wannie pełnej wody z olejkiem i trzymając w reku butelkę czerwonego wina, które wypiła prawie do polowy, zastanawiała się nad wydarzeniami poprzedniego wieczoru.
Female Robbery
*** rok 1003 ***
- Gdzie ona jest? - Spytała brunetka o jasnych oczach wychodząc z izby w której sypiała do kuchni. - Gdzie moje dziecko?! - Krzyknęła do starszej kobiety która zdawała się nie zwracać na nią uwagi.
- Zmarła. Miala wysoka gorączkę i zmarła. - Odparła spokojnie. - Musiałam spalić jej ciało by nie doszło do chorób wśród rady.
- Co zrobiłaś mojej córce?! - Warknęła w jej stronę czując jak zaczyna opanowywać ja wilcza natura. Kiedy sięgnęła za gardło kobiety chcąc ja przydusić wszedł jej brat i jednym zdecydowanym ruchem oderwał młodą matkę od starszej kobiety. - Jak tylko dowiem się co zrobiłaś z moja Alisha to Cie zabije. - w odpowiedzi usłyszała prychniecie i została wyprowadzona przez brata na zewnątrz.
*** teraz ***
Łazienkę wypełniał kojący zapach lawendy. Leżała w wannie pełnej wody z olejkiem i trzymając w reku butelkę czerwonego wina, które wypiła prawie do polowy, zastanawiała się nad wydarzeniami poprzedniego wieczoru.
Gdy wróciła Enzo nie było, nie martwiła się o niego bo mimo wszystko poznał Nowy Orlean od najlepszej jak i od najgorszej strony. Nie chciała go tez niepokoić. Nikt prócz samej rodziny Pierwotnych nie znal bowiem prawdy i tylko bracia Mikaelson mogli domyśleć się jak dużym ciosem jest dla niej to, ze Klaus będzie miał dziecko z inna kobieta. Nie sądziła też ze to, od kiedy zostali wampirami, będzie możliwe. Bala się jedynie ze przez to ze urodzi potomka zostanie postawiona na piedestale a ona zostanie zepchnięta na boczmy tor. Klaus ja kochał, kiedyś. Teraz nie była przekonana co do bezgraniczności tego uczucia. Przyszły jej do głowy słowa Tylera o ich sojuszu. Powoli zdawała sobie sprawę ze wszystko się wali. Postanowiła jeszcze zrobić coś w sprawie Kola i Rebeki, jako ze Enzo to najprawdopodobniej miał zemścić się na Damonie Salvatore, pomyślała ze będzie to całkiem dobry sposób na oderwanie się od spraw Nowego Orleanu, a także by dokonać podwójnej zemsty.
Z głębokich refleksji oderwało ja pukanie do drzwi. Wyszła wiec z wanny i ubrana w biały satynowy szlafrok i założywszy czarna bieliznę podeszła otworzyć. Kiedy zobaczyła Klausa w drzwiach od razu chciała mu zatrzasnąć drzwi. On tylko zablokował je ręka i odepchnął prawie przewracając Anette. Kiedy wszedł zamknął drzwi.
- Nie dałaś mi wyjaśnić. - mruknął podchodząc do niej.
- Chcesz wyjaśnić zdradę?
- Ona nic dla mnie nie znaczy. Elijah kiedy dowiedział się ze jest w ciąży i ja mogę być ojcem to ją przyprowadził.
- Ta wilcza dziwka sypiała z kimś jeszcze? Doprawdy wysoko mierzysz. - Zaśmiała się. - Moja noga nie postanie w domu w którym mieszka ta suka, chyba ze będę mogla ja zabić.
- Jest w ciąży. To dziecko to jednak moje dziecko.
- Zastanów się nad tym kogo chronisz Niklaus...
- Chronię rodzinę.
- Tego bękarta nazwiesz rodzina? Dawno temu wyśmiewałeś królów wielkich mocarstw kiedy wywyższali dzieci z nieprawego łoża ponad te prawdziwe pierwotne dzieci. Teraz Ty robisz to samo.
- Nie zapomniałem! - Warknął. - To może być nasza szansa, to dziecko według jednej z czarownic, która chce pomoc, ma doprowadzić do śmierci wielu sabatów.
- Czarownic możemy się pozbyć na wiele sposobów. - Westchnęła. - Dobrze dam jej czas.
- Czas na co?
- To dziecko jest częściowo Twoje wiec tak długo jak jest w ciąży i nie wejdzie mi w drogę będzie żyć, jak tylko urodzi wyrwę jej serce, poderżnę gardło, wyssam z krwi zrobię wszystko byleby nie oglądała tego świata.
- Mowili ze to ja jestem bezwzględny. - Uśmiechnął się do niej katem ust. Podeszła do niego i spojrzała w oczy.
- Potrzebuje księgi Esther. - Klaus patrzył na nią ze ściągniętymi brwiami. - Czarownice bawią się w przywracanie do życia, Bonnie przywróci tych których jej chłopak zabił.
- Bonnie już nie jest czarownica.
- Ja tez ktoś przemienił?
- Została zabita i przywrócili ja do życia ale jako kotwice, każdy nadnaturalny byt przechodzi przez nia gdy umiera.
- To muszę mieć inna czarownice. Ta Sophie, ona jest dobra?
- Jej nie zabierzesz. Marcel kontroluje czarownice, trzyma na strychu nastoletnią wiedźmę uratowaną ze żniw i to robi.
- Kochany jego moce na pewno nie sięgają poza Nowy Orlean jeśli w ogóle poza Dzielnice. Zabiorę ja na wycieczkę i wrócę.
- Sophie Deveroux jest potrzebna bym chronił dziecko.
- Juz kiedyś czarownica nie dopilnowała dziecka. Nauczony doświadczeniem powinieneś nie korzystać z pomocy wiedźm. - odparła.
- Bonnie już nie jest czarownica.
- Ja tez ktoś przemienił?
- Została zabita i przywrócili ja do życia ale jako kotwice, każdy nadnaturalny byt przechodzi przez nia gdy umiera.
- To muszę mieć inna czarownice. Ta Sophie, ona jest dobra?
- Jej nie zabierzesz. Marcel kontroluje czarownice, trzyma na strychu nastoletnią wiedźmę uratowaną ze żniw i to robi.
- Kochany jego moce na pewno nie sięgają poza Nowy Orlean jeśli w ogóle poza Dzielnice. Zabiorę ja na wycieczkę i wrócę.
- Sophie Deveroux jest potrzebna bym chronił dziecko.
- Juz kiedyś czarownica nie dopilnowała dziecka. Nauczony doświadczeniem powinieneś nie korzystać z pomocy wiedźm. - odparła.
- Sama chcesz to zrobić. Chcesz zabrać czarownice do Mystic Falls by uratować Kola i Rebekę.
- Wykorzystać, a oczekiwać ze będzie chronić jakiegoś bękarta bo ma zniszczyć ich ród to pewna różnica, nie sądzisz kochany?
- Jeśli przyjdziesz normalnie porozmawiać w rezydencji na plantacji oddamy Ci księgę. - odparł i w sekundę stał obok niej i chwytajac za gardło przykuł do ściany tak że stykali się czołami. - Jeśli zrobisz cokolwiek ze względu na naszą rodzinę, tylko po to by ją chronić nie stanę temu na przeszkodzie. - pocałował ją z całej siły i gdy puścił szybko zniknął z pokoju.
Miała na sobie czarne skórzane rurki, botki na koturnie i białą koszulkę z nadrukiem.Włosy schowała pod kask a na wierzch załóżyła skorzaną kurtkę. Kiedy zjawił się Enzo oboje udali się do rezydencji na przedmieściach.
- Czyli Klaus wyraził zgodę? - Anette uśmiechnęła się mimowolnie. - Nowy Orlean dawno nie przeżywał takiego wstrząsu.- weszli na ganek i Enzo mocno zapukał do drzwi. Otworzył im Elijah. Kiedy weslzi do środka, przy stole w jadalni do której poprowadził njstarszy Mikaelson siedziała Sophie, Hayley i Klaus który widząc Anette wstał.
- Nie poznaję go. - szepnęła szatynka biorąc łyk wody kieliszka.
- Jeśli jest się damą to każdy mężczyzna zachowuje się jak dżentelmen. - odpowiedział towarzysz Pierwotnej. - Jestem Enzo.
- Hayley. - odparła nie podnosząc na niego wzroku.
- Własnie o to tym mówię, kobietom w dzisiejszych czasach brakuje manier i dobrego wychowania.
- Lorenzo...Ty tez nie jesteś żadnym szlachcicem by wywyżać się w tym gronie.
- Oczywiście Elijah, ale w przeciwieństwie do panny Hayley nie robię sobie gruntu poprzez sypanie z kimś z wyższych sfer.
- Dość. Skończ te zaczepki nim skręcę Ci kark lub wyrwę serce.
- Lorenzo mówi tylko to, co myśli, dodatkowo podzielajac moje zdanie. - odpara tym razem Anette która zajeła miejsce obok Klausa wpatrujac sie intensywnie w oczy wilczycy. Chwycił ją za rekę i ucałował patrzac pobłażliwie na nią. - Gdzie księga?
- Jest ze mną. - odezwała się Sophie.
- Jedziesz ze mną? - spytała mrużąc oczy.
- Pod jednym warunkiem. - Anette przechyliła z zaciekawieniem głowę. - Pojadę i pomogę Ci z zakleciem przywracającym, jeśli pomożesz mi wydostać Davinę Claire z niewoli Marcela.
- Claire? - brunetka zaśmiała się w głos. - Kolejna Claire jest przy największej mocy w sabacie, samolubne żmije. Klaus i Elijah nie wystarcza?
- Obawiam się, że nie. - odparła patrząc na nią.
- Co muszę mieć?
- Krew tego kto ich zabił i ich prochy.
- Dwa w jednym. Podoba mi sie to. Umiesz zaklecie?
- Umiem formule, nie uzywalam go, czarownica moze to zrobic raz na cale zycie.
- Musi Ci zalezec na tej malej wiedzmie skoro poswiecasz je dla Pierwotnych. -
- To cos wiecej niz sprawa sabatu Enzo, tu chodzi tez o Monique.
- To bzdety ona nie wroci.
- Bzdetem byly kiedys wampiry. - Enzo przewrocil oczami. Zajeli sie opowiadaniem calego przebiegu rytualu. Wraz z warunkami.
- Ustalmy jedno, pomoge Ci z odzyskaniem Daviny. Podam Ci ja na tacy, tylko wskrzrsisz ich dwojke, skoro to chodzi o tego samego zabojce to nie problem.
- W porzadku. Kiedy jedziemy? - W tym samym momencie rozdzwonil sie telefon.
- Tak Abigail? Czekam na Ciebie u granic Mystic Falls jutro o swicie. - Usmiechnela sie tajemniczo i rozlaczyla sie.
- Abby Bennet? - Spytal zszokowany Klaus. Anette pokiwala twierdzaco glowa. - Do czego ona jest potrzrbma?
- Jeremy to chlopak jej corki, musze miec Abby po to by usilnie przekonac Bonnie ze musi mi pomoc uratowac brata i siostre.
- Szybko ja znalazlas. - Elijah zmruzyl oczy wpatrujac sie w Anette. - Nie dosc ze zabijesz jej chlopaka, to bedziesz torturowac jej matke.
- Zabili Rebeke i Kola. Czas na nas. Przyjdz do Grand Hotel przy glownej ulicy. Wyjezdzamy po zmroku.
- Marcel zorientuje sie ze jej nie ma...
- To nie jego wlasnosc wilczku, masz dwojke Pierwotnych do ochrony, także poki ja wyjezdzam nikt nie zrobi Ci krzywdy. - Mowila spokojnie patrzac na nia. Rozstali sie, kazdy w swoim kierunku przygotowujac sie do wyjazdu.
- Czyms sie martwisz? - uslyszala glos Elijah za soba gdy siedziala przy kominku. Usmiechnela sie blado gdy udiadl w fotelu obok i ujal jej reke.
- Ona nienawidzi mnie i jeszcze bardziej tego dziecka.
- Antinua jest dosc wybuchowa, ale nie zrobi Wam krzywdy.
- Skad ta pewność? Gdyby tylko mogla zabilaby mnie spojrzeniem, wystarczy ze nie bedzie Was w pobliżu i mnie zabije.
- Nie zrobi tego. - Uslyszeli Klausa ktory wszedl do salonu że szklanka wypelniona Burbonem. - Nosisz w sobie moje dziecko tak dlugo jak jestes w ciazy nie spadnie Ci wlos z glowy.
- To dlaczego tak dziwnie wpatruje sie we mnie jakby tylko... - Klaus zasmial sie w glos i szybkim tempem znalazl sie nad nia opierajac sie o lokietniki fotela.
- Przez moja chwilowa glupote jestes ze mna w ciazy, nie dziw sie ze kobieta ktora kocham tak sie zachowuje, powiem Ci wiecej, jesli kiedykolwiek dowiem sie ze Ty lub te wilki ktore znalazlas zaczna dzialac przeciw niej nie tkne palcem jesli jeszcze przed porodem bedzie chciala Cie zabic, nawet jej pomoge...
- Niklaus.
- Nie mieszaj sie Elijah. Zadne dziecko nigdy nie bedzie wazniejsze od Anette i naszego dziecka.
- Jakiego waszego dziecka? - Odezwala sie w koncu Hayley. Klaus opuscil glowe i pokrecil nia starajac sie obrocic to w zart.
- Moze lepiej by wiedziala. - Mruknal Elijah. Klaus odwtocil sie od nich i dopil drinka.
- Ja i Anette bylismy mlodzi. Ja wiedzialem juz ze ona jest wilkolakiem o mnie nie wiedzielismy. Bywalem z nia gdy wracala do ludzkiej formy. Nikt nie wiedzial ale sypialismy ze soba. Anette wedlug mojej matki miala wyjsc za Elijah bo tak nalezalo. Pewnej pelni powiedziala ze juz drugi miesiac się nie przemienia. Poszlismy do przyjaciolki matki, ktora stwierdzila ze Anette spodziewa sie dziecka. Gdy doszlo to do matki i widac bylo ciaze trzymali nas z dala od siebie i wmawiali wszystkim ze Anette choruje, tylko nasza rodzina znala prawde. Na swiat przyszlo dziecko i matka zrobila tak, ze udala ze jest to kolejna corka, jednakani mi ani Anette to nie pasowalo, mielismy zamiar uciec zabrac dziecko...ale rozchorowala sie, zadne zioła nie pomagaly. Miala 3 lata i zmarla, spalono jej cialo by nie doszlo do epodemii i zrobiono to bez naszej wiedzy. - Czujac naplywajace lzy do oczu odwrocil sie i wytarl oczy po czym przywrocil na twarz stoicki spokoj. - Tak wiec zapamietaj dziecinko, jesli kiedykolwiek zrobiszw kierunku Anette cos co mi sie nie spodoba, urzadze Ci jeszcze gorsze pieklo niz to ktore szykuje ona dla Ciebie. - Mowil przytrzymujac ja za kark tak by patrzyla mu w oczy i szybko zniknal opuszczajac mury rezydencji.
- Wykorzystać, a oczekiwać ze będzie chronić jakiegoś bękarta bo ma zniszczyć ich ród to pewna różnica, nie sądzisz kochany?
- Jeśli przyjdziesz normalnie porozmawiać w rezydencji na plantacji oddamy Ci księgę. - odparł i w sekundę stał obok niej i chwytajac za gardło przykuł do ściany tak że stykali się czołami. - Jeśli zrobisz cokolwiek ze względu na naszą rodzinę, tylko po to by ją chronić nie stanę temu na przeszkodzie. - pocałował ją z całej siły i gdy puścił szybko zniknął z pokoju.
Miała na sobie czarne skórzane rurki, botki na koturnie i białą koszulkę z nadrukiem.Włosy schowała pod kask a na wierzch załóżyła skorzaną kurtkę. Kiedy zjawił się Enzo oboje udali się do rezydencji na przedmieściach.
- Czyli Klaus wyraził zgodę? - Anette uśmiechnęła się mimowolnie. - Nowy Orlean dawno nie przeżywał takiego wstrząsu.- weszli na ganek i Enzo mocno zapukał do drzwi. Otworzył im Elijah. Kiedy weslzi do środka, przy stole w jadalni do której poprowadził njstarszy Mikaelson siedziała Sophie, Hayley i Klaus który widząc Anette wstał.
- Nie poznaję go. - szepnęła szatynka biorąc łyk wody kieliszka.
- Jeśli jest się damą to każdy mężczyzna zachowuje się jak dżentelmen. - odpowiedział towarzysz Pierwotnej. - Jestem Enzo.
- Hayley. - odparła nie podnosząc na niego wzroku.
- Własnie o to tym mówię, kobietom w dzisiejszych czasach brakuje manier i dobrego wychowania.
- Lorenzo...Ty tez nie jesteś żadnym szlachcicem by wywyżać się w tym gronie.
- Oczywiście Elijah, ale w przeciwieństwie do panny Hayley nie robię sobie gruntu poprzez sypanie z kimś z wyższych sfer.
- Dość. Skończ te zaczepki nim skręcę Ci kark lub wyrwę serce.
- Lorenzo mówi tylko to, co myśli, dodatkowo podzielajac moje zdanie. - odpara tym razem Anette która zajeła miejsce obok Klausa wpatrujac sie intensywnie w oczy wilczycy. Chwycił ją za rekę i ucałował patrzac pobłażliwie na nią. - Gdzie księga?
- Jest ze mną. - odezwała się Sophie.
- Jedziesz ze mną? - spytała mrużąc oczy.
- Pod jednym warunkiem. - Anette przechyliła z zaciekawieniem głowę. - Pojadę i pomogę Ci z zakleciem przywracającym, jeśli pomożesz mi wydostać Davinę Claire z niewoli Marcela.
- Claire? - brunetka zaśmiała się w głos. - Kolejna Claire jest przy największej mocy w sabacie, samolubne żmije. Klaus i Elijah nie wystarcza?
- Obawiam się, że nie. - odparła patrząc na nią.
- Co muszę mieć?
- Krew tego kto ich zabił i ich prochy.
- Dwa w jednym. Podoba mi sie to. Umiesz zaklecie?
- Umiem formule, nie uzywalam go, czarownica moze to zrobic raz na cale zycie.
- Musi Ci zalezec na tej malej wiedzmie skoro poswiecasz je dla Pierwotnych. -
- To cos wiecej niz sprawa sabatu Enzo, tu chodzi tez o Monique.
- To bzdety ona nie wroci.
- Bzdetem byly kiedys wampiry. - Enzo przewrocil oczami. Zajeli sie opowiadaniem calego przebiegu rytualu. Wraz z warunkami.
- Ustalmy jedno, pomoge Ci z odzyskaniem Daviny. Podam Ci ja na tacy, tylko wskrzrsisz ich dwojke, skoro to chodzi o tego samego zabojce to nie problem.
- W porzadku. Kiedy jedziemy? - W tym samym momencie rozdzwonil sie telefon.
- Tak Abigail? Czekam na Ciebie u granic Mystic Falls jutro o swicie. - Usmiechnela sie tajemniczo i rozlaczyla sie.
- Abby Bennet? - Spytal zszokowany Klaus. Anette pokiwala twierdzaco glowa. - Do czego ona jest potrzrbma?
- Jeremy to chlopak jej corki, musze miec Abby po to by usilnie przekonac Bonnie ze musi mi pomoc uratowac brata i siostre.
- Szybko ja znalazlas. - Elijah zmruzyl oczy wpatrujac sie w Anette. - Nie dosc ze zabijesz jej chlopaka, to bedziesz torturowac jej matke.
- Zabili Rebeke i Kola. Czas na nas. Przyjdz do Grand Hotel przy glownej ulicy. Wyjezdzamy po zmroku.
- Marcel zorientuje sie ze jej nie ma...
- To nie jego wlasnosc wilczku, masz dwojke Pierwotnych do ochrony, także poki ja wyjezdzam nikt nie zrobi Ci krzywdy. - Mowila spokojnie patrzac na nia. Rozstali sie, kazdy w swoim kierunku przygotowujac sie do wyjazdu.
- Czyms sie martwisz? - uslyszala glos Elijah za soba gdy siedziala przy kominku. Usmiechnela sie blado gdy udiadl w fotelu obok i ujal jej reke.
- Ona nienawidzi mnie i jeszcze bardziej tego dziecka.
- Antinua jest dosc wybuchowa, ale nie zrobi Wam krzywdy.
- Skad ta pewność? Gdyby tylko mogla zabilaby mnie spojrzeniem, wystarczy ze nie bedzie Was w pobliżu i mnie zabije.
- Nie zrobi tego. - Uslyszeli Klausa ktory wszedl do salonu że szklanka wypelniona Burbonem. - Nosisz w sobie moje dziecko tak dlugo jak jestes w ciazy nie spadnie Ci wlos z glowy.
- To dlaczego tak dziwnie wpatruje sie we mnie jakby tylko... - Klaus zasmial sie w glos i szybkim tempem znalazl sie nad nia opierajac sie o lokietniki fotela.
- Przez moja chwilowa glupote jestes ze mna w ciazy, nie dziw sie ze kobieta ktora kocham tak sie zachowuje, powiem Ci wiecej, jesli kiedykolwiek dowiem sie ze Ty lub te wilki ktore znalazlas zaczna dzialac przeciw niej nie tkne palcem jesli jeszcze przed porodem bedzie chciala Cie zabic, nawet jej pomoge...
- Niklaus.
- Nie mieszaj sie Elijah. Zadne dziecko nigdy nie bedzie wazniejsze od Anette i naszego dziecka.
- Jakiego waszego dziecka? - Odezwala sie w koncu Hayley. Klaus opuscil glowe i pokrecil nia starajac sie obrocic to w zart.
- Moze lepiej by wiedziala. - Mruknal Elijah. Klaus odwtocil sie od nich i dopil drinka.
- Ja i Anette bylismy mlodzi. Ja wiedzialem juz ze ona jest wilkolakiem o mnie nie wiedzielismy. Bywalem z nia gdy wracala do ludzkiej formy. Nikt nie wiedzial ale sypialismy ze soba. Anette wedlug mojej matki miala wyjsc za Elijah bo tak nalezalo. Pewnej pelni powiedziala ze juz drugi miesiac się nie przemienia. Poszlismy do przyjaciolki matki, ktora stwierdzila ze Anette spodziewa sie dziecka. Gdy doszlo to do matki i widac bylo ciaze trzymali nas z dala od siebie i wmawiali wszystkim ze Anette choruje, tylko nasza rodzina znala prawde. Na swiat przyszlo dziecko i matka zrobila tak, ze udala ze jest to kolejna corka, jednakani mi ani Anette to nie pasowalo, mielismy zamiar uciec zabrac dziecko...ale rozchorowala sie, zadne zioła nie pomagaly. Miala 3 lata i zmarla, spalono jej cialo by nie doszlo do epodemii i zrobiono to bez naszej wiedzy. - Czujac naplywajace lzy do oczu odwrocil sie i wytarl oczy po czym przywrocil na twarz stoicki spokoj. - Tak wiec zapamietaj dziecinko, jesli kiedykolwiek zrobiszw kierunku Anette cos co mi sie nie spodoba, urzadze Ci jeszcze gorsze pieklo niz to ktore szykuje ona dla Ciebie. - Mowil przytrzymujac ja za kark tak by patrzyla mu w oczy i szybko zniknal opuszczajac mury rezydencji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)