Kathrine siedziała w małym mieszkaniu Alarica. W końcu i właściciel
się obudził.
- Co się stało? - zapytał widząc brunetkę na jego fotelu, która
piłowała paznokcie. - Elena?
- Chyba kpisz, Kathrine. - uśmiechnęła się z przekąsem. -
Właśnie odzyskałeś przytomność po tym, jak Twoje ciało opuścił Klaus.
- O czym Ty mówisz? Klaus jest w mieście?
- Tak, i już od dawna ma kamień, ma wilkołaka i ma wampira.
- Ciebie? - Kathrine zaśmiała się i podeszła do niego.
- Zamiast żartować zrób coś nim zginie Elena i jej
przyjaciele. Nie masz za dużo czasu pełnia jest pojutrze. Klaus odzyskał siły,
był tu Damon, dzięki temu mam werbenę i Klaus nie może mnie hipnotyzować, z chęcią
Wam pomogę pozbyć się Pierwotnych, ale musi wejść tutaj jeszcze jeden wampir by
móc zrobić coś Klausowi.
- Masz na myśli Damona? - spytał lekko zdziwiony. - Zastanowimy
się nad tym wspólnie, bez Ciebie. - dodał i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Leżała w wannie biorąc odświeżającą kąpiel. Wiedziała, że
przybycie prawdziwego Klausa jest kwestią tej nocy. Nie mogła doczekać się by
zobaczyć jego prawdziwego. Minęło dokładnie 92 lata odkąd ostatni raz widziała
jego twarz.
Było to w 1918 roku, piękna słoneczna pogoda, Nowy Orlean.
Wszystko działo się pięknie. Elijah odnalazł wreszcie spokój, Rebekah zakochała
się ze wzajemnością, a to że Antinua była u boku Klausa i zdawała się łagodzić
każdy jego wzburzony nastrój, przekonywało wszystkich, by osiedlić się tam na
dłużej. Sielanka nie trwała długo, bo do akcji wkroczyła zmora każdego z nich -
Mikael. Całe szczęście, które udało się zbudować w ciągu 300 lat trysnęło jak
bańka mydlana w zaledwie jeden wieczór. Musieli uciekać. Każde w inną stronę,
Wtedy ostatni raz widziała ich wszystkich. Dlatego też teraz zrobi wszystko, by
ich zjednoczyć.
Leżąc w wannie, rozmyślania o przeszłości przerwał jej
dzwonek do drzwi. Spojrzała na budzik stojący na stoliku obok łóżka, dochodziło
południe. Z kalendarza obliczyła, że jutro dojdzie do wielkiego finału. Pełnia.
Zeszła na dół, ubrana w jeansy i koszulkę na szelkach z
jeszcze mokrymi włosami, które niesfornie oblepiały jej twarz. Otworzyła drzwi,
a przed nią stał on. Wysoki, w krótkich lekko podkręcanych blond włosach i o
lodowatym spojrzeniu. Ubrany w czarne spodnie, ciężkie buty, biały t-shirt z
wyciętą literą V, na szyi wisiał mu jakiś stary różaniec, na całość miał nałożoną
czarna sportową marynarkę. Oparty o futrynę drzwi zeskanował ją wzrokiem.
- Nie wpuścisz mnie? - zapytał unosząc jedną brew do góry.
Spojrzała na niego i przewróciła oczami. - Antinua...wczorajszy wieczór był zbyt
nerwowy. Mam ze sobą butelkę wina z 1918 roku specjalnie dla Ciebie. - spojrzał na nią
wymownie. - I chciałbym uczcić przynajmniej dwie rzeczy.
- Nie sądzisz, że ze świętowaniem należałoby się wstrzymać
do czasu przełamania klątwy? Po prostu, oni mogą skorzystać z chwili naszej
nieuwagi i wszystko szlag trafi. - dodała, gdy po zadaniu pytania podszedł do
niej i popchnął ją do środka wpraszając się. Docisnął ją do ściany i
przejeżdżając palcem po jej karku szepnął:
- Do pełni pozostała nam doba, góra dwie i mamy już
wszystko, a Ciebie nie wiedziałem 91 lat 11 miesięcy i 23 dni.- spojrzała na
niego z niedowierzaniem. - Narazie chcę się cieszyć tym, że w końcu Cię mam tak
blisko siebie, i że razem dostaniemy z powrotem to, co zostało nam niesłusznie
odebrane...
- Niklaus... - chciała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta
pocałunkiem. Trzymał ja przypartą do ściany i obsypywał pocałunkami. - Podam
wino. - powiedziała przerywając mu. - Katerina jest z Tobą?
- Tak. I ona i kamień. A Ty tutaj mieszkasz sama? - zapytał
wchodząc za nią do kuchni. Wyciągnęła kieliszki i podsunęła kolo niego. Złapał
ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Nie myśl, że ominęła mnie kwestia Twoich
układów z Elijah. - warknął i puścił jej rękę.
- O co Ci chodzi? Mieszkam tutaj sama. Nie jesteś
wystarczająco doinformowany, bo moje układy z Elijah dotyczyły jedynie
trzymania Eleny z dala od pomysłu targnięcia się na życie, by zostać wampirem,
jak zrobiła to Katerina. Po drugie Elijah, kiedy ostatni raz mnie odwiedził to
było około 4 tygodni temu i pożegnał się wsadzając mi cholerny sztylet, nawet
nie patrząc mi w oczy. Wciąż, masz jakieś obiekcje? - spytała patrząc mu w oczy czując
jak jej twarz nabiera groźnego wyrazu. Zacisnął usta, tak że policzki kości policzkowe uwydatniły się nieco bardziej.
- Wybacz, ale pamiętam jak wyglądały Wasze relacje.
- Niklaus, to było ponad 900 lat temu, to była kwestia
Twojej matki. - powiedziała wspominając, jak prawie doszło do czegoś, co na tę
chwilę nie miałoby prawa buty. - Mimo mojej sympatii do Elijah, nigdy nie był mi
tak bliski jak Ty. Dziwi mnie to, że ciągle o tym zapominasz. - Klaus spróbował
wprowadzić rozmowę na inny tor.
- Kathrine wspomniała, że utknęłaś na ponad 10 lat w
trumnie.
- Owszem obudziła mnie, chciała ochronić siebie, za moją
pomocą przed Tobą. - Klaus zaśmiał się. - Mam dziwne wrażenie, że zrobiła coś
ważnego, skoro mówisz że jest z Tobą.
- Oddała kamień, poza tym mimo że mam wampira i wilkołaka
muszę mieć kogoś w zapasie. - Anette uniosła jedną brew do góry.
- Skąd będziesz miał zapasowego wilkołaka?
- Przyjaciółka Tylera Lockwooda. - uśmiechnął się
zadowolony. - Pamiętaj, że jesteśmy zawsze krok przed nimi.
- Tak. Pamiętam, podałam im na tacy informacje o Tobie, a Ty
nadal żyjesz, wciąż to o czymś świadczy. Jak Ci się w ogóle udało przetrwać ich
zasadzkę?
- Zabiłem tę czarownicę. - Anette prawie wypluła wino.
- Bonnie Bennet nie żyje?
- Tak. Jestem tego pewien, gdy odchodziłem sprawdziłem jej
wszelakie funkcje życiowe, nic. Jest martwa. Elena przed rytuałem przemyśli,
czy to aby na pewno dobry pomysł by narażać swoich przyjaciół. - dopił swoją
porcję i nalał następną. - Tymczasem porozmawiajmy o tym, co działo się, gdy
dzielił nas czas i kilometry. - uśmiechnął się nonszalancko i uniósł kielich z winem w kierunku wampirzej przyjaciółki. -
Za nasze spotkanie po latach...
- Za nasz nieuchronny tryumf nad magią. - dodała po chwili i stuknęła
lekko swoim kieliszkiem o jego.
***kilka godzin później***
Siedział na skórzanej kanapie w salonie. Odgarniał jej włosy
z twarzy. Pił ostatni kieliszek wina, podczas gdy ona zasnęła w jego ramionach.
Ostatni raz spędzał z nią wieczór w 1918 roku, w Nowym Orleanie, nim doszło do
ataku jego ojca. Cieszył się, że w końcu ją zobaczył. Spojrzał na jej twarz,
była spokojna, czarne włosy falami układały się na jej smukłej szyi. Nie
zmieniła się wcale, usta delikatnie zarysowane lekko zaczerwienione. Policzki, które
pod wpływem wypitego wina nabrały rumieńców. Wiedział, że musi już wrócić do
mieszkania Alarica, sprawdzić co robi Kathrine, czy aby na pewno nic się nie
zmieniło i nikt nie pokrzyżował mu planów. Zegar na ścianie pokoju wybił 23.
Delikatnie drażnił jej szyję, by w końcu się obudziła.
- Dopiero przyjechałeś, a już działasz mi na nerwy. -
warknęła popychając go na ścianę, gdy szybko wstała z jego kolan.
- Wiedziałem, że nie należy Cię budzić, ale zapomniałem jaka
jesteś temperamentna. - gdy chciała do niego podejść znalazł się tuż przed nią i
przycisnął znowu do ściany. - Muszę wracać. - przegryzła
dolną wargę i przejechała dłonią po jego twarzy.
- Obiecasz mi coś? - spytała kciukiem przejeżdżając
delikatnie po jego ustach. - Nigdy nie zostawiaj mnie już samej, nigdy nie
pozwól mnie wsadzić do tej cholernej drewnianej puszki. - powiedziała ze złością
w głosie.
- Gdyby nie te puszki Mikael dawno by nas zabił. - odparł.
- Obiecaj Nikolaus! - warknęła.
- Obiecuję, że za dwa dni zaczniemy nowe życie i zrobię
wszystko by wynagrodzić Ci 92 lata rozłąki. - złapał jej twarz w dłonie. - Jutro
zabierz stąd wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Wiesz gdzie mieszka Alaric? - ona
pokiwała twierdząco głową. - Przyjdź tam, dom został przepisany na czarownicę, która
mi pomaga, ona Cię wpuści, a pojutrze po rytuale wyjedziemy z tej dziury. - pocałował
ja w czoło i wyszedł.
****następny dzień***
Pakowała swoje rzeczy. Jej osobistych było doprawdy
niewiele. Wzięła ubrania, w których przywrócono ją do życia, a także niektóre rzeczy
jakie podobały jej się, a należały przed śmiercią do właścicielki domu. Jedna
walizka była całym dobytkiem jaki miała. Zamykając drzwi zastanawiała się, jak to
możliwe, że przez tyle czasu ile tutaj mieszkała policja ani sąsiedzi nie zorientowali
się, że 30latka nie żyje, a jej miejsce zajął ktoś inny. Wyjęła komórkę i
zadzwoniła po taksówkę. Klucz wsadziła pod wycieraczkę. Ostatni raz przed
wejściem do samochodu zerknęła na ten dom i ruszyła w stronę mieszkania Alarica
Saltzmana.
Zapukała lekko w drewniane drzwi. Usłyszała zgrzyt zamka.
Przed nią ukazała się drobna mulatka, w kręconych włosach, niedbale upiętych.
- Antinua? - spytała patrząc w jej stronę, wampirzyca pokiwała
głową. - Klaus poszedł gdzieś na chwilę z Antohnym, jest za to Kathrine. - uśmiechnęła
się. Patrząc na nią Anette miała nieodparte wrażenie ze ta dziewczyna ma nie więcej
niż 17 lat. Mimo całej charyzmy jaką posiadał jej przyjaciel, i jego uroku
osobistego dziwiło ją, jak mógł namówić na współpracę praktycznie dziecko. - Wejdź.
- Antinua. - porcelanowy kubek wypadł z ręki Kathrine, gdy
zobaczyła Pierwotną przekraczającą próg tego domu.
- Katerina. - mruknęła i chwyciła ją za szyje i uniosła kilka
centymetrów nad ziemię. - Nie myśl sobie, ze oddanie Niklausowi kamienia zmieni
cokolwiek w Twoim życiu. Zginiesz, samotnie i niekochana przez nikogo, to
kwestia czasu. Twoje matactwa dotyczące mnie i Elijah nie pozostawię tak
sobie. - dodała. Popatrzyła w jej oczy. I postawiła na ziemię. - Oddaj bransoletkę. - z lekkim wahaniem
zrobiła to o co ja prosiła. - Podejdź do okna. - gdy tylko jej ciało zaczęło się
palić na słońcu. Antinua rzuciła jej bransoletkę. - Następnym razem każe Ci wyjść z mieszkania.
- Kochana... - usłyszała za sobą znajomy tembr głosu. Odwróciła
głowę i zobaczyła Klausa w towarzystwie jakiegoś osiłka. - To Anthony, drugi mag,
który nam pomaga.
- Panno Mikealson. - podała mu rękę.
- Anette. - odparła, czując uścisk jego dłoni. - Mam pewne
wątpliwości. - Klaus spojrzał na nią niezrozumiale. - Moglibyśmy wyjść
porozmawiać? - gestem ręki puścił ją przed sobą.
- Zajmijcie się swoją robotą. Anthony przypilnuj lochu z
wampirem i wilkołakiem, Kimberly przygotuj rytuał.- oni wyszli zaraz za nimi. -
Co się stało?
- Faszerujesz Kathrine werbeną? - spytała siadając na ławce w
parku, do którego weszli.
- Nie. Skąd ten pomysł. Słyszałem jej krzyki, wrzaski agonii
jaką przez Ciebie przeżywała. Co się stało?
- Jej plotki dotyczące mnie i Elijah, nie podoba mi się
kiedy jakiś marny wampirzy pomiot knuje za moimi plecami. Ale przede wszystkim
w trakcie tego, nie wiedziałam czy się nie zbuntuje, chciałam więc ją zahipnotyzować,
by zrobiła wszystko o co ją poproszę.
- Udało się, skoro bez wahania wyszła na słońce.
- Udawała. Wiedziała, że jej nie zabije, nie póki nie
skończył się rytuał. Gdy oddawała swoją bransoletkę, która chroni ją przed
słońcem, wycofała na chwile rękę i zmrużyła oczy patrząc na mnie, jak gdyby była
zdziwiona i chciała zrobić coś, co jednak nie byłoby dobrym rozwiązaniem.
- Werbena mówisz? Widziałem się dzisiaj z Alarickiem i
Damonem w barze...
- Oni coś knują i
znaleźli w Kathrine sojusznika. Należy uważać. Mówiłeś coś o lochu, Kathrine
wie gdzie przetrzymujesz wampira i wilkołaka?
- Tak, i jeśli jakimś cudem uda im się zabić Anthonego i uwolnić
tamtą dwójkę mamy pewność, że Katerina coś przed nami ukrywała. Wówczas
Kathrine jest wampirem potrzebnym do rytuału, przyjaciółka Lockwooda
wilkołakiem, Kimberly czarownicą, mamy kamień i wzięcie sobowtóra to tylko
fatyga. - przejechała dłonią po jego twarzy.
- Jutro odzyskamy co nasze. - uśmiechnęła się do niego. - Nie
wiem jak Ty, ale ja idę do Grilla na drinka, sprawdzę jak się sprawy mają.-
musnęła jego policzek i odeszła w stronę Grilla.
Wracając do domu czuł spokój. Wiedział, że czeka ich
przeprowadzenie rytuału. Tyle lat spędzonych na poszukiwaniu najcenniejszego
składnika i wreszcie ten cel był na wyciągniecie ręki. Nie mogli zmarnować tej
szansy. Ale prócz odzyskania swojej wilczej natury miał jeszcze inny plan. Nie
wiedział, czy Antinua wie o tym, ale póki co nie chciał jej informować, mimo
wszystkiego co ich łączyło, obawiał się, że nie zechce mu w tym pomóc, bo
wystarczy że mają siebie nawzajem. Wszedł do środka mieszkania i rzucił klucze
na blat.
Siedziała przy barze i dolewała sobie koniak do kieliszka.
- Nie widziałem Cię od wieczoru przed imprezą.
- Widocznie nie chciałeś mnie widzieć. - powiedziała pijąc
powoli kolejna porcje koniaku.
- Wiesz w kogo zamienił się Klaus? - popatrzyła na niego
kątem oka udając zainteresowanie. - W Alaricka. - prychnął. - Nie rozpoznałem, że
w moim przyjacielu została umieszczona dusza Pierwotnego.
- Sądziłam, że tacy ludzie jak Ty, czy ja nie mają
przyjaciół, nie wliczając rodziny. - mruknęła i nalała mu porcje do swojego
kieliszka i przesunęła mu. - Niklaus jest świetnym aktorem i tylko ktoś kto zna
go kilkaset lat jak ja, Elijah lub nawet Kathrine poznają, że to on.
- Wiedziałaś? - spytał nerwowo. - Wiedziałaś i nawet nie
szepnęłaś słowa w tym temacie? - szarpnął ją za rękę.
- Nie pozwalaj sobie Damonie. Jestem w szoku, że sam nie
zauważyłeś, tego dialogu nim Elena go wpuściła do domu, było to typowe
oczekiwanie wampira na zaproszenie do środka, jego mina kiedy Bonnie
zaprezentowała swoje umiejętności, był ewidentnie pod wrażeniem, ale to nie
była kwestia zachwytu, że jest ktoś kto obroni jego słodką Elenę, tylko wrażenie,
że ona może być niebezpieczna i należy się jej pozbyć, przy okazji wyrazy
współczucia, podobno Bonnie zmarła. - dodała szybko i nalała sobie kolejną
porcję.
- Tak, niestety Twój brat ją uśmiercił. - patrzył na nią
uważnie chcąc wychwycić, czy aby na pewno niczego nie podejrzewa.
- Powiedziałabym, że mi przykro, ale to przez czarownice
Elena zginie i to czarownica uczyniła mnie i moje rodzeństwo wampirami. Dlatego
im mniej czarownic na tym świecie, tym lepiej. Tymczasem muszę spadać, brat na
mnie czeka, zobaczymy się jutro, punkt 18 razem z Niklausem przyjdziemy po
Elenę, rozradzam wszelkie próby ukrycia jej, przemienienia w wampira, czy
czegoś podobnego.
- Poczekaj. - złapał ją za ramie. - Rozmawiałem już o tym z
Klausem. Poczekaliście 500 lat na to, co Wam za różnica w tę czy w tę?
- Gdybyś na każdym kroku śnił koszmary o tym, co Cię
spotkało i to co zrobisz skończy to i tylko Cię wzmocni nie zwlekałbyś ani
sekundy. - odpowiedziała. - Dobrej nocy Damonie. - wyszła z baru i ubierając na
siebie czarną skórzaną kurtkę ruszyła w
kierunku domu Alarika.
- Co oglądasz? - usłyszała głos Kathrine, gdy przekroczyła
próg mieszkania zobaczyła Klausa, który podłącza telefon do komputera by wyświetlić
nagranie.
- Swoje zwycięstwo. - uśmiechnął się nonszalancko i spojrzał
na drzwi, w których stała Antinua. - Wreszcie jesteś. - powiedział spokojnie gdy podeszła
się do niego przytulić. Pocałował ją w usta, gdy niespodziewanie przerwano im
poprzez szybki bieg jakiejś nadprzyrodzonej istoty. - Damon Salvatore... -
mruknął Klaus trzymając jedną rękę wokół tułowia Antiuy.
- Jesteście chorzy. - powiedział z obrzydzeniem. - Rodzeństwo...
- Nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem Salvatore, ale chyba
nie o tym chciałeś rozmawiać. - ucięła ścierając kąciki ust palcami. - Ktoś Cię
musiał wpuścić...
- Dawny właściciel nim Klaus przejął mieszkanie. - Klaus
wymownie spojrzał na Katharine, która wyglądała
tak, że gdyby mogła całkowicie zapadłaby się pod ziemię. - Wasz plan się nie
uda, nie chodzi o Elenę, po prostu znalazłem loch w którym trzymałeś Caroline i
Tylera... - Klaus zaśmiał się w głos. - Nie żyje też Twój czarownik. Antinua
zaśmiała się i zasłoniła delikatnie usta dłonią.
- Widzisz to nagranie..? - spytał podając mu telefon z
włączonym filmikiem.
- Jules..
- To przyjaciółka tego chłopaka, którego uratowałeś, mam też
zapasowego wampira. - zerknął na Kathrine. - Jedną czarownicę ekstra też posiadam.
- Nie pamiętasz co mówiłam Wam nim Niklaus w ciele Alarika przekroczył
próg Waszego rodzinnego domu? - spytała stojąc z założonymi rękami obok Klausa. -
Zawsze jesteśmy krok przed wami. Zawsze. - powtórzyła.
- Najpierw musielibyście zabić mnie.
- Kusząca propozycja. - odparł Klaus i skręcił mu kark.
Antinua uniosła jedną brew.
- Przecież go nie zabiłeś. - Klaus uniósł jego rękę i podwinął
bardziej rękaw jego skórzanej kurtki. - Spostrzegawczy jesteś kochany. - dodała
po chwili. - Gdzie Kimberly?
- Prawdopodobnie już z wilkołakiem. Ubieraj się Kathrine. - powiedział
i rzucił w pannę Pierce jej marynarką.
- Jeśli znajdę kogoś innego, by zajął moje miejsce,
darujecie mi życie? - Antinua podeszła do niej. - Jest kobieta, ciotka Eleny
można z niej zrobić wampira. - powiedziała szybko.
- Szybko znajdujesz rozwiązania, jeśli w grę wchodzi utrata
życia. No dobrze, pomożesz Anette ją zwabić do lasu. Ja zajmę się
przygotowaniem rytuału z Kimberly.
- Co z Elena? - spytała Anette kierując się do wyjścia.
- Pójdziemy po nią oboje. Zadzwonię po Kimberly, lepiej żeby
na czas rytuału Damon nie opuszczał tego mieszkania.