Witajcie po dość długiej przerwie. Przepraszam, ale nawał obowiązków uniwersyteckich jak i roboczych nie pozwolił mi na wcześniejsze dodanie niczego. Tak więc zapraszam Was serdecznie na nowy rozdział i jednocześnie zapraszam na drugie opowiadanie, co prawda nie o Pamiętnikach, a o zespole 30 Seconds To Mars - www.baby-come-home.blogspot.com, mam nadzieję że chociaż niektórym z Was przypadnie do gustu, co więcej dzisiaj tez tam planuję dodac rozdział. Tak więc jeszcze raz zapraszam i czekam na opienie.
ps. przepraszam za literówki.
Pozdrawiam,
Female Robbery
___________________________________________________________________
Ledwie świtało gdy Finn stanął w progu domu, do którego adres znalazł w kieszonce swojej koszuli. Zapukał kilka razy do drewnianych drzwi, po czym otworzyły się, a smuga światła wpadła do środka oświetlając twarz bruneta.
- Byłeś wczoraj w domu Klausa. - bardziej stwierdził niż spytał po czym rozmówca zaprosił go gestem ręki do środka. Damon podał mu rękę.
- Tak. Jestem Damon Salvatore, a to mój brat Stefan. - dodał po chwili kiedy skierowali się już do salonu, Stefan siedział i obserwował uważnie Pierwotnego. Pierwotny zszedł po kilku stopniach i został poczęstowany Burbonem.
- Finn Mikaelson. Jestem bardziej ciekaw czego ode mnie chcieliście podając swój adres. - zaczął, po czym Damon odchrząknął.
- Chodzi o to, że wczoraj podczas kolacji, nim Cię uwolniono Klaus, Anette I Kol opowiadali o tym jakie relacje Was wszystkich łączyły. - Finn patrzył na nich nie rozumiejąc za bardzo tych słów. - Chcemy byś pomógł nam się pozbyć Klausa i Anette, są zbyt wielkim zagrożeniem dla naszych bliskich.
- Wampiry mające bliskich? - zaśmiał się. - Nie ma sposobu na zabicie tej cholernej dwójki, są jak zaraza, która w miarę jak będziecie chcieli się jej pozbyć zacznie siać większe spustoszenie. - dopowiedział będąc całkiem poważnym.
- A co jeśli mamy broń? - Finn spojrzał na Stefana świdrując go wzorkiem.
- Nie ma takiej rzeczy, już nie. - powiedział z pożałowaniem w głosie.
- Nasza znajoma wiedźma wraz z matką pracowały nad otwarciem trumny, która została związana zaklęciem. Trumna była tam gdzie była Twoja, Elijahy, Kola. - Finn podrapał się po brodzie.
- Szansa, że jest tam coś co pomoże Wam się pozbyć tych bękartów jest jedna do tysiąca. - po chwili Damon i Stefan skupili wzrok na miejscu za Pierwotnym. On również się odwrócił. To co zobaczył przeszło jego oczekiwania. Wstał powoli i skierował swoje kroki w kierunku postaci stojącej na stopniach. Kobieta ubrana w długą lnianą zieloną suknię i długie złociste włosy lekko splecione na samym czubku głowy, patrzyła na niego z rozrzewnieniem. Najstarszy z Pierwotnych podszedł do niej i uklęknął po czym ucałował wierzch jej dłoni.
- Matko. - szepnął, a ona pogładziła go policzku czując wzbierające łzy w oczach.
***Kilka dni później***
Anette siedziała z samego rana w salonie i zajadała się truskawkami z czekoladą. Powoli każdy z rodzeństwa dołączał do niej. W końcu zjawił się najmłodzy z rodzeństwa trzymając w ręku kilka worków z krwią.
- Stęskniłem się za tą łatwodostępną formą krwiodastwa. - zaśmiał się i rzucił jedną Anette. Kiedy popijała zimną krew usłyszała głos Elijah.
- Mamy zaproszenia. - mruknąl i rozdał każdemu z osobna. - wszyscy zajęli się otwieraniu zaproszenień. W końcu w drzwiach zjawił się Klaus, który wziął z reki starszego brata zaproszenie.
- Chyba żartujesz, że tam się wybierzemy. - odezwała się Rebekah.
- Jesli chcemy odzyskać tę trumnę, w której jest matka, to owszem. - odparł Klaus. - Tym razem im nie odpuszczę. - dodał i cisnął zmiętym papierem w stronę kominka.
Po wrzawie jaką przyniosły zaproszenia na kolację do braci Savlatore postanowiła trochę się rozerwac i zabrać swojego ulubieńca do baru, by pokazać mu jak bardzo zmieniły się czasy, ludzie i gdzie tak na prawde teraz pomieszkują.
Tłok był spory. Usiedli przy barze, a Anette zamówiła butelkę Burbona.
- Cieszę się, że tutaj jesteś. - Powiedziała patrząc na roześmianego Kola. - Brakowało mi Ciebie. – uśmiechnęła się, ale cień smutku przeszedł po jej twarzy.
- Przestań Antinuo. - Uścisnął jej dłoń. - Przynajmniej teraz wiadome, że będziemy wszyscy razem. - Zobaczyła, że Kol przygląda się komuś, kto właśnie wszedł.
- Spododobała Ci się?
- Może.
- To wiedźma, Bonnie Bennet. Zawsze psuje nam szyki. - Kol spojrzał na nią nic nie rozumiejąc. - Kiedy przeprowadzaliśmy rytułał chciała obrócić Elijah przeciw nam. - polała sobie i Kolowi kolejna porcje. - Bonnie, Ty tutaj sama, bez grupki oddanych przyjaciół?
- Zabawne. - syknęła. – Nie jestem tak niesamodzielna, że potrzeba mi kogoś praktycznie na każdym kroku.
- Nie? Kto by pomyslał, że będziesz tak odważna. Podczas, gdy Ty i Twoja paczka chcieliście nie raz się nas pozbyć. - Kol zaśmiał się. Anette spojrzała na nią spode łba.
- Uratowanie Caroline nie czyni z Ciebie bohaterki numer jeden w tym miasteczku.
- Uważasz, że dzielenie się krwią nie jest oznaką rekompensaty?
- Nie. Zrobiłaś to, by naprawić porywczość Klausa, by zagłuszyć wyrzuty sumienia dotyczące moich przyjaciół. - Pierwotna przewróciła oczami.
- Ładna jest, gdy się złości. - Powiedział zaraz Kol.
- Ładna byłaby martwa. - Odparła.
Gdy postanowili wrócić do domu, Anette postanowiła wrócić okrężną droga koło szpitala. Ktoś lub coś zabijał członków Rady Założycieli. Chcąc zostać w Mystic Falls ustalili, że będą pilnować Eleny Gilbert, jako jedna z potomkiń założycieli jest w niebezpieczeństwie, a szpital był miejscem, gdzie trafił jej opiekun Alaric. Kol wrócił do domu, miał poinformować ich o późniejszym powrocie Antinuy. Gdy dochodziła do parkingu zauważyła samochód Eleny Gilbert i ją wysiadając z niego, po chwili obok niej zjawiła się Rebekah.
- Dużo jeździsz? - Spytała blond Pierwotna. - Wbiłaś mi sztylet w plecy Eleno. To boli. - Mówiła przez zęby przyciskając sobowtóra do samochodu. Gdy Anette widziała, że Rebekah chce ją ugryźć, zjawiła się tam w ostatniej chwili i odepchnęła ją od niej. - Antinua. – Wysapała zaskoczona Pierwotna oddychając ciężko.
- Idź stąd. - Odparła trzymając ją za gardło. Puściła ją, a Rebekah poprawiła kurtkę i stanęła na przeciwko. - Chcesz mnie wyzwać?
- Jesteś żałosna, obie jesteście. - Spojrzała na Elenę, która stała z boku przyglądając się dwóm Pierwotnym. Po czym zniknęła w ciemnościach.
- Musimy porozmawiać. - Odwróciła się w stronę Eleny brunetka. Gilbertówna wskazała samochód. - Dziwi Cię zapewne to, że Cię obroniłam.
- Trochę. - Odparła Elena. - Sądziłam, że opuszczacie Mystic Falls.
- Nic z tych rzeczy. - Zaśmiała się Anette. - Jesteś sobowtórem, mam za zadanie Cię chronić...
- Nie dopuścić do tego bym stała się wampirem, byście mogli dalej tworzyć hybrydy. - Powiedziała kiwając głową. - Anette zaśmiała się.
- Nie bądźmy trywialni. Obudziliście więc całą rodzinę, a my i tak trzymamy się razem. Pewnie nie taki był cel. - Powiedziała patrząc na zmieszana Elenę. - No cóż, jak zwykle jesteśmy krok przed Wami. Musicie się na drugi raz postarać. - Dodała po chwili. - Uważaj na Rebekę, jest temperamentna i nie zbyt szybko zapomni o tym sztylecie w plecach. - Wyszła z samochodu i ruszyła w stronę nowego domu nawet się z nią nie żegnając.
- Czyż nie wyglądam wspaniale moje drogie panie? - Usłyszały Kola, który pojawił się przed nimi ubrany w smoking, jak tylko przekroczyły próg domu.
- Braciszku mnie nie zmusisz do kłamstwa. - Mruknęła z uśmiechem Rebekah.
- Polowałaś na Elenę?! - Wrzasnął Klaus pojawiając się w korytarzu. - Co z Tobą nie tak?
- Się zaczyna. - Przewróciła oczami mijając go.
- Chcesz następny sztylet w serce? - Warknął łapiąc ja za łokieć, by odwrócić ją do siebie.
- Znów sztyletowe groźby? - Spytał znudzony Kol, patrząc na brata. Anette minęła ich wszystkich i położyła rzeczy w salonie. - Nie masz innych sztuczek?
- Wracaj się na siebie gapić. - Odparł Kolowi odwracając głowę w jego stronę.
- A kim Ty jesteś moim ojcem? - Odparł poirytowany młody Mikealson.
-Nie, ale jesteś w moim... - Usłyszał chrząkniecie Anette i spojrzał na nią. - Naszym domu.
- To może wyjdziemy na zewnątrz. - Zaproponował szatyn stając na przeciw Klausa i mierzyli się z nim wzrokiem.
- Przestańcie. - Odezwała się Anette wychoząc, już całkiem ubrana na kolację. - Powinniśmy się zbierać. - dodała po chwili i przewiesiła przez szyję swój ulubiony wisiorek na rzemyku, który dostała jeszcze gdy byli ludźmi od Klausa.
Stanęli przed domem Salvatorów. Klaus zapukał kilka razy nim drzwi się otworzyły. Gdy weszli do środka, kolacja stała na stole, oprócz miejsc dla Anette, Klausa, Kola, Rebeki, Elijahy i gospodarzy, były trzy wolne miejsca.
- Mamy na kogoś czekać?
- Tak, ale to zajmie chwilę. Dołącza do nas Elena, w końcu to też jej sprawa. - odezwał się Stefan i wraz z Damonem odsuneli krzesła w których usiadły panny Mikaelson. Reszta gosci zajęła miejsca. - Coś do picia?
- Zdecydowanie. - mruknęła Anette. - Burbona. - uśmiechnęła się w stronę Damona, ten podszedł do barku i nalał im wszystkim po szklance. Kiedy pierwsza kolejka alkoholu została wypita, usłyszeli kroki na schodach zza drzwi do lochów. Kiedy odwrócili głowy zobaczyli Elenę stojącą w towarzystwie Finna i Esther. Anette wstała z krzesła i patrzyła z przerażeniem na matkę rodu, która teraz ubrana w ciemnofioletową garsonkę ze ścietymi włosami do ramion i idealnie nałożonym makijażem przypatrywała się swoim dzieciom. - Ty umarłaś. - wyrzuciła z siebie. Esther uśmiechnęła się.
- Duchy czarownic pozwoliły mi zachować swoje ciało, bym mogła wrócić. - odparła spokojnie. - Miło mi Was widzieć drogie dzieci. - dodała i zeszła po kilku stoipniach. - Zmartwił mnie jednak fakt, że tylko Finn był jedynym, który przyszedł się ze mną spotkać gdy opuściłam trumnę.
- Matko... - zaczął Elijaha i skinął głową, to samo zrobiła Rebekah. Kol wpatrywał się w matkę i dopił kolejnego drinka. Klaus siedząc patrzył nieprzytomnie na swoją rodzicielkę.
- Chciałam nas zjednoczyć, nie chcę robić Wam krzywdy.
- Mieliśmy porozmiawiać o odzyskaniu trumny widzę, nie ma potrzeby. - powiedziała Anette i ruszyła w kierunku schodów.
- Myślę, że lepiej będzie jak zostaniesz. - Esther odwróciła się. - Nie mam Ci za złe tego czynu, który położył mnie do trumny. - podeszła do niej i kiedy chciała przejechać dłonią po jej policzku Anette poczuła dreszcz niepokoju.
- Nie sądziłem, że czarownica będzie czymś czego akurat Anette się wystraszy. - zaśmiał się Damon, na co Klaus zareagował przykuwając go do sciany.
- Nie masz prawa mówić o strachu parszywy psie, kiedy zwykle ratowałeś swój tyłek i nawet nie szukałeś swego brata, zbyt przestarszony jego zmianą w Rozpruwacza. - syknął.
- Niklaus. - Esther zareagowała ostro, a Klaus wypuścił z uścisku starszego Salvatore. - Usiadźmy, mam dla Was prezent, wino, jedyne jakie zachowało się od naszych czasów. - ruszyła do barku na którym stało przygotowane wino. Z pomocą Stefana rozdała je między swoje dzieci.
- A co z nimi? - spytała Rebekah patrząc na dwójkę młodych wampirów i Elenę.
- Nie przepadamy za winem. - uśmiechnał się Damon z przekąsem i nalał sobie i Stefanowi Burbona, Elena wolała za to pić wodę. Wszycy wznieśli toast. Kiedy odłożyli kieliszki zaczeli rozmowę i postanowili, że Esther skoro już opuściła trumnę powinna zamieszkać pod dachem swoich dzieci, nawet przystaneli by Finn również został w tym domu.
*** Kilka godzin wcześniej ***
- Po co Ci moja krew? - spytała Elena stojąc w jednym z pokojów goscinnych, gdzie Esther paliła szałwię.
- Krew Twojego sobowtóra Tatii spowodowała przemienienie ich w wampiry, a także złamanie klątwy wilkołactwa Antinuy i Niklausa, to główny składnik. - Esther wyciagnęła rękę w stronę nastolatki, a ta podała jej rozlożoną dłoń. Ostrze porzecieło skórę i napełniło szklane naczynie. - Krew dodam do wina, które zostanie podane dzisiaj, to ich złączy w jedno, tym samym zabicie jednego mojego dziecka pozwoli Wam zabić wszystkie, nawet Klausa.
- A Anette?
- Tego nie jestem do końca pewna. Anette nie jest moją prawdziwą córką, z ani jednym z mych dzieci nie dzieli krwi. Ale nie musisz się obawiać, znajdę inne rozwiązanie na jej śmierć. Jestem pierwszą czarownicą, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
*** Kilka godzin później ***
Siedzieli w salonie racząc się wyśmienitą kolacją i wymieniając uwagi dotyczące zachować pomiędzy sobą. Klaus patrzył z niemałym wyrzutem w stronę Stefana, który zrobił coś czego ten się nie spodziewał. Oszukał go i zwabił w pułapkę. Anette również w tym wszystkim widziała podstęp. Czekała tylko na ruch ze strony Esther, który od razu pozbawi ich życia.
- Może skoro tu już jesteście opowiecie jak to się stało, że Anette jest jedną z Was? - zaczął Stefan. - Historię o przemianie w wampiry mniej wiecej znamy.
- Właśnie jakim sposobem jest to Twoja rodzina? - podchwycił Damon, kiedy spotkał się wzrokiem z Anette.
- Długa historia. - odparła z westchnieniem i opróżniła kolejny kieliszek.
- Nie widzę przeszkód, by móc opowiedzieć im naszą historię. - rzekła blond czarownica i uśmiechnęła się pobłażliwie. Anette czuła jak wnętrzości ją ściskają.
- Potrzeba mi więcej wiecej alkoholu. - uśmiechnęła się cynicznie. Damon wstał i polał jej już Burbona, widząc że butelka z winem została całkowicie opróżniona przez Mikaelsonów. Usiedli przy stoliku koło kominka. Anette wraz z Rebeką i Kolem usiedli na kanapie koło Anette na łokietniku przysiadł Klaus, a po drugiej stronie obok Rebeki Elijah. Bracia Salvatore zajęli miejsca po drugiej stronie wraz z Eleną, a Esther w fotelu, za którym stanął Finn. Podział był od razu zuaważalny. Anette chciało się śmiać z tego jak bardzo Finn oddany jest matce, kobiecie która odebrała mu normalne życie, a dała te które najchętniej by skończył.
- Zaczynajcie. Najlepiej od samego początku. - powiedział i oparł się, w dłoni trzymając szklankę.
- Podróże wikingów mamy w to włączyć? - zaśmiał się Kol uśmiechając się złośliwie.
- Wystarczy od momentu, przez który Anette trafiła do waszej rodziny, bo na kolacji okazało się, że żadne więzy krwi, oprócz intymnych stosunków z Klausem, jej nie łączą. - Esther sprawiła wrażenie zniesmaczonej tym stanem rzeczy.
- Możesz darować sobie kąśliwe uwagi a propos mojego sypiania z kimś, tak długo, jak chcesz przelecieć dziewczynę swojego brata. - odparła unosząc jedną brew do góry, obserwując jego reakcje. Damon spuścił wzrok, a Elena starała się uciec gdzieś swoim przed rozbawionymi oczami sióstr. Stefan wydal się być oburzony i chciał wykonać jakiś ruch, ale wiedział, że to źle dla niego się skończy.
- Zamieniamy się w słuch. - odchrząknął. Esther poprawiła swoją spódnicę po czym wzięła głeboki oddech chcąc zacząć opowieść, jednak przerwała jej Anette.
- Mieszkałam w tej samej wiosce. Miałam dwóch braci, rodziców. - zaczęła wpatrując się w szklankę z alkoholem. - Potem wszystko szlag trafił, gdy pewnej nocy w czasie pełni zaatakowała nas wataha sąsiadujących z nami wilkołaków. Miałam 5 lat, jedynie ja przeżyłam, zostałam pogryziona, ale przeżyłam.
- Nie byłaś wilkołakiem od urodzenia jak Klaus? - pokręciła przecząco głową. - Nie, genetyka wyjaśniłaby wszystko. Przy ugryzieniu materiał genetyczny dostał się najprawdopodobniej do krwiobiegu. - wzruszyła ramionami. - Po tym wydarzeniu znalazła mnie Esther, którą uwolniliście. - Anette wbiła wzrok w kobietę siedzącą na przeciw niej. - Była dla mnie dobra, mimo tego, że nie byłam jej prawdziwą córką dażyła mnie pewną sympatią. Tak na prawdę wszyscy byli dla mnie dobrzy, z dwoma wyjątkami. - syknęła prawie przez zęby i upiła kolejny łyk Burbona.
- Jesteś podrzutkiem, zakradłaś się do rodziny jak żmija zdobywając fałszywe popracie mojego rodzeństwa.
- Nie łzyj.
- Nie mówie do Ciebie, jesteś bękartem. - zaśmiał się najstarszy z Mikaelsonów.
- Przestańcie. - warknęła Esther. - Mieliśmy im opowiedzieć odrobinę z naszej historii, zróbmy więc to bez tych dogadywanek.
- O dziwo z tym się zgodzę. - odparł Kol. - Finn wraz z naszym ukochanym tatusiem nienawidził Anituy, która była tak na prawdę jedyną życzliwą osobą w tej rodzinie, jako jedyna martwiła się o mnie i troszczyła, gdy nawet rodzicie znajdowali ważniejsze znajęcia niż opieka najmłodszym synem. - mówił prawie przez zęby patrząc uważnie na Esther, która starała się zachować pokerową twarz do końca wieczoru.
- Nie dziwi mnie zatem fakt, że Finn zaatakował Ciebie jako pierwsza po wyjściu z trumny. - zmienił kierunek tematu Stefan chcąc ostudzić rozgrzane do zażartych dyskusji towarzystwo.
- Mikael, uważał że mamy wystarczająco dużo dzieci i nie należy się zajmować Antinuą, poza tym po ugryzieniu mogła być na coś chora, na tyle żeby zarażać. Ja tak jednak nie uważałam. - wtrąciła matka rodu.
- Finn był zapatrzony w matkę, ale ojciec był jego autorytetem. Z czasem zauważyłam, że podobnym stosunkiem do mnie obdarzał Niklausa. Gardził nami i na każdym kroku pokazywał swoja wyższość.- poprawiła się każąc sobie nalać kolejkę. - Gdy byłam nastolatką doszło do tego, że przez przypadek zabiłam człowieka.
- Przypadek? - spytał sarkastycznie Damon.
- Widzisz Antinuo, nawet młody wampir nie wierzy w Twoje przypadki. - mruknął Finn robiąc w powietrzu cudzysłów.
- Tak. - syknęła chcąc nie zwracać uwagi na Finna. - Przypadek. Uczyłam się wraz z Rebeką strzelać z łuku, nie sądziłyśmy, że ktoś o świecie wybierze się do lasu. Strzała wycelowała prosto w serce. - powiedziała spuszczając wzrok. - Wtedy uaktywniłam klątwę. Wtedy Niklaus zaczął mnie śledzić. Zachował moją tajemnice dla siebie, dopiero przy przemianie w wampiry zorientowali się co jest nie tak.
- Uciekałaś z chaty sądząc, że nic nie wiem? Doskonale wiedziałam. Wiedziałam o wszystkim, pozwalałam na to, bo gdyby Mikael dowiedział się o tym chciałby Cię zabić. Gdybym tylko wiedziała co się stanie jeśli zmienię Cię w wampira...
- Zabiłabyś mnie wczesniej? - uśmiechnła się złóśliwie. Nim najstarsza czarownica zdązyła odpowiedzieć, odezwał się Damon.
- A co z tym ślubem? - spytał nagle. Anette zaśmiała się.
- Ciekawa historia. - mruknęła i spojrzała na Elijah. - Finn miał już kandydatkę na żonę, kolejnym był Elijah, jako że Esther wiedziała jakim szacunkiem się darzymy, pomagał mi a ja jemu, postanowiła nas złączyć węzłem małżeńskim.
- Chociaż kochałeś inną kobietę chciałeś się ożenić z Anette?
- Świat rządził się wtedy innymi prawami. Poza tym matka i ojciec należeli do rady naszej wioski, decyzja zapadała nim osiągneliśmy 15 lat.
- Problem tkwił w tym, że ja kochałam Niklausa i to nie była miłość czysto duchowa. - oblizała swoje usta, na co w odpowiedzi zobaczyła jak Esther zaciska powieki i kręci z niedowierzaniem głową. - Elijah tego się domyślał i starał się odwieść matkę od tego pomysłu, ale dopiero nasza przemiana w wampiry to zmieniła.
- Zabiliście matkę.
- Nie. To Niklaus ją zabił. Ja pomagam w stworzeniu historii oczerniającej ich ojca, który był potworem długo przed tym nim został wampirem, oraz zorganizowałam truciznę. - mówiła nachylajac się w stronę Esther i Finna.
- Ja też miałem swój wkład. - odezwał się Kol. - Pamiętasz matko jak kiedyś wraz z Ayaną rozdzielałyście zioła? Przypatrzyłem się temu i widziałem gdzie chowacie wszelkie trujące substancje. Skrzywidziłaś Antinuę.
- To jest jakaś chora obsesja. - powiedział Damon. - To Klaus jest facetem Anette, a Ty mówisz o tym, jakbyś był w niej zakochany. - zwrócił się do Kola.
- Kocham Antinuę jak siostrę, powierniczkę, najlepszą przyjaciółkę i nie pozwolę by spadł jej chociaż włos z głowy, i wiem, że to działa w drugą stronę. - odparł. Anette ujeła jego rekę, a on podniósł ją i pocałował delikatnie jej zewnętrzną stronę.
- Kol zawsze lepiej dogadywał się z Antinuą, bo oboje byli młodsi, to samo z Rebeką. Ale nikt nigdy nie był tak bardzo daleko od nas jak Finn, który wolał płaszczyć sie przed ojcem niż martwić się o rodzeństwo. - odezwał się w końcu Klaus.
- Rodzeństwo zasługiwalo na kare. - odparł Finn. - Ty i Anette byliście najgorsi, gen wilkołactwa sprawiał że byliście zagrozeniem.
- Dlatego teraz chciałam się z Wami wszystkimi spotkać i porozmawiać. Wybaczyć Wam i na nowo zjednoczyć.
- Zjednoczyć, potrzebowałaś tysiaca lat w trumnie by postanowić o zjednoczeniu? - spytała Rebekah.
- Zawsze kochałam Was moje dzieci. - powiedziała czując jak łzy zbierają się jej do oczu.
- Nawet Anette? - odezwała się milcząca przez praktycznie cały wieczór Elena. Esther tylko skinęła głową.
- Miała 5 lat, gdy trafiła pod moje skrzydła, a 21 gdy stała się wampirem. Traktowałam ją jak córkę. Niklaus został tak jak ona odrzucony przez Mikaela.
- Nie dziwi mnie więc czemu z nim dogadała się najlepiej. - odezwał się Stefan.
- Niklaus jest prawdziwym wilkołakiem, jego ojciec był alfą.
- To by wyjaśniało dlaczego hybrydy mu służą. - mruknął starszy Salvatore dopijając Burbona
- Służą, bo są mu wdzięczne za odebranie cierpienia, podobnie mają te, które zostały przemienione z mojej krwi. Ale mimo to nie jestem mu równa, nie w hierarchii wilków. - spojrzał na nią z zainteresowaniem. - Chodzi o to, że Niklaus urodził się jako wilkołak, ja natomiast noszę to brzemię pośrednio.
- Dlatego bycie wampirem jest lepsze. - odparł i założył ręce za głowę odchylając się bardziej. - Jesteśmy indywidualistami nikt nie stoi wyżej czy niżej.
- To Was zgubi. Wataha jest jak rodzina, dlatego wciąż trzymamy się z Niklausem razem i dlatego wciąż żyjemy.
- To samo tyczy praktycznie wszystkich z Mikaelsonów. - dodał Klaus patrząc na Finna ze złośliwym uśmiechem.
- Żadnej kłótni? - Spytał nachylając się do piątki Pierwotnych siedzących na przeciw. - Nie chodzi mi o zazdrość, ale czy Wy się zawsze we wszystkim zgadzacie?
- Najczęściej. - odpowiedziała krotko. - Ale nigdy różnica zdań miedzy nami nie sprowadziła żadnego z nas do trumny.
Kilka godzin później cały wieczór zakończył się. Esther wraz z Finnem udali się jednak do nowej rezydencji, gdyż jak określiła Esther należy się zjednoczyć a wydaje się, że lepszej okazji nie będzie.
niedziela, 24 maja 2015
sobota, 2 maja 2015
Chapter 11 "Family Tree"
Witajcie w ten piękny majowy długi weekend (choć nie tak wcale długi). Oto wjeżdża kolejny rozdział z kolejną niespodzianką z małymi, a może z dużymi zmianami w porównaniu z serialem, no rozwija się to pokracznie, ale prowadzi do nieuchronnego końca. Liczę na Was, cieszy mnie Wasza obecność, ale jeszcze milej mi czytać komentarze i Wasze opinie więc do boju ludzie! Cóż więcej? Mam zamiar rozplanować dodawanie rozdziałów tak by skończyć przed rozpoczęciem wakacji.
Pozdrawiam i życzę miłego czytania,
Female Robbery
P.S. z góry przepraszam za błędy ;)
_______________________________________________________________________________
- Coś mnie ominęło? - spytał wyrzucając organ i wycierając
dłonie chusteczką z marynarki. - Wyglądasz na zaskoczonego, wnioskuję, że to
nie Ty usunąłeś mi sztylet z piersi. - powiedział spoglądając na brata spode
łba.
- Wyglądasz na spragnionego i mamy wiele do omówienia.
Anette, dobrze że jesteś. - powiedział spoglądając na nią.
- Elijah. - powiedziała spokojnie. - Jak się tu znalazłeś?
- Sztylet został usunięty z mej piersi i oto jestem. - powiedział
z tajemniczym uśmiechem i odłożył brudną z krwi chusteczkę. Nim oboje się
zorientowali Elijah natarł na Klausa uderzając go pięścią w twarz, tak że ten
poleciał na szklane drzwi całkowicie je rozbijając.
- Spokojnie, właśnie skończyłem remont. - tym razem to Klaus
ruszył na brata i pchnął go na niewielki drewniany stolik.
- Czuję się jak za dawnych czasów. – westchnęła Anette
usiadłszy na stoliku i nalała sobie wina obserwując walkę braci. Od zawsze
wiedziała, że w tego typu zamieszki nie warto się wtrącać, tym bardziej, że
bijący się są wampirami.
Wspomnieniami cofnęła się do ich pojedynku, gdy walkę
kilkuletnich chłopców na drewniane miecze przerwał Mikael i zrobił z Klausa
pośmiewisko. Spojrzała w kierunku trumien, była w nich Rebekah, której
obudzenia się wyczekiwała, choć czuła, że zostanie w jakiś sposób ukarana za
intrygę z ich matką. Drugim był Kol, jej ulubieniec, słodki przystojny i
niepokorny, na niego czekała z największą niecierpliwością. Zawsze miała do
niego słabość, nigdy o nic nie pokłócili się, wyjątkiem była sytuacja z Nowego
Orleanu, ale wówczas zajmowała się nowo stworzonym wampirem. Był też Finn, jego
obudzenia obawiała się, to ona go zasztyletowała ponad 900 lat temu, a wszystko
dlatego, że tak jak Mikael nienawidził ich za to czym byli, wręcz w pewnym
momencie zachowywał się jak ten potwór.
- Wiesz masz prawo być na mnie zły. - wyrwał ją z zamyśleń
głos Klausa. - Ale dotrzymałem słowa, połączyłem Cię z naszą rodziną. - dodał
po chwili z cwaniackim uśmiechem, czekając aż Elijah wstanie. Ponownie zaczęli
się przepychać, tak że znaleźli się koło trumien, Klaus otworzył jedną z nich i
wyciągnął sztylet z ciała Kola. Anette wstała i podeszła do drzwi prowadzących
do pokoju z trumnami. - Nie zmuszaj mnie do zrobienia tego ponownie Elijah! -
krzyknął celując sztylet ponownie w pierś brata przykuwając go do trumny Finna.
- No. Użyj tego. Odważ się. Będę dzielić śmierć razem z
Finnem. - powiedział Elijah patrząc na Klausa, którego ręka ze sztyletem
trzęsła się.
- Niklaus. - powiedziała zdenerwowana Anette, Klaus spojrzał
przez chwilę na nią.
- Mikael nie żyje. - odparł Klaus i opuścił dłoń ze
sztyletem i odsunął się od starszego brata. Pierwotna hybryda podeszła do
stolika, na którym stała buteleczka z pyłem z białego dębu I znowu zatopił ostrze w ciele Kola.
- Co powiedziałeś?
- Zabił go, jego własną bronią. - odezwała się Anette. -
Odszedł już na zawsze. - dodała uśmiechając się z satysfakcją.
- Dlaczego więc nasza rodzina wciąż leży w trumnach? -
spytał po chwili. - Kol ponad wiek, Finn 900 lat.
- Przez Stefana Salvatore. - powiedział Klaus. - On ma jedną
rzecz, która mnie powstrzymuje przed uwolnieniem ich. - Elijah patrzył uważnie
na brata. - Są rzeczy, o których nie wiesz o naszej przeszłości, rzeczy o
których nie chciałem byś wiedział. Ale jestem już gotowy by Ci o nich powiedzieć.
Potrzebuję Cię Elijah, oboje Cię potrzebujemy. - wskazał ręką na Anette. - Byś
stanął po naszej stronie. Pomóż zniszczyć broń jaką na na nas posiada Stefan
Salvatore, a przysięgam Ci, że nasza rodzina na nowo będzie żyła razem. -
Anette podeszła do trumny i zamknęła ją, wcześniej przejeżdżając dłonią po
twarzy Kola I uśmiechając się do niego.
Siedzieli przy kominku popijając Burbona. Elijah patrzył w
trzaskające z ognia iskry, próbując zebrać myśli o tym co powiedziała mu dwójka
hybryd. Jego matka nie żyła, przez nich. Zabili ją, trując winem, udając, że
przyszli podziękować za ściągniecie klątwy i zaatakowali dokładnie w ten sam
czas, kiedy Mikael udał się na polowanie i wmówili wszystkim że to on. Że zabił
swoją żonę za to, że go zdradziła, że zrobiła z niego pośmiewisko.
*** 1000 lat temu ***
- To się musi skończyć! Nie będę tolerował tej dwójki
bękartów, których przyjęłaś pod nasz dach! - usłyszała krzyki dochodzące z
chaty rodziny Mikaelsonów, gdy przechodziła w stronę grządek z warzywami, którymi
zajmowała się wraz z Rebeką. Postanowiła nie słuchać kolejnej już kłótni tego małżeństwa
o nią i Klausa i o to kim są. Pamiętała, że sam Mikael namawiał Rebekę do
wypicia krwi, tak samo Klausa. Ona tez się obawiała. Bała się, że nie można być
jednym i drugim. Jednak można było i to czyniło ją silniejszą od całego
rodzeństwa. Jednak nie spodziewała się, że Niklaus, że on jest również
wilkołakiem. Uśmiechnęła się na samą myśl jak bardzo Esther naruszyła przysięgę
małżeńską i jak bardzo gardzi nią Mikael. Teraz była pewna, że wie jak czuła
się ona czy Niklaus kiedy Mikael wyzywał ich od najgorszych, bił i znęcał się
nad nimi.
- Mikael, Niklaus to nasz...
- Nie Esther, to Twój bękart! Zrobiłaś z niego i z tej małej
żmiji potwory. Chciałaś nas uchronić przed wilkami? Twój bękart i ta dziewucha
są dla nas groźniejsi niż stado wilków.
- Można to naprawić. - usłyszeli głos Ayany, której postac
wyłoniła się zza chusty wiszącej w drzwiach. Oboje popatrzyli na nią ze
zdziwieniem. - Esther nadal jesteś czarownicą. Jest zaklęcie na to, by nie
całkowicie usunąć z ich dwójki krew wilkołaka, ale można go zamknąć w jakimś
przedmiocie.
- Każde zaklęcie ma lukę. - odparł Mikael.
- Użyjemy do tego resztek krwi Tatii z poprzedniego rytuału.
Nie ma głównego składnika, nie ma też jak odwrócić zaklęcia.
- Masz racje Ayano. - odparła ze spokojem Esther I spojrzała
na Mikaela. - Trzeba poczekać na pełnię, I dać im zaatakować na kogoś kto
mógłby polować na nich. Wtedy wraz z chłopcami przykujecie ich do drzew a ja z
Ayaną ściągniemy z nich wilkołactwo.
*** kilkanaście dni później ***
- Co się stało? - zapytał Kol siadając koło Antinuy, która
wpatrywała się w swoje dłonie, które mimo że tego chciała nie zmieniały się w
wilcze.
- Twoja matka zabrała mi część mnie. - szepnęła czując jak
łzy napływając jej do oczu.
- To było niebezpieczne siostrzyczko. - odparł kładąc jej
dłoń na ramieniu. Uniósł jej brodę do góry. - Nigdy nie lubiłem jak płaczesz. -
dodał po chwili i wytarł jej mokre policzki z łez. Zaśmiała się, próbując
trochę uspokoić.
- Gdzie Niklaus? - zapytała już uspokojona.
- Poszedł razem z Elijah po drewno na ognisko. Dzisiaj mamy
równonoc. - Antinua uśmiechnęła się do niego. Reszta rodzeństwa traktowała go
jak piąte koło u wozu, a jednak ona widziała w nim dobrego chłopaka, skorego do
poświęceń dla rodziny. Kochała ich wszystkich, wyjątkiem był Finn, którego
teraz właśnie zobaczyła, gdy przemierzał podwórze z siekierą w dłoni i
podchodził do Mikaela. Pierworodny syn, najukochańszy, upragniony i jedyny do
którego nigdy nie mieli pretensji. Nigdy ani Mikael ani Esther nie uderzyli go,
nie ukarali, był ich idealnym synkiem. Kol podążył jej wzrokiem.
- Nie podoba mi się to jak ojciec, matka i Finn Cię
traktują, Ciebie i nas najmłodszych. - powiedział z nutą smutku w głosie.
- Ale i tak trzymamy się razem. - odparła i przytuliła go,
po czym ułożyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy.
- Gdybym tylko mógł, cofnął bym czas choćby o te kilka dni,
by moja matka nie skrzywdziła Cię odbierając Twoje dziedzictwo.
- Co byś zrobił? - spytała nie do końca przewidując jego
nastawienie, ale jego głos zabrzmiał zbyt zdeterminowanie.
- Zabiłbym ją, zabiłbym ją za to, a także jeśli ponownie
próbowała mnie zabić tym razem na dobre. - Antinua patrzyła na niego. Rysy jego
twarzy były wyostrzone, wiedziała, że Kol cieszy się z bycia wampirem, bardziej
niż Elijah czy Rebekah, ale wciąż czuje udrękę, że kilka dni później po
przemianie na spotkaniu ze swoją ukochaną Amirą popełnił błąd i zaatakował ją,
kiedy ta skaleczyła się potykając o kawałek korzenia.
*** teraz***
- Matka jest w tej trumnie, której na razie nie da się
otworzyć? - zapytał po dłuższym milczeniu Elijah.
- Tak. Postarałam się, by matka Bonnie, kolejna z linii
Ayany, powstrzymała się z pomocą naszym wrogom.
- Wie, że jej córka to wróg?
- Kiedyś Abigail pomogła mi zamrozić Mikaela. - uśmiechnęła
się kącikiem ust. - A jej córka teraz
chce wypuścić na nas Esther. Mogłam ją zabić I zostawić w tym bunkrze... -
mruknęła bardziej do siebie.
- Śmiem twierdzić, że matka jeśli uda się im otworzyć trumnę
z chęcią pojawi się tu by nas zabić, po pierwsze, za to, że zabiliśmy ją, po
drugie zabiliśmy jej męża, po trzecie nie tak wyobrazała sobie nasze wampirze
życie.
- Zdecydowanie mieliśmy zyć dla niej krócej. Jak tylko
będzie miała okazje zajmie się nami wszystkimi.
- To może usuniemy sztylety z ciał reszty rodzeństwa I
przemyślimy to wspólnie, w końcu chodzi o naszą matkę. - odparł Elijah I usiadł
w fotelu.
- Myślę, że Rebekah jest wciąż zbyt wzburzona, jak tylko
dowiedziała się o tym co z Antinuą zrobiliśmy została zasztyletowana.
- A Finn? Jest w trumnie najdłużej...
- Finn prędzej sam na nowo wsadzi sztylet w swoje serce niż do nas dołączy. Jak tylko dowie się co mamy zamiar zrobić, stanie po stronie Esther. - rzucił Klaus I dopił swojego drinka.
- Finn prędzej sam na nowo wsadzi sztylet w swoje serce niż do nas dołączy. Jak tylko dowie się co mamy zamiar zrobić, stanie po stronie Esther. - rzucił Klaus I dopił swojego drinka.
- Kol. - powiedziała Anette I spojrzała na nich. - Zbudźmy
Kola. - powiedziała ponownie. Klaus zaśmiał się nieszczerze.
- Kol? Postradałaś zmysły? Zasztyletowałem go. Zachowa się
podobnie do Finna, zawsze był małym I rozkapryszonym dzieckiem.
- Mylisz się Niklaus. Wiem jaki jest Kol spędziłam z nim
równie dużo czasu co Ty, I wiem o jego nastawieniu wobec Waszej matki i ojca.
- Jesteś pewna? - spytał z powagą Elijah.
- Powariowaliście. - skwitował Klaus i wstał ze swojego
miejsca.
- Jestem pewna. - odparła Anette patrząc kątem oka na
Klausa. - W noc kiedy zabiliśmy Esther, to Kol pomógł mi znaleźć zioła. Nie
wiedział, że pytałam o te normalne, ale również dał mi znać które są trujące.
Jeśli zakładając, że obudzą Esther i ona będzie chciała nas wszystkich się pozbyć,
Kol powiedział że za to zabiłby ją, bo już i tak raz zniszczyła mu życie.
- Kolacja? - spytała Anette rozkładając ręce. - Oni grają
nam na nosie, a Ty zapraszasz ich na kolacje?
- Zanim wydasz wyrok spróbuj czegoś innego niż zabijanie. -
odparł, wyciągnął z szuflady dwa krawaty. – Teraz zrobimy to po mojemu. – dodał
po chwili pokazując jej oba skrawki materiału.
- Czarny aksamit będzie odpowiedni. - powiedziała spokojnie.
Elijah uśmiechnął się do niej. - Kto wyciągnął Ci ten sztylet?
- Damon. - odpowiedział szybko. Podeszła do niego chcąc
zawiązać mu krawat. - Zawsze wszystkiego uczyłaś się szybciej, nawet wiązania
krawatów. - Anette zaśmiała się. - Ubierz coś eleganckiego, kolacja bez Ciebie
nie będzie miała tyle uroku.
- Gdyby nie to, że jesteś moim przyjacielem i bratem mojego
ukochanego, uznałabym że mnie podrywasz. - wygładziła mu krawat. - Gotowe. -
uśmiechnęła się. - Damon nie zrobił tego bez powodu. - wróciła nagle do
poprzedniego tematu. - Elijah, mam nadzieje, że to co robisz nie będzie
działaniem przeciwko Niklausowi.
- Nigdy. Rodzina jest najważniejsza Antinuo. - pocałował ją
w czubek głowy. - Jest późno, przygotuj się, a ja zobaczę co przygotował
Niklaus i czy Kol już się wybudził. - zostawił ją w jej pokoju, by się
przygotowała.
Zeszła po schodach w wysokich butach, ubrana w czarną
marszczoną sukienkę na cienkich szelkach odsłaniającą jej smukłe nogi. Włosy
przeczesała na jedną stronę, traktując je lokówką.
- Im rzadziej chodzisz tak elegancko ubrana, tym bardziej
doceniam Twoje zaangażowanie w sprawę. - powiedział Elijah wstając od stołu. Ujął
jej doń i musnął jej wierzch swoimi ustami, na co ona odpowiedziała promiennym
uśmiechem.
- Czuję się niegodny siadając z Wami do stołu. - powiedział
Klaus odwracając się od kominka. - Wyglądasz zjawiskowo. - dodał i pocałował ją
w policzek. - Słyszę, że Kol się obudził. - powiedział spokojnie i napił się
kolejnej porcji wina. Anette postanowiła pójść po Kola. Weszła do sali i
widziała go jak jeszcze karmił się jedną z dzisiejszych dziewczyn, które miały obsługiwać
ich dzisiejszego wieczoru. Odwrócił się powoli i otarł swoje usta ze świeżej
krwi. Popatrzył na nią i przekręcił głowę na bok nie poznając jej przez chwilę.
- Witaj ponownie braciszku. - powiedziała i uśmiechnęła się.
Kącik ust chłopaka wygięły się w uśmiechu i podbiegli do siebie ściskając się
mocno.
- Antinua…-szepnął jej do ucha przytulając ją mocno. –
Wygląda na to, że spałem dość długo. – dodał kiedy oderwał się od niej i
zeskanował wzrokiem jej ubiór.
- Prawie sto lat Kol. – szepnęla ze smutkiem. – Przepraszam.
- Nie, nie, nie było Cię tam. – uśmiechnął się do niej patrzac
nanią radosnymi oczami.
- Niklaus i Elijah czekają na nas na dole. Tutaj jest nowe
ubranie, powinno być odpowiednie. Poczekam za drzwiami.
Kol wyszedł po kilkunastu minutach, kiedy Anette usłyszała
pukanie do drzwi.
- Nie dość, że nie przywitałem jeszcze odpowiednio Nika, to
mamy gości? – zapytał wyczekująco spoglądając na przyrodnią siostrę.
- Mogę powiedzieć Ci coś tylko po krótce nim do nich
zejdziemy. Resztę opowiem po spotkaniu. – skinął głową. – To ja i Niklaus
zabiliśmy Waszą matkę. Mikael nie żyje na dobre, a my ponownie jesteśmy
hybrydami. – stał spoglądając na nią z niedowierzaniem. Spodziewał się zmian w
świecie, ale nie takich zmian w swojej najbliższej rodzinie. Porozmawiali
jeszcze chwilę po czym zeszli na dół by dołączyć do dwójki rodzeństwa.
- Elijah mówił, że szukacie towarzystwa, bardzo odważnie. -
Odezwał się Klaus. Starszy Mikaelson zszedł po kilku stopniach.
- Porozmawiajmy o warunkach naszej umowy jak cywilizowani
ludzie. – Kol zajmował miejsce z boku stołu, po drugiej stronie był Elijah,
Klaus z Anette miał usiąść przy tej dłuższej części, a obaj bracia na przeciw
niego.
- Nie przyszedłem tutaj jeść i właściwie wcale nie chciałem
tutaj przychodzić. Raczej mi kazano, więc może raczylibyście nas wysłuchać. -
powiedział Stefan schodząc wraz z bratem po schodach.
- Cóż możemy usiąść i coś zjeść, albo mogę sięgnąć do
waszych gardeł i wyciągnął wasze wnętrzności. Wasz wybór. - powiedział
spokojnie. Dziewczyny odsunęły krzesła i wszyscy zajęli swoje miejsca.
- Straciłeś apetyt Stefan? - spytała rozbawiona Anette,
każąc nalać sobie kolejny kieliszek wina.
- Czy to nie urocze, że jemy w szóstkę kolację. Czy to nie
to miałeś na myśli wyciągając kołek z piersi mojego brata? - spytał Klaus
spoglądając na Damona.
- Wiedziałem jakie uczucia do Ciebie żywi, więc tym bardziej
miałem w tym interes.
- Cóż Elijah, Kol i ja przez wieki mieliśmy parę sprzeczek,
ale jakoś przez to przechodziliśmy.
- Potwierdzam. - Dodała po chwili Anette. - Mimo wszystko...
- To coś tak jak Ty i Rebekah. - dopowiedział zaraz Stefan.
- Właściwie to gdzie ona jest? Sądziłem, że z chęcią usiądzie do stołu z braćmi
i domniemaną siostrą. - przełknął wino i kontynuował. - Ostatnio jak
sprawdzałem była zakołkowana, bo baliście się jej spojrzeć w twarz. - Anette
zacisnęła dłoń na nożu. Klaus widząc to złapał ją za rękę.
- Jeśli masz na myśli fakt, że Rebekah wie o zabiciu przeze
mnie naszej matki, to oni już wszystko wiedzą.
- Stef, pamiętasz jak zabiłeś naszego tatę? - zmienił obrót
sprawy Damon, na co Anette odrobinę się uśmiechnęła. - Może chcesz zmierzyć się
w ocenie.
- Jesteśmy tu by zawrzeć układ, nie musimy ich całować po
tyłku przez kolejne siedem dań. - odparł Stefan z przekąsem.
- A gdzie podziewa się cudowna Elena?
- Nie wiem. Pytaj Damona. - odpowiedział. Klaus roześmiał
się.
- Przepraszam, tak wiele straciliście. - powiedział Klaus
widząc zdezorientowana minę Elijah, i jeszcze bardziej skonsternowaną Kola. -
Anette, wyjaśnisz?
- Ah, kłopoty w raju. - Machnęła ręką. – Elena to niegdyś
była niewinna ukochana Stefana, sobowtór… - Kol znacząco popatrzył na brata.
- I nie kusiło Cię by zerwać ten kwiat Elijah? – zapytał uśmiechając
się zadziornie.
- Jeszcze jedno słowo o Elenie i kolacja się skończy. - mruknął
Stefan.
- Lepiej nie wciskaj Eleny do swojego panelu dyskusyjnego. -
dodał po chwili Damon starając się uspokoić Pierwotnych.
- Masz rację, pokusa sobowtóra Petrovej nadal jest bardzo
silna. Prawda bracie? – zadał pytanie Klaus
- Może porozmawiamy o rzeczach, które nadal są
nierozwiązane? - zaproponowała Anette.
- Wybacz kochana, ale patrząc na ich zainteresowanie Eleną i
Kathrine, myślę że nasi goście są ciekawi kim była pierwsza Petrova.
- Nigdzie się nie wybieramy, więc opowiedzcie. - Damon
podniósł kieliszek z winem.
- Myślę, że najbardziej obiektywna będzie opowieść Antinuy.
- powiedział spokojnie Elijah. Anette spojrzała na niego spode łba, miała
wrażenie, że zaraz wybuchnie ze złości.
- Kiedy nasze rodziny się tutaj osiedliły, była pewna
dziewczyna, Tatia. Niektórzy, w tym tych trzech uważali ją za przepiękną
kobietę. - Klaus uśmiechnął się, za co został skarcony przez Anette wzrokiem. -
Praktycznie wszyscy chłopcy walczyli o jej względy, chociaż każdy wiedział, że
ma dziecko z innym mężczyzna.
- A jedyną piękną bezdzietną panną prócz Rebeki była
Antinua. - dopowiedział Klaus.
- Mam kontynuować, czy Ty chcesz się tym zająć? - spytała
rozdrażniona.
- Proszę. - skinął na nią głową pozwalając by dokończyła
historie.
- Nikt przez pewien czas nie wydawał się nią zachwycać
bardziej niż Elijah. - powiedziała.
- Nie byłem jedynym, który zachwycał się nią tak bardzo. – Elijah
przymknął oczy, po czym spojrzał na brata. - Problem był tym większy, że Kol
także podkochiwał się w Tatii.
- Czekaj, oboje kochaliście tę samą dziewczynę? - zapytał
Stefan.
- Nie nazwałbym tego miłością, po prostu była ładna, a
Antinua była moją siostrą. Byłoby to niemoralne. – odezwał się Kol. – Poza tym
mnie interesowała jedynie cieleśnie, dlatego też z checią poznam tę nową
sobowtór. – uniósł kieliszek do góry w kierunku braci Salvatore, Ci jednak
zdecydowanie spiorunowali go wzrokiem.
- Nasza matka była potężną czarownicą. Szukała przynęty i
wzięła ją. Później dowiedzieliśmy się, że to jej krew przemieniła nas w
wampiry.
- Tatia nie mogła zdecydować z kim być.
- Była dziwką. - Rzuciła agresywnie Anette. - Zakochała się
w nich obu, poza tym miała dziecko, podsunęłam jej ją w ten sposób.
- Och, Antinua od samego początku nie darzyła jej sympatią.
- To mało powiedziane. - dodał Klaus.
- Sprawa Tatii tak nas poróżniła, że doszło do rękoczynów.
- Ostatecznie doszliśmy do porozumienia, że to rodzina jest
najważniejsza. - dokończył Kol.
- A co do mojej ukochanej Anette, Elijah szanował ją i
kochał jak siostrę, więc gdy nasza matka już nie żyła, a my staliśmy się
wampirami, naturalnym było, gdy Anette zdecydowała się stanąć u mego boku.
- Rodzina ponad wszystko. - Elijah wzniósł toast.
- A jeśli już mowa o rodzinie, wydawało nam się, że był
jeszcze jeden brat. – zaczął Stefan.
- Jego obecność nie jest pożądana, od wieków leży w trumnie
i dzięki temu mamy tyle spokoju. – zaczęła Anette.
- Inna sprawa, że zbyt dobrze dogadywał się z naszymi
rodzicielami, toteż jakoś odstawał i nie bardzo cieszy nas jego towarzystwo.
- Ale jeśli tylko odzyskamy ostatnią trumnę obudzimy, Rebekę
i Finna. – dodał Elijah.
Dziewczyny odniosły ostatnie talerze, tak że na stole został
sam alkohol.
- Przejdźmy do sedna wieczoru.
- Cóż, to bardzo proste. Odzyskacie trumnę, jeśli jako
powiększona rodzina Pierwotnych opuścicie Mystic Falls na zawsze. – zaczął Damon.
- Umowa brzmi dość sensownie. - odparł Elijah spoglądając na
pozostałą dwójkę Pierwotnych.
- Chyba nie rozumiesz. Nie mogę tego zrobić, ponieważ krew
Eleny zapewnia mi możliwość stworzenia takiej ilości hybryd bym mógł pozbyć się
tych, którzy mi zawadzają. Nigdy jej nie zostawię. - Klaus poprawił się na
krześle i nachylił w stronę braci. - Powiedzmy jednak, że ją tu zostawię. - dodał
po chwili i wstał ze swojego miejsca z kieliszkiem w ręce. Podszedł do Anette i
stanął za nią kładąc na jej ramieniu swoją rękę. - Będzie pod wasza opieką i co
wtedy? Ile czasu upłynie aż któryś z Was przemieni ją w wampira? Albo inaczej,
ile czasu upłynie Elenie będącej w środku waszego sporu? Bo widzicie, każdy z
Was głęboko wierzy, że jest tą osobą która może ją chronić. To złudzenie, bo
panowie najgorszą rzeczą dla Eleny Gibert jesteście Wy dwaj. - ręką z
kieliszkiem wskazał na nich.
- Muszę się przewietrzyć. - odezwał się po dłuższym
milczeniu Damon i odszedł od stołu.
- Całe to wasze gadanie wzmocniło tylko moje pragnienie. - powiedziała
Anette wstając. - Co powiesz, Stefan? - spytała kiwając palcem na jedną z
dziewczyn ich obsługujących. Drugą zaś zawezwał Klaus, Kol dołączył do Antinuy.
- Dasz się namówić na małego drinka? - spytała i odgarnęła włosy z szyi
dziewczyny i prawie w tej samej chwili ona i Klaus zatopili swoje zęby w ich
ciałach. - Przepyszna. - mruknęła zadowolona odpychając ciało.
- Idealny rocznik. - zawtórował jej Klaus i kciukiem wytarł resztkę
krwi z kącika ust.
- Zgaduje, że jedynym powodem zgody na tę kolację było
wbicie klina między mnie, a mojego brata. - powiedział Stefan podchodząc do
Klausa. Anette stała oparta o stół pijąc wino.
- Sami radzicie sobie z tym świetnie. Z powodu Eleny
stracisz brata, i będziesz mógł winić tylko siebie. - odparł dumnie Klaus.
- My przedstawiliśmy swoją ofertę, teraz czas na Twój ruch
Klaus. - powiedział Damon wchodząc do jadalni.
- No dobrze. - powiedział i usiadł na miejscu Elijah. Jego
bracia stali za nim, a zaraz obok pojawiła się Anette. - Proponuję przyszłe
szczęście Eleny. Widzicie to, czego ona potrzebuje, to pozbyć się Was i
zakochać się w człowieku. Może ten piłkarz? - zaproponował Klaus i spojrzał na
Anette. - Blondyn.
- Matt Donovan? - zapytał zniesmaczony Damon. - Na prawdę?
- Dlaczego nie? Pobraliby się wiedli owocne życie, założyli
idealną rodzinę...
- I kontynuowali ród Petrovej. - dokończył Stefan. - I co
kilkaset lat mielibyście nowego sobowtóra, by tworzyć nowe hybrydy. Prawda?
- Możecie to uznać za rekompensatę za mój wkład w jej
dobrobyt. Jak tylko oddacie trumnę, zapewnie jej bezpieczeństwo do końca jej
naturalnego życia. Co Ty na to Stefan? Zgadzasz się? - spytał wstając i
podchodząc do kominka, Salvatore zrobił to samo.
- Nieźle pomyślane Klaus. - powiedział ściskając mu rękę. -
Ale nie. - w tym momencie Pierwotna hybryda wygięła mu rękę i popchnęła w
stronę kominka, tak, że zaczął się palić. Gdy Damon spróbował zareagować Elijah
przyparł go do ściany.
- Przestań! - krzyknął starszy Salvatore.
- Teraz przynieś trumnę. - odezwała się Anette odkładając
kieliszek. - Zrób to nim Niklaus spali żywcem Twojego braciszka.
- Dostarczę Ci ją. - mruknął niezadowolony Damon.
- Elijah idź z nim. – dodał Klaus po chwili. - Dopilnuj by
dotrzymał słowa. Gdy wrócisz wywiąże się z obietnicy i uwolnię resztę rodziny.
- Zabij mnie przecież i tak to zrobisz, gdy dostaniesz
trumnę. - odezwał się Stefan. Klaus oderwał go od ognia i przystawił do stołu.
- Na prawdę się poddałeś, co? Gdzie Twoja wola walki, gdzie
rozpruwacz? - Stefan odepchnął go.
- Gdzie Elijah? - zapytał widząc oba wampiry z powrotem w
jadalni.
-Zapomniałem o deserze. – stwierdził starszy Salvatore.
Młoda dziewczyna weszła do pomieszczenia z tacą zakrytą materiałem, który Damon
jednym ruchem usunął, wszyscy zobaczyli dwa sztylety leżące na niej.
- Coś Ty zrobił? - Anette cofnęła się za Klausa. Nagle z
drzwi, którymi wszedł Damon, pojawiła się ich siostra. Gdy Anette się cofnęła
poczuła jak sztylet przebija jej ciało.
- Klaus. - mruknęła słabo. Gdy odwrócił się do niej, a
Rebekah przebiła go podobnym.
- Finn, nie. - powiedział widząc jak Finn trzyma sztylet w
ciele Antinuy.
- To za nasza matkę. - powiedziała i po wyciągnięciu
sztyletu z ciała brata podeszła do Anette robiąc to samo. - Uważałam Cię za
siostrę. - szepnęła jej w ucho. I wraz z Finnem wyciągnęli sztylety z jej
ciała.
- Możecie odejść. - powiedział Elijah do braci Salvatore.
Kol wygiął ramiona Klausa do tył trzymając go mocno. - To sprawy rodzinne.
Anette wraz z Klausem opowiedzieli o wszystkim dokładnie całemu
rodzeństwu. Elijah kilka razy musiał stawać między braćmi lub Anette i Rebeką
by się nie pobili.
- Nie obchodzi mnie to, co jeszcze jest do zrobienia, nie
obchodzi mnie żadna trumna.
- Jeśli będziemy trzymać się razem, jak rodzina…
- Co Ty możesz wiedzieć o rodzinie? Wkradłaś się do nas, bo
moja matka miała zbyt dobre serce. Zabiłaś ją Ty i ten bękart, którego niegdyś
uważałem za brata.
- Waż na słowa Finn, nie wolno Ci tak o niej mówić. –
najstarszy się zaśmiał.
- Pobijesz mnie? Czy ugryziesz, zły wilczku. Prawda jest
taka, że Antinua jest piątym kołem u wozu i nie zasługuje by być częścią
rodziny. A jeśli to według was jest rodzina to nie będę do niej należał.
- Dumny Finn…a raczej durny. – zaśmiał się Kol. –
Przynajmniej my pogodziliśmy się z losem jaki zgotowała nam nasza rodzicielka a
Ty jak zwykle robiłeś z siebie męczennika i lepszego od nas.
- Nit nie pytał Cię o zdanie Kol.
- Nie musiał. Jestem tutaj bo nie wyciągnął ze mnie sztyletu
przypadkowy wampir, tylko ktoś z mojego rodzeństwa. – spojrzał w stronę
Elijahy, Antinuy i Klausa. – Nawet bycie w trumnie kilkadziesiąt lat nie jest
tak nikczemne jak gardzenie własnymi dziećmi.
- Gdybyście robili wszystko…
- Miałbym być taki jak Ty? – Klaus prychnął. – Po stokroć
wolałbym nie żyć.
- Jesteście nikczemni i niewdzięczni. Spotka Was za to kara
większa niż sądzicie. – dodał i odwrócił się napięcie wychodząc z domu. Kiedy stał na ganku i włożył rękę do kieszeni kamizelki, którą miał na sobie wyciągnął kartkę z adresem domu braci Salvatore.
Subskrybuj:
Posty (Atom)