Nie wiem czy ktoś w ogóle zagląda na mojego bloga, ale jeśli tak, to mimo swoich poglądów życzę Wam spokojnej przerwy świątecznej i super zabawy w Sylwestra, jak i wejścia w Nowy Rok z uśmiechem na ustach i w sercu. Żebyśmy wszyscy byli bardziej empatyczni na to co się dzieje wokół nas i mimo tego, że zima w tym roku zbyt sroga nie jest pamiętajcie o swoich podopiecznych zwierzakach, by im też przez ten świąteczny czas było ciepło, miło a brzuszki najedzone :)
A teraz zapraszam na czytanie trzeciego rozdziału.
Pozdrawiam,
Female Robbery
********************************************************************************
Obudziła się z krzykiem. Znów czuła ten rozdzierający jej
kości ból. Znowu wróciły te same wspomnienia. Przemiana w wilkołaka. Siedziała
na polanie nad strumykiem czując ogarniający ją zewsząd strach o życie. W końcu
zabiła człowieka, co prawda przez przypadek ale to właśnie zrobiła. Powinna
zostać wygnana, a jednak pozwolono jej zostać. Patrzyła na wschodzący księżyc.
Niebo było czyste, a gwiazdy dodawały nocy uroku. Przez chwilę wydawało jej
się, że czuje ból w kościach, taki jakby coś ją rwało. Sądziła, że to przez to,
że tyle czasu spędziła siedząc w jednej pozycji. Nagle jej kręgosłup gruchnął
tak mocno, że położyła się na plecach. Krzyczała z bólu, który zaczął
przeszywać całe jej ciało. Po chwili każda z jej kości wydawała dźwięk, jak
gdyby była łamana. W odbiciu tafli wody zobaczyła swoją twarz, jej oczy
zmieniły kolor z jasnoniebieskich w bursztynowe, jej krzyk powoli zamieniał się
w ryk zwierzęcia. Ubrania po chwili zaczęły się rozdzierać i stała prawie nago.
Palce u rąk i nóg zmieniły kształt na te bardziej zwierzęce, a zęby zaczęły
bardziej się wyostrzać. Gdy całkowicie stała się wilkiem pobiegła w stronę
lasu.
Przetarła twarz chcąc zapomnieć znów na chwilę przerażające
wspomnienie. Wstała z łóżka z przekonaniem, że tym razem musi się im udać, tym razem
doprowadzą całkiem do ściągnięcia klątwy i nie pozwolą na zepsucie tego
perfekcyjnego planu. Do pełni pozostało niecałe 2 tygodnie. Była pewna, że
Klaus i jego świta już też zbliżają się do miejsca przebywania sobowtóra.
Znalazła kamień, teraz tylko wystarczy go odzyskać.
- Dzisiaj poniedziałek. - Powiedziała do siebie i przez myśl
jej przeszłoby pojawić się w szkole. Mogłaby przecież udawać jedną z uczennic,
co prawda miała te 21 lat, ale jej osoba i rysy twarzy wcale nie przypominały
tak dorosłej dziewczyny. - Gdzie, jeśli nie tam będę mogła pilnować sobowtóra?-
Mówiła przekonując samą siebie równocześnie przeglądając kolejne ciuchy
Kathrine. Tym razem ubrała ciemnogranatowe rurki, czarne botki i białą koszulkę
na szelkach wraz z koszulą w czerwono-czarną kratę, którą znalazła w szafie
właścicielki.
- Chciałeś mnie widzieć. - Powiedziała Elena stojąc z torbą
do szkoły w drzwiach domu braci. - Coś się stało?
- Wchodź. - Zaprosił ją gestem ręki do środka i poszedł wraz
z nią do salonu, w którym siedział Damon i Rose.
- Co ona tutaj robi?
- Jest coś o czym powinniście wszyscy wiedzieć, a przede
wszystkim Ty, Eleno. Przepraszam, za to, że Cię porwałam, ale to wszystko robiłam,
by zapewnić bezpieczeństwo i sobie i mojego przyjacielowi. Teraz, gdy on nie
żyje, a Twoi przyjaciele zabili jednego z Pierwotnych, jestem winna Ci
wyjaśnienia.
- Sądziłem, że Pierwotni to tylko legenda, a jeśli nawet
istnieli to dawno zostali zakołkowani. - Mruknął Damon.
- Niestety, ale żyją. Mogę już zacząć? - Damon podniósł ręce
w geście poddania się.
- Słucham. - Usiadła na kanapie. Stefan zajął miejsce na
łokietniku, a Damon usiadł obok Eleny. Rose wstała i zaczęła chodzić po pokoju
zaczynając swoją opowieść.
- Porwanie akurat Ciebie nie było przypadkowe. Twoje
podobieństwo do Kathrine również. Chodzi o to, że kiedyś, dawno temu pomogłam
jej ukryć się przed Pierwotnymi.
- Ilu ich jest? - Spytał Stefan.
- Nie wiem, ja osobiście znałam jednego. Tego którego
zabiliście.
- Skąd w takim razie wiadomo, że jest ich więcej?
- Brat Elijah potrzebuje krwi sobowtóra, wówczas była to
krew Kathrine, jednak gdy dokonała przemiany jej krew stała się zbędna, los
znów stworzył nowego sobowtóra, Ciebie Eleno, i jeśli ten drugi dowie się o
Twoim istnieniu, za kilka dni możemy się spodziewać jego osoby w Mystic Falls,
a jeśli nie dostanie Ciebie, wówczas zmiecie to miasteczko z powierzchni ziemi.
- Udało nam się zabić jednego pierwotnego, damy rade zabić
kolejnego. - Powiedział Stefan, na co Damon zareagował z entuzjazmem.
- W porównaniu z Klausem Elijah to króliczek wielkanocny. -
Odparła Rose patrząc na nich poważnym wzrokiem. - Klaus jest najgorszy z nich,
to on potrzebuje krwi sobowtóra, każdy kto staje mu na drodze ginie.
Zastanówcie się lepiej jak uchronić Elenę, albo pogódźcie się z jej stratą. -
Jej głos brzmiał na prawdę przekonująco. Patrzyła uważnie na Elenę, ta jednak
zdawała się być myślami gdzie indziej.
Weszła do domu trzaskając drzwiami. W szkole jej nie było.
Ludzie patrzyli na nią jak na kosmitkę, co prawda mieli racje zbliżał się
praktycznie koniec roku szkolnego, a ona wparowała tam jak gdyby nigdy nic.
Dwie postacie wpatrywały się w nią. Udało się jej znaleźć kronikę szkolną z
końca lat 80., Tak więc powinna znaleźć tam informacje o rodzicach tych
dziewczyn. Przeglądnęła książkę. W końcu trafiła. Rok 1986 klasa III, Abigail
Morose, Carol Stevenson, Elizabeth Jones.
- Pani burmistrz, na pewno zero krwi wilkołaczej.
Abigail.... - źrenice jej oczu bardziej się rozszerzyły. - Czarownica, która
pomogła mi przyskrzynić Mikaela, a przecież ta mulatka to była Bonnie. - wzięła
kartkę papieru. - A ta ostatnia...Wygląda jak pani szeryf z imprezy. Elizabeth.
Liz Forbes, jej córką jest ta blond laleczka. - prawie krzyknęła z radości, że
doszła kto jest kim. - Tylko dlaczego ta dziewczyna nie wydaje mi się być
człowiekiem… - rozsiadła się w fotelu. Kartkę z malutkimi zapiskami schowała do
tylnej kieszeni spodni i postanowiła znów zrobić wizytę w domu Salvatorów. Elena
na pewno już tam była, musiała sprawdzić jak się ma, w końcu miała jej chronić
do czasu złożenia ofiary. Druga sprawa zdobyć jak najwięcej informacji o tych
dziewczynach ze szkoły.
Stała na ganku domu braci. Pukała wiele razy, ale mimo tego,
ze dom nie należał do człowieka chciała zachować elegancje i nie wdzierać się
na siłę. W końcu usłyszała spokojne kroki w kierunku drzwi.
- Kathrine nadal jest w krypcie, a Elenę udało nam się
odzyskać bez Twojej pomocy i wiedzy. Żegnam. - chciał zatrzasnąć jej drzwi
przed nosem, ale ona powstrzymała go ruchem ręki.
- Nie tak prędko kochany. - przyparła go do ściany. - Gdzie
jest Twoja koleżanka? - uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na nią unosząc
jedną brew do góry. Puściła go.
- Jest bezpieczna, a chyba to spędzało Ci sen z powiek. -
odparł. - Na prawdę nie mam czasu. - mruknął, gdy ruszyła w głąb domu. Zeszła
po kilku stopniach i znalazła się w salonie. Nagle usłyszała nadnaturalny bieg
między meblami, czując, że ten ktoś chce przebiec koło niej wyprostowała rękę i
zatrzymała tajemniczą postać. Na dywanie koło jej stóp leżała szczupła
dziewczyna w oliwkowej bluzce jeansach z krótko ściętymi rudymi włosami.
- Niemożliwe. - szepnęła unosząc się lekko na łokciach
wpatrując z przerażeniem w brunetkę stojącą nad nią. Szybko podniosła się i
stanęła miedzy jedną futryną okna, a druga. Damon patrzył na przerażoną
rudowłosą, która wydawała się bać coraz bardziej, gdy tylko goszcząca jego dom
wampirzyca kierowała w jej stronę kolejny krok. - Myślałam, że nie żyjesz, że
zabito Cię razem z innymi.
- Rosaline, zapominasz, że nas się nie da zabić. -
powiedziała cicho. - Za to Ty jesteś bliska śmierci. - pogłaskała wierzchem
dłoni jej szyję, po czym skręciła jej kark pozbawiając przytomności.
- Co Ty robisz?! - podbiegł do niej i ułożył ciało
nieprzytomnej wampirzycy na podłodze. - Wpadasz tutaj i pozbawiasz przytomności
kogoś kogo nie znasz.
- Ona mnie zna, jak się obudzi zapewne wszystko Ci opowie o
mnie i o tym po co tutaj jestem. - mówiła spokojnie. - Zadarliście z
niewłaściwą osobą. - dodała poprawiając bluzkę.
- O czym mówisz?
- Elijah, wampir którego przeszyliście kołkiem, jest
Pierwotnym, jego się nie da zabić, tak wiec możecie się go spodziewać. Na drugi
raz lepiej lokuj swoje emocje, bo możecie tego wszyscy pożałować. - mówiła idąc
w stronę drzwi.
- Skąd Ty to wiesz? O Pierwotnych. - poprawił. Wampirzyca
zaśmiała się. Podeszła do bruneta i przesunęła się do niego, musnęła delikatnie
jego policzek.
- Bo ja również jestem jedną z nich. - stał jak wryty. Do
domu wpuścił pierwotnego wampira, nawet o tym nie wiedząc. Teraz pozostało
tylko czekać na to, by Rose się obudziła i powiedziała mu to co wie na jej
temat.
- Pamiętasz Slatera? - usłyszała znajomy głos w telefonie.
- Możliwe, co to za jeden? - odparła wchodząc do domu. Rzuciła
klucze na blat kuchenny, a sama skierowała się w stronę kanapy w salonie.
- Wampir, często pośredniczył między nami, a innymi
wampirami. - Antinua nic nie odpowiedziała, wszystko zdawało się być dla niej
jasne. - Właśnie widziałem w okolicy jego domu samochód z rejestracja stanu
Virginia. Jakieś pomysły?
- Damon Salvatore, pewnie już wie i o mnie i razem ze swoją
koleżanką chcą skontaktować się z Klausem. Co chcesz z tym zrobić?
- Nie pozwolić im na to. Chyba, że uważasz, że niepokojenie
na tym etapie Klausa jest odpowiednie.
- Nie! Nie mogą się z nim skontaktować, nie wiemy w jakiej
jest postaci, nie może się im ujawnić szybciej niż potrzeba, wystarczy, że ja
to zrobiłam. - powiedziała do słuchawki i zaczęła masować swoje czoło jedną
ręką. - Zrób co należy. Ja póki co zajmę się tym, co dzieje się z Eleną. -
odparła i rozłączyła się. Usiadła na klatce schodowej i zamknęła oczy. Nie
miała pojęcia jak to wszystko zrobić. Musiała współpracować z Elijah, dopóki
nie ma tutaj Niklausa. Z drugiej strony miała wrażenie, że on tu przybył tylko
po to, by we wszystkim przeszkodzić. Coś musiało się dziać w trakcie jej snu w
trumnie.
Siedzieli w kawiarni. Damon, Rose i jej stary znajomy
Slater. Dyskutowali jak usłyszał Elijah, w jaki sposób można skontaktować się z
Klausem, plus dokładniejsze informacje na temat klątwy.
- Jak to zrobiłeś, że Rose nie pali światło słoneczne? -
spytał wyjątkowo zafascynowany Damon.
- Tworzywo, które pochłania promienie UV. Ja też nie mogę
wychodzić na światło słoneczne, ale dzięki tylu kierunkom studiów, które udało
mi się przez 300 lat skończyć, udało mi się to odkryć. - odparł. Rose
uśmiechnęła się do niego. - To w czym Wam pomóc?
- Chcemy się skontaktować z Pierwotnymi. - Slater pomasował
swoją szczękę.
- To będzie trudne, większość jest zamknięta w trumnach.
- Kogo będziesz mógł najszybciej złapać?
- Elijah. - mruknął. - Szukał Rose i Trevora, skoro jest
tutaj sama Rose z Tobą wnoszę, że już go spotkaliście.
- Zabiliśmy go, tymczasowo. - dodał Damon. - A co z tym
całym Klausem?
- Stary nie chcesz go spotkać.
- Muszę nim on znajdzie Elenę. Sobowtóra. - poprawił zaraz.
Slater siedział zamyślony.
- Jeśli Klaus nie będzie chciał się ujawnić, nikt z Was go
nie znajdzie, nawet jego rodzeństwo. Jest jednak inny sposób, by uchronić
dziewczynę. - Elijah wziął w garść kamyczki leżące naokoło ozdobnego drzewka po
drugiej stronie ulicy i spacerował tam i z powrotem czekając na odpowiedni
moment, by zaatakować. - Możecie ściągnąć klątwę z... - po tych słowach, które
usłyszał rzucił kamyczkami w kierunku baru, a szyby rozprysły się w drobny mak.
Slater i Rose zaczęli prawie płonąć.
- Przez Ciebie za dużo wiedzą. - powiedział wchodząc bez
zaproszenia za próg nowego domu Anette. - Gadasz im o nas jakby to, że jesteśmy
Pierwotnymi miało nie mieć dla nich żadnego znaczenia.
- Chcesz powiedzieć, że to ja utrudniam? Gdyby nie fakt, że
jakichś dwoje zniewieściałych wampirków zapragnęło porwać sobowtóra, bo bali
się Ciebie do niczego by nie doszło. Musiałam sprawdzić jak się sprawy mają, to
jest moja sprawa bardziej niż Twoja, wiec bądź tak miły i nie drąż dziury w
całym.
- Nie twierdzę, że utrudniasz. Uważam, że powinnaś na jakiś
czas zamilknąć i pomóc mi działać, sama wiesz co stało się w barze Slatera.
-Ach, czyli to, że Rose wyśpiewała im wszystko jest moją
winą? Wiadomość z ostatniej chwili Elijah, czy bym się tam zjawiła, czy nie,
oni i tak by od niej wszytko wyciągnęli. Po tym jak zabiłeś jej ukochanego
Trevora jest przeciwko nam. Nic tego nie zmieni. Jedyne co możemy teraz zrobić,
to zatrzymać Kathrine w grobowcu z kamieniem, i pilnować by nie wywieźli gdzieś
Eleny, co gorsza by nie zrobili z niej kolejnego wampirzego sobowtóra. - mówiła
składając nowe ubrania do szafy. Nim Elijah zjawił się udało się jej pojechać
na zakupy. Pieniądze były zbędne, w końcu mogła zahipnotyzować kasjerkę.
Niespodziewanie poczuła jak zimne ostrze wbija się w jej kręgosłup. - Nie
spojrzysz mi nawet w oczy... - nim skończyła zdania cała pokryła się sinym
kolorem. Krew płynąca w jej żyłach zastygła.
- Tak będzie bezpieczniej dla nas wszystkich Antinuo, zajmę
się tym. - powiedział i zaciągnął jej ciało do piwnicy domu. Znajdowała się tam
trumna, jej trumna, którą zapewne przywiozła wraz z Kathrine. Włożył ją
delikatnie do środka wyciągając sztylet z pleców i wkładając go do klatki piersiowej
zamknął trumnę. - Musisz mi wybaczyć, ale rodzina zawsze jest na pierwszym
miejscu. - szepnął i wyszedł w wampirzym tempie z mieszkania.